those who sing praises of love, yet have never been loved before, answer me

jedyny warning na ten rozdzial to ze pojawia sie tez kazui 😔😔 no i poruszane sa rzeczy ktore Aoi odjebywal w poprzednim rozdziale

ale wiecie jaka jest dobra informacja. sluchalem kororon piszac i betujac ten rozdzial... just sayin🌈

***

— Hinako? Czy coś się stało?

Hinako przestraszyła się i podskoczyła w miejscu, gdy usłyszała te słowa, ale nie dlatego, że to Kazui straszył ją sam w sobie. Po prostu spodziewała się, że będzie raczej spał, jako iż było już naprawdę późno. Była napięta już od czasu tego dziwnego telefonu, więc zareagowała w ten dziwny sposób, jednak szybko się opanowała.

— Nie. Tak. Jeszcze nie wiem — sama nie była pewna, co ma sądzić. Oczywiście, że uwierzyła we wszystko, co opowiedziała jej dziewczynka dzwoniąca z numeru Aoiego, ale nie zmieniło to faktu, że wszystkie te okoliczności wokół były tak podejrzane...

Zaakceptowała każdą z podanych jej informacji o wydarzeniu i była dumna z dziecka, że umiało się przyznać do tego wszystkiego zupełnie obcej osobie, ale to było dla niej niepojęte. Najbardziej dziwiło ją jednak, co Aoi robił o tak późnej porze na tym moście i chociaż na całe szczęście, to dobrze, że tam był, skoro dziewczynka przyznała, że uratował jej życie, to inne informacje były już bardziej załamujące. Jak doszło do tego, że zemdlał i według relacji rozmówczyni tracił teraz krew? Co się tam do cholery wydarzyło? W większej części była po prostu zmartwiona, ale mały jej element, sprawiał że próbowała rozwiązać to niemal pod kątem sprawy, jaką mogłaby zajmować się jako policjantka.

Przez chwilę po prostu myślała nad zadzwonieniem po karetkę i podanie im tej samej lokacji, którą podała jej dziewczynka, ale w końcu się na to nie zdecydowała. Aoi mógłby sam wybrać ten numer, a zamiast tego wybrał ten do niej. Musiał mieć swoje powody. Według tego, co zostało jej przekazane, rozmówczyni była cała i zdrowa, a chociaż Aoi cały i zdrowy nie był, to regularnie oddychał i mógł poczekać tę chwilę, aż Hinako dojedzie na miejsce i sama oceni sprawę, bo to właśnie zamierzała zrobić.

— Po prostu zdziwiłem się, że wychodzisz w nocy — wyjaśnił spokojnie Kazui, broniącym się tonem. Wiedziała, że nie chciał źle. I nie podejrzewała, by chciał źle. — Będziesz potrzebowała z czymś pomocy?

— Nie powinnam potrzebować — odpowiedziała, chociaż chwilę się przy tym zawahała. To było bardziej skomplikowane niż zwykłe "nie". — Mam na myśli, osoby, do których idę, potrzebują pomocy, ale ja nie.

— Czyli nie iść z tobą? — Kazui był tym razem bardziej konkretny w tym, jak mógł jej pomóc. Jasne było, że ma dobre intencje, ale Hinako nie podobała się jego propozycja. 

Między nią a Kazui nie było okej. Nie potrzebowała go nawet w sposób, który był jej potrzebny wtedy, gdy pracowali razem. Nie czuła się przy nim bezpiecznie, nie mogła obudzić swojego zaufania. Nie chciała, by z nią szedł. 

— Nie — potrząsnęła więc głową przecząco. Naprawdę dużo znaczyło dla niej, że się zatroszczył, ale Kazui nie mógłby być nawet jej przyjacielem. Na pewno nie w tym świecie. — Jeśli sytuacja będzie bardzo zła... to się odezwę, dobrze? Na ten moment wolę iść sama.

— Dobrze, po prostu daj znać, nieważne czy będzie dobrze, czy źle — nalegał, ciągle chyba zafrasowany. To mogła mu obiecać, to mogła zrobić. To nie będzie bolało.

To ciągle bolało. Jego troska. To, że Kazui nie był po prostu złą osobą, która chciała zniszczyć jej życie, a tym samym człowiekiem, który potrafił postarać się rozluźnić atmosferę, tym samym człowiekiem, który chciał być dla niej dobry. Dlaczego więc był dla niej tak zły? Dlaczego zamienił jej życie w stos kłamstw? Hinako nie lubiła wracać myślami do swojej próby samobójczej, ale nie miała innego wyjścia, a jej umysł zataczał podobne koła, co wtedy, gdy pojawiała się w niej wiara, że może jakoś na to zasłużyła, skoro nie przejrzała przez jego kłamstwa.

— Jasne — zachowała jednak spokojny wyraz twarzy, przy tym jednym nawet się uśmiechnęła. Był to widok, jakim rzadko go ostatnio obdarzała. — Będzie dobrze, poradzę sobie.

Nie miała pojęcia, czy będzie dobrze. Ciągle bardzo martwiła się o Aoiego. Jednak wiedziała, że na pewno sobie poradzi i pomoże mu oraz tej dziewczynce, która wykonała do niej telefon. Hinako taki obowiązek na siebie nałożyła, więc nie było innego wyjścia.

Wyszła z domu zdeterminowana. I trochę trzęsąca się ze strachu o to, w jakim stanie zastanie Aoiego. Trochę oddalona myślami. Trochę zmartwiona rozmową z Kazuiem. Zdeterminowana.

***

Do mostu miała spory kawał drogi, więc wybrała się do niego samochodem. Był to też bezpieczny sposób poruszania się, ponieważ była sama i był to środek nocy. Cóż, w zmartwieniach Kazuia trzeba mu było oddać jedną rzecz: miał słuszne obawy.

Warunki pogodowe nie były złe do jazdy, a jeżeli miała jakikolwiek problem z tym, to bardziej dlatego, że zjadały ją obawy, a każdy most, jaki widziała w Mapach, wydawał się jej tym jednym. Miała jednak konkretniejszy ogląd sytuacji, dzięki słowom dziewczynki, z którą rozmawiała przez telefon i to na jego szukaniu powinna być skoncentrowana.

W końcu była już bardzo blisko miejsca, które wyglądało na ten właściwy most. Chociaż o takiej porze w ogóle nie było tam ruchu, to i tak postanowiła zaparkować już przed nim i tylko modliła się w myślach, żeby w razie gdy się na to zdecydują, Aoi i poszkodowane dziecko byli w stanie przejść tę niewielką odległość. Nawet nie widziała innej opcji, musiała zabrać ich obu do ich domów.

Gdy szła w kierunku mostu, najbardziej martwiło ją to, jak mało informacji miała. Wiedziała tylko, że Aoi zemdlał, po tym, gdy jakoś pomógł tej dziewczynce i że ona była w jakimś niebezpieczeństwie, ale w tym momencie już chyba nie. Wiedziała, że dziewczynka nie umie przypomnieć sobie numeru swoich rodziców i że nie ma przy sobie własnego telefonu. Wiedziała, że z Aoim było bliżej nieokreślone "coś nie tak". Każda z tych informacji była przygnębiająca.

Nie bała się wielu rzeczy, ale chodzenie nocą po ciemku nie było zbyt przyjemne, zwłaszcza że sam most nie był oświetlony lampami ulicznymi, a jedynym źródłem światła była latarka w jej telefonie. Jednak skoro się już tutaj znalazła, nie należało się wycofywać. Czy nawet była po dobrej stronie mostu? Nie był bardzo długi, ale przeszła już jego kawałek, a ciągle nikogo nie widziała.

Pierwszym tropem były dwie pary butów, stojące przy barierce mostu. To było co najmniej dziwne i... dlaczego ktokolwiek miałby je zdejmować? Hinako przychodziło do głowy tylko jedno, bardzo pesymistyczne rozwiązanie, na które nie chciała się godzić. Nie mogła zakładać, że chodziło o to, nie chciała zakładać, że chodzi o coś takiego. Musiała znaleźć osoby, po które tu była.

Przeszła tylko kilka metrów od dziwnego znaleziska, gdy nareszcie dostrzegła dwie sylwetki osób siedzących na chodnikowych płytkach, oboje podparci o barierki. Jedna nie wydawała się znajoma, a druga wyglądała na Aoiego. Dziewczynka wyglądała na dokładnie taką, jaką mogła sobie wyobrazić Hinako: młoda, przestraszona, w oczywistych latach nastoletnich, musiała być w wieku podobnym do Mirai. Zasłoniła oczy, gdy oślepiła ją latarka telefonu, co było zrozumiałą reakcją. Bardziej niezrozumiałą reakcją było to, że Aoi tego nie zrobił, a po przyjrzeniu się mu, Hinako doszła do niepokojącego wniosku, że musiał być ciągle nieprzytomny, co wywnioskowała po przymkniętych powiekach i opadającej głowie. Chociaż wiedziała o tym już z rozmowy telefonicznej, to miała jednak nadzieję, że było to chwilowe omdlenie. Nadzieja ta rozwiała się w tym momencie, ale Hinako musiała zachować spokój.

— Hej, jestem Hinako. Zgaduje, że to z tobą rozmawiałam przez telefon — ciężko było teraz dokonywać wyboru, kim powinna zająć się najpierw, ale przedstawienie się nastolatce i pokazanie, że jest tutaj by jej pomóc, było niezbędne. Poza tym ciągle nie wiedziała, dlaczego ona i Aoi tu byli, dlaczego dziecko było w nocy poza domem, dlaczego akurat na moście. — Jestem tu, by zabrać cię do twojej rodziny, dobrze? Chyba że wydarzyło się w twoim domu coś złego i powinnam zabrać cię raczej do szpitala lub...

— Nie, nie, proszę pani! Nikt w domu nie był dla mnie zły ani nie muszę do szpitala — wzbroniła się natychmiast. Wyglądała na bardzo zlęknioną i pełną smutku, chociaż Hinako wiedziała już o tym wcześniej, słysząc jej szlochy przez telefon. — Ale on chyba...

Hinako przyjrzała się Aoiemu. Dopiero teraz zauważyła to, jak ramiona jego kurtki przeciekały w niektórych miejscach od krwi i jak spłynęło jej trochę na chodnik. Nie powinna dłużej zwlekać z przyjrzeniem się jemu i zrobiła to, co powinna była zrobić na początku: musiała ustalić, czy w ogóle oddychał, czy wcześniej tylko jej się wydawało. Pochyliła się nad nim i od razu wyczuła podmuch oddechu na swojej skórze, słyszała go wyraźnie i widziała też poruszającą się klatkę piersiową, ale pomimo tego Aoi i tak nie kontaktował, nawet gdy lekko potrząsnęła jego ramieniem i wypowiedziała jego imię.

— Hej, wiem że to nie będzie łatwe, ale potrzebuję dokładnie wiedzieć, co tu się wydarzyło. Musisz mi o tym opowiedzieć — odwróciła się z powrotem w stronę dziewczynki, jednak chwilę później znów egzaminowała stan Aoiego. Odwinęła trochę jeden z jego rękawów, aby zobaczyć, skąd w ogóle brała się ta krew. Chyba przemakały nią bandaże, które w całości owijały jego ramiona. — Proszę...

— Um... ja... — nastolatka wahała się długo, ale musiała wierzyć w dobre intencje Hinako. Przełknęła z trudem ślinę. — Um... potknęłam się na moście i pani przyjaciel chyba tędy spacerował i chwycił mnie, gdy spadałam i... i wciągnął mnie na górę, ale przez to chyba zranił sobie ręce... Ja nawet go nie znam, ale bardzo mi pomógł.

Coś w tej historii było niewiarygodnego, ale Hinako wiedziała, że jeśli teraz będzie naciskała, to dziewczynka w ogóle może wycofać się z zeznań. Musiała zaakceptować bycie okłamywaną, chociaż tak tego nienawidziła. Dla dobra dziewczynki i tej sprawy...

— Nie musisz się obwiniać, wypadki się zdarzają. Poza tym wydaje mi się, że jego ręce były zranione już wcześniej — Hinako zdecydowała, że na razie nie mogła zrobić nic więcej. Nie chciała odwijać przemokniętych krwią bandaży, nie miała niczego, co mogłoby je zastąpić, a przecież nie chciała, aby w rany Aoiego wdało się zakażenie. Będzie trzeba coś z nimi zrobić, ale musiała zająć się też innym problemem: odwiezieniem dziewczynki do domu. Najlepsze, co dało się zrobić, to zejście z tego mostu i niepozostawienie na nim nikogo.

Hinako chwilę mocowała się, by podnieść Aoiego z chodnika i trochę obawiała się tego, że jeśli chce go zabrać w bezpieczniejsze miejsce, będzie musiała poprosić nastolatkę, by obie chwyciły go pod ramię i siłą musiały ciągnąć, ale ku jej wielkiemu szczęściu, zdała sobie sprawę, że Aoi zaczął coś mamrotać i nie wydawało się jej już, by jego ruchy były tak wiotkie.

— H—Hinako? — wielkie szczęście sprawiło jej usłyszenie jego głosu, ciągle trochę niepewnego i bardziej pytającego gdzie jest, niż świadomego, ale oznaczającego, że Aoi wracał do świadomości. Widział on, że ona go podpiera i nie chciał być dla niej obciążeniem, więc spróbował się odsunąć, ale ciągle zbyt trząsł się na własnych nogach i musiał jednak skorzystać z jej pomocnego ramienia. Słowa przychodziły mu z trudem, ale zadał je, gdy zauważył nastolatkę, której wcześniej pomógł. — Czy nic ci nie jest?

— Jest... dobrze — odpowiedziała, wyraźnie unikając spojrzenia mu w oczy. Może nie było dobrze, ale na pewno wiedziała, że mogło być gorzej. — Dziękuje za pomoc i przepraszam za kłopot.

Aoi wyglądał, jakby chciał się kłócić, ale być może nie miał na to siły. Hinako nie wydawało się, że wszystko było już z nim dobrze, chociaż i tak cieszyła się, że był przytomny.

— Zaprowadzę was do mojego samochodu i odwiozę do waszych domów, okej? — zaproponowała to, o czym wcześniej już myślała. Musiała zastrzec jednak pewną rzecz, jako iż była odpowiedzialną dorosłą. — To wyjątkowa sytuacja, pamiętaj, że nie można tak po prostu ufać obcym...

Zawahała się, zdając sobie sprawę, że ona i Aoi naprawdę byli obcy nastolatce. Właściwie to sobie też bliscy nie byli, Hinako poznała Aoiego tydzień temu? Jednak tu sytuacja była jeszcze bardziej ekstremalna, imię dziewczyny nawet nie było jej znane.

— Maho. Mam na imię Maho — przedstawiła się w końcu nastolatka i od razu wszystko zaczęło wyglądać jakby na pewniejsze. Hinako mogła jej nie znać jako osoby, ale imię niosło już za sobą jakąś tożsamość, mogła się zwrócić do Maho po imieniu. Bo chociaż absolutnie jej nie znała, życzyła jej dobrze i musiała teraz o nią zadbać. Znów pomyślała o słowach, które usłyszała od dziewczynki, o jej wypadku, wypadnięciu poza barierki mostu. Nie była tu jedyną osobą, która cudem uszła z życiem pomimo swojego upadku. — Dobrze. Chcę wrócić do domu.

Aoi także zgodził się kiwnięciem głowy, chociaż Hinako nie była pewna, czy jest na tyle przytomny, by wiedzieć, na co w ogóle się zgadza. Wskazała więc im obu kierunek, gdzie zaparkowała i tam właśnie się udali. Po drodze musieli zrobić jednak przystanek, a Hinako obserwowała ich, gdy Maho i Aoi musieli podejść po swoje buty i założyć je na nogi. Wróciło wtedy do niej to jedno pytanie, które zadawała sobie wcześniej. Czy oni przyszli tu skoczyć? Nie mogła tak myśleć, nie powinna... w końcu oboje na to nie zasługiwali. Nie życzyła im tego, nie chciała świata, w którym tutaj by po to byli.

A jednak ona sama też przecież kiedyś skoczyła. Czyż jednak zasłużyła bardziej niż oni? Dlaczego skazała siebie na los, którego nikomu innemu nie życzyła? Teraz nie była tego pewna. Jedyne, w czym się nie wahała to chęć, by im pomóc. To właśnie robiła.

***

Najchętniej odprowadziłaby Maho pod drzwi mieszkania razem z Aoim, bo to on był na moście w trakcie strasznego zdarzenia i to on wiedział tak naprawdę, co tam się wydarzyło, ale biorąc pod uwagę, jak ciężko mu było z kontaktowaniem, nie miało to najmniejszego sensu. Była pewna, że Aoi omdlał w jej aucie co najmniej kilka razy i nie była pewna, czy większą część drogi spędził świadomy, czy jednak nie. Zdziwiło ją tylko to, jak szybko przeskakiwał pomiędzy stanem zemdlenia a rzeczywistym, bo dlaczego wydarzyło się to kilka razy, skoro do domu Maho nie było nawet tak daleko?

Na ten moment zostawiła go w aucie i obiecała mu szybki powrót, ale nie była pewna, czy jest w stanie to zapewnić. Maho była dzieckiem, dlatego jej potrzeby były przez Hinako spriorytezowane, a były to potrzeby trudne i wymagające trochę czasu. Dziewczyna jakby obawiała się powrotu do domu, mimo że tego właśnie chciała, nie była gotowa, by podejść i zapukać do drzwi.

— Co takiego dzieje się w twoim domu, że tak się boisz? — spytała w końcu Hinako, bo naprawdę nie rozumiała tej jednej rzeczy. — Słuchaj, naprawdę możesz mi o tym opowiedzieć.

— To nie tak, że moja rodzina jest dla mnie zła, naprawdę — odpowiedziała jej Maho, po raz kolejny pokazując, że to nie w nich leży problem. — Moi mama i tata, moja młodsza siostra, Keiko... właściwie to się o nich martwię. Przeze mnie może się im coś stać.

— Hm? — Hinako nie była pewna, o co chodziło, ale i tak chciała pomóc. Mogła przynajmniej spróbować.

— No bo wdałam się w kłótnie w Internecie i ktoś znalazł mój adres domu — dziewczyna wyglądała na zawstydzoną po powiedzeniu jej tego, ale Hinako wiedziała, że to nie ona jest w tej sytuacji tą, która zrobiła źle i która powinna się wstydzić. — Ja tylko chciałam obronić się przed niesłusznymi zarzutami! Uh, miałam przecież pozwolenie od właściciela sklepu... To było tylko głupie zdjęcie w kapeluszu, w sumie to zrobiłam je bardziej dla siebie, nawet nie mam dużo obserwujących. I chciałam mieć z niego radość, chciałam pokazać je mojej siostrze, która ma obsesję na punkcie czapek, a ktoś uznał, że jestem złą osobą... Może mieli rację.

Hinako nie przerywała jej monologu do tej pory, chciała usłyszeć z niego jak najwięcej, dowiedzieć się jak najwięcej. Miała szczątkowe informacje, ale w jej głowie kreował się bardzo przykry obraz tego, co mogło się wydarzyć. W tym momencie musiała jednak przerwać Maho. Nie mogła pozwolić jej na myślenie, że popełniła błąd, że to złoczyńca tej historii miał rację.

— Hej, to nie jest prawda. To o czym opowiadałaś, nosi znamiona przestępstwa — Hinako miała szczęście, że znała się na temacie. Mogła nie wykonywać już swojego dawnego zawodu, ale ciągle była w nim dobra. — Rozmawiałaś o tym z rodzicami? Zgłosiliście to gdzieś?

— Nie mówiłam im... i nawet nie wiem gdzie by to zgłosić — Maho opuściła oczy w dół, pełna jakiegoś poddania się. Hinako nie chciała, żeby ona się poddawała.

— Spróbujcie na policję — Hinako wiedziała, że instytucja, w której było jej kiedyś dane pracować, daleka jest od ideału, ale nie wiedziała nawet jaką inną opcję jej zaoferować. Znała się też trochę na tym i wiedziała, jakie dowody może przedstawić rodzina Maho, by potraktowano ich poważnie. — Zostawię swój numer telefonu twoim rodzicom, dobrze? Być może będę umiała pomóc. Ale żeby to się stało, musisz do nich wrócić.

Maho spojrzała na nią ze smutnym spojrzeniem, ale obie wiedziały, że Hinako ma rację. Dziewczyna przełknęła gulę w gardle i po momencie walki samej z sobą, ruszyła w stronę budynku, w którym mieszkała, a Hinako poszła za nią. Maho bała się jednak tego ostatniego kroku, więc to Hinako zapukała w drzwi zamiast jej. Musiała ją wspierać.

— Maho — wypowiedziała imię dziewczyny, gdy czekały, aż ktoś im otworzy. — Nie pytałam cię o to, bo wiem, że jestem ci obca, ale opowiedz swoim rodzicom prawdę, co do wydarzenia na moście, dobrze?

Nie otrzymała odpowiedzi od razu. Nastolatka musiała bić się z myślami, ale w końcu niepewnie pokiwała głową na znak zgody. W tym momencie uchyliły się drzwi, jakby na przypieczętowanie tego, jako obietnicy.

Drzwi otworzyła im kobieta w wieku podobnym do Hinako, z wyraźnymi śladami stresu na twarzy, przekrwionymi oczami i rozczochranymi włosami, ale której twarz natychmiast rozjaśniła się na widok swojej córki. Hinako mogła być tylko świadkiem sceny, gdzie matka rzuciła się, by objąć swoje dziecko, a przez jej twarz przechodziło tyle emocji, że ciężko było je odczytać, ale miały jedną cechę wspólną: była to ulga. Dla tego widoku, warto było wstać w nocy i jechać w nieznane, mimo że Hinako i tak uznawała pomoc komuś za swój obowiązek. Chciałaby, żeby Aoi tu był, by mógł zobaczyć, że cokolwiek wydarzyło się na moście, pomoc Maho była wszystkiego warta, nawet jeśli skończyło się to tym, że teraz czekał półzemdlony w jej samochodzie.

— Myślałaś, że jak wyjdziesz w nocy, to nikt nie zauważy? Nie wiesz, o ile stresu nas przyprawiłaś... twój ojciec pojechał zgłosić zaginięcie na policję, trzeba do niego zadzwonić! Tak żeśmy się stresowali, zwłaszcza po tym, co ostatnio wydarzyło się twojej siostrze... Nie można tak sobie włóczyć się po nocach, tyle jest złych ludzi na świecie! Jednak... dobrze, że wróciłaś, Maho — matka nastolatki strofowała ja naprawdę mocno, ale Hinako wiedziała, że był to wybuch troski, który powinien minąć, a dziewczyna też dostanie jeszcze szansę, żeby się wypowiedzieć. Dopiero po kilku minutach kobieta przeniosła wzrok na Hinako i wręcz w ukłonie postanowiła jej podziękować. — Dziękuje za sprowadzenie jej z powrotem. Tak bardzo dziękuję.

— Ja tutaj wiele nie zrobiłam — pokiwała głową, uważając, że pomoc dziecku, które wałęsało się po nocy poza domem, było obowiązkiem każdego przyzwoitego człowieka. — To mój znajomy ją znalazł i jeśli pani pozwoli, będę musiała do niego wrócić. Coś jest z nim nie tak, chcę go wziąść do szpitala, ale zostawię swój numer, jeśli będą potrzebowali państwo wyjaśnień.

— Oh, no dobrze... Niech przekaże mu pani, że jestem niezmiernie wdzięczna za odprowadzenie mojej córki do domu. Jednak pani też jestem, to naprawdę nie jest niewiele — znów przygarnęła Maho w swój matczyny uścisk i zaprosiła Hinako w głąb mieszkania. — Na pewno nie chcę pani niczego na drogę?

Hinako przekonała jednak, że nie jest to jej potrzebne i że tylko potrzebuje jakiejś karteczki do zapisania numeru. Rumor w domu musiał obudzić śpiącą w nim osobę, bo z jednego z pokojów wyszła mała dziewczynka, wyglądająca na zaspaną i chcącą wrócić pod ciepłą kołdrę, ale gdy tylko ujrzała Maho, wstąpił w nią nowy entuzjazm. Wyglądała dokładnie jak jej młodsza wersja, z tym samym kolorem włosów i być może odróżniającymi ją tylko piegami na twarzy. Hinako wywnioskowała, że to musiała być młodsza siostra, o której opowiadała jej nastolatka.

— Gdzie byłaś? — spytała niewinnym głosikiem, a Hinako mogła tylko zastanawiać się, jak zostanie to jej wytłumaczone. Czy Maho naprawdę będzie szczera ze swoimi rodzicami i powie o tym, co wydarzyło się na moście? Byłoby dobrze. Na ten moment jedynymi osobami na świecie były przecież sama Maho i Aoi.

Hinako stwierdziła, że nic tu po niej, więc postanowiła pozostawić za sobą rodzinę, która wypłakiwała się wspólnie, a w drzwiach minęła prawdopodobnie ojca Maho, który musiał zawrócić w swojej podróży na komisariat. Naprawdę była gotowa wyjść po cichu i sama, aby nie zepsuć im chwili ulgi, chwili ulatującego strachu.

— Hej, proszę pani! — zatrzymała ją jednak sama Maho, która musiała wyrwać się z objęć rodziców i przybiec do niej, gdy zauważyła, że już wychodzi. — Ja tylko mam prośbę... żebyś powiedziała panu, który został w aucie... że to, co mi powiedział, było mądre i dużo dla mnie znaczy.

Nie była pewna, co to znaczyło. Znów uderzyło ją to, że nie było jej wtedy z nimi na moście, ale chyba mogła to przekazać. Zgodziła się więc na to, ale Maho wiedziała, by już jej nie zatrzymywać, właśnie dlatego, że w samochodzie przed jej domem, ciągle czekał Aoi, prawdopodobnie popadający w stan omdlenia kolejny raz i ciągle być może krwawiący z ran na ramionach.

Otworzyła auto, tak szybko, jak tylko przy nim była. Jako pierwsze uchyliła jednak nie swoje drzwi kierowcy, a drzwi do miejsca pasażera, które zajmował jej znajomy. Martwiła się o niego, ale przynajmniej ustaliła, że był przytomny, na podstawie tego, że podniósł głowę na jej widok.

— Aoi? — spytała, próbując ustalić, jaki był jego obecny stan. Wiedziała, że jest źle, ale nie wiedziała, jak bardzo jest źle. — Jak się czujesz?

— Dobrze — usłyszała w odpowiedzi, ale powątpiewała w jej szczerość. Głos Aoiego był cichy, niemrawy, nawet chyba nie z powodu jakiegoś onieśmielenia, a bardziej to fizycznie zbyt ciężko było mu teraz rozmawiać. — Uh. Nie wiem.

— Dasz mi to obejrzeć? — spytała, widząc, że krew przeciekła już przez rękawy jego kurtki. Wiedziała, że może być to dla niego trudne, bo chociaż nie miała konkretnie pomysłu, czym mogło być to spowodowane, to podejrzewała tylko złe opcje. Skóra na ramionach nie powinna pękać przypadkowo, nawet jeśli wciągał na górę osobę, która spadła z mostu. — Na pewno mam jakąś apteczkę w aucie, a później wezmę cię do szpitala.

— Błagam nie... — wzbronił się, ale widziała, jak bardzo słaby był. Podejrzewała, że gdyby chciała, mogłaby wyegzekwować to przy użyciu siły. Bardziej niepokoiło ją to, że jego oczy jakby trochę przestawały się na niej skupiać i była prawie pewna, że to był jeden z kolejnych momentów, gdy zaraz znów przestanie reagować. — Proszę, weź mnie do mojego domu.

Jego ostatnie słowa zostały wypowiedziane tak cicho i łamiąco się, że praktycznie ich nie rozumiała i zajęło jej chwilę zastanowienie się, czy dobrze słyszy. A chwilę później, Aoi nie wydawał się już świadomy.

Nie miała pojęcia, co miała zrobić. To nie był pierwszy raz, gdy Aoi absolutnie odmawiał wizji bycia hospitalizowanym, powiedział jej to samo przy pierwszym ich spotkaniu. Nie chciała tego nie szanować. Nie znała powodów, ale najwyraźniej jakieś musiały być, a ona czuła się źle z tym, że mogłaby ich nie uszanować. Ale co właściwie miała innego zrobić z omdlewającą co kilka minut osobą, która nie dawała sobie pomóc? Co miała zrobić, by pomóc komuś, kto cały czas tracił świadomość?

Hinako czuła się niepewna do tego wszystkiego. Oczywiście, że jako policjantka umiała udzielać pierwszej pomocy, ale to wychodziło poza jej kompetencje. Naprawdę nie wiedziała, co robić, bo nawet nie mogła spełnić tej prośby Aoiego, by zabrać go do domu, skoro nie wiedziała, gdzie on mieszka. Jedyne co mogła zrobić, to poczekanie aż oprzytomnieje, ale ciągle nie wiedziała, jak mu w tym pomóc. Co robiło się z osobą, która zemdlała, ale która ciągle oddychała? Przez stres z jej głowy wyleciała cała wiedza, jaką miała na ten temat.

I wtedy pomyślała o osobie, która na pewno będzie to wiedziała. Szybko odtrąciła od siebie tą myśl.

Nie, był przecież środek nocy...

Izanami pomogła jej już tak wiele razy.

... i Izanami na pewno już spała, bo przecież z rana idzie do pracy, a jej dzieci do szkoły...

Izanami już raz pomogła Aoiemu, gdy działo się z nim coś złego.

... i Aoi na pewno będzie na nią zła, jeśli dowie się, że powiedziała komuś o jego obecnym stanie...

Izanami obiecała jej, że może osuszyć jej łzy. Izanami była pierwszą osobą, którą zobaczyła po swojej próbie. Izanami była gotowa posłuchać o tym, co najbardziej bolało Hinako. Izanami była warta polegania na, nie odmówiłaby teraz rady.

... i... i... i...

Jeśli Hinako czuła się przy kimś bezpiecznie, była to Izanami.

Spojrzała jeszcze raz na Aoiego. On naprawdę bardzo potrzebował teraz ratunku i wydawało jej się, że jego twarz traci kolory. Nie mogła mu teraz odmówić pomocy. Zdecydowała, że spróbuje zadzwonić do Izanami, a jeśli ta nie odbierze, wtedy zabierze go do tego szpitala. Wydawało się jej, że to dobry plan.

Pierwszy sygnał, drugi sygnał... nie mogła dzwonić w nieskończoność. W końcu naprawdę liczył się teraz czas, ale gdy Hinako miała już zrezygnować, usłyszała po drugiej stronie głos Izanami.

— Mam na myśli, możesz ze mną rozmawiać o każdej porze dnia i nocy, ale to trochę szalone... — brzmiała na zmęczoną, ale nie na obudzoną ze snu. To dobrze. Hinako potrzebowała jej teraz świadomej, potrzebowała teraz jej obecności.

— Co mam zrobić, gdy ktoś omdlewa i jego bandaże przeciekają krwią? — Hinako nie miała teraz czasu na przywitania. Wiedziała, czego potrzebuje. A tak właściwie to nie wiedziała i dlatego musiała się o wszystko wypytać, dlatego potrzebowała teraz pomocy.

— Hinako? Czy coś się stało? — Izanami stała się natychmiast zaniepokojona. Wręcz można było wyobrazić sobie, jak jej twarz zbladła, a mięśnie w całym ciele się spięły. Hinako jej nie widziała, ale to przekazał jej ton głosu.

— Tak. Nie wiem co, ale... nie dam sobie rady — teraz gdy nie było tu Maho, którą trzeba się było zająć, gdy Aoi zemdlał i nie trzeba było być silną dla niego, Hinako mogła w końcu być szczera z tym, jak bardzo się obawiała. Mogła pokazać swoją słabą stronę Izanami.

— Hinako, proszę, nie mów tak. Wszystko jest do rozwiązania, proszę, znajdź kogoś, kto ci pomoże — Izanami mogła nie do końca zrozumieć, co się wydarzyło, ale miała bardzo dobre intencje. — Będzie dobrze, jeśli ktoś ma dać sobie radę, to jesteś to ty.

— To nie ja jestem tą, która mdleje — spróbowała sprostować Hinako. Mogła pokazać swoją przestraszoną stronę, ale powinna mieć na tyle siły, by chociaż poradzić sobie z tą sytuacją. — To Aoi, wiesz, ten Aoi, którego przyprowadziłam do ciebie tydzień temu...

— Oddycha? — Izanami nie potrzebowała wiedzieć już nic więcej. Podeszła do sprawy profesjonalnie, tak jak teraz należało, co pomogło Hinako się uspokoić.

— T—tak — sprawdziła to kolejny raz. Aoi mógł dużo mdleć, ale oddechu nie tracił, tego była pewna. Wydawało się nawet, że był to regularny oddech. — Izanami, co ja mam zrobić, gdy poszkodowany oddycha, ale zemdlał?

— Pozycja bezpieczna do udrożnienia dróg oddechowych. Jeśli ciężko to zrobić, to chociaż upewnij się, by mógł oddychać i żeby niczym się nie zakrztusił. Zabezpiecz go od ewentualnych niebezpieczeństw — instrukcje były jasne i klarowne, bez emocji w głosie, bo Izanami była całkowicie skupiona na jak najlepszym poradzeniu jej.

Hinako zdjęła chustę z szyi Aoiego i rzuciła ją gdzieś na tył auta. Pochyliła trochę fotel, na którym siedział i odchyliła jego głowę do tylu. Nie były to idealne warunki, ale tyle, ile mogła zrobić w samochodzie.

— Zrobione — przekazała w końcu. Czuła się już trochę bezpieczniej. Nie do końca, ale... teraz przynajmniej widziała jakieś rozwiązania i możliwość, że będzie umiała pomóc. — Co zrobić z tą całą krwią?

— Mówisz, że przeciekają jego bandaże? Gdzie? — Izanami nie była w stanie udzielić odpowiedzi, nie widząc, jak to wyglądało. Musiała poznać jak najwięcej szczegółów.

— Głównie na ramionach. Ale... nie jestem pewna, czy też nie gdzieś na barku i w okolicach szyi. I jest kilka kropel krwi na udach — im dłużej się mu przyglądała, tym więcej miejsc miało swoje krople krwi. Hinako nie mogła wiedzieć, czy Aoi zabrudził je tak już wcześniej, czy to było świeże. — Jakby te krwawiące powierzchnie były wszędzie.

— Czy możesz odwinąć mały kawałek bandaża? Uważaj tylko na higieniczne warunki. Nie chcę, żeby wdało się zakażenie — zaproponowała Izanami, chociaż tego wydawała się mniej pewna, niż tego, o czym rozmawiały wcześniej.

— Jasne — Hinako myślała o tym już wcześniej, ale ta wizja była jednocześnie odpychająca. Wzięła głęboki oddech i zsunęła z Aoiego kurtkę i przyjrzała się jego przedramieniu. Odwinęła kawałek bandaża, ale to, co zobaczyła, odebrało jej na moment mowę. Nie wiedziała nawet, co powiedzieć, była gotowa tylko na mały szept. — I—Izanami.

— Tak? — usłyszała troskliwe pytanie. Izanami musiała być w tym momencie zmartwiona, ale nie dawała tego po sobie poznać, chcąc jak najlepiej pokierować Hinako.

— Te rany są duże. Ja... uh... nie wiem, co robić — Hinako ciężko było opisać to, co widziała. Obrzydzało ją. To musiały być nacięcia. I wyglądały naprawdę, naprawdę obrzydliwie. Nawet gdy pracowała tyle lat w zawodzie otoczonym śmiercią i przykrymi aspektami życia... to było dla niej dużo. To nie był przykry rezultat, to była rzecz, w której aktywnie mogła pomóc, ale to dodawało tylko powagi temu, co miała zrobić.

— Wymagają szycia? — Izanami pracowała jednak w zawodzie jeszcze bardziej związanym z krwią, z ranami i ich leczeniem. Była w tym o wiele bardziej praktyczna, o wiele bardziej obeznana.

— Nie wiem. Nie wiem. Naprawdę nie wiem. Nie znam się na tym. — Hinako czuła, że jest na skraju paniki. Nie chciała na to patrzeć, bo im dłużej to robiła, tym bardziej było jej źle. To co widziała to były już jakaś głębsza warstwy skóry, prawda? I to wszystko krwawiło pod tym bandażem już od długiego czasu... — To wygląda źle, Izanami.

— Opatrzę to, przywieź go do mnie, jeżeli możesz — Izanami wyraźnie usłyszała panikę w jej głosie i była bardziej niż chętna, by jej pomóc. Była gotowa wyręczyć ją w zadbaniu o to wszystko, ulżyć po takim stresie. — I tak jesteś poza domem, prawda?

— Izanami, jest środek nocy... — Hinako czuła się winna za to, że przyjaciółka była w stanie dla niej tyle zrobić, ale z drugiej strony chciała teraz tego. Chciała kogoś, kto pomoże.

— A ja i tak nie spałam i nie zamierzałam się kłaść — pocieszyła ją szybko Izanami. To nie było dla niej nic wielkiego, skoro i tak by teraz nie spała, tak? — Jedyne co mogło pójść nie tak, to fakt, że Homusubi chyba obudził się przez twój telefon, ale położę go z powrotem, zanim przyjedziesz. Zrób to, Hinako. Zaufaj mi.

— Dobrze — gdyby rozmawiały teraz twarzą w twarz, Hinako zdecydowanie by się jej ukłoniła. Nie było sposobu, który wyraziłby wdzięczność, którą teraz odczuwała. — Dziękuję, dziękuję, dziękuję.

— Naprawdę nie ma za co. Lekarski obowiązek — Izanami przedstawiła to w taki sposób, ale Hinako wiedziała, że nie był to jedyny powód, dla którego udzielała tej pomocy. Tydzień temu zauważyła, że Izanami naprawdę przejmowała się stanem Aoiego, z resztą było to do spodziewania się po niej, która chciała pomagać ludziom. I robiła to chyba także dla samej Hinako, by teraz jej ulżyć. — Z tego, co opisałaś, powinnam się nim jak najszybciej zająć. Rozłączam się i czekam na was.

Hinako musiała wziąć głęboki oddech, gdy Izanami odłożyła słuchawkę. To wszystko nie było dla niej łatwe, ale dostała teraz tyle nadziei, że jeszcze będzie dobrze. Zanim siadła na fotelu kierowcy i ostatecznie pojechała, owinęła na nowo bandażem miejsce na skórze Aoiego, z którego je wcześniej uchyliła i, mimo że nie podobało jej się to, co tam widziała, wiedziała, że dostanie niebawem pomoc.

— Całym sercem wierzę w to, że Izanami ci pomoże, wiesz? — powiedziała do niego, chociaż wiedziała, że Aoi tego nie usłyszy, nie odpowie. Mogła mieć tylko nadzieję, że Izanami będzie pomocą dla nich obu, bo dla niej samej na pewno już była.

***

Cieszyła się, że Izanami wyszła do nich przed dom, bo sama prawdopodobnie nie przeniosłaby Aoiego do środka, nawet jeśli zaparkowała prawie pod samymi drzwiami. Od czasu swojej próby samobójczej, jej ciało robiło się szybko obolałe, gdy tylko miała dokonać jakiegoś większego wysiłku, ale teraz ten wysiłek został podzielony między nią, a przyjaciółkę, gdy obie wzięły bezwładne ciało Aoiego pod ramię i tym sposobem uniosły.

Hinako ciągle było głupio, że zajęła Izanami o tak późnej porze. Kobieta była już w piżamie, z narzuconą tylko bluzą, by nie było jej zimno, a szła chyba w pierwszych lepszych wyjętych z szafy klapkach, dwóch różnych. Może i zapewniła Hinako, że nie spała, ale czy aby na pewno nie poszłaby spać, gdyby nie niespodziewany telefon? Tego nie mogła wiedzieć. Jednak były w sytuacji awaryjnej, a ludzkie życie znaczyło o wiele więcej, niż sen, o ile Izanami nie zaniedbywała go na co dzień. 

Izanami chciała, by zabrać go do salonu, by położyć go na kanapie. Tam właśnie więc go zaniosły i Hinako dopiero w momencie, gdy już go tam ułożyły, poczuła całą tą gromadzącą się w niej ulgę. Teraz naprawdę mogła uwierzyć w to, że to wszystko potoczy się dobrze, że znalazła rozwiązanie na uleczenie Aoiego.

— Najchętniej poradziłabym ci teraz, żebyś sobie odpoczęła, ale będę potrzebowała jeszcze pomocy. Przyniesiesz apteczkę? Jest pod zlewem w łazience — Izanami zwróciła się do Hinako, a sama zajęła się już odwijaniem przemoczonych krwią bandaży z ramion. Hinako oczywiście się zgodziła, ale gdy miała pójść w kierunku łazienki domu, zostało jej to przerwane przez niespodziewane przyjście Homusubiego do salonu.

— Ja ci ją przyniosę... — zaoferował swojej mamie i pomachał do Hinako, która mu odmachała, chociaż w duchu poczuła się winna. Naprawdę obudziła go, dzwoniąc wtedy do Izanami.

— Kazałam ci wrócić do spania. Homusubi, jest trzecia w nocy — Izanami nie była zła, z resztą Hinako nie widziała ją nigdy złą na swoje dzieci, ale musiała udzielić mu reprymendy. — Mirai śpi. Nawet Nina i Yuuhi śpią. Jest bardzo późno.

— Twoja mama ma rację — zgodziła się z nią Hinako. Może powinna była wziąć go do jego pokoju i upewnić się, że się położy, gdy już przyniesie Izanami wszystko, co trzeba było przynieść? Chociaż nie miała pojęcia, co obejmowała jej prośba o asystę...

— Ale pani i mama nie śpicie — zauważył cicho, ale nie wyrażając skruchy. Zamiast tego pobiegł do łazienki i w szybkim tempie przyniósł apteczkę. Był trochę nieśmiałym dzieckiem, ale przywiązanym do Izanami i stawał się o wiele bardziej energiczny, gdy chodziło o to, by jej pomóc.

— Możesz nie chcieć patrzeć na to, co tu będzie widać, wiesz? — zmartwiła się Hinako. Pamiętała swoją reakcję na widok ran na ramionach, a to, co odsłoniła na ten moment Izanami, nie było jeszcze aż tak szkaradne, jak to Hinako wiedziała, że jeszcze tam będzie. — Wiesz, tu jest trochę krwi.

— I tak chcę pomóc mamie — odpowiedział jednak, a Izanami odwróciła się w ich kierunku. Nie wyglądała na zadowoloną z tego, co mówił syn, ale z drugiej strony była już bardziej skupiona na tym, co robiła, niż czymkolwiek innym.

— Hinako, proszę, podejdź tutaj — powiedziała Izanami, już absolutnie się poddając, a ton jej głosu zaalarmował Hinako. Coś było nie tak. — Nie wiem, czy nie uszkodziłam tej rany, próbując usunąć skrzep, bo zaczęło krwawić intensywniej. Jednak skoro tak ciągle krwawi, chcę ją zszyć. Możesz ją oczyścić, gdy ja przygotuję szew?

Zabrały się więc do pracy, każda do własnej, a Hinako nie dosyć, że próbowała tłumić własną niechęć do widoku, to starała się też nachylać nad raną na tyle, by zasłonić obraz Homusubiemu, który za nią poszedł i próbował zaglądać, co robiły ona i jego mama. Musiała jednak odsłonić go trochę, gdy Izanami wybrała już igłę i nić chirurgiczną, założyła rękawiczki i po prostu była już gotowa, by szyć.

Nie patrzyło się na to przyjemnie, ale było coś fascynującego w tym, jak Izanami profesjonalnie wykonywała wszystkie ruchy igły, jak było widać, jak skóra łączy się na miejscu. Była w tym szybka, widocznie sobie radziła i po prostu robiło to duże wrażenie na zarówno Hinako jak i Homusubim, który wykorzystał okazję i wszystkiemu się bacznie przyglądał.

— Miałem rację — skomentował w trakcie, a Hinako zadawała sobie pytanie, co miał na myśli. Jednak gdy chłopiec postanowił kontynuować, nie spodobały się jej jego słowa. — Pan Aoi jest naprawdę okropny.

— Wiesz, to nie do końca tak. To nie jest jego wina, że ma te wszystkie rany — próbowała wyjaśnić w sposób, który dotarłby do dziecka. Homusubi był mały i nie zasługiwał na skarcenie za swoje słowa, ale byłoby dobre nauczyć go innego podejścia do tej sprawy. — A właściwie to jego wina, ale i tak należy mu współczuć.

— Nie o to chodzi — spojrzał na nią, jakby nie załapała najprostszej rzeczy na świecie. Nie był w humorze na zażartowanie z tego i Hinako szybko zrozumiała czemu, gdy postanowił odezwać się dalej. — Przypomniał mi o tacie i teraz mi smutno.

Sprawne zszywanie, którego dokonywała teraz Izanami, ustało nagle. Jej dłoń dosłownie zatrzymała się w powietrzu, jakby nie była w stanie wykonać najmniejszego już ruchu, jakby miała rozpaść się na miejscu. Odwróciła głowę w kierunku syna i spojrzała na niego spojrzeniem błagającym o to, by okazało się to tylko złym zrozumieniem. — Co... Co masz na myśli?

— Wiem, że nie powinienem podglądać, kiedy tata wymieniał sobie bandaże, ale... — Hinako tak bardzo żałowała Homusubiego, gdy to mówił. Wiedziała, że rodzina Izanami miała ciężką historię, ale za każdym razem szokowało ją, jak wiele przecierpiał Homusubi. — Tamto wyglądało tak samo, jak to.

Wskazał palcem na ramiona Aoiego, a Hinako nie wiedziała, czy chce teraz bardziej przytulić go, gdy nagle zrozumiała, dlaczego cały ten widok nie robił na nim wrażenia, że musiał widzieć go już wcześniej, czy Izanami, która musiała toczyć nieludzką walkę nad tym, by nie pozwolić się zatrząść swoim dłoniom, a jedynym jej śladem emocji było drżenie wargi, którego nie umiała zatrzymać, jakby miała zaraz wypuścić z ust odgłos szlochu. Odpowiedź przyszła jednak sama, gdy po wzięciu głębokiego wdechu, Izanami bez słowa zaczęła znów szyć, więc Hinako mogła skupić się na pochyleniu przy Homosubim i pogłaskaniu go po główce.

Nie wiedziała, jak ma z nim o tym porozmawiać i jak Izanami by tego chciała, więc tylko głaskała go w ciszy, jakby gestem chcąc obiecać, że wszystko będzie dobrze. Nie wiedziała wszystkiego o byłym mężu Izanami, ale wiedziała, że bardzo ją skrzywdził, że sama wystąpiła o rozwód. Gdy opowiadała jej kiedyś o Kazuiu, dla Izanami wręcz oczywiste było, że rozwód to najlepsze rozwiązanie, na jakie może zdecydować się Hinako, a ona zastanawiała się, jak bardzo musiał skrzywdzić ją jej były mąż, że tak szybko zajmowała takie stanowisko w tak ciężkiej sprawie, jaką było rozwodzenie się. Hinako i Kazui... żadne z nich jeszcze o to nie wystąpiło. Oboje bardzo tego chcieli, ale to było zbyt trudne psychicznie, by się na to zdecydować, a w dodatku wiązałoby się z przyprawieniem Hinako o nieprzychylną opinię społeczeństwa. Na kobietę po rozwodzie umiało spłynąć wiele uprzedzeń, tak że łatwiejsze wydawało się tkwienie w związku bez miłości, separując się samemu od siebie, lecz pozostając związanym w oczach prawa.

A jednak były mąż Izanami musiał zrobić jej coś takiego, że nie myślała ona nawet o tym. Jednak z wszystkich ułamków tego, co wiedziała, a zwłaszcza z tego, co powiedział teraz Homusubi, w jej głowie układał się obraz raczej smutnego, niż złego człowieka. Ufała osądowi Izanami i w żadnym wypadku nie uważała, że ta nie miała do niego racji, po prostu zastanawiała się, gdzie był ten brakujący element, którego nie widziała z zewnątrz.

Izanami skończyła swoją pracę, nie tylko przy ranie, którą zszyła, ale także przy innych ranach, które oczyściła i na które nałożyła świeże opatrunki. Chociaż mogło być to tylko wrażenie, Hinako wydawało się, że miejscami ciało Aoiego wzdrygało się z bólu, a to wydawało się sygnałem wracania do świadomości. Chociaż przykro patrzyło się na oznaki jego cierpienia, dobrze było widzieć, że on oprzytomnieje, że mu pomogły, że będzie z nim dobrze. Jeśli martwiła się o to, że komuś nie będzie dobrze, to martwiła się o Izanami, która nie odzywała się, od kiedy jej syn powiedział o swoim wspomnieniu związanym z ojcem.

— Odprowadzę cię do twojego pokoju i poczekam, aż zaśniesz — były pierwszymi słowami, które w końcu powiedziała i były one skierowane do syna. Jej głos brzmiał słabo, ale chciała zapewnić teraz dziecku komfort. Nie miała jednak siły na przeniesienie spojrzenia na Hinako, gdy się do niej zwróciła. — Czuj się jak u siebie, a ja zaraz wrócę, tylko miej na oku Aoiego, żeby mu się nic nie stało...

Wzięła syna za rękę, a Homusubi jeszcze jej pomachał na pożegnanie. Hinako wiedziała, że Izanami pozwoliła jej robić wszystko, co chce, ale i tak nie planowała nigdzie sobie iść. Dobrze siedziało jej się przy Aoim i też martwiła się o niego na tyle mocno, że za nic w świecie nie chciałaby go teraz zostawiać, dopóki nie odzyska przytomności. Jednak... słyszała jakby mamrotanie z jego ust? Czy to możliwe, by już wracał do zmysłów?

I rzeczywiście, po niedługim czasie, zobaczyła, jak Aoi otwiera oczy niepewnie, a chwilę później już pewnie się podrywa. Rozglądał się dookoła przestraszony i wcale nie dziwiła się tej reakcji. Dopiero co stracił świadomość w jej aucie, a teraz obudził się w innym miejscu. To musiało być straszne. Uspokoił się trochę, widząc twarz Hinako, ale teraz zamiast strachu, można było wyczuć od niego pytania.

— Gdzie ja... zabrałaś mnie do domu? — spytał naiwnie, jakby czepiając się nierealnej nadziei, jak tonący brzytwy. Chyba wolał jeszcze nie konfrontować się z myślą, że nie był u siebie.

— Do domu Izanami — przyznała się mu, najspokojniej i najłagodniej jak umiała. Nie chciała go przestraszyć. Musiała być w tym logiczna i wyjaśniająca wszystko, dlatego kontynuowała. — Nie wiem, gdzie mieszkasz.

— No tak — zorientował się dopiero w tym momencie. Rzeczywiście, był już tu wcześniej, teraz mógł to skojarzyć. — Do domu Izanami... Trochę się pogubiłem, wy mieszkacie razem?

— Nie, nie — Hinako szybko rozwiała jego wątpliwości, ale... w sumie rozumiała, dlaczego Aoi tak pomyślał. Mogła go wziąć do siebie, mogła zadzwonić do Kazuia i wypytać się go, co ma zrobić w ciężkiej sytuacji, w której wcześniej była. Nie to jednak zrobiła, a teraz widziała, że zabranie go do Izanami było najlepszą decyzją. 

Aoiemu chyba nie było łatwo. Ukrył twarz w dłoniach, jakby to miało schować go przed Hinako i obcym domem, ale nie tkwił w tej pozycji długo, zwłaszcza że bardzo zainteresowały go jego ramiona, a bardziej świeże opatrunki na nich. Przyglądał się im uważnie, jakby próbując sobie przypomnieć, czy to sam je tak założył. — Ktoś widział... co tam było?

— Ja, Izanami i jej syn — Hinako chciała być z nim szczera, nawet jeśli musiała patrzeć teraz, jak blednie jego twarz. Przynajmniej znowu nie zemdlał... — Przepraszam, że spytam i nie musisz mi odpowiadać. Zrozumiem. To prawda, że widziałam twoje rany, Aoi i bardzo bym chciała wiedzieć, czy są tym, że podejrzewam, że są?

— Nie mogę wiedzieć, co podejrzewasz — próbował się wymigać, ale jego ton pokazywał, że zaraz się złamie. Zaśmiał się nawet nerwowo i próbował przybrać poważny wyraz twarzy, mający zapewnić, że naprawdę tak było, ale po chwili stał się już tak przygnębiony, że nie umiał dalej udawać. — Tak. Tak, są dokładnie tym.

— Tak mi przykro — Hinako nie była pewna, jak zareagować. Nie chciała, żeby on się teraz jakoś obwinił. Może nie powinna była pytać, ale skoro już to zrobiła, musiała z tego wybrnąć. — Mam na myśli... to nie tak, że nie widziałam twojej blizny na szyi i nie wiedziałam, co znaczy, ale nie wiedziałam, że ty ciągle aktywnie... Przepraszam.

— W sensie... Nie tymi wszystkimi ranami próbuje się zabić. One bolą, ale nie są od tego — wyjaśnił Aoi, jakby to było nic takiego. Jego swobodny ton był jednak najbardziej w tym wszystkim przerażający. Nie powinien traktować tematu samookaleczenia w sposób, w jaki traktowałby zwykły, nic nieznaczący temat. — To nie jest coś, co pani zrozumie, na swoje szczęście. Nikt nie może zrozumieć i nikomu nie życzę, by rozumiał.  

— Nie mogę zrozumieć? — Hinako chciała powiedzieć to do siebie, cicho, w swoich myślach, ale  słowa jednak wyszły także z jej ust i były na tyle głośne, że usłyszał je Aoi.

— A możesz? — spytał Aoi, teraz już zaintrygowany.

Hinako nie wiedziała, co powinna zrobić. Wiedziała, co wcześniej miała na myśli. Wiedziała, że miała pewne przeżycia podobne do przeżyć Aoiego. Jednak nigdy nikomu o nich nie powiedziała. Nawet Izanami i Kazui, którzy się domyślali... nigdy nie otrzymali od niej potwierdzenia. To było trudne.

— Nie... nie ranię się tak jak ty — chciała być dokładna w swoich wyjaśnieniach. Nie wierzyła, że w ogóle to mówiła, ale z drugiej strony wcale jej to nie dziwiło. Od kiedy pierwszy raz zobaczyła Aoiego, wtedy duszącego się na środku ulicy, widziała w nim swój ból i wiedziała, że był kimś, kto zrobił to, co ona kiedyś zrobiła. Jeśli ktoś miał się dowiedzieć, był to on. — Nie byłabym w stanie spróbować niczego od mojej próby samobójczej.

Początkowo Aoi przywitał ją ciszą. Rozumiała go. Sama nie była pewna, jak zareagowałaby na taką rewelację, na przyznanie się nieznanej osoby do czegoś takiego. Chciałaby tego kogoś pocieszyć, ale nie miałaby pojęcia, co by powiedziała. 

— Przepraszam. Przepraszam za to, że założyłem, że pani nie zrozumie — Aoi spróbował w końcu w taki sposób, ale nie był pewny w swoich słowach. — Nie spodziewałem się, że... Przepraszam.

— Hej, nie musisz... dobrowolnie ci o tym powiedziałam, tak? — Hinako nie chciała, żeby teraz się tym martwił. Chciała podzielić się swoim doświadczeniem, ale nie nim obciążać. 

— Ale ja mam teraz straszny mętlik w głowie — wiedziała, że naprawdę miał to na myśli i utożsamiała się z tym jego uczuciem zagubienia. — Tamta dziewczynka na moście, Maho... Mówiłem jej, jak bardzo warto żyć. Nie chciałem, żeby ona umarła. Nie chcę, żebyś ty umarła. Nie chcę, by ludzie odbierali sobie życie, ale...

— To normalne odczucia, tak sądzę. Większa sympatia dla innych niż dla siebie — Hinako uważała tak, ponieważ sama tak myślała. Łapała się na tym, ale nie umiała nic z tym zrobić. — Też się tak czuję.

— Na pewno miała pani lepszy powód niż ja — wydawał się co do tego przekonany, a Hinako wręcz to oburzało. Nie chciała, żeby tak uważał. — I na pewno zasługiwała pani na to mniej.

— Aoi, proszę cię, nie mów tak. Nie ma lepszych i gorszych powodów — naprawdę tak uważała. Porównywanie tego wszystkiego prowadziło do tylko większego nieszczęścia. — Są tylko ludzie zasługujący na pomoc.

Ludzie, którzy czasem musieli pozwolić pomóc sobie innym, bo sami dla siebie nie widzieli szans i nadziei. Hinako nie wiedziała, gdzie by była, gdyby to nie Izanami zajęła się nią po jej próbie samobójczej. Na pewno musiała włożyć też jakąś własną pracę w to, by teraz funkcjonować lepiej niż gorzej, ale nie było nic złego w posiadaniu swojego motoru napędowego w postaci innego człowieka. Może Aoi też kogoś takiego potrzebował. 

— To nie pani próbowała się zabić od niezniesienia presji w związku. I później przez myślenie o naszej rozmowie, mimo że minęło trochę czasu. I później... uwierzy pani?... i później tylko dlatego, że była dziewczyna do mnie napisała — Aoi był trochę zbyt otwarty, a może wręcz przeciwnie, zbyt zamknięty ze swoimi problemami, tak że nie umiał już dłużej wytrzymać skrywania tego w sobie i opowiedział jej nagle o wszystkim. Słuchała zdziwiona, próbując zrozumieć sytuację, ale sympatyzowała z nim. — Ona nawet nie jest złą osobą, więc nie wiem, dlaczego myślenie o niej zawsze doprowadza mnie na skraj.

— Problemy w związku nie są wcale łatwą rzeczą. Rozumiem to — próbowała być wspierająca w tej sprawie. Dobrze o tym wszystkim wiedziała, nawet jeśli nie znała dokładnie przypadku Aoiego i jego byłej dziewczyny. 

— Wiem, że nie nosi pani obrączki i wiem, że robi się pani smutna na wspomnienie o mężu, ale... nie wiem, czy to jest to samo — ona też nie wiedziała, czy to było to samo, ale zakładanie od razu, że go nie zrozumie z tego powodu, było nieprzyjemne. Nie założyła jednak złych intencji ze strony Aoiego, bardziej zrobiło się mu go żal, że sytuacja była tak zła, że nie widział dla siebie szansy na bycie zrozumianym. — Nie wiem, co jest nie tak. Nie wiem, czemu nasza relacja była taka. Nie wiem, dlaczego mnie to zabijało, mimo że ona mnie kochała i chciała żywego przy sobie.

— Osoba, która popycha cię do krzywdy, nie musi chcieć dla ciebie źle — spróbowała w ten sposób. Sama przecież czuła coś tak podobnego. — Mój mąż... wolał katować siebie naszym małżeństwem, zamiast zranić mnie prawdą, co do swoich uczuć na ten temat. I gdy... gdy... próbowałam... to też było w moich myślach. Że on nie chciał źle i to ja byłam naiwna. Ciągle tak myślę.

— Ale to niesprawiedliwe. Jeśli on panią zranił... to i tak jego wina — w tym wypadku Aoi widział to w ten sposób. Może Hinako naprawdę miała rację, gdy powiedziała, że sympatyzowało się łatwiej z kimś innym, niż z samym sobą. — A na pewno nie twoja.

— Czy to samo nie tyczy się twojego przypadku? — zadała więc to jedno pytanie, do którego przecież próbowała doprowadzić całą tą rozmową. Może dało się jakoś sprawić, by Aoi zastosował podobną analogię wobec siebie, którą stosował, gdy pocieszał ją.

— Nie wiem — jego ton głosu był naprawdę rozpaczliwy. Wiedziała, że naprawdę nie wiedział, wiedziała, że musiał mieć teraz duże zamieszanie w głowie. Ona też teraz miała. Zastanawiała się, czy nie powinna zrobić dla niego czegoś jeszcze, zastanawiała się, co ma zrobić z tym, że Aoi wydawał się aktywnym zagrożeniem skończenia jako samobójca. On wydawał się wdzięczny jednak nawet za to, co zrobiła do tej pory, gotowy kontynuować spokojniej, gdy już się wycieszył. — Ale dziękuje, że tak uważasz. I dziękuje, że przyjechałaś do mnie w środku nocy i pomogłaś Maho.

— Tak należało zrobić — nie uznawała tego za nic wielkiego. Chciała pomóc, jeśli mogła to zrobić. — Z tego, co Maho mi opowiedziała, gdy odprowadzałam ją do domu, to ty pomogłeś jej najbardziej.

— To należało zrobić — odpowiedział jej tak samo, wzruszając ramionami. Cieszyła się, że oboje zgadzali się, co do tej kwestii. Przez chwilę siedzieli w ciszy, którą przerwał syk Aoiego, sugerujący ewidentnie ból. Hinako od razu spojrzała na niego pytająco, a on poczuł potrzebę wyjaśnienia się jej. — Wszystko boli, a tutaj... a tutaj szczypie.

Wskazał palcem na miejsce pod opatrunkiem, a Hinako zrozumiała, dlaczego mogło go tam boleć w inny sposób, niż bolały inne rany. Było to miejsce, które szyła Izanami i może rzeczywiście mogło to sprawiać dyskomfort, gdy było szyte bez znieczulenia.

— Izanami poinstruuje cię bardziej, ale to dlatego, że masz tam teraz szew — wyjaśniła mu, a Aoi wyglądał na obolałego przez samo to, co usłyszał. Zrezygnował ze swojej pozycji siedzącej i położył się z powrotem się na kanapie, jakby się poddał. Hinako chciała go pocieszyć. — Wiesz, musiała to zrobić. To była naprawdę duża rana.

— Nawet nie ta rana boli mnie najbardziej... Wszystkie dokuczają tak samo — wierzyła mu, że tak było. Widziała wiele z jego ran i fakt, że umiały ją obrzydzić, świadczył o tym, jak źle wyglądały. Może wyszła z wprawy jako policjantka, skoro widok zranionego ciała tak ją niepokoił, ale może chodziło też o to, jak bardzo jej było szkoda Aoiego. Mogła mieć teraz dla niego tylko jedną radę.

— Odpocznij sobie — zaproponowała spokojnie. Nie będzie nic złego w tym, jeśli on teraz przestałby z nią rozmawiać i po prostu pozwolił sobie na wytchnienie. — I tak musimy poczekać na Izanami, bo pewnie będzie miała dla ciebie mnóstwo zaleceń.

Chyba się z nią zgodził i tym razem już nie rozmawiali. Jeszcze trochę przyglądał się opatrunkom założonym przez Izanami, zwłaszcza temu jednemu, pod którym chował się szew, ale widziała, jak jego spojrzenie było już zamglone i w którymś momencie było już jasne, że Aoi zasnął. Ona sama też miała teraz na to ochotę... był środek nocy i zaczął schodzić z niej teraz cały ten stres, którego doświadczyła w trakcie ostatnich godzin. 

Też chciała odpocząć, przymknęła oczy i wydawało jej się, że przyśnie zaraz, siedząc na tej kanapie. Natychmiast jednak się otrząsnęła, gdy usłyszała kroki i zobaczyła, że to Izanami weszła do salonu. 

— On ciągle nie oprzytomniał? — była bardzo zmartwiona i chyba nawet przestraszona, że jej pomoc nie była wystarczająca. Hinako zastanawiała się jednak, czy było to tylko to zmartwienie, czy ciągle tkwiły w niej też wcześniejsze smutki. — Może go serio trzeba zabrać na oddział ratunkowy...

— Nie... w sensie Aoi śpi. Najwyraźniej mocnym snem — wyjaśniła jej Hinako i już miała go dobudzać, ale Izanami pokiwała jej głową, by tego nie robiła. Hinako nie wiedziała czemu, ale zgodziła się z tym.

— To będzie dobre, jeśli teraz odpocznie. To samo tyczy się ciebie, Hinako — zatroszczyła się Izanami. To dobrze, że o tym pomyślała. — Zasypiasz na miejscu, nie ma mowy, że pozwolę ci wsiąść w takim stanie za kierownicę. 

— No ale... — zgodziła się Hinako. Była bardzo wdzięczna Izanami, ale było jej głupio, że tak bardzo ją zajęła. Z drugiej strony, co miała już do stracenia? Już kilka razy została u Izanami, pod pretekstem tego, że było za późno na powrót do domu, a tak naprawdę nie chcąc wracać do siebie. Nie szkodziło jej tu zostać, zwłaszcza że naprawdę była już zmęczona. — Dziękuję. Napiszę tylko o tym Kazuiowi, żeby się nie martwił.

Izanami zgodziła się na to i czekała, gdy Hinako wyciągnęła telefon, by to zrobić. Nie rozpisała się tym razem w wiadomości, pomimo że często tak robiła. Naprawdę była zmęczona, a spoglądając na stan swojej baterii, wiedziała, że będzie musiała mieć do Izanami kolejną prośbę.

— Pożyczysz mi ładowarkę? — spytała i natychmiast uzyskała jej zgodę. Hinako wpadło do głowy coś jeszcze. — I chyba będę musiała poprosić o to, byś pożyczyła mi coś do spania? Jeśli mam jutro założyć na siebie to co dziś, to wolałabym, by było świeże...

— Jasne — dla Izanami nie był to najmniejszy problem. — Obawiam się, że wszystko mogę mieć w za dużym rozmiarze, ale jakoś sobie poradzimy.

Pomimo tego zapewnienia, Hinako wydawała się myśleć o czymś zupełnie innym, a Izanami spojrzała na nią z obawą. Hinako nie była zmartwiona, po prostu problem, jaki uświadomiła sobie w swojej głowie, był zbyt ciężki do rozwiązania.

— Uh, Izanami... — spróbowała więc w taki sposób. Nie wiedziała nawet, jakie Izanami ma wymyślić jej rozwiązanie na ten problem. — Bo wiesz, zawsze, gdy u ciebie zostawałam na noc, spałam na kanapie, a teraz...

Obie spojrzały na Aoiego, który spał jak zabity, nie przejmując się nawet tym, że obok niego rozmawiały dwie inne osoby.

— A... — Izanami nie była w stanie powiedzieć nic więcej, sama musząc teraz przeanalizować opcję, w której się znalazły. Tyle że po dłuższym myśleniu, znalazła na to rozwiązanie, którego ciągle nie znajdowała Hinako. — Mam na myśli, jeśli nie będzie ci to przeszkadzało, na moim łóżku spokojnie zmieszczą się dwie osoby.

Ta propozycja była naprawdę najzwyklejsza w świecie, ale zrobiła coś z umysłem Hinako. Nie było to dziwne w żaden sposób, ale po prostu... było to tak miłe ze strony Izanami. Pomogła jej wtedy z Aoim, spędzała czas w nocy na zszywaniu jego ran, ponieważ Hinako zabrała go do niej, a nie do szpitala, zgodziła się, by została na noc, teraz pożyczyła jej rzeczy i była nawet gotowa na zrobienie kolejnej przysługi dla niej. To było miłe, miłe na poziomie, na który Hinako nie była pewna, czy zasługiwała. Nie chciała jednak odmawiać.

— Nie przeszkadza mi to — naprawdę jej nie przeszkadzało. Nie wiedziała, jak ma dziękować, ale zgadzała się na to wszystko i właściwe to cieszyła się tym dobrym sercem Izanami. 

— No to jesteśmy dogadane — uśmiechnęła się Izanami, po czym pokazała jej gestem dłoni, by poszła za nią. — Nie pamiętam byś kiedykolwiek była u mnie w pokoju, ale to tędy.

Hinako poszła więc za nią, mówiąc tylko wcześniej "dobranoc" Aoiemu, który i tak by tego nie usłyszał. Sypialnia Izanami nie była jakoś bardzo urządzona, pomimo tego, że była spora. Miała tu niewielką szafę i stolik nocny, to właściwie tylko tyle. I dwa zdjęcia na ścianie, którym Hinako teraz się przyglądała, gdy Izanami zaczęła grzebać w ubrań w poszukiwaniu czegoś, co byłoby odpowiedniej wielkości dla Hinako.

Na jednym ze zdjęć była Izanami z Homusubim i jej drugim, zmarłym synem. Hinako musiała chwilę zastanowić się, jak chłopiec miał na imię. Izanami opowiadała o nim rzadko, może dwa razy przez cały okres ich znajomości... Kagutsuchi, chyba tak się nazywał. Mogłaby przysiąc, że syn Izanami trzymał kogoś za rękę na tej fotografii, ale została ona włożona do ramki tak, by nie było widać tej osoby. Hinako jednak nie zamierzała się wtrącać i tak mogąc podejrzewać, o co w tym wszystkim chodziło.

Drugie zdjęcie przyprawiło ją już jednak już o radość, a nie ciekawość. Była tu Izanami, Mirai, Homosubi i nawet Yuuhi i Nina, a Hinako dobrze je znała, bo sama była jego fotografką i zrobiła je na prośbę Izanami. Cieszyła się, że mogło zostać zawieszone w jej pokoju i że było tym jakimś optymistycznym akcentem... Hinako naprawdę lubiła całą rodzinę Kirisakich i cieszyła się, że Izanami miała szczęście ich mieć.

Jej oczy powędrowały ku kolejnemu z charakterystycznych elementów pokoju. Przy stoliku nocnym znajdowała się ładowarka, więc podłączyła do niej telefon i ku swojemu zaskoczeniu, na stoliku zobaczyła własny rysunek, ten, który zrobiła dla Izanami przed tygodniem. Zostawiła go sobie? To było miłe.

— To powinno być odpowiednie... — westchnęła w końcu Izanami, wcale nie brzmiąc na usatysfakcjonowaną, tym co znalazła, ale Hinako i tak doceniła, że nawet próbowała szukać czegoś mniejszego, gdy tak różniły się od siebie wzrostem. — Jeśli chcesz się jeszcze jakoś ogarnąć, możesz pójść do łazienki, naprawdę czuj się u mnie jak u siebie. Tylko nie zdziw się, jeśli zobaczysz Yuuhiego na kaloryferze przed drzwiami łazienki... W nocy odmawia spania na swoim posłaniu i idzie tam.

— Dokładnie tak jak robił, gdy był u nas — zaśmiała się Hinako, pełna wdzięczności za swobodę, jaką dawała jej Izanami. Poza tym ucieszyła ją możliwość zobaczenia Yuuhiego.

Wzięła od niej rzeczy, które ona jej przygotowała i poszła się przebrać, robiąc jednak długą przerwę przy tym kaloryferze, na którym rzeczywiście zastała swojego kotka, a skoro się obudził na jej widok, nie szczędziła mu pieszczot i głaskania. Zanim wróciła więc do Izanami, musiało minąć dobre pół godziny i szczerze mówiąc, Hinako nie była pewna czy zastanie ją już śpiącą, czy nie. 

Jak się okazało, Izanami jednak wcale się nie kładła, pomimo że musiało być już jakoś dobrze po czwartej i czas zbliżał się raczej do poranka, niż była to noc. Włosy związała sobie w kitkę, podobną do tej, którą wiązała sobie zwykle Hinako i siedziała już na swoim łóżku, czytając coś. Wyglądała na zmęczoną, ale było w tym coś... Hinako nie wiedziała, jak to nazwać. Ładnego? Bo wiedziała, że to zmęczenie to wynik ciężkiej pracy, wiedziała, że to zmęczenie to wynik troski, jaką dzisiaj we wszystko włożyła. Było to zmęczenie, w jakim chciało się ukoić, w jakim chciało dać się relaks niezrelaksowanej osobie.

— Będziesz tak stała w drzwiach? — spytała się Izanami, gdy w końcu ją zauważyła. Wskazała na miejsce obok siebie. — Znalazłam w domu zapasową poduszkę, ale kocem będzie trzeba podzielić się razem. 

Hinako przyszła więc tam, zanim usiadła na łóżku, jeszcze raz podziękowała jej za wszystkie przysługi z dzisiejszego dnia. Miała jednak do zadania tylko jedno pytanie, na które odpowiedzi nie znała. — Izanami, czytasz o takiej porze? Nie jesteś zmęczona?

— W zasadzie nie lubię jakoś spać, dopóki nie padam z nóg ze zmęczenia — uśmiechnęła się, mimo że zdaniem Hinako nie było tu niczego, dla którego można byłoby się uśmiechać. — Jednak masz rację. I tak muszę zgasić światło, byśmy mogły obie zasnąć.

Bardzo się z nią zgadzała, więc pokiwała jej głową na zgodę i gdy Izanami zgasiła światło lampki stojącej na stoliku nocnym, pokój pogrążył się w ciemności, a one obie się położyły. Pomimo absolutnego znużenia, Hinako nie umiała jednak wyciszyć swoich myśli.

To wydawało się takie dziwne. Od kiedy Kazui powiedział jej prawdę o tym, że nigdy jej nie kochał, cicho umówili się co do tego, że dzielenie razem przestrzeni nie było dla nich dobre. Każdej nocy szedł spać na kanapę ich salonu, więc Hinako zdążyła odzwyczaić się od posiadania drugiej osoby obok siebie. Ale nie było to przecież nieprzyjemne, zwłaszcza gdy miała obok siebie osobę, której ufała i którą lubiła. To nie było złe, by zasypiać obok Izanami.

Gdy pogodziła się z tą myślą, już było jakoś ze wszystkim. Ciągle miała w głowie wielki zamęt, bo przecież ostatnie godziny były najbardziej intensywnymi w ostatnim czasie. Pomogła Maho, była przy Izanami i Homusubim w bardzo trudnym momencie, być może uratowała życie Aoiemu i wyznała mu prawdę o jej wypadku, który tak naprawdę nie był wypadkiem. To była dziwna noc, ale była z nią na tyle pogodzona, że była już w stanie zasnąć.

I wtedy usłyszała obok siebie coś, co mogłaby uznać za chlipanie, czy może za inny duszony płacz. Bardzo się przestraszyła, ponieważ ostatnim czego chciała, było to, aby Izanami płakała sama w ciemności, licząc na to, że będzie niezauważona. Jednak nie to się tutaj działo. Izanami spała, ale co jakiś czas mamrotała przez sen, takim smutnym i rozpaczliwym głosem. Słowa były zbyt urwane, by dało się je zrozumieć, ale Hinako wiedziała, że Izanami musiały śnić się koszmary. Czy to dlatego tak bardzo nie lubiła zasypiać?

Do tej pory leżała na plecach, ale teraz obróciła się do Izanami, która też była obrócona w jej kierunku. Tak bardzo jej żałowała. Izanami tak bardzo nie zasługiwała na całe to cierpienie. Nie wiedziała skąd ono pochodzi i nie wiedziała, co może z nim zrobić, ale planowała pozostać przy niej, ukoić swoją obecnością.

Dłoń Hinako powędrowała do policzka Izanami i teraz delikatnie ją po nim głaskała, tymi samymi, powtarzającymi się ruchami. Miały zapewnić komfort i chyba faktycznie to robiły, ponieważ słowa wypowiadane przez Izanami przez sen nie brzmiały już jak wypłakane i powoli stawały się coraz cichsze. Hinako też znalazła ukojenie w powolnym, powtarzającym się ruchu głaskania i czuła, że sama zaraz też zaśnie.

Znów czuła emocje bardzo intensywnie, ale najważniejsze było to, że nie przeszkadzało jej już to w śnie. Cieszyła się, że mogła pomóc, cieszyła się, że mogła być dla Izanami ukojeniem, cieszyła się, że spały tu razem, dzięki czemu mogła być przy Izanami w tak trudnym momencie. Hinako zasnęła z samymi pozytywnymi uczuciami i dłonią na policzku przyjaciółki.

Zasnęła z samymi pozytywnymi uczuciami i tylko z jednym, które mogło nazywać się obawą. Obawą o to, że znów poczuła w sobie uczucie, które ostatnim razem doprowadziło ją do upadku. Obawą o to, że znów poczuła w sobie uczucie, którego już nigdy nie chciała czuć.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top