chapter twenty one
Bucky nie wiedział, co się dzieje.
Chaos, który powstał był nie do zniesienia, a wszelkie komentarze o tym, że powinien wziąć głęboki oddech i się uspokoić, tylko go denerwowały.
Okazało się, że jakimś sposobem Aura przeżyła. Kiedy zemdlała w jego ramionach i ciągle mógł wyczuć bicie jej serca, od razu zabrał ją do kliniki Starków. Miał mętlik w głowie. Wiedział tylko, że Karli wstrzyknęła jej jakąś truciznę, a w połączeniu z jej zdolnościami, to było jedyne miejsce, które w jakiś sposób mogło pomóc dziewczynie. Nie pamiętał tego, co dokładnie się działo w ciągu tych godzin, gdy czekał na jakiekolwiek informacje, ale przez cały czas byli przy nim Sam i Steve. Tak naprawdę tylko dlatego, że Grace sama się zaangażowała w sprawę, mógł dowiedzieć się czegokolwiek o stanie Aury.
Była nieprzytomna, ale stabilna. Zastosowano leczenie, które miało wyeliminować truciznę z jej organizmu.
Nie rozumiał lekarskiego bełkotu, ale jedno zdanie mocno wyryło się w jego głowie.
Aura była w ciąży.
Gdy usłyszał to pierwszy raz, miał ochotę się zaśmiać, a później przyłożyć lekarzowi, który to powiedział z wyrzutami, że nie ma żadnego prawa żartować sobie, zwłaszcza w takiej sytuacji. I prawie się na niego rzucił, gdyby nie mocny uścisk Rogersa, który wszystko słyszał. Potrzebował krótkiej chwili, by zrozumieć, że jak na ponad sto lat był skrajnie nieodpowiedzialny, bo kilka razy faktycznie uprawiali seks bez zabezpieczenia. Wtedy o tym nie myślał zbyt pochłonięty tym, że faktycznie była obok niego i ona sama nie zwracała na to uwagi. Jednak to, że dali się ponieść nie oznaczało tego, że nie wiązało się to z żadnymi konsekwencjami.
Kiedy w końcu potrafił całkowicie zrozumieć przekaz i fakt, że miał zostać ojcem, uderzyło go to podwójnie. Uważał, że to był kompletnie zły czas na tego typu zobowiązania. Nie mógł okłamywać sam siebie – mimo tego, że przeszedł całą kurację w Wakandzie i programowanie, które zmieniało go w bezwzględnego mordercę, przestało go dręczyć, tak ciągle nie mógł ufać sam sobie. Już samą obecnością dziewczyny był przerażony, bo bał się, że któregoś dnia w końcu straci nad sobą kontrolę i coś jej zrobi. Jak w takim środowisku miał być jeszcze ojcem?
Jednak nawet mimo wielu wątpliwości nie mógł powstrzymać się przed małą iskierką radości. Nigdy nie sądził, że coś takiego mogło mu się przytrafić. Już dawno przestał wierzyć, że na tym świecie czekało go jeszcze jakieś szczęście. Aura to zmieniła i chociaż nie wiedział, czy sama zdawała sobie sprawę z tego, że była w ciąży i jak zapatrywała się na to, tak Bucky miał wrażenie, że razem byli w stanie poradzić sobie ze wszystkim. Miało to być zdecydowanie trudne, ale nie miał zamiaru rezygnować tylko z tego powodu. Miał zamiar wziąć pełną odpowiedzialność za własne czyny i chociaż nie brał pod uwagę tego, by kiedykolwiek zostać ojcem, tak taka myśl, nagle okazała się prawidłowa.
— Nie wiem, czy mnie słyszysz, ale ktoś mi powiedział, że mówienie do nieprzytomnej osoby może pomagać — chwycił nieprzytomną Aurę za dłoń i przyłożył do swoich ust, składając na niej delikatny pocałunek. Oparł ją o swój policzek i pociągnął cicho nosem. Utkwił swój wzrok w śpiącej twarzy dziewczyny i miał wrażenie, jakby patrzył na anioła śmierci. Jasne włosy okalały jej twarz i były rozrzucone na całej poduszce. Miała podkrążone oczy, zapadnięte policzki, a jej skóra była bladsza, niż na co dzień. Jednocześnie wyglądała pięknie, ale i przerażająco. — To chyba nawet byłaś ty albo ten lekarz? Mało ważne, jeśli tylko jest w stanie zadziałać. Grace mówiła, że ten typ to najlepszy specjalista, ale nie ufam mu. Skoro jest takim świetnym lekarzem, to czemu jeszcze się nie obudziłaś?
Przerwał na krótką chwilę, by wziąć głęboki oddech. Miał wrażenie, że po raz pierwszy w życiu, aż tak mocno się bał. Z głowy ciągle nie mógł wyrzucić obrazu Aury, kiedy znalazł ją w mieszkaniu. Nie wiedział też, co było gorsze – tamten przykry widok, czy ten, gdy wszystko, co można było zrobić, zostało wykonane i teraz jedynie trzeba było czekać, aż Aura się obudzi. Wierzył, że była silna. Inaczej, nie przetrwałaby tego wszystkiego, co doświadczyła. Wiedział, że prędzej, czy później się obudzi.
Inna możliwość nie wchodziła w grę.
— Ale z drugiej strony ufam Grace, więc może ma rację — kontynuował, nie opuszczając, ani na chwilę swojego spojrzenia. — Musisz ją poznać. Jest naprawdę świetna i Steve nie mógł lepiej trafić, nawet jeśli nienawidzi mnie za to, co jej zrobiłem. Chociaż dopuszcza mnie do Jeremy'ego i Sarah – to ich dzieci i są naprawdę genialni. Ich też poznasz. I Steve'a. Tylko proszę cię, obudź się.
Przez chwilę wydawało mu się, że jej ręka zadrżała, ale zaraz to minęło. Jego serce zabiło mocniej na samą myśl, że może jednak go słyszała i to faktycznie w jakiś sposób pomagało. To dodało mu trochę odwagi, a przede wszystkim nadziei, że może to był jakiś przełomowy moment i Aura była coraz bliżej tego, by się obudzić.
— Musisz się obudzić, bo inaczej nie wiem, co ze sobą zrobię — wyznał cicho, tak jakby bał się, że ktokolwiek inny oprócz niej, go usłyszy. Wyciągnął jedną rękę do przodu i przejechał palcami po jej policzku, a później poprawił jej włosy. — W krótkim czasie sprawiłaś, że faktycznie uwierzyłem, że mogę być szczęśliwy i że na to zasługuje, mimo tego, co uczyniłem. I chcę tego dla nas, zwłaszcza teraz. Nie wiem, czy wiedziałaś o tym wcześniej, czy nie, ale jesteś w ciąży, Aura — westchnął i przerwał na chwilę, próbując zebrać w myślach to, co chciał powiedzieć. — Cholera, będziesz mamą, a ja tatą. Będziemy rodzicami, złośnico — uśmiechnął się do siebie, gdy przypomniał sobie jej ostatnią reakcję, gdy tak ją nazwał. — Prawdopodobnie to wszystko dzieje się za szybko i inaczej, niż powinno. Najpierw powinienem ci się oświadczyć i gdybyś powiedziała tak, to uczyniłabyś mnie najszczęśliwszym facetem na ziemi. Dopiero później moglibyśmy w ogóle myśleć o zakładaniu rodziny i dzieciach. To poważna decyzja, więc będziemy musieli o tym porozmawiać, ale chcę, żebyś wiedziała, że zaakceptuję każdą twoją decyzję. Prawda jest taka, że kompletnie się boję tego, że jeśli zdecydujemy się na to dziecko, to będę złym ojcem. Musisz przyznać, że raczej marny ze mnie materiał na faceta, a co dopiero na tatę. Jednak wiem, że z twoją pomocą, mogę to zrobić. I chcę. Będę się starał dla ciebie i dla tego dziecka być, jak najlepszą wersją siebie, obiecuję ci to.
Bucky pochylił się nad nią i złożył krótki pocałunek na jej ustach. Chociaż jej wargi ciągle smakowały tak samo słodko, nie mógł znieść tego, że nie mogła odwzajemnić jego pieszczoty. Jej usta były chłodne i szorstkie, zupełnie inne od tego, co znał i kochał.
— Kocham cię, Aura — oparł swoje czoło o jej. — Proszę cię, obudź się.
Cichy dźwięk otwieranych drzwi i stukot obcasów uświadomił go, że nie był już sam w pomieszczeniu. Szybko otarł łzy ze swoich policzków i udając, że poprawia kołdrę, spojrzał przez ramie, by zobaczyć, kto postanowił zakłócić jego chwilę samotności z Aurą. W pomieszczeniu tuż przy drzwiach stała Grace Stark-Rogers, a w dłoniach trzymała dwa kubki z parującym napojem.
— Pomyślałam, że — zaczęła niepewnie, nie spoglądając wprost na niego, ani przez chwilę. Ciągle mieli wiele nierozwiązanych miedzy sobą spraw i trudno było im przebywać razem w tym samym pomieszczeniu. Bucky zresztą miał wrażenie, że po raz pierwszy znajdywali się gdzieś tylko we dwoje, nie licząc nieprzytomnej Aury. Grace odchrząknęła cicho i podeszła do łóżka. — Przyniosłam ci kawę. Uznałam, że będziesz jej potrzebować, a ta z automatu nie jest najlepszej jakości.
Kobieta podała mu ceramiczny kubek z logo kliniki, a Bucky chwycił za ucho. Gdy spojrzał na nazwisko Stark, które widniało na napisie, nie wiedział do końca, co tak właściwie czuł. Wyrzuty sumienia, smutek i złość były tylko nielicznymi, które potrafił zidentyfikować. Mruknął ciche dziękuję, ale nie wiedział, czy powinien powiedzieć coś więcej. Był pewny, że prędzej, czy później z nią porozmawia o tym, co się wydarzyło i ile cierpienia jej wyrządził, ale to nie był odpowiedni moment.
— Kontaktowałeś się z jej rodziną? — Zapytała Grace, a on skinął jedynie głową. Było tak, jakby jej obecność kompletnie pozbawiła go umiejętności mówienia. — Wiadomo, kiedy się zjawią?
— Jutro — zaczął zachrypniętym głosem. — Jutro jej matka ma samolot. Podobno były jakieś komplikacje i dopiero teraz znalazła wolne miejsce. Ma mi dać znać, jak już wyląduje w Nowym Jorku.
— Dobrze, to dobrze.
W pomieszczeniu zapadła niezręczne cisza. Bucky spojrzał na Grace, ale tak jak się spodziewał, ona na niego nie patrzyła. Nigdy tego nie robiła i chociaż tego nienawidził, tak zdawał sobie sprawę, dlaczego tak było. Ciągle nie potrafił zrozumieć tego, że pozwalała mu przychodzić do swojego domu, a przede wszystkim przebywać w towarzystwie swoich dzieci. Przecież był mordercą. Zabił wiele osób, w tym między innymi jej rodziców. Powinna go nienawidzić i po cichu miał nadzieję, że faktycznie tak było, a wszelkie spokojne interakcje i troska wynikały tylko dlatego, że był przyjacielem Steve'a.
— Co tutaj robisz, Grace?
— Przyniosłam ci kawę — wskazała głową na parujący napój w jego dłoniach. — Uznałam, że ci się przyda. Chociaż pewnie z tym waszym serum, to w ogóle jej nie potrzebujecie. Nazwij to małą troską ze strony przyjaciółki.
— Nie jesteśmy przyjaciółmi — powiedział szorstko. Grace poruszyła się i wyglądała na wstrząśniętą jego słowami. Miał wrażenie, że uraził ją bardziej, niż się tego spodziewał. Jednak jeśli robiła to tylko i wyłącznie z dobroci własnego serca, tym bardziej nie potrafił zrozumieć jej zachowania względem niego. — Co tutaj robisz naprawdę?
— James...
— Bucky — poprawił ją szybko.
— James — powiedziała twardo, ignorując go. Uniosła na niego swój wzrok i to prawdopodobnie był pierwszy raz, gdy faktycznie na niego spojrzała. — Aura jest młoda i silna. Wyjdzie z tego, jestem pewna.
— Z tego, co pamiętam, to nie jesteś lekarzem.
— To prawda — zgodziła się bez zawahania. — Ostatecznie jestem tylko jedną z najmądrzejszych kobiet na świecie. Co ja tam mogę wiedzieć, co nie?
Bucky nie był w stanie się powstrzymać i parsknął cicho. Pokręcił głową i przeniósł swoje spojrzenie z powrotem na nieprzytomną Aurę. Wiedział, że lekarze zrobili wszystko, co mogli i Grace miała rację. Jednak nie mógł poradzić nic na to, że bezczynne czekanie go po prostu zabijało.
— Próbuję powiedzieć, że rozumiem, co teraz czujesz — dodała po chwili. — Znajdywałam się w takiej sytuacji jak ty więcej niż raz. Ze Steve'em, z Tonym... To zawsze jest ten sam strach. Z tego też względu nie usłyszysz ode mnie, że powinieneś odpocząć, albo inne głupie frazesy, bo to niczego nie zmienia.
— Masz jakąś złotą radę, która pozwoli mi to przetrwać i nie zwariować, zanim się obudzi?
— Nie ma czegoś takiego jak złota rada w tej sytuacji. Po prostu przy niej bądź. Gdy się obudzi, podejrzewam, że będziesz pierwszą osobą, którą będzie chciała zobaczyć. Wiem, co mówię.
Grace poklepała go po ramieniu i powoli skierowała się do wyjścia z sali. Bucky szybko zaczął łączyć ze sobą fakty i to, że w jej wypowiedzi było ukryte drugie znaczenie, zrozumiał niemal natychmiast. Zdawał sobie sprawę z tego, że w pewien sposób był to przytyk w jego stronę i tego, że gdy wylądowała w szpitalu po ataku w Wiedniu, nie było przy niej Steve'a. Nie znał całej tej historii, ale wiedział, że to właśnie on był jednym z powodów, dlaczego Rogers nie mógł spotkać się z nią przez długie miesiące. Jednak wtedy, gdy zgodził się na leczenie w Wakandzie nie miał bladego pojęcia, że Steve zostawił nie tylko ją, ale ich nienarodzone dziecko. O tym dowiedział się dopiero później, co sprawiło, że miał jeszcze większe wyrzuty sumienia.
— Grace, czekaj — odwrócił się do niej na krótką chwilę i zobaczył, że zatrzymała się tuż przy drzwiach. — Ten atak w Wiedniu... Steve nie powiedział mi, że byłaś... Nie miałem bladego pojęcia, że byłaś wtedy w ciąży.
— To nie ma żadnego znaczenia, James. Minęły lata i teraz powinieneś przede wszystkim zająć się swoją dziewczyną. Jeśli kiedykolwiek będziesz chciał pogadać, to wiesz, gdzie mnie znaleźć.
Grace opuściła pomieszczenie i zostawiła go samego z własnymi myślami i obawami.
⸻
Poranek nadszedł szybciej, niż się tego spodziewał. Jednak miał wrażenie, że to będzie dobry dzień. Liczył na to, że Aura w końcu się obudzi i ten koszmar się skończy. Potrzebował znów usłyszeć jej głos, czy zobaczyć uroczy uśmiech. W całym swoim życiu nie spodziewał się przywiązać się do kogoś tak mocno i szybko.
Bucky spojrzał na mały bukiecik kwiatów, które trzymał w dłoniach. Od kiedy Aura trafiła do szpitala, to było niemal jak rytuał. Ledwo rozpoczynał się dzień, a on natychmiast schodził na dół do kwiaciarni i wybierał najlepszy bukiet dla nieprzytomnej dziewczyny. Dokładnie pamiętał, jak jej oczy świeciły się za każdym razem, gdy wcześniej otrzymywała od niego kwiaty, więc i teraz nie mogło ich zabraknąć. Zawsze starał się wybierać zupełnie inne, a przy tym dopytywał się o ich znaczenie. Chciał zabłysnąć nową wiedzą i o dziwo dosyć często mu się to udawało. Aura mogła czytać książki i poznawać nowe informacje, ale nie wiedziała wszystkiego. To sprawiało, że był cholernie podekscytowany, gdy mówił jej o czymś, o czym nie miała bladego pojęcia. Chociaż był gotowy to oddać, gdyby wiedział, że wystarczyłoby, żeby w końcu się obudziła.
Popchnął drzwi do jej sali, ale minimalny uśmiech, który pojawił się na jego twarzy, natychmiast zszedł. W pomieszczeniu nie było nikogo, a łóżko, na którym jeszcze przed chwilą leżała Aura, było świeżo pościelone.
— Nie, nie, nie — szeptał do siebie nerwowo. Bukiet wypadł mu z rąk, a on natychmiast podszedł do rejestracji, gdzie stała młoda i wyjątkowo przerażona dziewczyna. — Gdzie jest Aura Bryant?
— Słucham? — Wyjąkała z trudem.
— Gdzie jest Aura Bryant? — Powtórzył, wskazując palcem na korytarz z salami pacjentów. — Była w swojej sali jeszcze pięć minut temu. Co się z nią stało? Pojechała na badania?
— Nie ma jej w szpitalu, panie Barnes — odpowiedziała, chociaż jej głos ciągle drżał ze strachu.
— Jak to jej nie ma?
— Przed chwilą była tutaj jej rodzina. Postanowili ją przenieść do innej kliniki.
— Słucham?! To niemożliwe! — Warknął Bucky, uderzając pięścią o blat recepcji. W miejscu uderzenia natychmiast pojawił się jego odcisk.
Pielęgniarka podskoczyła, a w jej oczach zalśniły łzy. Jednak on sam wydawał się kompletnie nie zwracać na to uwagi. Nie potrafił do końca zrozumieć całego sensu tej rozmowy. Jak ktokolwiek mógł ją zabrać? I to w dodatku jej rodzina? To nie było nawet w najmniejszym stopniu możliwe, zwłaszcza że jej matka dopiero, co wsiadła do samolotu.
— Mówię jedynie to, co wiem. Pani Bryant powiedziała, że zabiera stąd córkę. Miała wszystkie potrzebne dokumenty od lekarzy i pani Rogers.
Pielęgniarka westchnęła cicho i wyciągnęła z teczki plik papierów, gdzie na kilku z nich widoczny był podpis Grace. Bucky zaklął głośno, chwycił w palce plik dokumentów i ruszył biegiem przez korytarz. Gabinet Grace znajdywał się piętro niżej, ale miał wrażenie, że droga do niego zdecydowanie się dłużyła. Zignorował protesty sekretarki, która nawet nie zdążyła wstać od swojego biurka, aż w końcu popchnął do przodu drzwi, prawie wyrywając je z zawiasów. Był jednocześnie przerażony i wściekły, że cokolwiek się działo, tak żona jego najlepszego przyjaciela ewidentnie działała za jego plecami. Miał ochotę wyklinać ją i jej wcześniejsze zachowanie. Jedyne, o czym mógł myśleć, to, że zamydliła mu oczy, tylko po to, by się zemścić.
— Stark! — Krzyknął zdenerwowany. Cały poczerwieniał na twarzy i zacisnął pięści. Wiedział, że to mało pomagało i niewiele potrzebował, by zaatakować. W tym przypadku najbardziej prawdopodobne było, że to właśnie Grace miała oberwać. — Gadaj, gdzie ona jest, bo inaczej nie ręczę za siebie!
— Co do cholery? Barnes! — Kobieta warknęła w jego stronę, wstając ze swojego krzesła z szokiem i niedowierzaniem wypisanym na twarzy. Rzuciła teczkę na swoje biurko, a później obeszła je, zbliżając się do zdenerwowanego bruneta. — Czy ty właśnie rozwaliłeś mi drzwi? Jesteś niereformowalny!
— A ty jesteś pieprzoną manipulantką!
— O czym ty mówisz?
— Gdzie jest Aura?! — Warknął przez zaciśnięte zęby. Zanim Grace zdążyła odpowiedzieć, do pomieszczenia wpadła przestraszona sekretarka, ledwo łapiąc oddech.
— Przepraszam pani Rogers, on wpadł i... — zaczęła, ale Stark skinęła głową.
— Nic się nie dzieje — uspokoiła ją Grace i uśmiechnęła się nerwowo. — Wszystko jest pod kontrolą. Zostaw nas samych.
Dziewczyna szybko wyszła z pomieszczenia.
— GDZIE. JEST. AURA? — Powtórzył James i zaczął niebezpiecznie zbliżać się do Grace. Ona sama cofnęła się o krok. Lata walk i strachu, sprawiły, że od razu wyczarowała barierę ochronną, a w jej dłoni pojawił się ostry sopel lodu, który uniosła do góry, gotowa, by w każdej chwili się bronić. — GDZIE ONA JEST, STARK?!
— Masz mnie za idiotkę, czy jak? Twoja dziewczyna leży w sali, do której ją przydzielono. Byłam tam jeszcze dzisiaj rano i z tego, co wiem, to nic się nie zmieniło.
— Kłamiesz! Wiem, że podpisałaś papiery, które pozwoliły zabrać ją ze szpitala przez jej rzekomo rodzinę! Przecież sama wiedziałaś, że jej matka dopiero dzisiaj ma samolot do Stanów. Jeśli tak bardzo mnie nienawidzisz, to mogłaś mnie po prostu zabić, a nie mścić się w taki sposób. Obiecuję ci, że jeśli przez twoją głupią chęć zemsty coś im się stanie, to nie będę patrzeć na to, że jesteś żoną Steve'a!
— Ty dupku! — Odpowiedziała ze zdenerwowaniem. Uderzyła go wolną ręką z całej siły w ramię, chociaż przeczuwała, że na nim to i tak nie zrobiło żadnego wrażenia. — Nic nie zrobiłam! Możesz łaskawie wziąć głęboki oddech i do cholery wyjaśnić mi, co tu się właściwie dzieje? O jakich papierach ty mówisz?
— O tych!
Bucky przyłożył mocno plik kartek do jej klatki piersiowej. Grace jęknęła cicho pod wpływem uderzenia. Sprawiła, że sopel zniknął z jej dłoni i od razu sięgnęła po dokumenty, które otrzymała. Przez chwilę przyglądała się kartkom, które widziała po raz pierwszy na oczy, a przede wszystkim nie mogła oderwać wzroku od jej podpisu, który ktoś ewidentnie podrobił. Niemal idealnie, ale ciągle to nie było jej pismo.
— Ja tego nie podpisywałam — wyznała, nieco spokojniej.
— Jakoś nie chce mi się w to wierzyć. Zrobiłaś to specjalnie, zgadza się?
— Kurwa, Bucky widzę te papiery pierwszy raz na oczy! Nie wiem, co tutaj się dzieje. Możesz mi wierzyć lub nie, ale nie zrobiłabym nic tej dziewczynie.
— To, gdzie ona jest? W tym szpitalu tylko ty miałaś podstawy, a przede wszystkim możliwości do tego, by coś jej zrobić!
— Na miłość boską!
Warknęła i z irytacją spojrzała na sufit. Później szybko się odwróciła i podeszła do swojego biurka. Sięgnęła po telefon, wykręciła odpowiedni numer i czekała, aż usłyszy połączenie.
— Co robisz? — Zapytał, podchodząc do jej biurka. Stanął po drugiej stronie, a ona spojrzała na niego z wyrzutem.
— Próbuję myśleć logicznie, bo wbrew temu, co o mnie sądzisz, to nie ja za tym stoję. Jesteś cholernie niesprawiedliwy, myśląc, że mogłabym chcieć odegrać się na tobie przez Aurę. Ona nie jest niczemu winna, a w szczególności twoje dziecko,
Bucky przez chwilę pomyślał, że może to faktycznie była prawda. Działał impulsywnie, to prawda, ale Grace była pierwszą osobą, o której pomyślał, że chciałaby się na nim zemścić. A przecież najlepiej było odegrać się na jego najbliższej osobie niż na nim samym. Wiedział, że sam tak by się zachował.
Ktoś odezwał się w słuchawce po drugiej stronie i z tego, co zrozumiał, Grace połączyła się z rejestracją. Usłyszał cichy i zniekształcony głos pielęgniarki, z którą sam wcześniej rozmawiał.
— Czy ktoś może mi łaskawie wytłumaczyć, dlaczego nie poinformowano mnie o wypisaniu Aury Bryant? — Warknęła Grace do telefonu, ciągle spoglądając na plik podrobionych papierów. — Nie obchodzi mnie to. Czemu nikt tego ze mną nie potwierdził? — Pielęgniarka odpowiedziała coś niezrozumiałego, a Rogers uderzyła dłonią o swoje biurko. — Jej matka ma się dopiero zjawić, a ta kobieta się pod nią podszyła i dała wam podrobione papiery! Kto zlecił wypis? Dobrze, w takim wypadku za pięć minut widzimy się w pokoju ochrony.
Grace odłożyła z trzaskiem telefon i wzięła głęboki oddech. Bucky czuł swego rodzaju wyrzuty sumienia. Jeśli jeszcze wcześniej uważał za wyjątkowo prawdopodobnie, że to właśnie kobieta przed nim stała za zniknięciem Aury, tak teraz poważnie w to wątpił. Nie pasowało mu to do niej, nawet jeśli, nie znali się, aż tak dobrze. Gdyby faktycznie chciała coś zrobić Aurze, to już wcześniej miała do tego okazje, zwłaszcza że sama niejednokrotnie czuwała przy nieprzytomnej dziewczynie i dowiadywała się wszystkiego od lekarzy, gdy jemu nic nie chcieli powiedzieć.
— Jeszcze tego mi brakowało — wymruczała cicho Rogers. Przetarła oczy palcami, aż w końcu spojrzała na niego. — Wygląda na to, że Aura została porwana. Pielęgniarka, która przyjmowała dokumenty, spotka się z nami i wszystko dokładnie wyjaśni. Mam nadzieję, że na nagraniach będzie coś widać i szybko ją znajdziemy.
Barnes miał wrażenie, jakby się przesłyszał. Aura porwana? Przecież to w ogóle nie miało żadnego sensu. Nie było nikogo, kto mógłby chcieć skrzywdzić dziewczynę. Jego to, co innego i... Zamarł, gdy zrozumiał, że może to wcale nie chodziło o nią, a właśnie o niego. Z tego samego powodu to właśnie Grace obwiniał za zniknięcie blondynki. Jednak jeśli to była prawda, tak to wszystko komplikowało. W ciągu lat narobił sobie wielu wrogów i trudno było wskazać, który mógł być za to odpowiedzialny.
— Bo jak nie, to źle wpłynie na twoją opinię publiczną?
Mimo wszystko nie potrafił się powstrzymać przed złośliwym komentarzem. Grace ścisnęła usta i spojrzała na niego z urazą.
— Gdybym chciała się zemścić, to już dawno bym to zrobiła, ale nawet przez sekundę o tym nie pomyślałam. Pozwoliłam nawet na to, byś mógł poznać moje dzieci i miałeś wiele okazji do tego, by ze mną porozmawiać, ale ani razu nie usłyszałam od ciebie, głupiego przepraszam — prychnęła cicho, a on nie miał na tyle odwagi, by na nią spojrzeć. — Rozumiem, że jesteś zdenerwowany, bo Aura zniknęła, ale nie sądziłam, że możesz, aż tak źle o mnie myśleć.
— Teraz wiem, że to faktycznie nie byłaś ty — wyszeptał, mając nadzieje, że go nie usłyszy, ale zrozumiał, że było na odwrót, gdy pokręciła głową.
— Cokolwiek. Już mnie to nie obchodzi. Lepiej chodźmy i spróbujmy się czegoś dowiedzieć, bo przecież Aura musi zostać odnaleziona, by nie wpłynęło to źle na moją opinię publiczną.
Grace wyminęła go i nie patrząc na to, czy w ogóle za nią szedł, wyszła z pomieszczenia. Było mu głupio, bo wnioski, które wyciągnął, były błędne i jeśli myślał, że jeszcze może jakoś odpokutować to, co zrobił, tak nie sądził, by było to już możliwe. W głowie wyryły mu się jego słowa, które do niej skierował i chociaż powiedziane w całkowitym gniewie i nie były tym, co faktycznie myślał, tak nie mógł ich cofnąć.
Jak wielkie mógł mieć wyrzuty sumienia, tak nie zmieniały one tego, że w tym momencie liczyła się dla niego tylko Aura.
Musiał ją odnaleźć za wszelką cenę.
⸻
SURPRISE XD 😈
musiałam zrobić takiego małego pranka 🤣🤣
bo przecież ta historia nie mogłaby się zakończyć, aż w tak łatwy sposób,
i mean Bucky zasługuje na szczęście, ale jeszcze trochę sobie poczeka,
plus nie zrobiłabym interakcji Grace x Bucky? jak mogłabym!
chociaż to na pewno nie koniec, bo po tym rozdziale można zobaczyć, że ich relacja należy do tych z serii 'to skomplikowane' (hmmm, nie żeby nie było to skomplikowane, gdy typ odpowiada za morderstwo twoich rodziców, do tego cię porwał za dzieciaka, a ty jesteś żoną jego najlepszego kumpla, z którym notabane swego czasu pobił twojego nieżyjącego już brata🤡)
i szczerze jestem teraz ciekawa Waszych podejrzeń, kto mógł porwać Aurę
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top