72. D.Tschofenig x G.Schlierenzauer
Patrzę z zazdrością na ciebie z oddali.
Boję się podejść.
Ktoś powiedział, że mój dotyk parzy.
Ktoś powiedział, że moje słowa ranią.
Nie chcę tego dla Ciebie, bo kiedy patrzę na Ciebie,
to widzę w Tobie swoje odbicie.
***
Daniel
Czuję tak wiele naraz uczucia mieszają ze sobą. Alkohol sprawia, że nie potrafię ich od siebie odróżnić. Endorfina powoduje, że zapominam o tych negatywnych. Nie ma już wątpliwości czy słusznie wygrałem. Nikt, za parę lat nie będzie pamiętał o tym ile czasu czekał Stefan. Za parę lat, po prostu będę jednym z wielu triumfatorów. Wreszcie mogę się pobawić. Wreszcie mogę świętować wspanialszych ode mnie.
Mój wzrok nie jest teraz tak dobry. Sytuacji nie polepsza kolejny drink. Muszę mieć mętne spojrzenie. Uśmiech rozlewa się na moich ustach, gdy kolejne dłonie łapią moje. Impreza zamknięta, nie ma przypadkowych nazwisk. Pewnie nawet paru ważnych brakuje, ale... jesteś ty. Rozpoznaję twoje perfumy, sposób chwytu moich palców, a po kolejnych kilku sekund nawet smak twoich ust, chociaż przecież minęło tyle czasu, od kiedy czułem je po raz ostatni. Cholera, smakują tak samo jak kiedyś, a przecież obiecałem sobie, że już nie pozwolę sobie na to. Znam cenę, którą zapłacę kolejnego poranka. Ale nie jestem trzeźwy. Mam słabą głowę. Nie potrafię myśleć racjonalnie. Nie w momencie, gdy twoje ciało znów ociera się o moje.
Wypowiadam w głowie ryzykowne życzenie. Marzenie godne rozchwianego nastolatka, ale nie obchodzi mnie. Chcę, abyś zaciągnął mnie do łóżka, abyś mnie przeleciał, aby jutrzejszego ranka obudzić się i wiedzieć, że było mi po prostu dobrze, przecież kiedyś zagoi, przestanie boleć...
Na chwilę odrywamy się od siebie. Miękną mi kolana pod wpływem twojego spojrzenia – już wiesz. Jestem cały twój. Nie musisz robić nic więcej. A ja... Przynajmniej, nie będę się musiał martwić, że zranię czyjeś uczucia. Jesteś z kamienia, twoje serce jest z lodu. Niedostępny, nieczuły, urodzony zwycięzca – Gregor Schlierenzauer – to właśnie ty umilisz mi tą noc. Dasz kolejną nagrodę. Tak samo jak cztery lata temu, wtedy ja byłem pocieszeniem po tak żenującym skoku, że dałeś się zdyskwalifikować, a ty byłeś nagrodą po udanym, jak mi się wtedy wydawało debiucie. Wykorzystasz mnie? Trudno. Nie po raz pierwszy, a może... to ja wykorzystam ciebie, jako upust tych wszystkich emocji, które kłębią się w mojej głowie. Znów złączam nasze usta i popycham w stronę wyjścia.
I ostatnia chwila zawahania tego wieczoru. Mój mózg odgrzebuje ostrzeżenia Thomasa, ale... ja już jestem dorosły, pora wziąć odpowiedzialność za swoje czyny i słowa...
***
Jesteśmy na górze. Popychasz mnie na swoje łóżko. Jako prywatny gość masz podwójne. Będzie wygodnie, chociaż gdy zdzierasz ze mnie ubrania na środku pokoju, to wiem, że tam wylądujemy trochę później. Znamy już swoje ciała, energię, szkoda jej marnować na klasyczny seks w łóżku. Będzie on jedynie przyjemnym zwieńczeniem. Nie po to po mnie przyszedłeś. Wiedziałeś na co masz ochotę, a ja zamierzam ci to dać. Dzisiaj pragnę dzielić się swoim szczęściem, z kimś kto mnie zrozumie... Tak przynajmniej mi się wydaje.
Czy chcę z tobą porozmawiać? Oczywiście, ale nie wiem czy rozmowa jest dla nas. To takie... nie w twoim stylu.
I jeszcze na chwilę przed wpada mi do głowy jedna myśl, czy był ktoś przede mną z kim rozmawiałeś? Zaszczycałeś go swoimi przemyśleniami? Czy to ona sprawiała, że teraz jesteś jaki jesteś i nic, i nikt nie chce ci pomóc wrócić do normalności, a może ty po prostu nikogo do siebie nie dopuszczasz i już nikt nie pozna prawdziwego Gregora...
***
Gregor
Miało mnie tutaj nie być. Miałem nie przyjeżdżać. Nie wychodzić z domu. Nie interesować się. Nie brać udziału w czymś, co niesie ze sobą tyle wspomnień, co wzbudza w moim sercu tyle emocji i nie pozwala zachować spokoju.
Oberstdorf – Thomas tam kiedyś wygrał, patrzyłem na niego z milczącym podziwem. Chciałem być jak on, chciałem mu to wyrwać, ale...
Garmisch – wygrałem w tym samym sezonie, miałem siedemnaście, zaczynałem gonić austriacką gwiazdę, bożyszcza tamtejszych nastolatków.
Innsbruck – wygrywałem nie raz, ale chyba tylko mnie rodzima skocznia mogłaby odebrać szansę na czterokrotną wiktorię w Turnieju, lub pogrzebać szansę na późniejsze wzniesienie Orła
Bischofshofen – tak łatwo tam się skompromitować, tak wspaniale tam triumfować, tak wyjątkowo tam upić się na umór, trzymając w dłoniach piękne trofeum... Tyle rzeczy tam się dzieje, zagrzebanych potem w sekretach i rzeczach, o których po prostu nie wypada mówić, prawda?
I znowu tu jestem, na wcześniejsze obiekty nie dałem się wyciągnąć. Zasłaniałem się pracą, w której od wieków się nie pojawiałem. Ale... Coś mnie przyciągnęło na ten ostatni obiekt. Może rację miał psychoterapeuta, może naprawdę potrzebowałem się pobawić w dobrze znanym środowisku, nie moja wina, że tam byłeś. Nie moja wina, że zwyciężyłeś i po prostu przyciągałeś spojrzenia. To twoja wina, że Michael musiał pocieszać Stefana, a ja musiałem to odreagować, tak samo jak krótkie, ale intensywne spotkanie z Thomasem... Tego ostatniego nie zamierzam tłumaczyć i tak byś nie zrozumiał w tym swoim cukierkowym świecie, którego tym razem nie zamierzam rozwalać na kawałki. Mam dziwne wrażenie, że niedługo sam tego dokonasz, może nie niedługo, a za parę lat...
***
Kiedy cię widzę pragnę tylko twojego dotyku, wracają wspomnienia, jak było nam razem dobrze. Pojawia się myśl, że jesteś tym czego potrzebuję. Chociaż nie masz już w sobie tej niewinności co przed laty, chociaż już wydoroślałeś, chociaż wreszcie trzymasz w ręku coś wartościowego, ja w twoim wieku...
Ale za moich czasów było inaczej. Wygrywałem jako nastolatek, bo byłe anorektykiem – ty – czuję pod palcami, nim nie jesteś. I dobrze, może nie będziesz doświadczał wypalenia w wieku niespełna dwudziestu pięciu lat. Za moich czasów byliśmy perfekcjonistami, maszynami do wygrywania, doskonałymi w każdym calu. Wam już nikt nie pozwoli zapłacić tej ceny. Trenerzy zmieniają się zbyt szybko by stworzyć tak doskonały system, by robić wam papkę z mózgu, ja w twoim wieku...
To tak bardzo nieistotne, patrząc jak wyglądało moje życie przez parę ostatnich lat. Chcę, pragnę, oczekuję, że pozwolisz mi poczuć coś więcej. Po co tu jestem, jak nie po to, abyś pozwolił mi zapomnieć o wszystkim i tylko czuć coś ponad pustkę, która wypełnia moje ciało i umysł.
Thomas krzyczał, że jesteś dzieckiem, on mnie tak nie postrzegał, gdy zaciągał mnie do łóżka w Japonii po drużynowym mistrzostwie świata, gdy miałem siedemnaście lat, ale między nami była mniejsza różnica wieku, więc czemu tak bolała, gdy rok później znaczyłem już tak niewiele i byłem jedynie przeszkodą do odnoszenia sukcesów, przecież to nie moja wina, że mu nie szło...
Ja nawet nie mogłem wiedzieć, czy tego chcę, ty zdążyłeś mi cztery lata temu, szepnąć że nie jestem twoim pierwszym. I dobrze, nie znoszę odpowiedzialności i mam nadzieję, że jej nie będziesz oczekiwać po tej nocy, zniknę tak samo jak wcześniej.
Już wiem, że nic więcej nie poczuję, jakbyś się nie starał, jakby bardzo nie chciał dać mi wszystkiego...
Przepraszam Daniel, ale... chyba lepiej, że spotka cię to po najpiękniejszym dniu w życiu...
Zabierałam się za tego shota od 6 stycznia, ale macie go dzisiaj. Mam nadzieję, że przypadnie Wam do gustu. Co powiecie na taki ship? Jakoś mi tak chłopcy do siebie spasowali.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top