66. M.Eisenbichler x A.Wellinger ~Tak daleko a tak blisko


Patrzę na ciebie i widzę swoją straconą szansę.

Patrzę na ciebie i widzę wszystkie krzywdy, które ci wyrządziłem.

Mam nadzieję, że kiedyś będziesz w stanie mi wybaczyć.

Zwykłemu chłopakowi, którego nikt nigdy nie nauczył miłości.

Nasza historia zaczyna się zupełnie zwyczajnie. Był sobie chłopiec – ty, wywodzący się z przepełnionego miłością domu, Andreas Wellinger. Rodzice, kochające siostry, przyjaciele, sielankowe, normalne życie. Wszedłeś w dorosłość bez cieni. Nie miałeś skomplikowanych relacji z rodzicami, twoi byli całkowicie normalni. Nawet twoi byli całkowicie zwyczajni. Nigdy, żaden, nawet po pijaku nie wydzwaniał, nie prześladował cię, nie robił aluzji, że byłby dla ciebie lepszą opcją, a tym razem miałby rację. Ja byłem początkiem wszystkich twoich problemów.

Pamiętam nasze początki, to ty do mnie zagadałeś. Podszedłeś do mnie. I od słowa do słowa się zeszliśmy. Nigdy niczego nie ukrywałem przed swoimi ukochanymi, ale... Kurna, Andreas, na tobie tak bardzo mi zależało. Byłeś chodzącym ideałem, chłopakiem, o którym marzyłem jako nastolatek. Kiedy wspominam tamten czas, to mam jedne marzenie, by móc cofnąć czas i cokolwiek zmienić. Jednak to jest niemożliwe...

Wspominam nasze wspólne chwile, przecież było ich tyle...

Wspominam nasze wspólne chwile, były też dobre, prawda?

Mam nadzieję, że nie tylko ja je tak odczuwałem.

Skąd mogłem wiedzieć, że brak alkoholu i innych używek nie gwarantuje braku problemów.

Nasza historia zaczyna się jak w filmie czy książce. Był sobie chłopiec – ja, syn bawarskich alkoholików, Markus Eisenbichler. Nieobecni emocjonalnie rodzice, ciałem niestety w tym domu byli, czasami w mojej głowie pojawia się myśl, że bez niech byłoby mi po prostu dużo prościej. Chociaż... i tak sam się wychowywałem, w domu bez miłości, bliskości i ciepła. Rzutowało to na wszystkie moje związki; narcyzy, narkomani i... oczywiście alkoholicy.

Pamiętam nasze początki, gdy intuicyjnie się od ciebie oddalałem. Myślałeś, że to gra, że jestem tajemniczy, by wzbudzić twoją ciekawość.

- Nie musisz tego robić – śmiałeś się i próbowałeś mnie przytulić, ale zbliżająca ręka kojarzy mi się od lat z zupełnie czymś innym.

Cierpię, gdy widzę ciebie z innym, bo wiem, że mógłbym być na jego miejscu

Cierpię, gdy widzę ciebie z innym, bo nie miałem równego startu – nawet w miłości

Mam nadzieję, że kiedyś dane mi będzie stworzyć coś pięknego

Mimo że zmarnowałem swoją największą szansę na miłość

Przeraża mnie fakt, że przeze mnie możesz opowiedzieć wszystko o związku z osobą lękowym stylu przywiązania, że możesz wykładać o byciu z osobą niedostępną emocjonalną. I chciałbym tylko, abyś miał świadomość, że naprawdę się starałem. Ja cię nigdy nie ignorowałem, ja po prostu nie potrafiłem inaczej.

- Może będzie łatwiej, jak dowiemy się o twoim języku miłości – na początku związku miałeś misję, tysiąc pomysłów na minutę i energię za nas dwóch.

Na szczęście z poradników podrywów w ogóle wiedziałem o co chodzi.

- Słowa to nie są na pewno – kontynuowałeś swoje rozważania – przynajmniej nie opowiadasz mi bajek.

Parsknąłem śmiechem i pokręciłem głową. We wszystkim potrafiłeś znaleźć plus.

- Dotyk... No jak się ciebie namówi na przytulanie, zdejmie koszulkę, obcałuje to przystojne lico, to nawet, nawet, ale nad tym trzeba było pracować. Nie wychodziło to od ciebie naturalnie. Co tam mamy następnego... - przymknąłeś oczy,

Wykorzystałem to i niezdarnie pocałowałem cię w policzek.

- No widzisz, mówiłem, że jak chcesz to potrafisz – nagrodziłeś moje starania najcudowniejszym uśmiechem pod słońcem.

- To chyba te trzy pozostałe to tak... W zadowalającym stopniu? – zapytałem z nadzieją.

- Czas.... To kwestia dyskusyjna skarbie. Bluszczem nie jestem, po prostu chciałbym spędzać z tobą każdą wolną chwilę, ale rozumiem, to znaczy wyobrażam sobie, że każdy może chcieć czasami pobyć sam... Czasami, nie przesadzajmy, tak?

Zdziwiły mnie te twoje słowa. Może rzeczywiście czasami znikałem, wychodziłem na długie spacery, ale nie chciałem powielać schematów moich rodziców. Być tylko ciałem a nigdy duchem. Krzyczeć, mówić parę słów za dużo. Tylko mimowolnie potrafiłem karać cię ciszą. Karać? To chyba złe słowo, karze się za coś.

- Prezenty, pamiętasz o wszystkim, ale Bogu dzięki nie zasypujesz mnie nimi na każdym kroku – stwierdziłeś poważnie.

- Cieszysz się z tego? – spojrzałem zdziwiony.

- Tak, niektórzy przez prezenty chcą wykupić uczucie, a nie ze mną takie numery, skarbie.

Nawet nie skomentowałem tego, że w moim odczuciu tych prezentów było naprawdę dużo, może z racji tego, że jako dziecko praktycznie niczego nie dostawałem.

- Z tobą najbardziej będą mi się kojarzyły przysługi – stwierdziłeś w końcu po chwili namysłu – mam wrażenie, że zrobiłbyś dla mnie wszystko.

Patrzyłem na ciebie z niedowierzaniem. To była prawda, ale... zdziwiło mi się, że on tak to odbiera...

Pamiętam ten żar w twoim spojrzeniu, rozbrajał mnie za każdym razem.

Pamiętam ten żar w twoim spojrzeniu, chciałem mieć taki sam.

Mam nadzieję, że jeszcze kiedyś go zobaczę, chociaż z daleka.

Bo już wiem, że nikt inny u mnie go nie wzbudzi.

Unikałem ciebie. Unikałem trudnych tematów. Znikałem coraz częściej, gdy pojawiały się problemy. Nie umiałem, nie chciałem ich przepracowywać. Ty zawsze myślałeś, że będzie jak w bajce, bo takie wcześniej było twoje życie. Ja... nie chciałem wierzyć, że chociaż przez chwilę może tak być. Nie znałem bajek, nawet tych z telewizora. Nie miałem aż takiej wyobraźni.

A problemy? Gdy się zbliżały – uciekałem, bo bałem się, że przy pierwszej lepszej kłótni mnie zostawisz. Pojawiła się moja zazdrość. Pojawiła się moja nieufność i kontrola, którą tak długo znosiłeś... A potem... Zacząłem karać cię ciszą już na pełen etat...

- Już bym wolał, abyś na mnie krzyczał – mówiłeś.

Kręciłem głową.

- Powiedz mi o co chodzi – błagałeś.

Uważałem, że gdybyś mnie kochał, to byś wiedział.

- Pójdźmy na terapię – przekonywałeś.

- Jestem normalny – krzyknąłem na ciebie po raz pierwszy.

- Nikt nie mówi inaczej – spojrzałeś na mnie wystraszony, ale nawet nie zwróciłeś mi uwagi, a powinieneś.

Łzy spływają po policzkach, bo nie chcesz już moich przeprosin.

Łzy spływają po policzkach, bo nie powinienem nawet na ciebie patrzeć.

Mam nadzieję, że jeszcze kiedyś będę dla ciebie neutralny.

Nie musisz mnie nawet lubi, wiem, że już na to nie zasługuję.

Znienawidziłem cię, gdy zrozumiałem, że czego bym nie zrobił, to nadal byś mnie kochał. A wiem, jak nikt inny, jak taka bezwarunkowa miłość potrafi być toksyczna, niszcząca i zniewalająca. Wiedziałem, że ciebie to rani. Czytałem o tym, ale... Gdybym złamał rękę, nie starałbym się sam jej gipsować, ale gdy moja psychika znalazła się rozsypce czułem się na siłach ( a raczej tak mi się wydawało), żeby pozbierać się samodzielnie – inaczej mówiąc – uleczyć.

Marniałeś przy mnie. Twoi przyjaciele słusznie mnie znienawidzili. Twoi bliscy chcieli cię odciągnąć, ale ja odcinałem cię od nich wszystkich. Chciałem, abyś był tylko mój. Skoro już miłość miała istnieć to musiała być limitowana, tak samo jak uwaga, chciałem jej całej.

I w końcu usłyszałem te słowa.

- Nienawidzę cię – szepnąłeś – nie chcę cię więcej widzieć.

I odszedłeś.

Mimo że cię nigdy nie zdradziłem.

Mimo że nigdy nie wypiłem alkoholu, nie wróciłem do domu po pijaku.

Mimo że nie było w naszym życiu narkotyków.

Byłem tylko ja i moja nieznajomość zasad miłości.

Nienawidziłem cię, bo nie nauczyłeś mnie miłości – chociaż to nie twoje zadanie.

Nienawidziłem cię, bo nie naprawiłeś mnie – chociaż nie pozwoliłem ci na terapię.

Mam nadzieję, że już nigdy więcej nie będzie próbował.

Bo ten mały, niekochany chłopiec we mnie znów się będzie przed tym bronił

Czasami pozwalam sobie marzyć. Czasami pozwalam sobie fantazjować. I wtedy wyobrażam sobie nas razem. Jesteśmy szczęśliwi. Jesteśmy razem, a ja potrafię ci kochać. Uśmiecham się do tych wyobrażeń. Urealniam je.

W swojej głowie cofam czas. I dostaję drugą szansę, by o ciebie zawalczyć za nim odejdziesz z mojego życia. I dostaję szansę by powiedzieć ci to wszystko co zawsze chciałem, i dotknąć jak tego pragnąłeś, wynagrodzić ci to wszystko zasypaniem prezentami, czasem, którego podobno ci brakowało. I robię kolejną przysługę. Co prawda głównie sobie – idę na terapie.

Zawsze chciałam coś takiego napisać i wreszcie mogę Wam to przekazać. Piszcie co sądzicie. Buziaczki.

Wasza D.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top