3.
Dzisiaj sobota, dzień wolny od placówki torturowania młodzieży. Nie mam żadnego planu na dzisiaj, no może z wyjątkiem brzdąkania na gitarze, która kiedyś należała do mojego ojca. Uczył mnie na niej grać, kiedy jeszcze uczestniczył w moim życiu. Mijają dwa dni od mojego spotkania z Maisie na placu zabaw. Nie kontaktowała się ze mną do tamtego czasu, nie chodziła do szkoły, co oczywiście zaszkodziło jej stu procentowej frekwencji. Wiem, że było jej ciężko, ale Sam to palant, który nie wie, jak wielki skarb wypuścił z dłoni.
Powoli wstałem z łóżka, założyłem na siebie szare dresy i zszedłem na dół. Wiedziałem, że mamy nie ma, jak zawsze o tej godzinie jest w pracy, ale i tak ciepłe jeszcze tosty czekały na mnie na blacie szafki w kuchni. Zacząłem jeść przeglądając portale społecznościowe. Dostałem SMS'a.
Calum: Hej stary, Luke i Ash z Jess przychodzą dzisiaj do mnie, rodziców nie będzie przez cały weekend, wpadaj.
Lekko się uśmiechnąłem na tę wiadomość, przyda mi się jakieś oderwanie od przytłaczającej mnie rzeczywistości.
Ja: Jasne, będę około 16. muszę poczekać, aż mama wróci z pracy. Do Zobaczenia
Wysłałem i nie czekałem na odpowiedź, bo wiedziałem, że i tak jej nie uzyskam, Cal zawsze tak robił. Znowu zadzwonił mój telefon, dzwoniła Maisie. Szybko odebrałem. Nie zdążyłem nic powiedzieć, bo już usłyszałem.
-Tak mnie to boli, dlaczego On mi to zrobił, tak moje serce boli- znowu płakała- Chcę Go z powrotem, chcę Go przytulić, pocałować. Tylko On może pozbierać i poukładać moje rozbite serce- szlochała do słuchawki.
-Mai... proszę Cię, wszystko będzie dobrze. Musisz wziąć się w garść. Znajdzie się ktoś lepszy. I w końcu masz mnie, swojego najlepszego przyjaciela, który zawsze będzie przy tobie. Już zawsze będę twoim przyjacielem- powiedziałem sam niedowierzając moim słowom, trochę kłamałem. Nie chciałem być jej przyjacielem, tylko chłopakiem, narzeczonym, mężem. Ehh.. znowu moja chora wyobraźnia daje się we znaki. Słyszę to jak płacze.
-Dziękuję, że jesteś moim przyjacielem- westchnęła przez płacz i rozłączyła się.
Stałem tam z telefonem przy uchu przez dobre pięć minut.
Moja biedna mała Maisie, co ten okrutny chłopak z tobą zrobił. Przecież, ja jestem dla Ciebie taki dobry, zawsze Ci pomagam, a ty i tak wolisz jego. On Cię uderzył, ja nigdy tego nie zrobiłem i nie zrobię ~ pomyślałem.
Odłożyłem telefon na blat, skończyłem jeść śniadanie, po czym półprzytomny udałem się na górę. Wziąłem zeszyt i gitarę w dłoń. Ale nic nie napisałem, ani gitara nie wydobyła z siebie ani jednego dźwięku. Siedziałem na łóżku, z instrumentem na kolanach i zeszytem przed sobą. Nie myślałem o niczym, w głowie miałem pustkę, a zapewne moje oczy wyglądały jak otchłań niczego, puste bez żadnych emocji. Nie wiedziałem ile tak siedziałem, ile spędziłem minut, a może nawet godzin na bezczynnym nic nie robieniu. Z mojego transu wybudził mnie dźwięk telefonu domowego, z niechęcią wyszedłem z pokoju i powoli schodziłem po schodach. Podniosłem słuchawkę do góry.
-Clifford, słucham- powiedziałem do słuchawki, jak ktoś dzwonił na stacjonarny zawsze odbierałem w ten sposób.
-Dzień dobry, Pani jak mniemam Clifford miała wypadek, samochód którym jechała został wypchnięty z drogi przez ciężarówkę. Kobieta jest w ciężkim stanie, prosimy o niezwłoczne przybycie do szpitala- usłyszałem i szybko się rozłączyłem, założyłem szarą bluzę z wieszaka. Zakładając swoje trampki dzwoniłem do Ash'a.
-Ooo.. Mike, nie wywiniesz się od pójścia do Cal'a, nie szukaj żadnej wymówki- powiedział rozbawiony.
-Ash zawieź mnie do szpitala, szybko. Moja mama miała wypadek- powiedziałem wychodząc z domu.
-Cholera... tak już jadę, będę za chwilę, akurat jechałem w tamtą stronę- rozłączył się i dosłownie po chwili podjechał pod mój dom. Usiadłem na tylnim siedzeniu, bo z przodu siedziała Jess, pewnie jechali już do Calum'a, czyli jest około godziny 15. lub 16. ale nie obchodzi mnie to teraz, najważniejsza jest teraz moja mama. Ash jechał szybko, ale każdy z nas wiedział, że jest dobrym kierowcą.
Dojechaliśmy na miejsce w mgnieniu oka. Wręcz wybiegłem z samochodu i pobiegłem do recepcji.
-Kobietę tutaj przywieźli, w wypadku uczestniczyła- mówiłem trochę dziwnie i nieskładnie, ale to wszystko przez strach jaki mnie ogarnął- Jestem jej synem i tak jestem pełnoletni- powiedziałem ubiegając pytania recepcjonistki.
-Obecnie pacjentka jest na sali operacyjnej, potem zostanie przewieziona do pokoju numer 15. Niestety nic nie wiemy o pacjentce. Może Pan wypełnić tę kartę?- podała mi kartę w której miałem wypisać dane mojej mamy, ale ręce mi drżały, więc po prostu podałem słownie informację, które były potrzebne, po czym udałem się pod salą operacyjną, której kierunek podała mi recepcjonistka.
Usiadłem na plastikowym krzesełku i chowając twarz w dłonie, czekałem. Te minuty wydawały się wiecznością. Wiem tylko tyle, że jak z sali operacyjnej wyszedł lekarz było już ciemno. Podszedł do mnie i powiedział dwa słowa, które wstrząsnęły moim światem, roztrzaskały go jeszcze bardziej, na miliardy kawałeczków, a te słowa to "Przykro mi". Innych słów już nie słyszałem obróciłem się w stronę chłopaków i Jess, którzy przyjechali tu zaraz po mnie jak Ash po nich przyjechał. Byli ze mną tu przez cały czas, mimo iż nic nie mówiliśmy, czułem ich wsparcie. Zacisnąłem szczękę starając się powstrzymać łzy, ale i tak wypłynęły, byłem nieobecny, widziałem rozmazane postacie. Powolnym i chwiejnym krokiem podeszłem do nich, przy końcu się potknąłem i prawie upadłem, ale złapał mnie Calum i mocno przytulił. Rozpłakałem się jak małe dziecko, ale miałem do tego pełne prawo. Właśnie straciłem najważniejszą kobietę w moim życiu.
-Opuściła mnie- wyszlochałem w ramię przyjaciela. Nic nie mówił tylko obejmował mnie rękoma, po chwili poczułem inne ręce obejmujące mnie. Wiedziałem, że teraz wszyscy mnie obejmowali w naszym małym kręgu.
Później działałem jak w amoku, prawie nic nie pamiętam z powrotu do domu. Calum i Luke wrócili do domu tak samo jak Jess. Ash odprowadził mnie do pokoju i poszedł do salonu, spał na kanapie, aby w razy czego być przy mnie.
To zdecydowanie najgorszy dzień mojego życia. Leże na pieprzonym łóżku, myśląc o tym pieprzonym dniu i wspominając te piękne chwile z mamą. Nie mam już nikogo, wiem, że ojciec już nie wróci. Zapomni o nas, w sumie chyba już dawno to zrobił, przyjeżdżał może tylko z przyzwyczajenia. Nie wiem, nic już nie wiem, może jedynie to, że jestem zmęczony i mam dość dzisiejszego dnia.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top