Chapter 14
Camila's POV
Stan Lauren nieco się poprawił, ale wciąż była w śpiączce. Dzisiaj mija 6 dni.
Cały czas przesiadywałam w szpitalu przy dziewczynie czekając, aż w końcu dostanę jaką dobrą wiadomość od lekarzy.
Opuszczam szkołę by móc tu być. Ciotka o niczym nie wie i mam nadzieję, że tak zostanie.
- Dzień dobry Lauren - szepnęłam siadając przy łożku dziewczyny. - Już szósty ranek jestem przy tobie.... Wciąż się nie wybudziłaś. - dodałam splątując jej palce u prawej dłoni ze swoimi - Tęsknie za Tobą, za Twoim głosem, za uśmiechem, za pięknymi zielonymi tęczówkami... za wszystkim co z Tobą związane. Ani trochę nie wierzę lekarzom w to, że nie będziesz chodzić... to nie prawda. Bóg na to nie pozwoli. Masz zbyt dobre serce. - pocałowałam jej dłoń a potem przez kilka chwil wpatrywałam się w dziewczynę w ciszy. Nagle poczułam jak Lauren ściska moją dłoń.
- Lauren? - uśmiechnęłam się szeroko a potem ujrzałam jak dziewczyna przekręciła głowa w lewo a potem w prawo - Słyszysz mnie? - zapytałam - Chyba się budzi - uśmiechnęłam się do pielęgniarki, która właśnie weszła do pokoju na co prędko skierowała się do dziewczyny
- Na to wyglada... - odpowiedziała sprawdzając wszystkie parametry maszyn - Lauren? Słyszysz mnie? - zapytała trzymając ją za ramię
Dziewczyna jęknęła dwa razy a potem powoli zaczęła otwierać oczy. Spojrzałam na monitor z saturacją serca, który zaczął szybciej pikać.
- Spokojnie kochanie. Wiesz gdzie jesteś? - odezwała się pielęgniarka
Lauren spojrzała na mnie przerażona a potem sięgnęła ręką do rurki intubacyjnej.
- Jeszcze nie teraz... - powstrzymała ją - Przyjdzie lekarz i zapewne sam ci ją ściągnie - uspokajała ją
Nie spuszczała ze mnie wzroku. Jej klatka piersiowa poruszała się bardzo szybko a po jej policzku spłynęła łza.
- Pójdziesz po doktora? - zapytała mnie na co kiwnęłam głową a potem chcąc już iść, poczułam jak Lauren mocniej ściska moja dłoń.
Spojrzałam na nasze dłonie a potem na nią. Nie spuściła ze mnie wzroku nawet na chwilę. W jej oczach widziałam olbrzymi strach.
- Spokojnie. Pójdę tylko po lekarza - powiadomiłam ją - Wrócę.
Po chwili puściła moją rękę a ja uśmiechnęłam się do niej.
Skierowałam się do drzwi, gdzie potem na korytarzu spotkałam doktora, który zajmował się dziewczynom
- Panie doktorze - zawołałam - Lauren obudziła się.
- Co za wiadomość! Już do niej idę - uśmiechnął się i natychmiast udał się do pokoju swojej pacjentki.
Nie udałam za nim. Poszłam szukać jej rodziców, by powiadomić, że ich córka odzyskała przytomność.
- Lauren właśnie odzyskała przytomność!- krzyknęłam ucieszona widząc ich siedzących przy stoliku
- Słucham? - zapytała Clara z uśmiechem na ustach
- Naprawdę? Możemy do niej wejść? - zapytał Mike
- Raczej tak - odpowiedziałam a uśmiech nie schodził mi z twarzy
Mike kiwnął głową i złapał żonę za rękę a potem skierowaliśmy się do pokoju, gdzie leżała Lauren.
- Córeczko... - Clara podbiegła do Lauren ściskając jej dłoń.
Dziewczyna już nie miała rurki intubacyjnej na ustach, zostały tylko te prowadzące te prowadzące przez nos.
- Czujesz jakiś ból? - zapytał lekarz na co dziewczyna wskazała ręką poniżej klatki piersiowej
- Zapewne czujesz lekki ucisk. Masz złamane kilka żeber, ale ten dyskomfort minie po kilku dniach. Poza tym... Miałaś operacje i jak pewnie zauważyłaś masz załamana lewą rękę. - odpowiedział uśmiechając się
- Doktorze... A co z... - przerwała Clara patrząc na dziewczynę a potem stanęła bliżej lekarza - A co z jej kręgosłupem? - zapytała cicho, ale usłyszałam to, bo stali blisko mnie.
Mike w tym czasie mówił coś do Lauren.
- Jeszcze do końca nie jest świadoma tego co się dzieje, wiec dzisiaj nie ma sensu tego sprawdzać, bo wpadłaby w panikę. Zrobimy do jutro. - odpowiedział szepcząc
Spojrzałam na dziewczynę, która obserwowała wszystko co się dzieje wokół. Od momentu, gdy do niej wróciłam z jej rodzicami nawet na mnie nie zerknęła.
- Nie odezwałaś się jeszcze ani słowem. - odezwał się doktor do dziewczyny - Poznajesz wszystkich tutaj?
- T-tak - odpowiedziała zachrypłym i zmęczonym głosem
- No dobrze... Jesteś zmęczona, więc teraz cię zostawię a jutro przeprowadzimy najpotrzebniejsze badania. - odpowiedział - Gdyby coś się działo, zawiadomicie mnie jak najszybciej - zwrócił się do dwóch pielęgniarek a następnie wyszedł zostawiajac mnie i rodzinę dziewczyny w pokoju.
Postanowiłam także i ja wyjść, bo wiedziałam, że Lauren potrzebuje teraz wsparcia rodziny.
Wyszłam na korytarz i odrazu napisałam wiadomość do przyjaciółek, że dziewczyna się wreszcie wybudziła.
Ucieszyły się i odpisały, że wpadną do niej po szkole.
Wszystkie trzy przyjaciółki zjawiły się koło godziny piątej pod wieczór.
Przywitały się ze mną a potem ucieszone z dobrych wieści weszły do Lauren.
Nie byłam u niej od momentu, gdy zostawiłam ją z rodziną.
Na szczęście dzisiaj piątek i ciotki z dziećmi nie ma w domu do niedzieli, bo pojechali do kuzynki na imieniny i dzięki temu mam szansę zostać dłużej przy Lauren i przeprosić ją za to co zrobiłam...
Przyjaciółki pobyły ze mną kilka minut a pózniej, gdy one i rodzice Lauren pojechali do domów, ja weszłam do pokoju, gdzie leżała zielonooka dziewczyna.
Choć spała to wygladała dużo lepiej.
Jej skóra przybrała już naturalny kolor.
Usiadłam na krześle blisko łóżka i złapałam za dłoń po czym ją ucałowałam.
Wpatrywałam się w twarz dziewczyny i uśmiechnęłam się do siebie ciesząc się, że jest tu ze mną... że żyje.
Drugą ręką zaczęłam gładzić ją po policzku a potem zobaczyłam jak Lauren otwiera oczy.
- Przepraszam. Nie chciałam cię obudzić - powiedziałam zabierając rękę z jej policzka
Nic nie odpowiedziała tylko spojrzała na nasze splecione dłonie a potem prosto w moje oczy.
- Dlaczego? - szepnęła zamykając oczy - Dlaczego jesteś tutaj? Nie potrzebuje twojej litości - dodała
- Lauren... To wszystko, co powiedziałam było jednym wiekim kłamstwem - odpowiedziałam domyślając o co chodzi
- Więc... Dlaczego? - zapytała
- Ciotka... Grozi mi... Boje się, że coś ci zrobi a do tego nie mogę dopuścić. - wyznałam - Przepraszam, że cię zraniłam Lauren. To wszystko to tylko moja wina. Przeze mnie się tu znalazłaś. Zraniłam cię... wiem... ale zrobiłam to w dobrej wierze. - dodałam a pod koniec załamał mi się głos i po moim policzku ściekła łza - Wybacz mi.
Dziewczyna popatrzyła na mnie a potem ona dotknęła mojego policzka i uśmiechnęła się lekko.
- Nie potrafię się na ciebie gniewać... - odpowiedziała wycierając moją łzę
Spojrzałam na nią a potem oparłam głowę o jej poduszkę tak, że patrzyłyśmy sobie w oczy.
Po kilku minutach Lauren zmorzył sen, tak samo jak i mnie.
Obudziłam się nad ranem wciąż oparta o łóżko.
Przez chwilę przyglądałam się śpiącej dziewczynie a potem wróciłam do domu i wreszcie porządnie wypoczęłam.
Do szpitala wróciłam w południe. Lauren była w trakcie szczegółowych badań, więc pobyłam trochę z jej rodziną.
Doktor po chwili poprosił nas byśmy wszyscy weszli do jej pokoju i zaczekali na niego, gdy on przyniesie wyniki.
- Już jestem - powiadomił zamykając drzwi od pokoju
- I jak badania? - zapytał ojczym dziewczyny
- Wyglada na to, że wszystko idzie w dobrą stronę i nic już Lauren nie grozi - uspokoił nas - Ale...
- Ale? - dopytywała Clara patrząc na córkę, która była wyraźnie zaniepokojona
- Droga Lauren... - westchnął głośno i usiadł obok niej - Pytałaś rano dlaczego nie czujesz nóg... Odpowiedziałem ci, że to efekt przejściowy, ale obawiam się, że nie. Przez wypadek zostały uszkodzone kręgi lędźwiowe i to jest przyczyną...
- To znaczy? - zapytała Lauren nerwowo załamującym głosem
W pokoju nastała cisza a potem Clara wiedząc, co doktor chce powiedzieć, złapała córkę za rękę.
- Prawdopodobnie nie będziesz już chodzić. - zawiadomił na co spuścił głowę
- Słu-słucham? - zapytała a z jej oczu zaczęły spływać łzy
- Lauren... To nie jest pewne. Może są szanse - dodał na co Clara przytuliła córkę, gdy ta wybuchła rozpaczliwym płaczem
- Nie... To nie p-prawda! - krzyknęła Lauren zalana łzami - Nie mogę być kaleką! Nie chce! - krzyczała wyrywając się swojej mamie z objęć
- Córeczko... - szepnął Mike trzymając dziewczynę by nie zrobiła siebie krzywdy
- Puśćcie mnie do cholery! Zostawcie mnie!
Widząc tą całą sytuacje po prostu musiałam wyjsć, bo nie mogłam patrzeć na jej cierpnie. Rozpłakałam się a potem szybko uciekłam do wyjścia z pokoju.
To wszystko moja wina...
_______________________________
Rozdział troszkę krótszy, ponieważ nie miałam czasu pisać przez te kilka dni z powodu szkoły i rekolekcji :/
Kolejny rozdział postaram się dodać w weekend :)
Dobrej nocki oraz miłego jutrzejszego dnia x
tt. @demzfeat5h
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top