3. M.Fettner x A.Kofler
Poczułem, jak łzy spływają mi po policzku. Przymknąłem powieki. Nie potrafiłem zapanować nad emocjami.
– Taki duży a płacze – usłyszałem za sobą znajomy głos – zmiękłeś na stare lata, Manu.
Odwróciłem się i zobaczyłem Andreasa. Stał oparty o ścianę z ciepłym uśmiechem na ustach. Ręce, które opinał ładny fioletowy sweter, zaplótł na klatce piersiowej. Mężczyzna obdarzył mnie ciepłym spojrzeniem.
– Kto by pomyślał, że coś takiego małego może rozczulić takiego dużego faceta – kontynuował.
W końcu do mnie podszedł. Jego duże dłonie ułożyły się na moich ramionach, palce zacisnęły się na materiale mojej bluzie.
– Przepraszam, ktoś – poprawił Kofi, kładąc brodę na moim ramieniu.
– Mój syn – odpowiedziałem inteligentnie.
– Wiem – roześmiał się cicho i pocałował mnie w policzek.
Poczułem przyjemne ciepło w okolicach serce.
– Spokojnie, to tylko hormony – Andreas to zauważył i wypomniał mi moją własną wypowiedź sprzed wielu, wielu lat.
– Jesteś okropny – sam się przeraziłem, słysząc swój drżący głos.
– Nie przesadzaj. Cieszę się razem z tobą – odpowiedział mężczyzna i pstryknął mnie w nos – do twarzy ci dzieckiem.
– Tak? – zapytałem, patrząc na najpiękniejsze dziecko na świecie.
– Mhm. Dziwię się, że żadna z fanek nie wpadła, aby cię na takowe nie złapać – odparł ze śmiechem.
Przewróciłem oczami. Czy naprawdę zasługiwałem na tyle uszczypliwości.
– Nie rób tak, Manu – westchnął Andreas – przecież ja się tylko droczę. Naprawdę się cieszę, że mamy synka.
Nie odpowiedziałem. Zacisnąłem wargi. Mężczyzna mógł nawet nie podejrzewać ile znaczą dla mnie te słowa. Po tym wszystkim, co nas spotkało.
– To dziecko nic nie zawiniło, a ja wybaczyłem jego ojcu – przypomniał Kofi – a nawet nadal go kocham.
Tym razem parsknąłem śmiechem i odwróciłem się do niego przodem. Spojrzałem w jego czekoladowe oczy, w których odnalazłem miłość.
– Dziękuję – powiedziałem cicho – dziękuję.
Mężczyzna nie odpowiedział. Najpierw złożył pocałunek na czole dziecka, potem na moim.
– Ja naprawdę nie wiem, co by było gdybyś nie dał mi drugiej szansy – wyznałem.
– Nie przesadzaj – Andreas zbył moje słowa machnięciem ręki – wujkowie by pomagali w wychowaniu. Słyszałem te liczne deklaracje.
– Weź nie strasz – odpowiedziałem z rozbawieniem – myślałem, że nie wywalę tego stada dorosłych facetów roztkliwiających się nad noworodkiem.
– Ty na męskie łzy pozwoliłeś sobie dopiero w samotności – kiwnął głową Kofler.
– Oczywiście – udałem powagę – a poza tym to moje dziecko. Ja się mogę zachwycać. Jak chcą, to niech sobie sami zrobią.
– Gregor i Thomas mają. Trójkę – przypomniał Andi.
– A Stefan i Michael planują adopcję – westchnąłem – jak to będzie dziewczynka...
– To będzie księżniczką – dokończył z mnie mój mężczyzna – ciekawe jakim ty będziesz ojcem.
– Ty będziesz musiał być tym rozsądnym – uświadomiłem go.
– Skłamałbym, mówiąc, że się tego nie spodziewałem – odparł.
Potem przez chwilę staliśmy w milczeniu. W końcu usiedliśmy w naszym ulubionym fotelu. Ja na jego kolanach, Henrik w moich ramionach nadal uroczo spał. Poczułem ręce oplatające moje ciało. Było mi tak dobrze. Ciepło i bezpiecznie.
A mogło by tego nie być. Przez jedną głupią zdradę. Przez wpadkę. Przez zbyt dużą ilość alkoholu, który nie mógł być usprawiedliwieniem, bo tak, wiele lata temu umówiliśmy się z Andim. Dobrowolnie wzięta używka nie jest alibi.
– Nie myśl o niczym złym – ze wspomnień wyrwał mnie głos Andreasa – nie przy dziecku.
– Ja... Andreas, przecież ja mogłem zaprzepaścić piętnaście wspólnych lat – przypomniałem mu – tylko dlatego, że jak dzieciak...
– Nie mów o tym. Przerabialiśmy to miliony razy. Nie tylko dzięki mnie tu jesteśmy. Naprawdę cenię szczerość. A poza tym – tu mężczyzna na chwilę przerwał, aby pogłaskać po malutkiej główce nasze małe szczęście – to zdarzenie przyniosło zaskakująco pomyślne owoce.
Odpowiedziałem pocałunkiem w policzek i w czoło, i w nos, i powieki najukochańszego mężczyzny.
– Po prostu nigdy więcej nie rób takich głupstw, abyśmy mogli spokojnie wychować naszego synka, Manu. Tylko o tyle cię proszę – szepnął Andreas.
Nie musiałem odpowiadać, bo gdybym miał przeżyć to jeszcze raz i nie pić tamtego wieczoru, to teraz nie trzymałbym w ramionach małego cudu. Dlatego się cieszyłem, że nie miałem okazji przeżyć tego po raz drugi. Nawet jeżeli miało to oznaczać, że w pamięci pozostawały smutne wspomnienia milczących, trudnych dni, przez które Andreas nie był w stanie na mnie patrzeć. Ale one minęły a ja bezpiecznie znajdowałem się w jego ramionach.
Dla tych wszystkich co jeszcze nie wiedzą. Manuel Fettner (etatowy czarny bohater ff) został ojcem. Gratulacje dla rodziców.
A ja postanowiłam upamiętnić to tym króciutkim shotem.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top