8. Stollinger #seriaświąteczna partII
Nie wiem, co miałem w głowie, zmierzając do holu późnym wieczorem naszego ostatniego dnia pobytu w Engelbergu. Przez cały wyjazd w Szwajcarii, suma kroków w optymistycznym rachunku wynosiła zero. W tym nieco mniej pojawiał się minus przed liczbą. Mój urok osobisty, który niewątpliwie działał na osoby, na które nie chciałam, na Kamila nie działał na pewno. Co więcej, miałem wrażenie, że u tej personifikacji wyrozumiałości wyczerpałem wszystkie pokłady pozytywnych uczuć.
***
– Andi, ale ty wiesz, że każdy może mieć gorszy dzień? – zapytał Stephan – i fakt, że facet w ten weekend...
– Steph, nie jestem dzieckiem, powiedz mi prosto w twarz, że jestem na tyle beznadziejny, że ktoś taki jak Kamil mnie po prostu nie chce – warknąłem, wrzucając do walizki niezłożone koszulki.
– I temu winne są te biedne ciuchy? – mój przyjaciel uklęknął przy mojej walizce i zaczął składać moje ubranie, pokazując, że sam zrobi to znacznie szybciej.
– Nie ich wina, że ich właściciel jest beznadziejny – odburknąłem.
– Nie jest – odpowiedział Steph.
– Skąd ta pewność? – przewróciłem oczami.
– Bo ja się z byle kim nie przyjaźnię – chłopak posłał mi buziaka.
Westchnąłem i pokręciłem głową.
– A tak na serio, to popatrz na Severina. Tyle lat nie czekałby na byle kogo, prawda? – zapytał z troską w głosie przyjaciel, wiedząc, jak delikatny to temat.
– A jednak – przygryzłem wargę na wspomnienie ostatniego spotkania ze wspomnianym mężczyzną.
– A Constantin? – Stephan starał się być poważny, ale oczy mu się śmiały.
– Ten szczeniak? – parsknąłem śmiechem.
– Jesteś okrutny! – Steph, wskazał na mnie palcem w sposób jednoznacznie oskarżycielski.
– Nie, bo z taką gadką, chłopak mógłby mieć każdą, każdego, a uparł się na mnie – odpowiedziałem,
– Biedny, podrywany Andiś – Leyhe przewrócił oczami – a tak na poważnie, chłopak się naprawdę stara. Uwierz mi. Znam go lepiej niż ty i on wobec nikogo się tak nie zachowywał. On się biedak zauroczył, a ty...
– To nie jest chłopak dla mnie, a ja nie jestem chłopakiem dla niego – pokręciłem głową.
– Ale on o tym nie wie – zwrócił mi uwagę przyjaciel.
– Tak, wiem do czego zmierzasz. Pieprzona analogia – wybuchnąłem, zaskakując tym także i siebie – ale to nie sprawi, że Kamil tak nagle przestanie mi się podobać.
– Nie ma analogii – cicho zauważył Stephan, a ja spojrzałem na niego zaskoczony – Constantin coś robi, zwraca na siebie twoją uwagę, pozwala ci, w pewien sposób podjąć decyzję. Przecież gdybyś tylko chciał, to mógłbyś tam teraz do niego polecieć i powiedzieć ,,spróbujmy!", albo pobawić się z nim troszkę i po pewnym czasie ogłosić związek. Nie, Andi, Constantin przynajmniej coś robi i będzie mógł potem spojrzeć na swoje odbicie i uczciwie powiedzieć: ,,próbowałem", ty sobie odbierasz tę możliwość.
Zapadła chwila milczenia. Analizowałem słowa przyjaciela, zastanawiając się, na ile chłopak ma rację, a w jakim stopniu tylko stara się zmobilizować do działania.
– Mówisz tak, bo nie masz bladego pojęcia co się wydarzyło w ten weekend – wybuchnąłem.
– No nie jestem wróżką, Andi – Stephan wzruszył ramionami – twoja ostatnie historia o romantycznym poranku pod jemiołą miała zabarwienie romantyczne. Obecnie jednak jesteś na dnie załamania i oceanu rozpaczy. Nie wiem, co takiego się przez te parę dni stało, ale jestem przerażony, bo widzę, że nasza kadrowa Królowa Śniegu Wellinger ma jednak serduszko.
– Bardzo śmieszne – mruknąłem.
– No właśnie nie, bo to małe serduszko jest jeszcze rozedrgane – odpowiedział ze śmiertelną powagą Stephan – a teraz jego właściciel mi opowie, co takiego się stało, że uważa, iż zaprzepaścił szansę u faceta swoich marzeń.
– No co zrobiłem, co zrobiłem – zdenerwowałem się na wspomnienie minionego weekendu – idiotę z siebie zrobiłem. Ale to twoja wina.
– Jak to mawiają nasze matki: najważniejsze to znaleźć winnego, a tak na poważnie? – dostałem kuksańca od przyjaciela.
– No poważnie. Posłuchałem ciebie – wzruszyłem ramionami.
– To znaczy? – ponaglił mnie Stephan.
– Zrobiłem z siebie nieogarniającego, potrzebującego pomocy ze wszystkim blond idiotę – prychnąłem – on co prawda stracił trochę ze swojego uroku, ale... mówiłem na początku. Jestem beznadziejny. W życiu nie znajdę sobie fajnego chłopaka.
– Poczekaj. Chcesz mi powiedzieć, że samowystarczalny Andreas Wellinger wreszcie pozwolił sobie pomóc? Ba, wręcz o tę pomoc poprosił? – zapytał mój przyjaciel z tym uśmiechem, którego tak nie znosiłem.
– Kamil, bo ja zapomniałem, jak dokładnie powinienem ustawić się na tej kontroli, Kamil, a to myślisz, że to już powinienem udać się na belkę. O matko, Kamil, widziałeś moje rękawiczki? – mówiłem to wszystko tym samym tonem, co wtedy – Kamil dziękuję ci ślicznie, Kamil bo ja nie jestem pewien, a jeden z tych nowych zadał mi pytanie... Ale wiesz co? To bym jeszcze jakoś przeżył, ale wiesz jak wyglądały nasze prywatne rozmowy.
Stephan nie odpowiedział. Usiadł wygodnie i przygryzł wargę, starając się ukryć rozbawienie.
– Nie wyglądały. Potrafię, kurna rozmawiać z każdym, ale nie z nim, nie teraz. Jego kumple z kadry? Kurna. Z każdym. O wszystkim. Ale z nim? Ja nie wiem. Co się stało? Da się stracić taką umiejętność? On nawet usiadł obok mnie. Ale to o niczym nie świadczy. Musiał. To znaczy nie musiał. Koło Dawida było jeszcze miejsce, ale to by już dziwnie wyglądałoby, gdyby oni się tam w czterech ściskali, a ja bym siedział sam, więc aby nie być chamskim usiadł obok mnie. Ale nie dotknął mnie nawet w najmniejszym stopniu...
– Stop. Za dużo analizujesz – przerwał mi Stephan – on pewnie usiadł i się nawet nad tym nie zastanawiał, a ty przeżywasz to jak mrówka okres. To po pierwsze. Po drugie, Andi, ale każdy kto cię trochę zna, wie, że nie przepadasz za dotykiem obcych...
– On nie jest obcy – wyrwało mi się.
– Wiem, Andi, że w twoich fantazjach dotykacie się w różne miejsca, ale w realu trochę elektrycznie reagujesz na dotyk – wzruszył ramionami Steph.
– Sam się do niego, WIELOKROTNIE przytulałem – odpowiedziałem zirytowany.
– Parę lat temu – boleśnie uświadomił mi przyjaciel – poza tym, zwróć uwagę, jak reagujesz, kiedy ktoś stara się ciebie objąć, musnąć po dłoni...
– No tak. Zapomniałem. Albo pozwalam wszystkim, albo nikomu – prychnąłem.
– Nie o to chodzi, Andi – odparł zrezygnowany Stephan – po prostu postaraj się zrozumieć faceta. Nie jestem tym typem, którego sadza się sobie na kolanach, głaszcze się po włosach lub ot tak kładzie się ręce na ramionach. I bardzo dobrze tylko... W skrócie, bo widzę, że już chcesz mi przerwać, potrzebujecie czasu. I chociaż teraz myślisz, że potrzebujesz tego teraz, już, natychmiast, to za jakiś czas, nieważne jak to się skończy, podziękujesz sobie, że pozwoliłeś temu się tak powoli toczyć. Tylko pamiętaj, aby robić te małe kroczki do przodu. I nie tylko czekać, aż to on wszystko za ciebie zrobi.
Nie odpowiedziałem. Wstałem i wyszedłem.
***
Chciałem stanąć pod jemiołą. Zamknąć oczy i jeszcze raz wyobrazić sobie jak stoimy z Kamilem pod nią razem. Jak moje dłonie obejmują znajdują się na jego ciele. Jak moje wargi dotykają jego ust. Jak po tym wszystkim na jego twarzy pojawia się delikatny uśmiech, który zawsze chwyta mnie za serce. Potem spojrzałbym za okno i popatrzył na ten piękny, romantyczny śnieg...
Romantyczny? Sam parsknąłem śmiechem. Sam w tym roku tak patetycznie go tak określiłem. Idąc na spacer z Severinem, myślałem o tym, że jest okropny wieczór na powiedzenie drugiej osobie, że nie chce się jej uczucia.
– Potrzebuję kolegi – powiedziałem mu, za nim zdążył postawić mi kawę
Śnieg padał nam wtedy na głowy. Pięknie, malowniczo, na małej uliczce pod jedną z niewielu latarni. Było jak w filmie. Prawie. Bo potem poszliśmy na spacer, przez który obydwaj o mało się nie rozchorowaliśmy.
Otrząsnąłem się ze wspomnienia, o którym jak najszybciej chciałem zapomnieć. Przywołałem inne. Też o niechcianym adoratorze. Ale tym razem śnieg był tym co zawsze. Nie romantycznym, białym gównem, ale cudownym środkiem do zabawy. Constantin co prawda rzucał w nas wtedy śnieżkami, ale wokół panowała beztroska atmosfera. Wolałem to oblicze śniegu.
– I w końcu przyszedłeś wieczorem pod jemiołę – ze wspomnień wyrwał mnie głos Kamila.
Odwróciłem się gwałtownie. W niewielkiej odległości ode mnie stał brunet w kadrowej kurtce i dresach.
– Chcesz się przejść? – zapytał.
W mojej głowie kołatało miliard pytań, dlatego zdołałem tylko kiwnąć głową.
I o to, drodzy moi, druga część świątecznego shota. Następnie pojawi się Geiger x Leyhe, a potem... zobaczycie. Zdrowych, wesołych, świąt Misiaczki
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top