28. H.E.Granerud x D.A.Tande
Daniel
– Jesteś pewien, że musisz jechać na te kolejne dwa turnusy? – zapytałem, głaszcząc Halvora po świeżo umytych i uczesanych włoskach.
– Mhm – odpowiedział mój chłopak wtulając się we mnie coraz bardziej – wiesz, że kocham tę pracę, Daniel.
– Tak, ale to oznacza, że nie zobaczymy się teraz prawie przez miesiąc –mruknąłem – a popatrz jaki już teraz jesteś stęskniony.
– Dam radę – Halvor z trudem prowadził konwersację, był padnięty – a poza tym, to nie miesiąc, tylko trzy tygodnie i to ty jesteś bardziej stęskniony.
– No nie wiem – uśmiechnąłem się lekko – to, że ja traktuję cię jak pluszowego misia to normalne, ale że ty się tulisz, to nietypowe.
– Po tylu dniach z dziećmi naprawdę mam ochotę przytulić się do kogoś dorosłego – odpowiedział chłopak.
– Dużo na tych dwóch kolejnych turnusach będzie facetów w kadrze – zapytałem, delikatnie przygryzając wargę.
– Możesz mi scenę zazdrości zrobić jutro rano? Teraz jest za miło, aby to psuć – Halvor spojrzał na mnie swoimi jasnymi oczkami.
– A przejdziemy do łóżeczka czy zamierzasz zasnąć na kanapie i będę cię musiał przenosić do łóżeczka?
– Przenosić – mruknął Halvor i ułożył się na mnie wygodnie.
12 dni później
Halvor
Środkowy, przedostatni turnus w tym roku dobiegał końca. Wsadzaliśmy ostatnie dzieciaki i wychowawców, którzy nie zostawali na kolejny turnus do autokaru. Poczułem na plecach rękę Johanna.
– Jest mi prawie smutno, że wyjeżdżają – oznajmił i wyszczerzył zęby, machając ręką swojej cudownej grupie wychowawczej – ale cieszę się z tych prawie dwóch dni wolności. Ponad doba bez dzieci i jeszcze mi za to płacą.
Roześmiałem się i pokręciłem głową. No tak. Międzyturnusówka, ulubiony element pracy każdego wychowawcy.
– Panowie, szczerzymy się jeszcze całe dwie minuty, upewniamy się, że autokar nie zawróci i wpakowujemy się Alexowi do auta – oznajmił Robert, stając nieopodal nas.
– Brzmi jak genialny plan – oznajmiłem, lekko przechylając głowę.
– Ale chyba będziecie musieli go trochę zmienić – usłyszeliśmy za sobą głos kierownika.
Odwróciliśmy się jednocześnie, a w moim sercu pojawiło się szczęście i niedowierzanie. Obok Alexa stał Daniel z plecakiem przewieszonym przez ramię i rozwianymi włosami, na jego twarzy gościł delikatny uśmiech.
– Nie przywitasz się – mój chłopak uniósł brwi, nie odrywając wzroku od Johanna, którego dłoń nadal znajdowała się na moich plecach.
Nie odpowiedziałem. Po prostu pobiegłem w jego stronę i mocno się do niego przytuliłem. Jego usta pocałowały moje czoło.
– Dzieci pojechały, możecie nie udawać, że nie wiecie jak się całować – krzyknął do nas Robert.
Daniel zachichotał i po chwili jego usta odnalazły moje wargi. Nieśmiało odwzajemniłem pocałunek, nie dowierzając, że chłopak naprawdę jest przy mnie.
Po chwili delikatnie się odsunąłem i zacisnąłem dłonie na jego sportowej kurtce, patrząc mu w oczy. Potem swój wzrok przekierowałem na kierownika.
– Tak, tak, dzisiaj i jutro do przyjazdu dzieciaków możecie się sobą nacieszyć, ale ja nie chcę zostawać sam z Robertem, więc zaplanowana wycieczka kajakowa was nie ominie – oznajmił Alex.
Z uśmiechem kiwnąłem głową.
– A ty nie zamierzasz się witać – nagle pojawił się jeszcze jeden chłopak, którego wcześniej widziałem jedynie na tapecie Johanna, to musiał być Marius.
– Skarbie – Johann zrobił duże oczy po czym jego twarz rozpromienił cudowny uśmiech – jak ty tu... przecież nas samochód...
– To długa historia – przerwał mu Marius.
– To najpierw pójdźmy coś zjeść – zarządził Robert.
***
– Ty od początku planowałeś podróż autostopem – Johann spojrzał na Mariusa z niedowierzaniem.
– To normalna forma podróżowania. A popatrz jaki miły pan kierowca mi się trafił – Marius wyszczerzył zęby do mojego chłopaka, na co ten tylko skinął głową.
– Wsiadłeś z obcym typem do samochodu – odburknął Forfi i spojrzał na Daniela – bez urazy.
– A Halvor nie robi awantury, że jego chłopak wiózł autostopowicza – odbił piłeczkę Lindvik, zaczynając jeść pizze.
– Ja nie jestem Halvorem – Johann był ewidentnie obrażony.
– Zauważyłem. Jesteś cholernym zazdrośnikiem – Marius bardzo dojrzale pokazał swojemu partnerowi język.
– Ja się po prostu o ciebie martwię – warknął Forfi.
– Mhm. Jestem pewien, że gdyby Daniel nie był tak przystojnym mężczyzną to afery by nie było – Lindvik przewrócił oczami – sorry, Halvor, ja tylko stwierdzam obiektywny fakt.
– Spokojnie, mój ukochany nigdy nie bywa zazdrosny, niestety – odparł mój ukochany, splatając nasze palce.
– Mam ci zrobić awanturę o zabranie obcego, przystojnego faceta naszym samochodem? – zapytałem, popijając jabłkowym sokiem.
– A... przystojnego – Tande spojrzał na mnie z błyskiem w oku – mam zapuścić włosy?
Wybuchnęliśmy śmiechem. W naszym związku to blondyn był naczelnym zazdrośnikiem.
– Nasze kochane papużki... – zaczął Alex.
– Nie możemy patrzeć na cudze szczęście w miłości, więc przestańcie – dokończył Robert – a poza tym Johann, Marius nie wypomina ci faktu, że będziesz mieć pokój z Halvorem tylko we dwóch...
– Jak we dwóch?! – Marius i Daniel krzyknęli w jednym momencie.
Spojrzeliśmy z Johannem morderczo na Roberta. Nie była to tajemnica, ale woleliśmy nasze drugi połówki, na tego newsa, przygotować psychicznie, a nie informować ich o tym niespełna godzinę po ich przyjeździe.
– Halvor potrzebuje towarzystwa kogoś, kogo dobrze zna i... po prostu wiem, że tłok by mu nie służył – odpowiedział spokojnie Alex.
Daniel przysunął się do mnie i objął mnie ramieniem. Widziałem, jak stara się zapanować nad emocjami.
– Porozmawiamy o tym – szepnął mi po chwili do ucha.
Kiwnąłem głową.
Marius tak spokojnie tego nie przyjął.
– I ty robiłeś mi aferę, że wsiadłem z obcym facetem do samochodu – warknął młodszy – serio?
– Słyszałeś Alexa – próbował Johann, ale partner nie pozwolił mu dojść do głosu.
– Myślisz, że nie widziałem, jak obejmujesz Halvora i nie mów mi teraz, że to było po przyjacielsku, bo...
– Bo...
– Bo teraz jestem wściekły – zakończył Marius.
***
Daniel
Parę miesięcy wcześniej.
– Nadal planujesz wyjechać na ponad miesiąc? – zapytałem Halvora, odpisującemu szefowej na maila.
– Wiem, że to długo, ale ty i tak byś tutaj pracował, gdybym tego nie wziął, to też bym musiał i i tak byśmy mieli mało czasu dla siebie – odpowiedział mężczyzna, odwracając się do mnie przodem.
– Ale byśmy się widywali – przygryzłem wargę.
– Daniel, wiesz że to jest to co sprawia mi przyjemność. To jest mój reset od wszystkiego – Halvor wstał i usiadł koło mnie, ujął moje dłonie.
– Ode mnie też? – dopytywałem.
– Naprawdę chcesz, abym zrezygnował? – Halvor zapytał smutno.
– Nie ze wszystkiego, ale ponad miesiąc... – ścisnąłem jego ręce.
– Przyjadę w międzyczasie – obiecał.
– Na jedną noc – przewróciłem oczami.
– Ale za to na jaką – uśmiechnął się delikatnie.
– Bujasz. Będziesz odsypiał – roześmiałem się rozczochrałem mu włosy – naprawdę musisz na ponad miesiąc...
– Potrzebuję tego – odpowiedział poważnie Halvor.
Przymknąłem oczy i pokiwałem głową.
– A dużo będzie przystojnych facetów na tych twoich obozach? – zmieniłem temat.
– To cię najbardziej martwi? – Halvor spojrzał na mnie z niedowierzaniem.
– No wiesz, będziesz spędzał z nimi dwadzieścia cztery godziny na dobę – wzruszyłem ramionami.
– Nie wiem. Rozpiskę kadry będę dostawał na tydzień przed każdym turnusem – westchnął mój chłopak.
– Acha...
– Co ,,acha"? – nie zrozumiał Granerud.
– Powinieneś odpowiedzieć, że na pewno nie są tak przystojni jak ja, więc nie mam się o co martwić, ale najwidoczniej wcale tak nie myślisz – odpowiedziałem.
Halvor tylko westchnął.
– Co? – uniosłem brew – nie mogę być zazdrosny?
– Możesz, możesz. Po prostu wspominam jak prosto się wyjeżdżało jak nikt nie zadawał tak... ciężkich pytań – Halvor pocałował mnie w policzek i spróbował wstać.
Uniemożliwiłem mu to, przyciągając do siebie. Opadł na mnie.
– Ej, postaraj się mnie zrozumieć – poprosiłem – wyjeżdżasz na tak długo, sam mówiłeś, że liczysz na podobny zespół, co rok temu i... wiem, że ich lubisz, że jesteście dla siebie bliscy, szczególnie, kiedy jesteście tam na miejscu... Trudno nie być zazdrosnym, nawet wtedy, gdy się ciebie zna...
***
Obecnie
Była piękna pogoda. Słońce odbijało się od wody. Dookoła jeziora pełno było lasów. Nie obserwowały nas wścibskie ludzkie spojrzenia. Przed sobą miałem Halvora, któremu wybiłem z głowy wiosłowanie, bo chociaż wiedziałem, że fizycznie jest u niego lepiej niż psychicznie, to i tak wydawał się zmęczony.
– Chcesz porozmawiać? – zapytał cicho Halvor, kiedy zostaliśmy trochę z tyłu za wszystkimi.
Przekomarzania się Alex i Roberta były tylko cichym brzęczeniem z oddali, a tylko co jakiś czas dochodziły nas ostrzejsze wymiany zdań między Johannem a Mariusem.
– Trochę ciężko na kajaku, kiedy nie widzę twoich oczu – odpowiedziałem.
Halvor podwinął nogi i odwrócił się w moją stronę, tak mocno jak tylko mógł.
– Lepiej? – uśmiechnął się delikatnie, jedną ręką przytrzymując nieużywane wiosło.
– Zadzwoniłbyś do mnie i powiedział, że masz pokój tylko z Johannem? – zapytałem cicho.
– Tak – odpowiedział pewnie Halvor – nas naprawdę nic nie łączy. Po prostu złapaliśmy dobrą energię rok temu i teraz też się wspieraliśmy. Potrzebuję mieć jak najmniej współlokatorów. Niby teraz będzie więcej osób, które znam, ale Andreas jest za głośny a Robin... z nim nie dogaduję się tak dobrze jak z Johannem. Chciałem to tylko załatwić na spokojnie. Pewnie wieczorem bym zadzwonił. Opowiedział ci wszystko, łącznie z newsami na temat mojego jedynego współlokatora.
– Powiesz mi co się stało przez ten turnus, czy to po prostu zmęczenie czy coś więcej – poprosiłem po chwili milczenia, przetwarzając to wszystko, czym podzielił się ze mną mężczyzna.
– Przede wszystkim zmęczenie – Granerud odpowiedział od razu – i za nim coś powiesz, to i tak się cieszę, że tu jestem. Powrót do domu by mi nie pomógł.
– A, że ja? – zapytałem.
– Że co ty? – Halvor zmarszczył brwi i poprawił okulary przeciwsłoneczne.
– Że tu jestem. Cieszysz się? – dopytałem.
– Nadal nie mogę uwierzyć, że chciało ci się dla mnie przejechać tyle kilometrów, tylko po to, aby się ze mną zobaczyć – odpowiedział poważnie i uśmiechnął się – marzyłem o tym, ale nie mogłem wymagać, abyś to zrobił.
Mimo wszystko zaskoczyła mnie jego odpowiedź. Znając jego niechęć do niespodzianek i zmian planów oczekiwałem raczej, że przynajmniej na początku będzie na mnie zły, ale zamiast tego, mężczyzna naprawdę sprawiał wrażenie, jakby cieszył się z mojej obecności.
– Możecie trochę przyspieszyć?! – dobiegł nas głos Roberta – i rany boskie, Daniel, nie pozwalaj mu tak siedzieć.
– Spokojnie staruszku – uspokajał go Alex – za Halvora nie ponosisz odpowiedzialności.
– Ale akurat on mógłby mi do rzeki nie wpadać – odburknął Robert.
***
Był już późny wieczór. Sierpniowe niebo było już prawie zupełnie ciemne, pojawiały się pierwsze gwiazdy. Halvor siedział oparty o moją klatkę piersiową, a ja wykorzystałem okazję i otuliłem go swoimi ramionami.
– Polubisz dzięki mnie niespodzianki? – zapytałem cicho.
– Troszeczkę – odpowiedział chłopak.
– A przepraszam bardzo, co ci w tej nie odpowiada? – mruknąłem mu do ucha.
– Jakbym wiedział, że przyjedziesz, to bym cię poprosił o przywiezienie przynajmniej jednej bluzy. Zapomniałem, że tu za bardzo nie mam jak prać, a jedna z tych moich się pobrudziła i...
– To nie jest problem –przerwałem mu – zostawię ci dwie swoje – tę, co teraz mam na sobie jest wyprana tuż przed wyjazdem i założyłem ją dopiero teraz, a ta w samochodzie jest nowa, co prawda niemarkowa, ale...
– Danny, ja pracuję z dziećmi, potrzebuję bluzy do wybrudzenia, a nie nowej bluzy – tym razem to Halvor mi przerwał – ale dzięki. Nie chcę...
– Nie zabierasz mi koszulek, nie zabierasz mi bluz. Czuję się jakbym w związku nie był. Proszę. Przynajmniej weź jak ci proponuję – powiedziałem stanowczo.
– Ale to nie to samo, jak proponujesz – odpowiedziałeś niby naburmuszony – a tak na poważnie, to wielu moich znajomych nie lubi, jak im drugie połówki ciuchy zabierają i pomyślałem, że może ty też byś tego nie chciał.
– Dzielę się z tobą jedzeniem, czasami kołdrą, łóżkiem, naprawdę myślisz, że byłbym zły o jakąś koszulkę? – zapytałem.
Halvor tylko się uśmiechnął i delikatnie pokręcił głową.
– Wręcz przeciwnie – kontynuowałem – w tej sytuacji, kiedy masz dzielić pokój z Johannem, to nawet bym wolał, abyś paradował przed nim w mojej koszulce.
Zaśmiał się cicho.
– Ale tylko w koszulce – zachichotał chłopak.
– Nie zaczynaj – poprosiłem – a propos. Lecimy teraz na górę zobaczyć w czym zamierzasz paradować przed Johannem.
***
Alex przymus kajakowej wycieczki wynagrodził nam w najcudowniejszy możliwy sposób. Na tę jedną noc udostępnił nam swój apartament, zastrzegając, do którego z trzech łóżek mamy się nawet nie zbliżać. Sam, razem z Robertem, wspaniałomyślnie wybrali namiot, wiedząc, że do marzeń dwóch zakochanych par, nie zalicza się spanie w tym samym pomieszczeniu.
– Może być – powiedziałem na widok zwykłej piżamy z długimi nogawkami i krótkim rękawem.
– Bo wcale sam mi jej na te wyjazdy nie kupowałeś – Halvor przewrócił oczami – jestem grzecznym chłopakiem i nie robię awantury o drobnostki, więc ją noszę, chociaż ją też powinienem przeprać, więc jeżeli koszulkę też chcesz mi jakąś zostawić to nie pogardzę.
Uśmiechnąłem się i delikatnie wyjąłem mu z rąk piżamę. Potem położyłem jego dłonie na moich biodrach. Przysunąłem się do niego. Pocałowałem go delikatnie w czoło.
– Chyba jednak dzisiaj musisz się wyspać – powiedziałem.
Halvor spuścił wzrok.
– Ej, celem głównym mojego przyjazdu nie był seks z tobą, tylko... no tak, zachowuje się jak nastolatek. Po prostu chciałem się z tobą zobaczyć – oznajmiłem szczerze.
– Wynagrodzę ci to po powrocie – odpowiedział Granerud.
Przygarnąłem go do siebie z całej siły i pocałowałem w czubek głowy. Tej nocy musiała mi wystarczyć inna forma bliskości.
– W sumie możesz dzisiaj – szepnąłem – zaśniemy wtuleni w siebie.
Halvor odsunął się troszkę i skinął głową.
– Musisz mi jeszcze tylko powiedzieć, czy idę brać prysznic sam czy w towarzystwie – rzuciłby jakby od niechcenia chłopak – chyba przyda mi się pomoc przy namydlaniu pleców i myciu główki.
– No skoro tak – nie starałem się nawet ukryć, jak wiele radości przyniosła mi ta prośba.
***
Nie chciałem się budzić i wstawać, ale alarm mojego chłopaka obudził by nawet umarłego.
– Dzień dobry – mruknął, wyłączając upiorny dźwięk – pora na śniadanie.
– Cudownie – odpowiedziałem i pocałowałem go w czoło – za ile zjawią się dzieci?
– Te, które nas interesują około piętnastej – odpowiedział – ale Alex powiedział...
– Tak, wiem, mogę zostać do po kolacji – przerwałem mu i pogładziłem po policzku.
Halvor uśmiechnął się delikatnie.
– Wiesz co? – zapytał cicho – w sumie to nie jestem głodny.
– Nie denerwuj mnie – odpowiedziałem i usiadłem, podnosząc go przy tym, czego chłopak nie przyjął z optymizmem – zaniosę cię na to śniadanie, jak zaraz nie założysz dresów i nie pofatygujesz się ze mną na dół.
– Pofatyguję – odburknął ewidentnie urażony Halvor i zwlókł się z łóżka.
– Skarbie – zagadnąłem – jak ty rano budzisz dzieci?
– Dzieci to uwielbiają. Zawsze powtarzają, że miło zobaczyć kogoś bardziej zaspanego od siebie – odpowiedział śmiertelnie poważnie, naciągając na siebie dresy.
Uśmiechnąłem się.
***
Dzień upłynął powoli. Najpierw śniadanie, długi spacer z przerwą na szczycie jednego ze wzgórz. Halvor chciał pójść do sklepu, ale widząc jego zmęczenie zapowiedziałem, że sam pojadę po zakupy, jak on będzie miał już na głowie stado dzieci. Ku mojemu zaskoczeniu długo nie marudził.
Na godzinę przed planowanym przyjazdem dzieci Alex zrobił ostatnie zebranie obecnej kadry i podał im listy dzieci. Johann uśmiechnął się z lekkim przekąsem i podsunął kartkę Halvorowi.
– Spójrz, prawie wszystkie nasze dzieci sprzed roku – powiedział.
Na magiczne słowo ,,nasze", skrzywiliśmy się jednocześnie z Mariusem.
– Kai – mój chłopak uniósł jedną brew do góry – myślałem, że nie wraca dwa razy w to samo miejsce.
– Może mu się spodobało – wzruszył ramionami Alex, ale sam nie wydawał się do końca tym przekonany.
– Albo nie spodziewa się znowu was spotkać – dodał Robert.
***
Przyjechałem z zakupami idealnie przed drugim autokarem. Stanąłem za plecami Halvora i zamknąłem chłopaka w szczelnym uścisku.
– Chyba mogę się pożegnać? – zapytałem cicho.
– Jak odprowadzimy dzieciaki na kolację, mogę z tobą na godzinę zniknąć – odpowiedział Halvor i delikatnie się oswobodził – pójdź poczekać przy parasolach, dzieci w sumie nie powinny nas widzieć miziających się.
Jak na zawołanie dzieciaki zaczęły wychodzi z autokaru. Jedna z opiekunek od razu do nas podleciała i rzuciła się Halvorowi na szyje, zapewniając, że będzie cudownie, bo większość ekstra dzieci wróciło. Kolejna podeszła spokojniej oparła czoło o klatkę piersiową Halvora i poprosiła o skrócenie jej męczarni. Dzieci natomiast przepływały obok nas. Niektóre machały do Halvora, inne nawet się przytulały, zapewniając, że cieszą się na jego widok.
Halvor odpowiadał im tym samym, albo żartował, zaganiając ich w stronę stołówki.
– Naprawdę nie chcesz mieć kiedyś takiej gromadki w dumu? – zapytałem na widok trójki przeuroczych krasnali.
– Uwierz mi, że ty też nie chcesz – odpowiedział Halvor, pozwalając najmłodszym się wyściskać, rozczulił mnie ten widok i zachichotałem.
– Zaraz pójdę jeść kolację – zagroził mój ukochany.
– Niezła obraz, degradacja za stołówkowe żarcie – szepnąłem.
– Idź tam gdzie cię poprosiłem – zignorował mnie chłopak.
Tym razem zrobiłem to, o co mnie poprosił i skierowałem się wskazanym kierunku. Patrzyłem, jak Halvor zagania dzieciaki na stołówkę.
– I znowu przez dwa tygodnie będzie od nich spokój – nie wiadomo kiedy pojawił się koło mnie Marius.
– Też jeszcze na chwilę porywasz Johanna? – zagadnąłem.
– Mhm – odpowiedział mężczyzna – i liczę, że odwieziesz mnie na stację.
– Pewnie – zgodziłem się.
Potem spojrzałem na jeden z jego palców.
– Jesteście zaręczeni? – zdziwiłem się.
– Od prawie dwóch lat – przytaknął Marius – po prostu jeszcze nie spieszy się nam przed ołtarz.
Halvor
Kai uśmiechnął się na mój widok samymi ustami, oczy pozostawały smutne, utkwione we mnie intensywniej niż zwykle.
– Szuka braterstwa kolorowych włosów – uśmiechnął się Johann – a w tym roku go nie znajdzie.
Skinąłem głową. No tak. W tym roku pudrowy róż nie zagościł na moich włosach. Nie byłem już charakterystycznym wychowawcą – tym panem z kolorowymi włosami.
– Znikajcie – syknął nam Alex – i za godzinę jesteście definitywnie z powrotem.
***
Poszliśmy z Danielem nieopodal, na skraj pobliskiego lasu. Położyliśmy się na trawie, on włożył rękę w moje włosy, ja swoją położyłem na jego torsie. Rozmawialiśmy trochę, została we mnie wmuszona czekolada i maliny. Było nam po prostu dobrze. Potem Daniel odprowadził mnie pod sam ośrodek.
– Do zobaczenia – powiedziałem, stojąc od niego w niewielkiej odległości, trzymając jego dłonie – to tylko dwanaście dni.
– Aż dwanaście – odpowiedział Daniel – ale ostatnie dwanaście dni bez ciebie w te wakacje.
– Tego się trzymaj – odpowiedziałem.
Chciałem go pocałować jeszcze raz, szybko na pożegnanie, bo Johann i Marius już stali przy naszym samochodem, ale Daniel miał inne plany. Złapał mnie pod udami i podniósł, posadził sobie na biodrach, i dopiero wtedy złączył nasze usta. To było szybkie, gwałtowne, ale i namiętne. Po wszystkim przygryzłem wargę i spojrzałem na niego zaskoczony.
– No co? – uniósł brew do góry.
– Część dzieci ma okna na tę część – odpowiedziałem – i Alex.
Zachichotał i rozczochrał mi włosy, po czym jeszcze raz mocno do siebie przytulił.
– Uwierz mi – szepnął mi do ucha – że w internecie widziały i gorsze rzeczy.
– Ale nie widziały pana wychowawcy w takiej sytuacji – odburknąłem – to nieodpowiednie.
– A jakbyś miał pierścionek? – zapytał z uśmiechem Daniel.
– Słucham – nie dowierzałem w to co usłyszałem.
– No Johann z Markusem są już zaręczeni to może i my za rok...
– Czy możesz wszystkie genialne pomysły dotyczące naszej przyszłości poprzedstawiać mi po moim powrocie? – przerwałem mu.
– Niech ci będzie – odpowiedział i za nim zdążyłem zaprotestować zrobił mi malinkę na szyi.
– I jak ja to teraz ukryję? – warknąłem.
– Nie ukryjesz. Powiesz, że ci komar ukąsił, albo wpadłeś szyją w pokrzywy. Jesteś kreatywny – wzruszył ramionami mój ukochany, wziął mnie za rękę i poprowadził do samochodu.
***
Poszliśmy się zameldować kierownikowi. Alex skinął nam głową.
– Panowie, po kolacji przyszedł do mnie Kai – zaczął mężczyzna poważnie – wie, że jego wychowawcą jest Johann, ale i tak poprosił o rozmowę z Halvorem. Powiedział, że to nic poważnego, ale on od przyjazdu dziwnie się zachowywał.
Skinąłem głową.
– Gdzie go znajdę? – zapytałem.
– Siedzi u siebie w pokoju. Johann idź już pomagaj i przekaż reszcie, że nie czekacie na Halvora i Kaia. Muszą porozmawiać – powiedział Alex, a po wyjściu mężczyzny spojrzał jeszcze raz na mnie – wiem, że to nie było zamierzone, dzieci pewnie tego nie zauważyły, ale kiedy Kai tu przyszedł akurat stałem przy oknie, on do podszedł, rozmawialiśmy, potem pojawiłeś się ty i Daniel. Chciałem odwrócić uwagę Kaia. On wzruszył ramionami i powiedział, że to przecież normalne i poszedł, więc proszę bądź delikatny, kiedy będziesz z nim rozmawiał. Będę nieopodal, gdybyś potrzebował jakieś porady, pomocy, więc zostaw uchylone drzwi.
***
Koledzy Kaia wyszli na zbiórkę, ja przystawiłem krzesło do jego łóżka.
– Chyba jeszcze nie zdążyłem narozrabiać – zaśmiał się szyderczo.
– Poprosiłeś o rozmowę – powiedziałem spokojnie.
– Wygląda pan na bardzo zmęczonego. Możemy porozmawiać kiedy indziej – Kai przygryzł wargę.
Znowu się wycofywał. Chwilowy impuls, pewnie spowodowany zobaczeniem mnie po tak długiej przerwie spowodował, że odważył się poprosić o rozmowę, teraz tracił pewność.
– I tak długo czekałeś – odpowiedziałem, poprawiając włosy.
– Rok – ku mojemu zaskoczeniu przytaknął chłopak – ale kiedy zobaczyłem pana i pana partnera, zrozumiałem, że ma pan swoje problemy, a my znów rozstaniemy się po dwunastu dniach. A ja już tu nie wrócę, bo wiem, że na pana w domu ktoś czeka.
Zrozumiałem. Spuściłem głowę i zacisnąłem palce na nogawkach.
– Kai, masz piętnaście lat, a ja...
– Spokojnie – chłopak przerwał mi ze sztucznym uśmiechem – nie zrobił pan nic złego. Czasami po prostu tak bywa, że zaczynamy się sobie podobać bez żadnej konkretnej przyczyny. Początkowo tak było. Potem do tego doszedł pana charakter, bardzo starannie skrywana troska i serdeczność, okazywana oczywiście wszystkim. Pod koniec tamtego obozu pomyślałem, że może mógłby mnie pan wysłuchać, jakoś doradzić, ale teraz wiem, że to nie ma pana problem. Niech się pan nie przejmuje. Do końca obozu nic sobie nie zrobię, a potem każdy z nas pojedzie w swoją stronę.
– Nadal możemy pogadać – oznajmiłem ze ściśniętym gardłem – może jednak będę potrafił ci... No wiesz, jakoś pomóc, a może po prostu zrobi ci się lżej.
– To miłe, ale dziękuję – Kai wstał i skierował się drzwi – to ponad siły zauroczonego siedemnastolatka. Idziemy? Chyba będzie lepiej, jeżeli myślami oderwę się od tej sytuacji.
Chciałem zaprotestować. Spróbować namówić go na tę rozmowę, ale poczułem to samo, co rok temu, że nie mam siły. A dodatkowe wyznanie Kaia sprawiło, że nawet nie wiedziałem, od czego powinienem zacząć.
– Dobrze – powiedziałem w końcu – ale jeżeli kiedykolwiek będziesz chciał...
– Niech pan pozdrowi swojego chłopaka – przerwał mi i ruszył w kierunku schodów – poczekam przed wejściem.
Alex, siedzący przy stole spojrzał na mnie pytająco.
– Wieczorem zadzwonię do jego mamy – oznajmiłem tylko.
– Jesteś pewien? – zapytał kierownik.
– Muszę – odpowiedziałem.
Hej kochani, dzisiaj coś innego i dłuższego. Jestem ciekawa jak to Wam się spodobało. Czy przypomniały się Wam jakieś Wasze wyjazdy? Miał ktoś crusha na swoim wychowawcy/wychowawczyni? Buziaczki.
Wasza D.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top