22. M.Lindvik
Kochany Mariusie!
Jestem tu!
Chociaż pewnie byś wolał, aby było inaczej.
Ale ja nie pozwolę Ci mnie zapomnieć.
Kim jestem?
Przypomnieć ci?
Czyżby znaczyło to, że nie tylko ze mną zdradzałeś Halvora?
Czyżby znaczyło to, że nie jestem wyjątkowy?
Nawet nie wiesz, jak boli to moje małe serduszko,
którego podobno nie mam.
Piszę tylko po to, abyś wiedział, że się ode mnie nie uwolnisz.
Kocham,
Na zawsze Twój
Sam powinieneś wiedzieć kto
Marius znalazł ten list w domku skoczków, do którego dostęp mieli niby nieliczni, ale w praktyce wszyscy. Serwismeni, jak zwykle podczas drugiej serii poszli kibicować, nie widzieli, kto podłożył list. A gdyby nawet... nie musiał to być od razu autor listu.
Dobrze, że to on pierwszy wszedł do tego domku, że to nie Halvor natknął się n śnieżnobiałą kopertę. Mężczyzna nawet nie chciał wyobrażać sobie tych krzyków.
Kochany Mariusie!
Jestem coraz bliżej.
Znalazłem Cię i nie wypuszczę.
Przypomnę Ci siebie.
Nie pozwolę Ci zapomnieć żadnej z chwil.
Jestem przecież ideałem.
Tak mi szeptałeś.
Chcę to usłyszeć jeszcze raz.
Chcę czuć ciepło twojego oddechu na skórze.
Nie odszedłem, bo nie pozwalasz mi odejść.
Jestem tu.
Chociaż wydaje ci się, że jest inaczej.
Kłamiesz, przecząc moim słowom.
Nikogo nie kochałeś tak mocno jak mnie.
Ciekawe czemu Halvor, w to nie wierzy.
Czyżbyś go okłamywał?
Kocham.
Na zawsze Twój
Sam powinieneś wiedzieć kto
Marius zgniótł kawałek papieru znaleziony na balkonie. Dobrze, że Halvor nie palił, nie lubił zimna i od powrotu ze skoczni, z katarem leżał w łóżko, czytając jakąś badziewną książkę popijając gorącą herbatę. W co pogrywał autor listów? Chciał i nie chciał zostać rozpoznany. Chciał i nie chciał, aby dowiedział się o nim Halvor. Z jednej strony chciał zaznaczyć swoją obecność w życiu Mariusa. Z drugiej... pragnął pozostać jego słodką tajemnicą.
Kochany Mariusie!
Strach w Twoich oczach jest zabawny.
Nie bój się.
Jestem tutaj.
Nie jestem tylko w Twoich wspomnieniach.
Nie jestem tylko w Twoich koszmarach.
Boisz się, bo nie wiesz kim jestem.
A jestem tuż obok.
Jestem prawdziwym źródłem Twoich uczuć.
Podpowiem Ci.
Chociaż lubię ten strach i niepewność w twoich oczach.
Nazwałeś mnie kiedyś bogiem.
Nazwałeś mnie doskonałością.
Chociaż twój najlepszy przyjaciel nazwał mnie pomyłką.
Ups. Chyba powiedziałem Ci za dużo.
Ups. Chyba jednak szybko się z nim nie skontaktujesz.
Sprawię, żeby nie odbierał telefonu.
Sprawię, żeby... nie ważne...
Najważniejsze, że po prostu tu jestem.
Kocham.
Na zawsze twój.
Sam powinieneś wiedzieć kto.
Pod talerzem na stołówce? Naprawdę? W miejscu, w którym Halvor mógł to znaleźć przez przypadek, czyżby ich coraz bardziej zbliżający się ślub działał na autora listu jak płachta na byka?
Chyba właśnie nadeszła pora, aby odkryć kim jest autor liścików.
Angielski...
Nie zwężało to listy podejrzanych. Słowo pisane niestety nie posiada akcentu...
Skąd Marius wiedział, że to obcokrajowiec.
Z innym rodakiem niż Halvor nie sypiał zbyt dużo ryzyko.
Antti też odpadał. Za dużo uczuć, emocji, jak na tak niewielkiej kartce papieru.
Marius rozejrzał się po stołówce i po raz pierwszy w życiu, że mógł wstać i wskazując palcem wyliczać: ,,Z tym spałem prawie po bożemu, tego ruchałem na siłowni, tego przeleciałem jak Prevc Velikankę, temu wkładałem, a tego romantycznie całowałem o północy pod skocznią..." Lista podejrzanych była jednak zbyt długa.
Marius zaczął zastanawiać się nad podpowiedzią. Bóg? Doskonałość? Tak nazywał swojego, co drugiego kochanka? Natomiast nie mógł sobie przypomnieć, którego Robin nazwał pomyłką. Istniało zagrożenie, że też mówił tak o co drugim. Mimo to, nie zrażając się groźbą zawartą w liście. Postanowił zadzwonić do przyjaciela. Jednak ten, zgodnie z zapowiedzią, nie odbierał. Odzywał się tylko głos sekretarki. Młody norweg przeklął. Musiał iść na trening.
Kochany Mariusie!
W ogóle mnie nie słuchasz!
Jestem tu!
Wciąż tworzę z Tobą nowe wspomnienia.
Jestem tu!
Możesz mnie dotknąć.
Możesz ze mną zrobić co chcesz.
Jestem ogniem, który może Cię podpalić.
Jestem wodą, która może Cię ostudzić.
Jestem zniszczeniem.
Jestem tuż za tobą.
Jestem tuż obok.
Już męczy mnie ta gra.
Ale...
Chyba nie chcesz, aby ktoś się dowiedział?
Chyba nie chcesz, aby było nieprzyjemnie?
Wysil, więc swoją piękną główkę i do cholery coś wymyśl.
Zaczynasz mnie nudzić.
Już nie mogę być bliżej, no chyba że...
Pokaż mi, że myślisz.
Pokaż, że widzisz.
A i tak będę Twoją najwspanialszą niespodzianką.
Jestem dla Ciebie stworzony.
Jestem tu dla Ciebie.
To ja Ciebie słucham.
To ja ciebie rozumiem.
Odważ się.
Odnajdź mnie.
Jestem tak blisko...
Kocham.
Na zawsze Twój.
Sam powinieneś wiedzieć kto
Mariusa od tego wszystkiego zaczynała boleć głowa. Ten list był najdłuższy. Najbardziej chaotyczny. Najbardziej pokręcony ze wszystkich, które otrzymał. I najbezczelniej otrzymany ze wszystkich. Został mu wetknięty w dłonie, kiedy spał. Z głową Halvora na torsie! To przestawało się robić śmieszne, intrygujące, a coraz bardziej przerażające. Zagadka zaczynała być jakąś chorą tajemnicą jakiego zwariowanego, widocznie nadal zakochanego dawnego kochanka, z którym Lindvik teraz już na pewno nie chciał utrzymywać żadnych kontaktów.
Zgniótł kawałek kartki i przez brak lepszych pomysłów postanowił ją zjeść. Przynajmniej tak nigdy nie wpadnie w niepowołane ręce Halvora.
Kochany Mariusie!
Nie chcę widzieć strachu w Twoich oczach
Kiedy czytasz te niewinne liściki, wyglądasz, jakbyś zobaczył ducha,
A przecież mogę Ci udowodnić, że możesz mnie dotknąć
Nie tylko raz...
Jesteś taki nerwowy...
Dlaczego?
Przecież to przy mnie potrafiłeś się najlepiej rozluźnić.
Może chcesz mnie znowu dotknąć?
Zobaczysz, że nie ma się czego bać.
Jestem taki niegroźny.
Zobaczysz
Przestanę być powodem lęku
Bo mnie znasz
Teraz boisz się obcego
A był moment, kiedy nie było można było być bliżej.
Spotkajmy się.
Stołówka.
Noc przed wyjazdem.
Kwadrans przed północą.
O północy, będę musiał zniknąć.
Chyba że zechcesz inaczej
Kocham.
Na zawsze Twój.
Sam powinieneś wiedzieć kto
Nie miałem pod ręką niczego czym mógłbym rzucić. Może kadrową bluzą, w której znalazłem nieszczęsny świstek papieru, ale wtedy Halvor by zapytał. Nie chciałem, nie mogłem sobie pozwolić na to w tym momencie. Przełknąłem ślinę i wsunąłem kartkę do kieszeni dresów. Wróciłem do odpakowywania walizki. Postanowiłem. Musiałem tam pójść. Skończyć to wszystko. I zaspokoić ciekawość. Znaleźć odpowiedź na pytanie, kto prowadzi ze mną tę nienormalną grę.
***
Byłem w stołówce nawet wcześniej. Czekałem nikt nie przychodził. Zacząłem się niecierpliwić. W końcu o północy przyszedł sms.
Kochany Mariusie!
Tak bardzo żałuję, że nie mogę być teraz przy Tobie
Zaspokoić Twojej ciekawości
Ale sam się wystraszyłem.
Kłamstwo.
Nie znudziła mi się ta zabawa.
Chcę ją ciągnąć dalej.
Pokażę Ci, że jest cudowna.
Nie zniknie z Twojego życia.
Nie możesz zmienić mojego postanowienie.
Nie pozwolę Ci o mnie zapomnieć.
Będę tutaj.
Bliżej się nie da.
Do zobaczenia.
Kocham.
Na zawsze Twój.
Sam powinieneś wiedzieć kto...
Oh jak kocham otwarte zakończenia. A Wy? Są nawet lepsze od sadendów. Buziaczki.
Jako, że po napisaniu tego shota jestem niemal w doskonałym humorze, to kolejny shot będzie odpowiedzią na Wasze prośby o kontynuację jednego z shotów. Buziaczki.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top