Chapter 15
Lauren's POV
Byłam zrozpaczona.
Nie mogłam pogodzić się z tym, że nie będę chodzić... że zostanę kaleką.
Na myśl, że już nigdy nie poczuje gruntu pod nogami i nie wsiądę na motocykl przygnębiało mnie coraz bardziej.
Kto by chciał kalekę...
Pielęgniarki dały mi coś na uspokojenie i zostawiły mnie z rodzicami.
Próbowali ze mną porozmawiać, ale ja nie miałam ochoty, więc ich tylko ignorowałam.
Byłam załamana i nie potrafiłam się pogodzić.
Miałam nadzieje, że to tylko okropny sen.
Na szczęście widząc, że nie mam zamiaru z nikim rozmawiać, zostawili mnie samą.
Było ze mną źle. Psychicznie jak i fizycznie.
Leżałam samotnie przez kilka godzin, ale od czasu do czasu przychodziły pielęgniarki skontrolować parametry.
Wieczorem, rodzice przyszli do mnie ostatni raz tego dnia a potem pojechali do domu.
Koło godziny dwudziestej drugiej usłyszałam powoli otwierające się drzwi. Na początku sądziłam, że to znowu pielęgniarka, ale myliłam się.
To była Camila.
Spojrzałam na nią i po jakimś czasie dostrzegłam, że płacze.
Podeszła bliżej i złapała mnie za rękę siadając obok na krześle
- Nie płacz... - powiedziałam ściskając jej dłoń
- To moja wina Lauren... To przeze mnie - jęknęła zalewając się łzami
- Nie. To nie przez ciebie... - odpowiedziałam jej cicho
- Dobrze wiesz, że gdybym nie powiedziała ci tych przykrych słów to by do tego nie doszło. - powiedziała załamującym głosem
- Nie uważałam... a to jest wyłącznie moja wina. Nie obwiniaj siebie, proszę - dotknęłam jej policzka
- Nie potrafię - odpowiedziała
Patrzyłam na dziewczynę, która nie mogła przestać płakać. To był najgorszy widok.
- Wróć do domu. Jest późno i jesteś zmęczona - odparłam ze smutkiem
- Nie zostawię cię. Nie teraz...
Przez chwile obserwowałam ją w ciszy a potem kciukiem wytarłam łzy, które spadały po jej policzkach.
Postanowiłam przesunąć się bliżej jednego końca łóżka, by zrobić trochę wolnego miejsca. Trochę mi to zajęło nie tylko z powodu bólu, jaki towarzyszył mi przy każdym najmniejszym ruchu, ale dlatego, że nie mogłam polegać na drugiej ręce, która była w gipsie oraz na sparaliżowanych nogach, których nie czułam.
- Co robisz? - zapytała troskliwie obserwując mnie
- Chodź tu - odpowiedziałam pokazując na wolne miejsce - Odpocznij.
Dziewczyna popatrzyła na mnie swoimi czekoladowymi tęczówkami a potem ułożyła się obok mnie.
Uśmiechnęłam się do niej a ona przytuliła mnie wtapiając twarz w moją szyję.
- Tak bardzo chciałam cię przytulić... - szepnęła ledwo słyszalnie wywołując u mnie lekki uśmiech - Bałam się, że już nigdy tego nie zrobię.
- Było aż tak ze mną źle? - dopytywałam ściskając jej dłoń
- Bardzo źle. Mogłaś nie przeżyć pierwszej doby...
Jęknęłam lekko ze zdziwienia. Nie wiedziałam, że prawie umarłam...
- ... ale walczyłaś... i jesteś tu - dodała - Rozmawiałam z Tobą, bo wiedziałam, że jesteś tu ze mną, mimo to że mnie nie słyszysz.
- Codziennie siedziałaś przy moim łożku? - zapytałam a potem poczułam, jak brunetka kiwa lekko głową twierdząco.
- Nie wróciłam do szkoły po przerwie świątecznej, bo chciałam być tu z Tobą. - odpowiedziała wzdychając lekko
- Będziesz miała zaległości... W następnym tygodniu udasz się do szkoły. Miewam się już lepiej, jak widać.
- Może i tak, ale nie będę mogła cię widywać, bo ciotka mnie pilnuje. - powiedziała podnosząc głowę i kładąc ją na moim ramieniu.
- Będziemy do siebie dzwonić - odpowiedziałam gładząc ją po włosach
Leżałyśmy i rozmawiałyśmy o rożnych rzeczach przez kolejną godzinę a potem postanowiłyśmy pójść spać.
- Kocham cię Camz - powiedziałam całując brunetkę w czoło
Zauważyłam, że uśmiechnęła się lekko, co wywołało u mnie eksplozje motylków w brzuchu.
- Też Cię kocham Lolo - odpowiedziała
Uśmiechnęłam się do siebie.
Wiedziałam, że dziewczyna kocha mnie tylko jak przyjaciółkę, ale nie oczekiwałam niczego więcej. To mi wystarczało. Przynajmniej teraz...
*
Obudziłam się i spojrzałam na zegarek na szafce nocnej, który wskazywał dziewiąta dwadzieścia trzy. Na moim prawym ramieniu leżała głowa wciąż śpiącej brunetki, która oplotła mnie ręką wokół talii.
Rozejrzałam się po pomieszczeniu i dostrzegłam mamę siedząca na sofie przy ścianie
- Cześć mamo - powiedziałam cicho by nie obudzić dziewczyny
- Jak się czujesz? - zapytała uśmiechając się
- Lepiej, ale wszystko nadal mnie boli - odpowiedziałam szczerze a ona uśmiechnęła się smutno.
Przez chwile w ciszy wpatrywałam się w Camilę bawiąc się jej placami u dłoni.
- Bardzo to przeżyła - zaczęła Clara - Płakała codziennie będąc przy twoim łożku. Szczególnie na początku... Bała się do ciebie wejść i cię ujrzeć, a kiedy już to zrobiła to twój stan się pogorszył. Lekarze cię ratowali a ona zemdlała.
Popatrzyłam na dziewczynę leżąca obok mnie i uśmiechnęłam się smutno.
- Odpowiesz mi szczerze? - zapytała Clara po chwili na co natychmiast na nią spojrzałam i przytaknęłam - Co prawda tego nie da się nie zauważyć, ale muszę mieć pewność, bo widzę jak na nią patrzysz - zaczęła - Kochasz ją, prawda? - zapytała w końcu a ja nie wiedziałam, jak mam to rozumieć. - Lauren, wiesz o co mi chodzi... Nie jak przyjaciółkę...
Trochę się skrępowałam. Bałam się jak zareaguje jak powiem "tak". Nie widziałam czego mam się spodziewać...
- Spokojnie... - wstała ze swojego miejsca i podeszła bliżej mnie - Możesz mi powiedzieć. Nie ważne kogo pokochasz, chcę byś tylko była szczęśliwa - uśmiechnęła się szczerze
- Mamo... Umm... Tak... chyba ją kocham... - szepnęłam patrząc w jej oczy a ona złapała mnie za ramie
- Camila wie? - zapytała patrząc na brunetkę wtuloną we mnie
- Nie powiedziałam jej tego dosłownie, mimo że wiele razy chciałam... Ona... chce być tylko moją przyjaciółką... Tak sadzę. - odpowiedziałam niepewnie
- Skąd wiesz? Powiedziała ci? - dopytywała dalej
- Umm... Myśle, że to nie jest dobry moment na taką rozmowę - powiedziałam dając jej szczery uśmiech
- No dobrze... Mam nadzieje, że później opowiesz mi więcej... - odparła - Pójdę do Mike'a, bo zaraz ma przyjechać - dodała i skierowała się do drzwi
- Mamo? - zawołałam
- Tak? - odwróciła się
- Dziękuje. Myślałam, że będziesz zła, ale zaakceptowałaś mnie taką jaka jestem - uśmiechnęłam się
- Twoje szczęście jest dla mnie najważniejsze - odpowiedziała i wyszła zamykając za sobą drzwi
Moje szczęście leży właśnie obok mnie. ~ pomyslałam
Kilka chwil obserwowałam śpiącą dziewczynę obok mnie. Byłam szczęśliwa do czasu, gdy przypomniała mi się rozmowa z lekarzem o tym, że prawdopodobnie nie będę już chodzić.
Ilekroć chciałam odpędzić te myśli, one powracały z jeszcze większa siłą.
- Cześć - jęknęła Camila zachrypłym głosem wytrącając mnie z przemyśleń
- Jak ci się spało? - zapytałam, gdy dziewczyna zaczęła się rozciągać
- W miarę dobrze - uśmiechnęła się przecierając oczy
- Nie ma to jak szpitalne łóżko - zaśmiałam się żartując
- Właśnie... - dodała śmiejąc się
- Kiedy wracasz? - zapytałam
- Nawet mi nie przypominaj... - wysapała - Jakoś po dwunastej chyba a która jest godzina?
- Za piętnaście dziesiąta - odpowiedziałam patrząc na zegarek stojący na szafeczce
- O jedenastej wyjdę, bo zanim dojdę to trochę czasu minie - jęknęła i przytuliła się do mnie wywołując u mnie (jak zwykle) to miłe uczucie
- Moja mama cię zawiezie - zaproponowałam
- Nie, nie trzeba. Chce się przewietrzyć
- Jesteś pewna? - dopytywałam myśląc, że może zmieni zdanie
- Tak.
Kilka chwil pózniej usłyszałam, jak ktoś otwiera drzwi.
Mama weszła do pokoju niosąc tackę ze śniadaniem.
- Dzień dobry - przywitała się Camila odsuwając ode mnie
- Witaj. Jak się spało? - zapytała Clara
- Dobrze, dziękuje - uśmiechnęła się życzliwie brunetka
- Przyniosłam wam śniadanie - dopowiedziała kładąc tackę na szafeczce obok - Smacznego - uśmiechnęła się do nas i skierowała się do wyjścia - A właśnie... Lauren... - zatrzymała
się - Lekarz chciałby z Tobą pogadać. Poinformował, że przyjdzie za około 30 minut - dodała
- No dobrze... - jęknęłam na myśl o tym, co jeszcze lekarz chce mi powiedzieć
Mam nadzieje, że to nie bedą jakieś złe wieści.
Tak jak mama nas poinformowała po około trzydziestu minutach po śniadaniu zjawił się doktor
- To ja może poczekam na zewnątrz - uśmiechnęła się brunetka wstając z miejsca
- Nie, bądź tu przy mnie - załapałam ją za rękę powstrzymując ją przed wyjściem a ona spojrzała na mnie i usiadła obok na krześle
- Więc... chodzi o twoje nogi - zaczął wywołując u mnie przygnębienie - Rozmawiałem z lekarzami o twoim przypadku i dostaliśmy dokładna kopię twoich badań. - powiedział zakładając okulary a potem zaczął przeglądać spięte ze sobą kartki, z którymi przyszedł - Przeanalizowaliśmy wszystko dokładnie i doszliśmy do wniosku, że jest szansa.
- Szansa na co? - zapytała Camila mocniej ściskając moją rękę
- Szansa, że Lauren stanie z powrotem na nogi - uśmiechnął się
- Naprawdę? - zapytałam ucieszona
- Może szanse nie są jakieś wysokie... nie ma pewności czy tak się stanie, ale na dzień dzisiejszy to jakieś 20%
- To nie dużo - odezwałam się
- Wszystko zależy od twojego zaangażowania. Czeka cię kolejna operacja za dwa tygodnie a potem ważna rehabilitacja - poinformował chowając okulary do kieszonki na piersi - Jeśli będziesz się starała i dawała z siebie wszystko na rehabilitacjach to szanse się zwiększą - powiedział kierując się do wyjścia
- Tak się cieszę Lauren! - krzyknęła uśmiechnięta Camila
- Ja też - zaśmiałam się patrząc na nią
- Chyba wszystko, co chciałem ci przekazać a teraz powiedz, jak się czujesz?
- Wszystko mnie boli. - odpowiedziałam szczerze
- Musisz wytrzymać. Z każdym dniem będzie lepiej a teraz nie ma sensu faszerować cię lekami przeciwbólowymi. - stwierdził
- Długo będę musiała jeszcze tak leżeć? - zapytałam - Mogłabym już na przykład usiąść?
- Twój kręgosłup jest w nienajlepszym stanie, więc może wstrzymajmy się z tym jeszcze kilka dni, dobrze?
- Dobrze - pokiwałam głową w odpowiedzi.
Doktor sprawdził parametry na sprzętach wokół mnie a potem wyszedł.
- Mam nadzieje, że wszystko się uda - odezwałam się
- Napewno tak będzie - uśmiechnęła się brunetka
Rozejrzałam się po pokoju a potem ujrzałam moją kurtkę motocyklową na wieszaku przy wyjściu
- Podać ci ją? - zapytała Camila prawdopodobnie wiedząc na co patrzę
- Jeśli możesz... - odpowiedziałam a po chwili kurtkę miałam już w rękach
Była zniszczona a na kołnierzu były widoczne plamy krwi.
Otworzyłam kieszeń, która zasuwała się na suwak i wyjęłam z niej naszyjnik, który Camila oddała mi w dniu, gdy zdarzył się wypadek.
Wpatrywałam się przez chwilkę w niego a potem spojrzałam na brunetkę, która posmutniała.
- Przepraszam - jęknęła cicho
- To nic... - odpowiedziałam i do jej dłoni włożyłam naszyjnik - Założysz go z powrotem? - zapytałam
- Sama mi go założysz, gdy odzyskasz sprawność w ręku...
_______________________________
Jak wam minął dzień?
Ostatnio mam trochę nauki, ale spokojnie... rozdziały będę dodawała :)
Nie potrafię określić, kiedy pojawi się następny... Może w weekend a może wcześniej :) Zobaczymy.
Dziękuje za 3K wyświetleń!!!
Jesteście kochani ❤️
tt. @demzfeat5h
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top