71. Kraftboeck

– Mam być zazdrosny? – zapytałem na dzień dobry Stefana, wchodzącego do pokoju ciągle paplającego z Danielem.

Zapanowała cisza, następnie usłyszałem odgłosy butów Daniela. Po chwili w pokoju pojawił się Krafti, starannie zamykając za sobą drzwi. Głośno i znacząco westchnął.

– To się robi uciążliwe, Michi – oznajmił lekko zniecierpliwionym głosem.

– Najpierw obściskujecie się ze sobą na skoczni, potem na podium, a potem jeszcze pod NASZYM pokojem, a jakby tego było mało to jeszcze nie możecie się ze sobą nagadać – wyjaśniłem i zaplotłem ramiona na klatce piersiowej.

– Chyba żartujesz, ciebie też przytuliłem po swoim skoku – jęknął brunet.

– Ale nie na podium – zauważyłem.

– Zastanówmy się dlaczego – Stefan udał, że się zastanawia, ale nie było to za bardzo przekonujące.

– I jeszcze powiedz, że to moja wina – prychnąłem.

– Jakby nie patrzeć... – chłopak wyszczerzył zęby i rozłożył bezradnie ręce – to może Danielowi po prostu bardziej zależało, aby się znaleźć obok mnie na tym podium.

– Jesteś absolutnie bezczelny w tym momencie, mój drogi – stwierdziłem i fochnięty przykryłem się kocem.

– Tak? A to ty nawet na mnie nie zaczekałeś – Stefan usiadł na skraju łóżka.

– No jak widziałem, że tak sobie z dziobków spijacie, to uznałem, że nie będę czołowym lotnikom kadry austriackiej przeszkadzał.

– Czyli sam sobie jesteś winny – Krafti nigdy nie potrafił wyciągać odpowiednich wniosków z przeprowadzanej dyskusji.

– Jak ty nic nie rozumiesz – pożaliłem się.

– Nawet nie próbuję – odparł z dumą bóbr.

– Właśnie widzę, młody ci tyłkiem przed twarzą zakręcił i już nie potrafisz myśleć – westchnąłem – typowy facet.

– Kochanie, to on za mną lata a nie ja za nim – uświadomił mnie mój partner.

– A czyli przyznajesz, że coś między wami jest – zauważyłem.

– No wiesz, jestem świetnym skoczkiem, przystojnym mężczyzną o niepowtarzalnym charakterze. Nic dziwnego, że młody się zauroczył. Musisz przyznać ma w kim – Stefan nie zdążył wypowiedzieć zdania do końca, kiedy dostał w twarz poduszką.

– Mam wrażenie, że dopada cię kryzy wieku przed średniego – zawyrokowałem.

– Ej, Michaelu Haybecku, co cię dzisiaj ugryzło, bo jakoś niespecjalnie chce mi się wierzyć, że naprawdę jesteś zazdrosny o tego smarkacza – Stefan przysunął się do mnie bliżej i spojrzał z troską.

– No bo ostatnio się mną nie interesujesz, muszę się tobą dzielić z chłopakami, a jeszcze tutaj przyjechała twoja mama i muszę być grzeczny...

– Ale moja mama nie mieszka z nami w pokoju – nieśmiało zauważył brunet.

– Tak, ale mam wrażenie, że ona i tak o wszystkim wie, i wszystko widzi – odpowiedziałem z powagą.

– Bo jest mamą, mamy sprawiają takie wrażenie i rozumiem, że wierzyłeś w to, będąc w wieku Daniela, ale teraz już jesteś dojrzałym mężczyzną i już tak trochę nie wypada, kochanie.

– A poza tym trener powiedział, że nie mogę cię rozpraszać – wyznałem w końcu.

– A to dlatego w sylwestra odmówiłeś mi małego mizianka przed snem! – odkrył Stefan.

– W Ga-Pa to pod groźbą wydalenia z kadry – dodałem – trener, podobnie jak ty ma w czym przebierać.

– Mówisz, że dotychczas, to te małe zbliżenia z tobą powodowały, że nie radziłem sobie na tamtej skoczni – Kraft uniósł brew.

– Sugerujesz, że Daniel ma na ciebie lepszy wpływ?

– Między nami do niczego nie doszło – Stefan zbył mnie machnięciem ręki.

– I tego się trzymajmy.

– Suche fakty, kochanie – dostałem buziaka – ale na resztę będziesz musiał poczekać do wtorku.

– Dlaczego nie do późnych godzin wieczornych w poniedziałek? – dopytałem.

– Będzie impreza wieńcząca ten cudowny turniej – wyjaśnił brunet.

– A po?

– Zamierzam świętować do rana – zapowiedział Kraft.

– A czyli mnie w tym momencie nie uwzględniasz w planach świętowania – zrozumiałem.

– Nie te lata kochany, aby to robić w kiblu, mając za ścianą pół skocznego świata.

– Ale Daniel jest w idealnym wieku – mruknąłem.

– Sam to powiedziałeś – zastrzegł Stefan.

– Ale ty nie zaprotestowałeś – oburzyłem się.

– Ech, Michi... czy żeby cię udobruchać mam złamać zakazy trenera i narazić się na krzywe spojrzenia własnej matki? – bóbr uśmiechnął się znacząco.

– Nie będę ryzykował wydaleniem z kadry – pokazałem mu język.

– Czyli znaczę dla ciebie mniej niż kariera? – teraz to Stefan był urażony.

– Nie odwracaj kota ogonem, skarbie, dobrze wiemy, kto jest winny kryzysowi w naszym związku – odparłem atak.

– A, to jak ja jestem zawodowo na szczycie, to mamy kryzys, świetnie, dobrze wiedzieć, że mam aż tak wspierającego partnera!

– No wiesz... wolę jak szczytujesz w inny sposób – wyszczerzyłem zęby i rzuciłem się na swojego partnera, łamiąc zakazy trenera, ryzykując swoją dalszą karierę zawodową dla miłości mojego życia.

Mam nadzieję, że bawiliście się dzisiaj równie dobrze, jak ja słuchając komentarza Korościela do skoku Gaigera.

A tak na poważnie, to przyznajcie, że potrzebowaliście czegoś takiego. Bo ja bardzo. Czekam na wasze opinie.

Buziaki

Wasza D.


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top