69. Stollinger postświątecznie
- Możesz mi powiedzieć, co tutaj robisz? – Kamil nawet się do mnie nie odwrócił.
- Z jakiegoś powodu nie zabrałeś mi kluczy – odpowiadam
- Zapominanie jest rzeczą ludzką – wzrusza ramionami, udając, że ciemność za oknem jest ciekawsza niż ta w pomieszczeniu.
- A może niemym wołaniem o pomoc – rzucam torbę i podchodzę do mężczyzny, stając za jego plecami.
- Nad interpretujesz – stwierdza beznamiętnie.
Moje dłonie lądują na jego biodrach. Moja broda znajduje wygodne miejsce na jego ramieniu. Przyciągam go do siebie bliżej. Jest bierny. To do niego niepodobne. Jak mogę go rozruszać? Obydwaj wiemy, że to jego zachowanie zwiastuje kłopoty.
- Nie spędzamy razem Wigilii, ale na po świętach mógłbyś wpaść – mówię - mamusia by się ucieszyła, siostry też. Zobaczyłbyś co się zmieniło... A potem, po Nowym Roku mógłbyś zobaczyć jak po dwudziestu dwóch latach, orzeł wreszcie ląduje tam gdzie powinien, w moich rękach.
- W zeszłym roku to popisowo spaprałeś – Kamil kręci głową.
- Ale przynajmniej byłem blisko – odgryzam się, nie złagodniałem całkowicie.
- Wielu było blisko – prycha mężczyzna.
- Za to ty jesteś coraz dalej – przypominam
- Przyjechałeś mi to uświadomić, czy zaprosić do Niemiec? – pytanie z jego ust pada zupełnie beznamiętnym głosem.
- Zrobić to, co ty prawie siedem lat temu? – ryzykuję.
- No tak, najlepiej... Jak miałeś zamiar u mnie posprzątać, to mogłeś zrobić to tak bardziej przed świętami – Kamil odpowiada na odczepnego i chyba też chce się ode mnie odsunąć.
- Zawalczyć o ciebie, przypomnieć kim jesteś, sprawić, abyś... odnalazł powód do uśmiechu – w końcu sam robię krok do tyłu i odwracam go do siebie przodem.
- Nie jestem tobą. Powodem nie jest alkohol, a ja nie jestem dwudziestoczteroletnim chłopczykiem, któremu sodówa uderzyła do głowy, sprawiając, że stał się jeszcze bardziej nie do zniesienia – Kamil zawsze był szczery, może dlatego jego metody na mnie zadziałały.
- Nie będę udawał, że zabolało, bo widzę, co się z tobą dzieje, jak to kiedyś powiedziałeś... Nie będę dawał fory, tylko dlatego, że się zgubiłeś – zmuszam go, aby spojrzał mi w oczy – ale ci pomogę, tak jak ty mnie.
- Andi... mnie po prostu dopada starość – mężczyzna mówi to zadziwiająco miękko i ciepło.
- A moim zdaniem masz jeszcze w sobie gen zwycięzcy i szansę by wszystkim coś udowodnić, tak wiem, nie musisz, ale nie udawaj, że nie chcesz – kręcę głową
***
Oberstdorf 2017 po pierwszym konkursie TCS
- Polsko – niemiecki pojedynek, powrót do przeszłości, staruszkowie – mówię z przekąsem,kładąc ręce na ramionach Richarda i Kamila – już widzę te nagłówki po obu stronach Odry. Jak niegdyś Martin i Adam.
- Chcesz za nas po udzielać wywiadów, dziennikarzom powinno być wszystko jedno, przynajmniej komuś się będzie chciało z nimi rozmawiać – odpowiada Polak, zrzucając moją rękę.
- Kusząca propozycja, ale zrobię to dopiero, gdy stanie się jasne, że sprzątnę wam obu trofeum sprzed nosa – szczerze zęby w uśmiechu.
- Na to się raczej, Andi nie zapowiada – Richard patrzy na mnie pobłażliwie.
- Zaskoczę was obu, mam mocniejszą głowę, odskoczę wam po sylwestrze – prycham.
- Powodzenia – Kamil wyciąga rękę w moim kierunku – ktoś musi zająć trzecie miejsce.
- Nie poczujesz się wtedy osaczony? Przez niemiecką koalicję? – dopytuję.
- W imprezie,na której liczy się tylko jedno miejsce? W życiu, Andi – odpowiada Kamil poważnie.
***
Ga-Pa 2018
- I kto tu balował – Kamil spojrzał na mnie z lekką wyższością.
- Przyznaję – odpowiedziałem zupełnie niezbity z tropu – macie mocne głowy, pojedynek wchodzi w coraz bardziej zaawansowane stadium, ale tak z drugiej strony, czy nie czujecie na plecach oddechu młodości?
- Absolutnie – tym razem Richard spojrzał na mnie jak na dziecko – świetnie się czujemy w swoim towarzystwie.
- Właśnie widzę – przewróciłem oczami i stanąłem bliżej Polaka – ale ty masz już jednego Złotego Orła, po co ci drugi? Nie lepiej, aby ten wrócił do domu, do Niemiec?
- Absolutnie, rozmawiałem z nim, świetnie zadomowił się w Polsce – odpowiedział z powagą Kamil.
Innsbruck 2018
- Richarda znokautowałeś dosłownie, mnie i Daniela tak przenośnie – mówię, kiedy norweska przylepa wreszcie się od ciebie odkleja – strach pomyśleć co przygotowałeś na ostatni konkurs.
- Richarda naprawdę nie celowo – wzdycha Kamil – możesz mi nie wierzyć, ale naprawdę się przestraszyłem.
- Tak na poważnie, to naprawdę ci wierzę – odpowiadam z powagą – chyba wszyscy się wystraszyli.
- Czy ja nie mogę wygrać chociaż jednego turnieju tak po prostu, że tego nokautuje własna narta, tego skocznia – mężczyzna kręci głową.
- No słuchaj, zdarza się. A że dzisiaj planuję dzień dobroci dla zwierząt, to nawet dzisiaj nie będę ci sugerował, że orzeł jednak trafi do mnie – uśmiecham się lekko i siadam bliżej, mężczyzna częstuje mnie papierosami.
- Już wiesz, że jesteś bez szans – prycha Kamil.
- Nie, po prostu Hanni poprosił o przekazanie, że on jest tak wyjątkowy, że po prostu nie zamierza się dzielić osiągnięciem wygrania wszystkich czterech konkursów turnieju – wyjaśniam.
- Zamierzać nie musi – Kamil unosi z rozbawieniem jedną brew.
- A gdybym tak spróbował cię... rozkojarzyć – pytam.
- Ciekawy jestem w jaki sposób – śmieje się.
- W bardzo przyjemny – obniżam głos, zbliżając się.
- To mi nie przeszkodzi – Kamil kręci głową.
- A chcesz się przekonać? – pytam, czując jak zaczyna mi się robić gorąco.
- Spróbuj – mężczyzna przyciąga mnie za sznurki bluzy – tylko żebyś jutro z wrażenia potrafił wylądować.
***
Bischofshofen 2018
- Widzisz, to mi nie przeszkadza – śmieje się, kiedy wchodzę do jego pokoju.
- Powiedziałbym, że nawet pomogło – kiwam głową z uznaniem, moja dłonie przejeżdża po grzbiecie złotego orła – czyli można powiedzieć, że Niemcy mieli jakiś wkład w to polskie zwycięstwo?
- Aż tak ci na tym zależy? – patrzy na mnie z mieszaniną rozbawienia i pożądania.
- Mhm i liczę, że odwdzięczysz się w Korei – odpowiadam z drżącym sercem.
- Postaram się... chociaż może podzielimy się złotkami – Kamil całuje mnie łapczywie.
- Złotkami, rany, liczyłem jedynie na medal – mówię szczerze i biorę go na ręce.
***
Niemcy 2018, po zakończeniu sezonu
- Co tu robisz? – pytam z butelką piwa w dłoni.
- Jakby to ująć... Przyszedłem po nagrodę za sezon – Kamil prycha i przepycha się do środka domu
- Nie no, pewnie, zapraszam – mruczę, ale cieszy mnie jego widok, gdzieś w głębi naprawdę za nim tęskniłem.
- Jaki tu jest burdel – wzdycha.
- Dzięki, ciebie też miło widzieć – odpowiadam – rozumiem, nie przeszedłem testu białej rękawiczki. No trudno, chyba dam radę z tym żyć.
- Z tym tak, z lekko za wysoką wagą też, wiecznym upojeniem alkoholowym i zmarnowaną karierą sportową, taż? – mężczyzna odwraca się do mnie gwałtownie przodem.
- Jaką zmarnowaną? Po prostu... no słuchaj, mało kto zostaje mistrzem olimpijskim w wieku dwudziestu czterech lat, mogłem chyba trochę pobalować – żartuję.
- Trochę? Od jutra wracasz do treningów? – Kamil ze mnie kpi.
- Daj spokój, ledwo się sezon zakończył – macham ręką.
- No właśnie, jego koniec w twoim wykonaniu...
- Jeszcze będzie wiele takich sezonów. Moja historia dopiero się zaczyna. Jeszcze mam czas być poważnym panem sportowcem, przestrzegającym tych wszystkich rzeczy związanych z dyscypliną, no nie powiesz, że nie... Ty w moim wieku, no bez urazy, ale no wiesz... miałeś jednak trochę mniej medali, prawda? – przypominam mu.
Mimo tego ostatniego zdania mężczyzna zostaje ze mną...
***
Mijają tygodnie. Kamil mi pomaga. Wracamy do treningów. Trzyma ode mnie z daleka alkohol. Natomiast my się do siebie zbliżamy. Jest nam ze sobą tak dobrze, jesteśmy tak blisko siebie. Naprawdę to uwielbiam. Chociaż bywają między nami spięcia i kłótnie.
- Nie będę dawał fory, tylko dlatego, że się zgubiłeś – Kamil oznajmił któregoś dnia, gdy nie mogłem znaleźć argumentów by przekonać go do typowej niemieckiej zabawy i zachowywałem się jak rozkapryszony trzy latek.
- Nigdy mi nie dajesz – udaję obrażonego – i przez to już zawsze będę vice mistrzem wszystkiego.
- Krafta poproś – radzi mi mężczyzna.
- Z nim nie sypiam – wydymam usta.
- Trzeba było mówić, że po to – śmieje się Kamil – pozbawiłbym cię złudzeń. Nie jestem przekupny.
Dawno nie było Stollingera, to łapcie i czekajcie na więcej. Buziaczki
Wasza D
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top