10.Morgenzauer - #seriaświąteczna
majonez_winiary26 mam nadzieję że to zaliczy się jako happyend
Serce waliło mi jak oszalałe, kiedy łamałem się opłatkiem ze swoim pracodawcą. Dwudziestosiedmioletni Thomas Morgenstern był natomiast oazą spokoju, tulącą do siebie prawie roczną, słodką, małą kruszynkę, którą miałem przyjemność zajmować się na co dzień. Mimo że to tata Lily mówił, mała była wpatrzona we mnie, swoimi wielkimi, jasnymi oczkami.
– Jest w ciebie taka wpatrzona – odezwał się Thomas – życzę jej i sobie, żeby nasz wspaniały pan niania został z nami przynajmniej do kolejnych świąt.
Spuściłem wzrok i się zarumieniłem. Wstydziłem się nawet przed sobą wyznać, że sam sobie tego życzyłem, przecież byłem stworzony do wyższych celów niż niańczenie czyjegoś dziecka. Nawet tak słodkiego i cudownego jak Lily.
– Ale wiem, że masz dużo ambitniejsze plany – powiedziawszy to Morgenstern przyłożył wargi do mojego policzka, a ja machinalnie odłamałem kawałek jego opłatka.
Ogarnęła mnie woń jego perfum. Przymknąłem oczy. Zaczynało mi się robić gorąco.
– Jeżeli pozwolisz trochę zmienię tradycję – Thomas odsunął się trochę ode mnie – za nim zaczniemy jeść, to prezenty.
Zarumieniłem się na samą myśl. Morgi miał dostać ode mnie tylko książkę, Lily kostium kąpielowy w księżniczki (co nawiązywało do pierwszego spotkania z jej ojcem). Bałem się, co miał dla mnie przygotowane mężczyzna.
– Usiądź na razie – poprosił Thomas – i weź na ręce moją małą księżniczkę, bo i tak się do ciebie wyrywa.
Uśmiechnąłem się mimowolnie i przejąłem Lily, która natychmiast złapała się mnie kurczowo i przytuliła główkę do mojego torsu. Automatycznie przyłożyłem policzek do niej. Potem usiadłem na ogromnym fotelu, tuląc do siebie dziewczynkę i skoncentrowałem wzrok na jej ojcu.
W tym samym czasie mężczyzna klęknął przy choince i sięgnął po płaski pakunek. Podszedł do nas z miłym uśmiechem na ustach.
– Mam nadzieję, że ci się spodoba – powiedział.
Drżącymi dłońmi, przy małej pomocy Lily, której bardzo podobało się rozrywanie kolorowego papieru odpakowałem kolorową koszulę.
– Dziękuję – szepnąłem, od razu rozpoznając logo drogiego projektanta – ale...
– Nie ma, ale. Przyda ci się – odpowiedział mężczyzna i podał mi białą kopertę – to zaproszenie, nie musisz go przyjmować.
Pomyślałem o teatrze, festiwalu, ale szybko zorientowałem się, że to coś innego. Zaskoczony spojrzałem na mężczyznę.
– Potrzebuję wakacji. Zawsze marzyłem o Florydzie. Nie chcę rozstawać się z małą na tak długo, więc pomyślałem, że moglibyśmy polecieć we troje – oznajmił Thomas, wkładając ręce do kieszeni eleganckich spodni – jeżeli masz inne plany, od jutra, to zrozumiem, ale nie będę udawał, że Lily by była bardzo rozczarowana. I jej ojciec też.
Przygryzłem wargę.
– Nie mogę tego przyjąć – powiedziałem – polecę z wami, ale... oddam ci za bilet.
– Zwariowałeś – Thomas wybuchnął śmiechem – każdy pracodawca bierze koszty podróży pracownika na siebie. Prezentem jest tylko koszula.
Spojrzałem na mężczyznę z niedowierzaniem.
– No co, Lily nie chciałaby innej niani na ten czas – Morgenstern podszedł do nas i pocałował małą w nosek – a teraz zobaczymy co my tam mamy dla naszego aniołeczka. Następnie zjemy kolację, pojedziemy spakować Gregora i jutro na Florydę.
– Aha – jakże inteligentnie, w jednym momencie zgodziliśmy się z Lily.
***
Walizka z moimi rzeczami bezpiecznie spoczywała w bagażniku jego samochodu. Przed chwilą skończyliśmy dopakowywać Lily, bo Thomas wolał zostawić to mnie. Poza tym uparł się, abyśmy koniecznie zabrali jej kostium, który ode mnie dostała.
– Jest przeuroczy i na pewno przyda się na zajęciach w przyszłym roku – oznajmił, gdy go tylko zobaczył – już zapowiedziałem tej wrednej zołzie Alice, że nie mam zamiaru rezygnować z zajęć indywidualnych z najlepszym panem instruktorem pod słońcem.
Zarumieniłem się wtedy jeszcze bardziej niż zawsze. Przypomniałem sobie nasze pierwsze spotkanie...
***
– Będziesz miał zajęcia indywidualne – zapowiedziała mi szefowa – z klientem, na którym bardzo nam zależy.
Zrozumiałem. Koszt grupowych zajęć dla maluszków był, jak na moje osobiste standardy wygórowany, a co dopiero indywidualny, wiadomo, że skoro ktoś naciskał na zajęcia indywidualne, to oznaczało to, że nie musiał liczyć się z pieniędzmi. Każdej firmie zależy na takim kliencie.
I w końcu nastał ten wielki dzień, w którym Thomas przyszedł na zajęcia z szelmowskim uśmiechem na ustach i małą kruszynką na rękach.
– Koleżanka poleciła zajęcia z panem – powiedział po tym jak już się przedstawił, zaskoczony, że najpierw zapytałem o imię dziecka – ja jednak zawsze muszę inaczej niż wszyscy, więc mam pana tylko dla siebie.
– I dla Lily – dodałem może trochę za szybko.
Spojrzał najpierw zaskoczony, a potem rozbawiony.
– Oczywiście – skinął głową.
***
– Napijesz się herbaty? – z rozmyślań wyrwał mnie głos Thomasa.
– Tak, daj, ja zrobię – odpowiedziałem.
On uśmiechnął się i pokręcił głową.
– Tak, pamiętam, że jedyną rzeczą, którą potrafisz ugotować jest woda na herbatę, ale nie musisz mi udowadniać tej umiejętności za każdym razem – odpowiedział.
Przygryzłem wargę. Patrząc, jak mężczyzna napełnia czajnik wodą. Wstałem i podszedłem do szafki, gdzie stały kubki. Wyjąłem nasze ulubione. Poczułem, że mężczyzna stanął bezpośrednio za mną.
– Naprawdę nie możesz usiedzieć na miejscu? – zachichotał – pomyślałbym, że niezręcznie czujesz się, że pracodawca robi ci herbatę, ale chyba ostatni miesiąc nauczył nas, że w tym domu nie ma tak oczywistych podziałów.
Przytaknąłem skinieniem głowy. Poczułem jak jego ręce z obu moich stron przemieszczają się do przodu. Wsypał nam fusy ulubionej owocowej herbatki. Przez chwilę tak staliśmy.
– Przepraszam. Zapomniałem, że może ci to przeszkadzać – powiedział, a ja miałem wrażenie, że szczerze.
Już kiedyś na ten temat rozmawialiśmy...
***
– Nie będzie mi przeszkadzało jeżeli mnie pan obejmie – roześmiał się Thomas przy jakimś ćwiczeniu.
– Będę pamiętał – skinąłem głową, starając się zapanować nad drżeniem rąk – ale to nie jest konieczne.
– A szkoda – odpowiedział mi z uśmiechem Morgenstern.
Parę minut później pokazywałem ćwiczenie. Poczułem obecność mężczyzny za swoimi plecami. Jego dłonie, kiedy chciał przejąć dziecko musnęły moje ciało. Wzdrygnąłem się.
– Proszę, więcej tak nie robić – odważyłem się wtedy powiedzieć.
– Przepraszam. To umówmy się, że pan mnie może dotykać do woli a ja się będę musiał jakoś powstrzymywać – odpowiedział Thomas po chwili namysłu – a czy po takim zbliżeniu możemy przejść na ty? Chyba będzie wygodniej. Thomas.
– Gregor – odpowiedziałem, odwracając się do niego przodem.
***
– Jest ok – powiedziałem, odwołując się do sytuacji z herbatą.
Odwróciłem się do niego przodem i ostrożnie wyminąłem. Usiadłem z powrotem na krześle przy kuchennym stole.
– Nawet nie wiesz jak się cieszę, że zgodziłeś się z nami jechać – powiedział cicho Thomas – nie tylko Lily się cieszy, że tam będziesz.
– Lubię spędzać z wami czas – uśmiechnąłem się szczerze.
– To dobrze. Chociaż łatwo się domyślić. Gdybym był nieznośnym szefem na pewno nie spędzałbyś z nami świąt, prawda? – odpowiedział wesoło.
Potem pochylił się i pocałował mnie w policzek.
– Wesołych Świąt! – powiedział, stawiając przede mną herbatę.
I co powiecie o takim Morgenzauerze? Chcecie jakąś kontynuację tego. Jakąś relację z ich pobytu na Florydzie, albo jak wyglądał ich miesiąc przed świętami, dlaczego Gregor zgodził się spędzić Wigilię z szefem i jego córeczką? Jak nie to trudno. Pozostanie w brudnopisie.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top