52. Damil #seriajęzykimiłości 5/5 - dotyk


Welcome to Wonderland, I'll be your guide
Holding your hand under sapphire skies
Let's go exploring or we could just go for a walk

[...]

If this was a dream then at least I've got
Memories for when morning comes
Now that I must leave with a heavy heart
Oh, Wonderland I love

Anson Seabra Welcome to Wonderland




Raz, dwa, trzy - jesteśmy w krainie baśni i snów.

Cztery, pięć, sześć - ciągniesz mnie w kierunku spadających gwiazd. Pomyślmy życzenia. Dzisiaj wszystko może się spełnić, kiedy jesteś obok.

Siedem, osiem, dziewięć - wdech i wydech, bo widok jest niesamowity. Stajemy na brzegu rzeki, żaden z nas nie ma odwagi jej przekroczyć. Strach od zawsze nam towarzyszył. Może pora go pokonać? A może wystarczy się tylko do niego przyzwyczaić...

Dziesięć, jedenaście, dwanaście - chcesz się obudzić, a raczej ktoś cię z tego snu wyciąga. Nie pozwól mu na to. Jesteśmy tutaj razem. Szczęśliwi i beztroscy. Po drugiej stronie czeka świat i prawdziwe problemy. Nie potrzebujemy ich w naszym życiu.

Kiedy ty otworzysz oczy wróci ból całego ciała, świadomość, że malutki braciszek nie żyje, ukochany zdradza, a przyjaciele mają własne problemy. Po co ci to, skoro ja jestem tutaj, Danielu, skoro tylko ja mogę pomóc ci zapomnieć.

Kiedy ja otworzę oczy już ciebie nie będzie. Odejdziesz w sensie duchowym. Będziesz udawał szczęście, a ja będę udawał, że ci wierzę. Będę z  fałszywym uśmiechem ściskał kciuki za związek twój i Johanna, który tylko dzięki twojej ciężkiej pracy jeszcze funkcjonuje.

Trzynaście, czternaście, piętnaście - już otwierasz powieki, już twoja ręka sięga po telefon by odebrać. To zepsuje wszystko. Nasza kraina szczęśliwości okaże się być tylko snem. Będziemy musieli się rozstać. Może tym razem na zawsze, a może tyko do momentu, kiedy znowu zapragniesz mojego dotyku, który podobno cię leczy.

Szesnaście, siedemnaście, osiemnaście - zbieram się na odwagę i ujmują twoją rękę. Układam ją z powrotem na swoim ciele. Twoje palce muskają moje ciało, mięśnie na brzuchu, klatkę piersiową. Mówiłeś, że nie jesteś w stanie mi się oprzeć. Niech to znowu zabierze nas do Krainy Czarów, niech sprawi, że rozpocznie się nasza piękna historia, tym razem opowiedziana na nowo.

Kiedy ty otworzysz oczy zacznie się żmudny proces zakrywania wszystkich niedoskonałości po chorobie. Opatrunki na popękane usta i niegojące się rany. Czekanie aż wróci Johann i udawanie, e moja ma tylko charakter przyjacielski i wynika z potrzeby serca. Poza tym, wczoraj wieczorem leciał mecz Liverpoolu, nie mogłeś pozwolić mi wracać po nocy. Kanapa w salonie jest bezpieczniejsza.

Kiedy ja otworzę oczy znowu będę musiał zapomnieć jak smakują twoje usta, jak uważać na twoje delikatne ciało, gdy niemal rozpływasz się pod moim dotykiem. Powitać Johanna z uśmiechem na ustach, udawać, że nie czuję od niego obcych perfum, ignorować grymas i ból wymalowane na twojej twarzy. Udać, że nie słyszę, w jak idiotyczny sposób go tłumaczysz. Nie, twoja choroba nie usprawiedliwia obrzydzenia na jego twarzy, gdy zmusza się, by pocałować cię w nienaruszony chorobą policzek.

Dziewiętnaście, dwadzieścia, dwadzieścia jeden - przez chwilę jest nam po prostu dobrze i przyjemnie, znów odpływamy, a ja prowadzę cię po świecie przyjemności. Tak mogłoby być już zawsze. Jest jeden warunek. Nie możesz się obudzić.

Dwadzieścia dwa, dwadzieścia trzy, dwadzieścia cztery - tu mamy wszystko, tu mamy siebie. Wreszcie, nareszcie, po tylu wydarzeniach, po tylu słowach, zawodach, zapomnieniach. Tylko tutaj możemy się kochać bez świadomości przeszłości.

Kiedy ty otworzysz oczy przypomnisz sobie, że lubisz imprezować, że kochasz adrenalinę i przygody na jedną noc. A ja i tak zostałem na zbyt wiele, aby pociągać cię świeżością. Nie rób tego. Nie budź się. Niech telefon dzwoni. Niech nam nie przeszkadza.

Kiedy ja otworzę oczy przypomnę sobie, że wolę starszych mężczyzn, że mam swoje wymogi estetyczne i gdyby nie ślepa miłość do ciebie, nie potrafiłbym cię dotknąć. A i tak nie mogę tego robić zbyt często, bo przeszłość nie jest po naszej stronie.  Wszystko niepotrzebnie komplikuje.

Dwadzieścia pięć, dwadzieścia sześć, dwadzieścia siedem - odpychasz mnie delikatnie. Mówisz, że już nie możemy, że wszystko musi wrócić na odpowiednie tory. Johann zaraz przyjdzie. Nie może nas zobaczyć. Przestanie cię kochać. Już tu jest, już nas widzi, już cię nie kocha. Tego ostatniego nie robi od dawana.

Dwadzieścia osiem, dwadzieścia dziewięć, trzydzieści - tyle sekund trwało twoje wybudzenie z Krainy Czarów, która rozpada się na kawałki, gdy Johann zaczyna na nas krzyczeć. Hipokryta. W nocy robił to samo, zostawiając samotnego, chorego chłopaka. Znika nasze szczęście, Daniel. Tak jak ci mówiłem. W chwili, gdy postanowiłeś otworzyć oczy. Nie powinno się tego robić, gdy sen taki udany

***

Parę dni później stajesz przed moimi drzwiami. Podtrzymuje cię Marius.

– Obiecałeś kochać – przypominasz mi – więc to udowodnij.

I parę minut później już to robię w ulubiony przez ciebie sposób. Kiedy już jesteśmy sami, kiedy dostajesz swoje łóżko, robię to tak jak chcesz. Ściągam z czułością ubrania z twojego wyniszczonego ciała. I dotykam je bez obrzydzenia, z prawdziwą miłością, bo przez dotyk najłatwiej okazać mi uczucia.

Tym razem nie musimy się bać, że się obudzimy. To się dzieje na jawie. Możemy stworzyć własną Krainę Czarów. Z dala od wszystkich.

I o to ostatni shot z serii z moim ulubionym shipem.

Buziaczki

Wasza D.















Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top