1. K.Stoch x T.Morgenstern

Czułem się, jak dziecko, kiedy po imprezie firmowej poczułem na swoich plecach czyjąś dłoń. Odwróciłem się niepewnie.

– Odwieźć cię do hotelu? – usłyszałem za sobą znajomy męski głos, który docierał w najgłębsze zakamarki mojego ciała.

Wziąłem głęboki wdech. Nie chciałem wyjść na głupiego dwudziestolatka, zafascynowanym starszym kolegą z firmy w sposób, w który nie powinien. Odwróciłem się w stronę mężczyzny, lekko przechylając głowę.

– Dziękuję, preferuję podróże tramwajem – odpowiedziałem – ekologiczniej.

– Och, no tak, wasze, młode pokolenie jest takie wszystkiego świadome – powiedział, wbrew pozorom pozbawionym kpiny głosem – mimo wszystko chyba bezpieczniej oddać się pod opiekę dojrzałego, starszego mężczyzny, niż narażać się na samotną podróż w środku masowego transportu?

– Panie Thomasie, mnie uczono, że nie wsiada się z obcymi do samochodu – odpowiedziałem, przymykając powieki.

Mężczyzna wyjął piękną, srebrną papierośnicę. Skierował ją w moją stronę, z lekkim rozbawieniem pokręciłem głową.

– Nie jestem taki obcy – odezwał się, gdy pierwszy obłok dymu opuścił moje usta – jestem kolegą z pracy.

– Nie mamy ze sobą za dużego kontaktu – odpowiedziałem szybko, zastanawiając się czy to ten moment, w którym powinienem postawić na swoim, założyć kaptur na głowę i udać się na przystanek tramwajowy.

– To się może wkrótce zmienić – odparł tajemniczo i spojrzał w kierunku postoju taksówek – myślałem, że bardziej zaszaleję z alkoholem i nie wziąłem swojego auta. Chodź weźmiemy taxi. Zapłacę.

– Nie trzeba – odrzuciłem włosy do tyłu – poradzę sobie.

– W taki deszcz chcesz czekać na tramwaj? – tym razem Thomas zakpił i pociągnął mnie delikatnie za rękaw w stronę taryfy.

Nie potrafiłem zaprotestować. Chociaż wiedziałem, że powinienem. Nie znałem Thomasa za dobrze. Nie stać mnie było na przejazd stąd aż do mojej niewielkiej kawalerki, znajdującej się po drugiej stronie rzeki, a tata zawsze powtarzał, że...

– Płacę z góry – usłyszałem jeszcze głos Thomasa i tylko cicho westchnąłem.

Pozwoliłem, aby mężczyzna otworzył przede mną drzwi. Zachowywał się tak szarmancko jak tylko miał na to ochotę. Usiadłem przy oknie, od razu opierając głowę o szybę.

– To gdzie mieszkasz? – dopytał jeszcze Thomasa.

Podałem adres, a taksówkarz tylko kiwnął głową.

***

– Musiałeś być bardzo zmęczony – powiedział Thomas, kiedy stanąłem na własnych nogach przed klatką schodową prowadzącą do jego, nie mojego mieszkania – nie chciałem, abyś taki zaspany jechał sam z tym facetem. Zapłaciłem mu jak za całość, ale poprosiłem, aby nas obu wypuścił nas tutaj.

Byłem już całkowicie przemoczony i zdenerwowany. Zaciskałem pięści w kieszeni kurtki.

– Kamil, naprawdę nie zrobię ci nic złego, jechanie o tej porze... przeze mnie uciekł ci ostatni tramwaj, nocnym cię nie puszczę. Proszę, chodź ze mną na górę.

- Ja... – zacząłem nieśmiało.

– Wniósłbym cię na górę, ale się przebudziłeś – uśmiechnął się Thomas i delikatnie popchnął mnie w stronę drzwi.

I znowu nie potrafiłem zaprotestować. Może tak po prostu miało być.

Potem wszystko robiłem automatycznie. Wszedłem za gospodarzem do windy. Wjechałem na samą górę. I potem, na tym siódmym piętrze skierowaliśmy się do jego mieszkania.

– Nie spodziewaj się nie wiadomo czego – zastrzegł od razu – pomieszkuję tutaj tylko wtedy, kiedy pracuję tu na miejscu. To jest... kawalerka.

To mnie trochę otrzeźwiło. Spojrzałem na niego niepewnie, kiedy otworzył przede mną kolejne drzwi. Mieliśmy spać w jednym pokoju. Oczywiście nie miałem prawa wymagać nie wiadomo jakich luksusów, ale po mieszkaniu kogoś takiego jak Thomas spodziewałem się czegoś więcej.

Mimo wszystko wszedłem. Machinalnie zsunąłem buty. Zdjąłem przemoczoną kurtkę.

– Daj, zabiorę do łazienki – oznajmił mężczyzna z delikatnym uśmiechem – poczekaj na mnie w pokoju. Zapal sobie światło.

Wykonałem wszystkie polecenia przez chwilę szukając włącznika. Po czym podszedłem do dużego okna. Oparłem się o szeroki parapet. Patrzyłem na światła padające z sąsiedniego budynku. Usłyszałem za sobą kroki Thomasa, ale nie chciałem się odwracać. Musiałem się wyciszyć. Jeszcze przeanalizować sytuację, w której się znalazłem.

– Mam tu dla ciebie koszulkę i jakieś dresy – oznajmił.

– Dzięki – uśmiechnąłem się słabo i wziąłem od niego ubrania – łazienka jest...

– Na końcu korytarza, przy samym wejściu do mieszkania – poinstruował mnie mężczyzna.

Kiwnąłem głową i poszedłem we wskazanym kierunku. Wziąłem szybki prysznic i przebrałem się w przeznaczone mi rzeczy. Koszulka była trochę za duża, a dresy zbyt obszerne. Miałem przynajmniej pewność, że będzie mi się wygodnie spało.

Wróciłem do pokoju i Thomasa. Mężczyzna nie był jeszcze przebrany. Ale na nocnym stoliku stały dwie, jeszcze parujące herbaty.

– Niestety będziesz dzisiaj spał na kanapie – uśmiechnął się mężczyzna.

– Mogę spać na dywanie – zadeklarowałem.

– Jesteś gościem – Thomas wzruszył ramionami – zaraz pościelę. Ale za nim to... możemy chwile porozmawiać.

– Ja...

– W ogóle przepraszam, ale zjesz coś? Wyglądasz strasznie mizernie... nie mam na myśli nic złego po prostu jesteś taki malutki, chudziutki...

– Dzięki – wszedłem w słowo – najadłem się na imprezie.

– Chyba powietrzem – parsknął mężczyzna, ale widząc moje spojrzenie tylko spuścił wzrok.

Nie zamierzałem wchodzić z nim dyskusję. Marzyłem już tylko o tym, aby pójść spać. Usiadłem, więc obok niego na kanapie.

I nagle on zrobił coś czego się nie spodziewałem. Przewrócił mnie na kanapę.

– Rozluźnij się, Kam – powiedział – naprawdę nie zrobię nic na co nie miałbyś dzisiaj ochoty. Chcesz wina?

– To połączenie mnie jednak trochę niepokoi – wyznałem, za nim zastanowiłem się nad sensem wypowiedzianych przeze mnie słów.

– Wreszcie – wybuchnął krótkim śmiechem Thomas.

Zmarszczyłem brwi. Nie rozumiałem o co chodzi mężczyźnie. Podparłem się na łokciach i spojrzałem prosto w jego jasne oczy.

– Zachowujesz się przy mnie jak przy swoich kolegach – wyjaśnił – ten twój cięty języczek.

Moja bujna wyobraźnia podsunęła mi obraz, jak mężczyzna wciska mi swój język między wargi, wymuszając pocałunek. Wzdrygnąłem się.

– Spokojnie, Kam, możesz już usiąść. Najlepiej wzdłuż – Thomas dyrygował mną jak chciał – będzie wygodniej.

Usłuchałem. Mężczyzna usiadł na krześle w bezpiecznej odległości.

– Co lubisz robić z przyjaciółmi w takie wieczory jak te? – zapytał ciepłym głosem.

– Razem z Dawidem często kładziemy się obok siebie i słuchamy darmowych fragmentów audiobooków na youtubie – odpowiedziałem.

Chciałem zobaczyć jego reakcję na wyznanie nerda.

– Cudownie – odpowiedział mężczyzna i wstał.

Podszedł do regału z książkami. Po chwili wyciągnął ,,Wiedźmina" i wrócił na krzesło.

– Co powiesz na audiobook na żywo? – zapytał i nie czekając na moją odpowiedź zaczął czytać.\

Zdziwiłem się jak przyjemny głos ma Thomas. Sięgnąłem herbatę i z przyjemnością słuchałem jak czytał. Rozkoszowałem się jego głosem i smakiem gorącego jeszcze napoju.

– Bardzo nie na miejscu będzie, jak powiem, że wiedziałem, że masz niewyparzoną gębę? – zapytał, przerywając na chwilę czytanie, nie podnosząc wzroku znad książki.

Parsknąłem śmiechem. On jedynie uniósł kącik ust do góry i wrócił do przerwanej lektury.

– Zimno ci? – zapytał po jakimś czasie Thomas.

Skinąłem głową nieśmiało. Było mi głupio, bo oprócz tej jednej małej niedogodności było mi wręcz idealnie. Jednak przez fakt bycia wiecznym zmarźlakiem przerywałem tak przyjemny wieczór.

– Grzejniki jeszcze nie grzeją – powiedział zamyślony – ale mam pewien pomysł.

Po chwili leżałem już z głową i ciałem opartym o ramiona i tors Thomasa.

– Chyba żartujesz – jęknąłem zestresowany.

– Daj spokój. Stary sprawdzony sposób – odpowiedział i odsunął mnie jeszcze na chwilę by ściągnąć z siebie koszulkę – ciała do ciała i myśl co chcesz, ale lepiej by to działało, gdybyś ściągnął swoją.

Mimo wszystko wiedziałem, że mężczyzna ma rację. Zrobiłem to. Jeszcze dokładniej okryłem nas dwoma kocami. On owinął jedno ramię wokół mojej sylwetki, w drugiej ręce wciąć, trzymając książkę.

– Na kolejnym spotkaniu namówię cię jeszcze do aktywności fizycznej – zapowiedział.

– Zabierzesz mnie na siłownię – starając się ze wszelką cenę skoncentrować na czymś innym, niż na fakcie, że właśnie leżę półnagi wtulony w swój półnagi obiekt westchnień.

– Zrobimy to, gdzie tylko będziesz chciał – mruknął w odpowiedzi.

– Kto w ogóle powiedział, że się jeszcze spotkamy? – prychnąłem.

– No tylko spróbuj mi powiedzieć, że ci się nie podoba – mruknął gospodarz.

Tym razem się nie odezwałem.

– No właśnie – westchnął usatysfakcjonowany mężczyzna i wrócił do książki.

Nie wiem ile dokładnie czytaliśmy. Thomas jednak w końcu zgasił światło i położył się obok mnie. Pozwoliłem się przytulić.

– Kam, ile ty właściwie masz lat? – zapytał mężczyzna.

– Spokojnie jestem dorosły – odparłem zaspany.

– To wiem.

– Dwadzieścia – mruknąłem – a ty?

– Dwadzieścia jeden – odpowiedział.

Odwróciłem się zaskoczony i spojrzałem wprost na niego.

– Co się stało? Nie wyglądam? – zapytał wyraźnie rozbawiony Thomas.

– Wyglądasz na starszego – jęknąłem.

– I co? Lepiej czujesz się z informacją, że obok ciebie leży dwudziestolatek, a nie ktoś starszy? – zakpił Thomas.

– Nie, ale ty sprawiasz wrażenie takiego... dojrzałego. Poza tym, ty w robocie...

– Niektórzy się uczą, a niektórzy zdobywają doświadczenie zawodowe. Poza tym, mam wrażenie, że trochę przeceniasz moje znaczenie w tej firmie. Trudno się jednak dziwić. Zauroczenie potrafi gloryfikować obiekt naszych westchnień – wyjaśniał spokojnie Thomas.

– Jesteś okropny – powiedziałem zawstydzony.

– Za to mnie jeszcze pokochasz – zapowiedział coraz bardziej rozbawiony mój prawie równolatek.

Zaczynałam i od Procha, i od Kraftboecka, więc przyszła pora na jakiś bardziej nietypowy ship. Mam nadzieję, że przypadł Wam do gustu tak samo jak i cały shot. Nieskromnie powiedziawszy jestem z niego zadowolona.

A teraz, już oficjalnie. Witam Was, moi drodzy w III już części shotów. Zobaczmy czy wytrzymam kolejne dwa lata. Dobrego sezonu sobie i Wam życzę. Buziaczki skarby.


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top