74. A.Wellinger x S.Hannawald - List I

Część II shota 73

Andreas

Stoję w drzwiach i widzę, jak Stephan powoli przekłada w dłoniach koperty, jak każdą dokładnie ogląda. Powinienem się tego spodziewać. Włożyłem dużo pracy, aby każda z nich przepełniona była symboliką. Zastanawiam się czy mężczyzna ją dostrzega.

W końcu odkłada koperty na miejsce i odwraca się. Patrzy mi prosto w oczy. Nie wiem, co mam powiedzieć. W sumie pierwszy list mógłby odtworzyć. O bardzo podobnej treści wysłałem jeszcze do mediów i dla formalności na policję, chociaż nie wiem czy na to już nie za późno.

I gdyby Stephan rozerwałby tę białą kopertę, to by przeczytał:

Witaj Svenie,

to powitanie niech będzie równie zimne, co tamten nieszczęsny dzień, kiedy ktoś wpadł na genialny pomysł zaprowadzenia mnie do Ciebie. Miałem piętnaście lat. Byłem cichym, spokojnym nastolatkiem, marzącym o sławie i sukcesach, takich jak te, które Ty osiągałeś, gdy sam miałem pięć, sześć lat. Tak cieszyłem się, że wreszcie będę mógł poznać Cię na żywo.

Nigdy wcześniej i nigdy później tak bardzo nie pragnąłem cofnąć swojego marzenia, tak bardzo bym chciał aby nigdy się o no nie spełniło.

Miałem piętnaście lat i zostawili mnie samego z Tobą.

Widziałem jak ćwiczysz – zacząłeś – świetnie ci idzie.

Uśmiechnąłem się szeroko. Taki komplement od mistrza. Przeczesałem dłonią włosy wpadające mi do oczu.

Pięknie się rumienisz – dodałeś i palcami podniosłeś moją brodę.

Nie wiedziałem co mogę na to odpowiedzieć, ale jak się później okazało słowa nie były potrzebne. Jako ten starszy i dojrzalszy zająłeś się mną. Zaopiekowałeś moim ciałem. Robiłeś to w sposób, którego nie znałem, o którym tylko słyszałem, czytałem. Pozbawiłeś mnie ubrań i niewinności niemal w tym samym czasie.

Pozostawiłeś ból, nie sprawiając nawet najmniejszej przyjemności. Dotknąłeś mnie, dziecko, nastolatka, jak dotyka się osobę dorosłą, zapytałeś czy robiłem to wcześniej, a gdy nieśmiało pokręciłem głową, uśmiechnąłeś się szerzej i obiecałeś, że wszystkiego nauczysz.

Niewiele pamiętam z tych lekcji, zbyt wiele przysłaniały mi łzy i uczucie, że tracę oddech. Oduczyłeś mnie na pewno wołania o pomoc. Skoro się uśmiechałem, to znaczy, że chciałem, skoro przychodziłem w krótkich gimnastycznych spodenkach, to tego chciałem i skoro Ty też tego pragnąłeś, to przecież to tylko szczęśliwe zakończenie takowego spotkania.

Z perspektywy czasu zastanawiam się czemu nikogo nie interesowała częstotliwość naszych spotkań. Z perspektywy czasu zastanawiam się, czemu nikt nie kontrolował rodzaju Twoich konsultacji, a może tak jak Ty uznali, że sam chciałem. Kto by nie chciał, prawda?

Nie płakałem, bo gdy byłem dziecko uczono mnie, że to wypada tylko rozhisteryzowanym kobietom. Pozwalałem tylko pojedynczym łzom płynąć pod prysznicem, gdy zmywałem z siebie bród, Twoich dłoni, warg i... Nadal się tego wstydzę.

Nie pamiętam, kiedy zakończył się ten koszmar. Może ci się znudziłem, że zwyczajnie zrobiłem się za stary... tak... chyba jednak to drugie, bo pamiętam, że po mnie byli następni.

I chyba właśnie wtedy coś we mnie pękło. I zrozumiałem, że jeżeli nic z tym nie zrobię, to ten koszmar będzie przechodził na kolejne osoby. Nie wiedziałem czy na żywą legendę można donosić, czy ktoś uwierzyłby słowom zwykłego, trochę bardziej zdolnego chłopaczka. Tym bardziej, że gdy już stawałem przed drzwiami trenera, tydzień po moich osiemnastych urodzinach, to uświadomiłem sobie, że od paru tygodni mnie nie dotykałeś. Bez słowa wyjaśnienia wyrzuciłeś zepsuty egzemplarz.

Dlatego postanowiłem załatwić to sam. Wypatrzyłem chłopaka, którego zacząłeś zabierać na konsultacje. Poszedłem za Wami. Nawet nie zwróciłeś na mnie uwagi. To on zaprzątał Twoją uwagę. Przecież był taki doskonały. Dziecko jeszcze młodsze ode mnie.

I pierwszy raz poczułem, jak agresja zaczyna się we mnie gromadzić. Staje się siłą, którą nawet gdybym próbował to nie potrafiłbym zatrzymać. Zaciskałem paznokcie aż do krwi, przygryzałem wargę i szedłem za Wami.

Weszliście do twojego pokoju. Byłeś zbyt pewien siebie. Przy mnie, przynajmniej zamykałeś drzwi na klucz. Teraz byłeś na to zbyt zachłanny. Potrzebowałeś jego ciała pragnąłeś je dostać w całości. Usłyszałem jak od razu popychasz go na łóżko. Jego cichy szloch. Uderzenie. Nie wytrzymałem i wszedłem do pokoju.

Przez chwilę stałem nieruchomo i patrzyłem, jak zdzierasz z niego ubranie i godność. Lecz ta chwila zawahania trwała krótko. Podszedłem do Was. Odciągnąłem Ciebie. I szok w twoich oczy wynagrodził mi, w niewielkim stopniu, to obrzydliwe pożądanie, które widywałem do tej pory.

Oddałeś mi. Na pewno. Potem ja ciebie skatowałem. Kopałem, szarpałem, biłem. I kiedy zwijałeś się z bólu, spojrzałem na kulącego się łóżku chłopca.

Uciekaj – warknąłem na niego.

A on szybko zeskoczył i odciągnął mnie od ciebie. Uciekaliśmy pustymi, hotelowymi korytarzami. I nikt nas o to potem nie pytał. Może o tym wiedzieli i przynajmniej tak pozwolili mi wymierzyć sprawiedliwość.

Ale po tylu latach, gdy mam zacząć życie od nowa, chce wszystko zakończyć, zrobić to tak, jak powinienem, wiele, wiele lat temu.

Do zobaczenie w piekle

Andreas Weliinger

– Ja... – zaczynam, patrząc na Stephana.

– Zamierzasz im to wręczyć na naszym ślubie czy na weselu? – mężczyzna stara się zachować spokojny ton głosu.

– To sprawa między mną, a nimi – odpowiadam, chociaż wiem, że taka odpowiedź, go na pewno nie zadowoli.

– Sam napisałeś... – zaczyna mój narzeczony.

– Jeżeli bardzo chcesz, to mogę ci opowiedzieć – deklaruję z trudem.

– Wtedy będziesz mógł zataić przede mną, to co niewygodne – Stephan spuszcza wzrok.

– To mogę pokazać ci wersje na brudno – proponuję.

Mężczyzna kiwa głową.

_______________________________________________________________________

Kochani i o to z pierwszy z listów. Jak odczucia? Ciekawi co dalej? To zapraszam.

Buziaczki.

Wasza D.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top