chapter two
Samolot wylądował, Aura przeszła przez odprawę, a później znalazła się w hali przylotów, próbując odnaleźć swojego dziadka. Była jedną z pierwszych osób, którym udało się przejść wszystkie procedury, dlatego wyłapanie twarzy swojego krewnego było nieco trudniejsze, zważywszy na obecny tłum.
— Aura!
Dziewczyna wyłapała głos, który ją nawoływał i zwróciła się w tamtą stronę. Uśmiechnęła się, widząc w końcu przed sobą postać swojego dziadka. Oeznik wyglądał dokładnie tak samo, jak go pamiętała i nawet jeśli trochę się postarzał przez ostatnie pięć lat, tak trudno było jej to ocenić. Blondynka rzuciła wszystkie swoje rzeczy na podłogę i podbiegła do swojego dziadka. Zarzuciła ręce na jego ramiona, a później poczuła, jak jej stopy odrywają się od podłoża, a starszy mężczyzna delikatnie ją okręcił.
— Dziadku! Jak dobrze znów cię widzieć — przywitała się wesoło Aura, gdy ponownie stała naprzeciwko dziadka. Pamiętała, by zwracać się do niego w ich rodzinnym języku, bo wiedziała, ile to dla niego znaczyło.
Właściwie Aura też to doceniała. Po walce Ultrona z Avengers Sokovia właściwie przestała istnieć. To, co z niej zostało, przejęły sąsiedzkie kraje. I taki był koniec. Lata wojny, niepokoju i głupiej wiary, że wszystko może być dobrze tylko po to, by ostatecznie przegrać wszystko.
— Ciebie też pączusiu — powiedział mężczyzna, a blondynka zachichotała. — Jak ci minął lot?
— Bez większych wrażeń — odpowiedziała, zgodnie z prawdą. Aura chwyciła za rączkę swojej walizki, jej dziadek wziął podróżny plecak i wspólnie ruszyli do wyjścia z lotniska. — Dziękuję, że mogłam przyjechać. Mama powoli zaczęła doprowadzać mnie do szaleństwa.
— Tylko się o ciebie martwi. Wiem, że ostatni czas był dla ciebie trudny, zresztą tak jak dla wszystkich. Dlatego mam nadzieję, że zmiana środowiska trochę ci pomoże.
— Twoje towarzystwo zawsze mi pomagało.
Aura uśmiechnęła się szeroko, a jej dziadek zaśmiał się głośno. W kilka chwil dotarli na parking, gdzie czekało na nich czarne BMW. Oeznik schował bagaże swojej wnuczki do auta, a później obydwoje weszli do środka. Blondynka zapięła pasy i spojrzała z ekscytacją na dziadka.
— To, gdzie mnie zabierasz? — Zapytała z ciekawością. — I czy wujek Helmut zgodził się, bym przyjechała? Wiem, że siedzi w pilnie strzeżonym więzieniu, ale nie chcę sprawiać nikomu żadnych problemów.
— Spokojnie, Aura. Nikomu nie będziesz sprawiać żadnych problemów, tego jestem pewny. Jak sama wspomniałaś Baron Zemo odsiaduje swój wyrok w więzieniu i nie mam z nim żadnego kontaktu. Jednak, gdyby wiedział, to na pewno nie miałby nic przeciwko do twojego przyjazdu. Zawsze uwielbiał, gdy spędzałaś czas w jego domu.
Aura skinęła głową, przypominając sobie dzień, w którym ostatni raz odwiedzała posiadłość Zemo. Gdyby nie jej dziadek, który pracował dla całej rodziny od wielu lat, tak prawdopodobnie nigdy nie miałaby do tego okazji. Jednak dziewczyna była mocno związana z dziadkiem, dlatego często odwiedzała go w jego pracy. Już jako mała dziewczynka spędzała wakacje w towarzystwie rodziny Zemo do tego stopnia, że w końcu to stało się dla niej normalnością. Zawsze uwielbiała ten czas, bo wtedy miała okazję dowiedzieć się wielu, ciekawych rzeczy. Baron Zemo ze swoją żoną i ojcem byli wykształceni i umieli opowiadać o wszystkim, tak by wzbudzić w niej jak największe zainteresowanie. Do tego posiadali wielką bibliotekę, którą Aura pokochała od pierwszego razu, gdy tam się znalazła. Gdy na świecie pojawił się mały Carl, opiekowała się i bawiła z nim, tak jakby był jej drugim, młodszym bratem. Rodzina Zemo była dla niej jak jej własna i trudno było jej sobie wyobrazić, że mogłoby ich zabraknąć w jej życiu.
A później Sokovia została zniszczona, zabierając ze sobą trójkę, naprawdę bliskich jej osób.
— Możesz się zdrzemnąć, kochanie — dodał Oeznik po chwili. — Droga trochę nam zajmie, a wiem, jak uwielbiasz spać po południu.
Dziewczyna zarumieniła się, ale rozłożyła wygodnie w fotelu. Podciągnęła nogi na siedzenie, a później oparła głowę o szybę i przymknęła oczy. Nie czuła się nawet, aż tak zmęczona, ale stan, w którym się znajdowała, pozwalał jej na to, by po raz tysięczny analizować wszystko, co się działo wokół niej. Chciała, by ten wyjazd jej pomógł, ale teraz po rozmowie z dziadkiem, nie była przekonana, czy ten plan wypali. Szczerze zaczynała myśleć, że nie istniało nic na tym świecie, co mogłoby jej pomóc.
Jakieś półtorej godziny później, Aura przeszła przez próg posiadłości Barona Zemo i rozglądnęła się po pomieszczeniu. Wszystko wyglądało tak, jakby faktycznie ktoś tutaj mieszkał i zaraz miał ją powitać. Znaczy, dużo się nie myliła, bo jej dziadek dbał o wszystko i troszczył się o cały majątek. W końcu od lat był lokajem, a może przede wszystkim wiernym przyjacielem tej rodziny.
— Przygotowałem ci pokój gościnny na górze — objaśniał jej dziadek, prowadząc schodami na piętro. Aura pamiętała to miejsce ze swojego dzieciństwa, chociaż musiała przyznać, że wiele rzeczy się zmieniło. Nie była tym zaskoczona, jednak czuła, że jedna z niewielu rzeczy, która jeszcze w jakiś sposób łączyła ją z Sokovią i jej starym życiem, kompletnie znikała.
— Ten obok biblioteki? — Dopytała się z podekscytowaniem, a mężczyzna skinął głową. — Czad! Już wiesz, gdzie będziesz mógł mnie znaleźć, jak będziesz mnie szukać.
— W to nie wątpię — odparł z rozbawieniem. — Jednak mam zamiar trochę cię wykorzystać, skoro już tutaj jesteś. Mam swoje lata, więc twoja pomoc będzie niezastąpiona.
— Możesz na mnie liczyć — zapewniła bez zawahania. — To nie tak, że mam cokolwiek w planach. O i dziadku? Mam nadzieję, że będziemy mogli ugotować wspólnie leczo? Chodzi za mną od kiedy tylko wróciłam. Co prawda mama mi już je gotowała, ale ty zawsze robiłeś najlepsze.
— Masz to jak w banku — mężczyzna pocałował ją w czubek głowy, a później wspólnie udali się do jej pokoju.
⸻
Aura musiała przyznać, że ostatni miesiąc wprawił ją w nieco lepszy nastrój.
Przez większość czasu pomagała swojemu dziadkowi w różnych, domowych obowiązkach, ale nie narzekała. Uwielbiała przebywać na świeżym powietrzu, a przeważnie to do prac w ogrodzie była wysyłana. Raz, gdy dostała zadanie, by wysprzątać całą bibliotekę, to zniknęła w niej prawie na cały tydzień, wychodząc tylko po to, by coś zjeść i się przespać. Aura była książkoholiczką i uwielbiała wczuwać się w emocje i przygody wszystkich swoich ulubionych bohaterów. Kochała zagłębiać się w nowe historie, opowieści i fakty. Cieszyła się z tego, że mimo wszystkich wydarzeń jej miłość do książek w żaden sposób nie zmalała.
Blondynka postawiła dwa talerze z leczo na stole, a później zajęła miejsce naprzeciwko swojego dziadka.
— Tak jak mnie uczyłeś! — Zawołała z ekscytacją. Po kilku próbach i porażkach była nieco zdenerwowana swoim kolejnym podejściem do ugotowania akurat tego dania. Nigdy nie posiadała zdolności kulinarnych, ale za punkt honoru swojego pobytu z dziadkiem postawiła sobie, że w końcu nauczy się gotować ich ulubione danie.
— Mówisz to za każdym razem, Aura.
— Nie komentuj, tylko spróbuj!
Blondynka wycelowała w niego swoją łyżką, a później dokładnie obserwowała, jak mężczyzna zaczyna jeść danie. Aura zacisnęła mocniej palce na sztućcach i pochyliła się nieznacznie do przodu, oczekując na pierwszą reakcję. Oeznik ledwo zdążył przełknąć pierwszą porcję, a Aura nie wytrzymała i ponownie się odezwała.
— I jak?
— Nawet nie zdążyłem dokładnie tego spróbować.
— Wybacz — dziewczyna uśmiechnęła się niewinnie i wyprostowała, dając swojemu dziadkowi nieco więcej przestrzeni. — Jednak każdy normalny człowiek po pierwszym kęsie jest w stanie powiedzieć, czy coś mu smakuje, czy nie.
— Wiesz, że jesteś niemożliwa?
— Podejrzewam, że to genetyczne.
Aura wzruszyła ramionami, a starszy mężczyzna parsknął krótkim śmiechem.
— No dobrze, dobrze — odezwał się w końcu, nabierając na łyżkę kolejną porcję leczo. — Dobrze się spisałaś tak jak za każdym poprzednim razem. To, czy smakuje tak samo, jak moje nie ma większego znaczenia.
— Dla mnie ma! Muszę umieć zrobić najlepsze leczo na świecie, bo kto inny je ugotuje, jak będę mieć na nie ochotę?
— Jest tak samo idealne, jak moje Aura.
Blondynka spojrzała podejrzliwie na swojego dziadka. Nie do końca mu wierzyła, ale postanowiła tym razem dać za wygraną. Skapitulowała, jednak obiecała sobie, że na pewno nie ma zamiaru się jeszcze poddać.
Obydwoje jedli w ciszy swój posiłek, co jakiś czas wymieniając kilka zdań między sobą. Aura poczuła ukłucie w żołądku, gdy dziadek zapytał ją o jej najlepszą przyjaciółkę. Zaakceptowała fakt, że w trakcie jej nieobecności wszystko się zmieniło i cieszyła się szczęściem swojej kumpeli i byłego chłopaka, ale czuła się w pewien sposób oszukana i kompletnie samotna. I miała wrażenie, że kiedy oni mieli poważne posady w jakiś firmach i dbali o swoja przyszłość, tak ona ciągle zachowywała się, jak dziecko. Mimo tego czasami się z nimi kontaktowała, a kilka dni wcześniej wysłała nawet mały prezent dla ich córki. Widziała dziewczynkę tylko na zdjęciach, ale czuła powinność bycia dobrą ciocią.
Chociaż uważała, że to wszystko jest strasznie krępujące.
Dziewczyna dokładała sobie porcję leczo, gdy w pomieszczeniu rozdzwonił się telefon.
— Odebrać? — Zapytała, zwracając się do dziadka, ale ten już wstał ze swojego miejsca. — Czyli nie.
Oeznik uśmiechnął się nieznacznie, a później wyciągnął słuchawkę z ładowarki i przyłożył ją do ucha. Aura obserwowała go przez chwilę, starając się zbytnio nie podsłuchiwać. Jednak z tej rozmowy i tak nie mogłaby się dużo dowiedzieć, bo jedyne co słyszała to przytakiwania dziadka i tylko raz usłyszała imię Barona Zemo, co utwierdziło ją, że to z nim rozmawiał.
Przynajmniej tak jej się wydawało, ale uważała, że to nieco dziwne i podejrzane, skoro ten siedział w więzieniu bez możliwości kontaktu ze światem zewnętrznym.
W końcu jej dziadek zakończył rozmowę, a gdy wrócił do stołu, wydawał jej się zdecydowanie poważniejszy. Usta zacisnął w cienką linię i spojrzał na nią z jakąś troską w oczach.
— Wiem, że obiecywałem ci, że będziesz mogła spędzić tutaj tyle czasu, ile tylko będziesz chciała, ale plany się nieco pokomplikowały — oznajmił ciężko Oeznik. — Będziesz musiała wrócić wcześniej do domu.
— Ale... dlaczego? Co się stało?
— Muszę wyjechać niespodziewanie do Niemiec — wyjaśnił, a Aura zmarszczyła brwi.
— Po co lecisz do Niemiec? To jest coś związane z wujkiem?
— Aura, czy kiedykolwiek nie wspominałem, że to nie ładnie podsłuchiwać?
— Och, na pewno. Jednak to nie moja wina, że nie kryłeś się zbytnio z tym, z kim rozmawiasz. Poza tym w tak dużym pomieszczeniu, gdzie znajdujemy się tylko we dwoje, to trudno nie słyszeć twojej rozmowy.
— Tak czy inaczej musisz wrócić do domu.
— Nie, tylko nie to — zaprzeczyła natychmiast. Przez ostatni miesiąc czuła się zbyt dobrze, by teraz wrócić do domu i znów pogrążyć się w swoim kryzysie. — Cokolwiek musisz zrobić w Niemczech, proszę, zabierz mnie ze sobą. Albo pozwól mi tutaj zostać samej. Jak wrócę do domu, to znowu oszaleję, gdy mama zauważy, że nic się u mnie nie zmieniło. Będzie próbować robić wszystko, by to zmienić, a ja prędzej się z nią pokłócę, niż jej posłucham.
Mężczyzna obserwował ją przez dłuższą chwilę uważnie. Aura miała wrażenie, że to była jakaś decydująca chwila i spoglądał na nią w ten dziwny, nieprzenikniony sposób, bo próbował podjąć odpowiednią decyzję. Blondynka otarła buzię po pomidorowym sosie, a później wyprostowała się, próbując chociaż udawać, że jest dojrzałą, całkowicie odpowiadającą za siebie młodą kobietą.
Samą siebie chciała wyśmiać, bo w praktyce jedyne, o czym mogła decydować to, co zjeść na obiad.
Oeznik westchnął ciężko.
— Nie mogę pozwolić ci tutaj zostać samej, to miejsce jest dla ciebie zbyt duże — odezwał się w końcu, a Aura wyrzucała sobie, że kilka sekund udawania kogoś, kim nie jest, nie sprawi, że jedna z najbliższych osób uwierzy w to, że jest całkowicie dojrzała i godna zaufania. — Jeśli nie chcesz wracać do domu, to szykuj się do wylotu. Baron już na nas czeka i jak najszybciej musimy znaleźć się w Niemczech.
⸻
obiecuję, że w następnym rozdziale
pojawi się nasza ulubiona trójka bohaterów z serialu ✌️
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top