chapter twenty

Aura zaśmiała się cicho, gdy jej wzrok podążał za kolejnymi wersami w książce. Otworzyła kolorowy marker, zatyczkę wsadziła między zęby, a później zakreśliła sentencję, która wyjątkowo jej się spodobała.

— Co robisz? — Zapytał Bucky, opierając się o kuchenną wsypę, z której mógł patrzyć na dziewczynę. Blondynka siedziała w łączonym salonie, wyciągnęła nogi na stolik i z największym zainteresowaniem czytała jedną z najnowszych książek, którą miała na liście od jakiegoś czasu.

Aura mruknęła coś niewyraźne, a on zaśmiał się wesoło, kompletnie nie rozumiejąc, co powiedziała.

— Możesz powtórzyć po angielsku?

Zarumieniła się ze wstydu i wyciągnęła zatyczkę z ust. Uniosła swoją głowę do góry i spojrzała na niego z uśmiechem. W świetle codziennego słońca, które wpadało do pomieszczenia i go oświetlało, dla niej wyglądał jeszcze przystojniej. Przez chwilę nie potrafiła oderwać od niego wzroku i potrzebowała kilku sekund, by zrozumieć, że o coś się pytał.

— Czytam książkę — odpowiedziała w końcu. — I zaznaczam najciekawsze fragmenty. Niektórzy mogliby określić to niszczeniem arcydzieł, ale kolorowe zakreślanie pozwala mi wrócić do tych momentów, które najbardziej mi się spodobały.

— Czyli nie dość, że uwielbiasz wpadać w kłopoty, to jeszcze niszczysz literaturę. Mała rebelka z ciebie.

Bucky uśmiechnął się złośliwie, a ona wywróciła oczami. Wykorzystała marker jako zakładkę i położyła go na stronie, którą aktualnie czytała. Zamknęła książkę i odłożyła na stolik. Chwilę później stała przy brunecie i tak jak zawsze nie mogli powstrzymać się przed dotykiem. James od razu położył dłonie na jej biodrach, które zaraz wsunęły się pod jej luźną koszulkę. Zachichotała cichy, gdy przejechał palcami po wyjątkowo wrażliwym miejscu w głębieniu w talii i zmarszczyła delikatnie nos.

— Przestań, to mnie łaskocze — odezwała się radośnie. Pochyliła się do przodu i pocałowała go w wystający obojczyk. Później oparła głowę o jego wgłębienie na szyi i wzięła głęboki oddech. Niemal od razu poczuła dreszcze na ciele na sam zapach perfum, których używał, jego żelu pod prysznic i czegoś, co nie potrafiła określić, ale było tak charakterystyczne tylko dla niego. — Musisz iść?

— Nie będzie mnie tylko przez kilka godzin — zapewnił ją. — Wrócę, zanim się obejrzysz. Proszę cię jednak, żebyś dzisiaj nigdzie nie wychodziła, dobrze? To całe głosowanie... Na mieście jest niespokojnie i nie chcę, by coś ci się stało.

— To samo mogłabym powiedzieć o tobie — mruknęła i spojrzała na niego, niemal z prośbą wypisaną w oczach. — Zostań ze mną. Cokolwiek musisz zrobić, to chyba się nic nie stanie, jak odłożysz to na jutro.

— Jak nie zrobię tego teraz, to później nie będę mieć tyle samo odwagi.

— Niezłe kłamstwo Bucky, ale dla mnie jesteś najodważniejszym facetem na tej ziemi — odpowiedziała, a on zaśmiał się cicho. Westchnęła pokonana i wplotła palce w jego włosy. — Wróć do mnie szybko, bo inaczej będę się bez ciebie nudzić.

— To mogę ci obiecać, złośnico — zapewnił ją. Otarł delikatnie ich nosy o siebie, a później wyciągnął dłonie spod jej bluzki i położył na jej policzkach. Kciukami krążył po jej skórze, dokładnie ją badając, aż w końcu oparł ich czoła o siebie. — Chociaż muszę powiedzieć, że jesteś idealnym powodem na to, by jednak zostać i nigdzie nie iść.

— Rozpraszam cię, panie Barnes?

— Tylko odrobinę — przyznał z rozbawieniem. — To bardzo przyjemne rozproszenie.

Aura uśmiechnęła się, a zaraz poczuła, jak ich usta złączyły się w pocałunku. Stanęła na palcach, by móc lepiej czuć smak jego warg i westchnęła z przyjemnością. Chociaż pocałunek nie trwał długo i był wyjątkowo spokojny, tak wydawał jej się idealny. Bucky złapał jej dolną wargę między swoje i pociągnął delikatnie do przodu, a ona już teraz zaczęła odliczać minuty do jego powrotu. Później jednak jego usta ruszyły dalej po jej twarzy na policzki, skronie i linię włosów. Nigdy nie sądziła, że takie wyrażanie uczuć kiedykolwiek będzie, aż tyle dla niej znaczyć. Akceptowała to całym swoim sercem.

— Okej, idę — zadecydował, ale nie ruszył się z miejsca, nawet o krok. — Cholera, twój zapach jest zbyt uzależniający — pocałował ją ponownie, tym razem szybko, tak że ledwo zdążyła go odwzajemnić. — I smak. Czym sobie zasłużyłem, by cię spotkać?

— Mogłabym zapytać o to samo — odpowiedziała, przejeżdżając dłonią po jego klatce piersiowej. — Daj znać, jak będziesz wracać, dobrze?

— Twoje życzenie jest dla mnie rozkazem — Bucky odsunął się od niej i pokłonił ze śmiechem. Aura parsknęła, widząc jego zachowanie, a później sięgnęła po kluczyki do jego motoru, które leżały na blacie i mu podała. — Nie wiedziałem, że ostatecznie sama chcesz się mnie pozbyć.

— Im szybciej wyjdziesz, tym szybciej wrócisz, a ja nie będę usychać z tęsknoty, aż tak długo.

— Ma to sens — zgodził się. Narzucił na siebie swoją skórzaną kurtkę i pocałował ją ostatni raz w policzek. — Jakby coś się działo, to dawaj mi znać. Przybędę natychmiast.

— I będziesz moim rycerzem na białym koniu?

Bucky kliknął językiem i pokręcił głową. Puścił jej oko, a później wyszedł i po chwili usłyszała cichy dźwięk zamykanych drzwi.

Aura wróciła do przerwanego czytania, ale nie przesunęła się nawet o stronę, gdy usłyszała dzwonek. Parsknęła z rozbawienia, bo była pewna, że był to nikt inny, jak Barnes, który najwidoczniej czegoś zapomniał. Wstała ze swojego miejsca i nawet nie wyglądając przez okienko, pociągnęła za klamkę i otworzyła.

— Chcę wiedzieć czego... — zaczęła wesoło, ale szybko zamilkła, gdy zobaczyła, że to nie Bucky był osobą, która stała po drugiej stronie. Na korytarzu, tuż przed jej mieszkaniem znalazła się Karli, która uśmiechała się do niej wręcz niewinnie. Aura poczuła, jak serce zabiło o wiele mocniej i ze zdenerwowania zacisnęła palce na drzwiach. — Karli. Co ty tutaj robisz?

— Cześć Aura — przywitała się przyjaźnie. Przynajmniej na to by tak wyglądało, gdyby nie jad słyszalny w jej głosie. — Chyba mamy między sobą nie do końca rozwiązane sprawy, co?

— Nie wiem, o czym mówisz — odparła pewnie, chociaż czuła, jak całe jej ciało się wręcz trzęsło. — Jak nie chcesz zostać złapana, to lepiej stąd spadaj, zanim Sam i Bucky się zjawią.

Proste kłamstwo, które przyszło do niej w przypływie chwili. W tym momencie naprawdę chciała, by Bucky faktycznie czegoś zapomniał i był zmuszony wrócić do mieszkania. On miał szansę, by pokonać Karli. A ona? W żaden sposób nie mogła zmierzyć się z siłą super żołnierza. Poza tym to już nie tylko chodziło o cel, który obrała sobie Karli. To były osobiste porachunki.

— Wiem, że ani ich tutaj nie ma, ani nie będzie w ciągu najbliższej pół godziny. A właśnie tyle potrzebujemy, by sobie porozmawiać.

Aura otwierała usta, by odpowiedzieć, ale nie zdążyła. Karli uniosła zaciśniętą dłoń do góry i wymierzyła mocny cios prosto w twarz blondynki. Dziewczyna upadła na podłogę pod wpływem uderzenia i chwyciła bolący nos między palce. Ledwo go dotknęła, a syknęła głośno i była pewna, że kość była złamana. Na jej palcach pojawiła się krew, która zaczęła również skapywać na podłogę, ale nie była w stanie się na tym skupić, gdy usłyszała dźwięk trzaskanych drzwi. Odwróciła się na plecy, by spojrzeć na rudowłosą i zobaczyła, jak ta zaczęła się do niej zbliżać z widocznym mordem w oczach.

Szybko się podniosła i ruszyła w głąb pomieszczenia. Karli ruszyła za nią w pogoń, ale nie była na tyle szybka. Aura nie miała zamiaru się poddać, nawet jeśli uważała, że nie ma żadnych szans w tym starciu. Chwyciła za metalowe krzesło, a później z całej siły uderzyła nim swoją napastniczkę. Morgenthau jęknęła cicho, ale oprócz tego nie odniosła większych obrażeń.

— Chcesz ze mną walczyć? — Zaśmiała się rudowłosa, rzucając w Aurę pozostałościami po zepsutym krześle. Oberwała nóżką w ramię, jednak mimo odczuwanego bólu nie poddała się i zaczęła uciekać, jednocześnie szukając nowej broni do ataku. — Zdajesz sobie sprawę, że kompletnie nie masz ze mną szans? Twój super żołnierz cię nie uratuje. Chciałam dać ci wybór szybkiej i łatwej śmierci, ale teraz mnie wkurzyłaś.

— Co ty nie powiesz? — Prychnęła z ironią, starając się dotrzeć do kuchni, gdzie w jednej szuflad znajdywał się naładowany pistolet. To była jej jedyna szansa. — Może po prostu uwielbiam cię wkurwiać.

— To na pewno. Wiesz, jest tylko jedna osoba, którą możesz obwiniać za sytuację, w której się znalazłaś. Ty sama. Mówiłam ci, że masz trzymać język za zębami. Gdy tego nie zrobiłaś, najpierw chciałam zająć się twoją matką i bratem. Później dowiedziałam się, że trafiłaś do Nowego Jorku i to było niemal jak zrządzenie losu. Przecież, to nie twoja rodzina zawaliła tylko ty. Mogłam ich zabić, tak że nawet byś ich nie poznała i nigdy nie dowiedziała się, co się stało. Ale przecież nie jestem potworem.

— Jesteś tylko terrorystką — odpowiedziała Aura. Powoli zaczęła otwierać szafkę, cały czas jednak utrzymując kontakt wzrokowy z drugą dziewczyną. — Mówisz, że chcesz spokoju na świecie i tego, by wszyscy byli równo traktowani, ale sama tego nie robisz. Uważasz się za lepszą, tak samo, jak rządy, które próbujesz obalić.

— Zamknij się! — Krzyknęła ze zdenerwowaniem Karli.

Blondynka wzdrygnęła się, ale to pozwoliło jej zrozumieć, że trafiła w punkt. Nie wiedziała, czy jej obrana taktyka pod wpływem chwili w ogóle miała sens. Karli była nieobliczalna i silniejsza od niej. Mogła zabić ją w każdej chwili i Aura, jak bardzo tego nie chciała, tak niespodziewanie zaczęła się z tym godzić. Przez lata żyła w środowisku, w którym nie było wiadomo, czy się przeżyje do następnego dnia. Nie spodziewała się jednak, że ostatecznie przeżyje wojnę, wróci do życia tylko po to, by je stracić z powodu czyjejś zemsty. W momencie, w którym uważała, że w końcu była szczęśliwa.

Przymknęła oczy i pomyślała o Buckym. Bała się, co się z nim stanie, gdy znajdzie jej martwe ciało w mieszkaniu. W końcu, gdy wydawało się, że i on mógł zaznać trochę szczęścia, tak ktoś postanowił mu je odebrać. Nawet nie chciała wiedzieć, co się z nim stanie, bo podejrzewała jedno. Po tym wszystkim Bucky mógł jedynie totalnie się załamać. Nie chciała tego. Nie mogła na to pozwolić. Dlatego szybko sięgnęła po pistolet, wymierzyła w Karli i wystrzeliła. Kula jednak ominęła swój cel, bo rudowłosa uchyliła się w ostatnim momencie. Strzeliła ponownie, co tylko jeszcze bardziej rozjuszyło drugą dziewczynę. W kilku krokach znalazła się przy blondynce i zanim ta zdążyła zareagować, po raz kolejny otrzymała cios w twarz, teraz zdecydowanie mocniejszy.

Miała wrażenie, że traci kontakt z rzeczywistością. Nie wiedziała, co się dzieje wokół niej, wszystko krążyło jej przed oczami.

— Już nie taka harda? Gdzie twoja wola do walki?

— Jestem sokovianką — wymruczała z trudem. Próbowała podnieść się z podłogi, ale ręce uginały się pod jej ciężarem. Starała się odgonić od siebie myśli, że może to jednak były jej ostatnie chwile. Mogła jedynie myśleć o swojej rodzinie i Buckym. — Jeśli myślisz, że boję się śmierci, to jesteś w błędzie.

— Powinnaś — odezwała się Karli.

Aura wzięła ciężko, świszczący oddech. Czuła, jak palą ją płuca, a później, jak jakaś igła wbija się w koszulkę, a następnie w jej ramię. Była jeszcze na tyle świadoma, by zorientować się, że Karli coś musiała jej wstrzyknąć do organizmu. Chciała wierzyć, że nie było to nic groźnego, ale to było złudne marzenie. Cel wizyty dziewczyny był jasny – chciała ją zabić.

— Ostatecznie zdecydowałam, że nie będziesz za bardzo cierpieć. Trucizna, którą ci wstrzyknęłam, będzie powoli krążyć po twoim organizmie, niszcząc wszystkie organy po kolei bez większego bólu. Może jak James zdąży, to jeszcze będzie mógł się z tobą pożegnać. Nie wiem, czy to jakoś wyjątkowo pocieszające.

Karli zaśmiała się wesoło, a później opuściła mieszkanie, tak jakby nic się nie stało. Aura z trudem przewróciła się na plecy i utkwiła swoje załzawione spojrzenie w suficie. Położyła swoje dłonie na brzuchu i załkała cicho, zanim całkowicie straciła przytomność.



Bucky walczył przez całe swoje życie, dlatego to nie było dla niego nic nowego.

Był zmęczony, ale jednocześnie dumny z tego, co zrobił Sam. Jego przemówienie było wyjątkowo przejmujące i nie mógł się doczekać, aż opowie o tym wszystkim Aurze. Podejrzewał, że dziewczyna oglądała wiadomość – coś, co zauważył, wyjątkowo sprawiało jej przyjemność. Za pierwszym razem nie potrafił uwierzyć, że faktycznie widziała w tym jakąś przyjemność, ale wtedy zawsze powtarzała mu, że chciała być na bieżąco z tym, co działo się na świecie. Nawet jeśli większość newsów już znała, bo wcześniej dowiedziała się o nich z Internetu.

Aura była jedyną osobą, o której mógł myśleć. Miał wyrzuty sumienia, że jego nieobecność się przeciągnęła, ale chyba jeszcze nigdy wcześniej nie jechał do jej mieszkania, tak szybko, jak teraz. Jedyne, o czym marzył to, by wziąć ją w swoje ramiona i nie wypuszczać, tak długo, jak to było tylko możliwe. A najlepiej nigdy, ponieważ była dla niego najważniejszą osobą w całym wszechświecie. Kochał ją szczerą, prawdziwą miłością, chociaż nie chciał początkowo tego do siebie dopuścić. Czuł, że to mógł być idealny wieczór, by w końcu otwarcie jej to wyznać.

Zaparkował swój motor na parkingu pod blokiem, a później zaczął cicho gwizdać melodię piosenki, którą wiedział, że Aura wyjątkowo mocno lubiła. Okręcił kluczyki wokół swoich palców i wbiegał po kolejnych schodach na piętro. Był ciekaw, co robiła przez cały dzień, gdy go nie było. Wiedział też, że będzie musiał jej wynagrodzić to, że przychodził tak późno. I miał zamiar to zrobić, a nawet miał plan, by jutro wziąć ją na małą wycieczkę poza miasto. Piknik jak dla niego brzmiał wyjątkowo romantycznie.

Zapukał do drzwi, a później oparł łokciem o ścianę i przybrał na twarz swój najbardziej uwodzicielski uśmiech. Potrafił wyobrazić sobie, jak Aura zaraz otworzy drzwi w swojej krótkiej piżamie nocnej, a on będzie mógł podziwiać jej zgrabne nogi. Miał ważenie, że zachowywał się przy niej jak nastolatek, chociaż wyśmiewał podobne komentarze, gdy słyszał je ze strony Rogersa.

Zapukał ponownie i zmarszczył brwi, gdy kolejne sekundy mijały, a dziewczyna się nie zjawiała. Wyprostował się, nagle mając wrażenie, że coś się stało. To nie było normalne, bo zawsze otwierała po jego pierwszym pukaniu. Czasami nawet nie zdążył uderzyć pięścią w drzwi, a ona stała w progu, tak jakby wyczuwała jego obecność.

— Aura? — Zawołał cicho, tak by nie zaburzyć ciszy nocnej. — Jesteś tam?

Serce zabiło mu mocniej, gdy tylko pomyślał, że mogła wyjść gdzieś na miasto. Niepokój, który go ogarniał, zwiększał się z każdą chwilą, aż w końcu pociągnął za klamkę, ale z zaskoczeniem zobaczył, że drzwi nie były zamknięte na zamek. Wszedł do środka i miał wrażenie, że stracił zdolność poprawnego oddychania, gdy zobaczył na podłodze krople krwi, a później rozwalone meble w salonie, tak jakby w pomieszczeniu doszło do jakiejś bójki.

— Aura? AURA! — Zawołał nerwowo, wbiegając w głąb mieszkania.

Sprawdził salon i pokój, a kiedy nie odnalazł tam dziewczyny, czuł, jak ogarnia go panika. Jego ręce się trzęsły i mógł jedynie myśleć o tym, co się stało z Aurą. Modlił się, by jak najszybciej ją znaleźć, a przede wszystkim, żeby była cała i zdrowa.

Wtedy też usłyszał cichy jęk. Szybko go zlokalizował i dotarł do kuchni, gdzie na podłodze leżała zakrwawiona i ledwo przytomna blondynka. Natychmiast do niej podbiegł i kucnął obok, łapiąc w swoje ramiona.

— Hej, hej, już dobrze — odezwał się spokojnie. Widok dziewczyny w takim stanie sprawiał, że fizycznie czuł, jak łamało mu się serce. Nie potrafił zrozumieć, kto mógł skrzywdzić ją w tak brutalny sposób. — Aura, kochanie, jestem już tutaj. Skup się na moim głosie, dobrze?

— Bucky? — Z trudem otworzyła oczy i zamrugała, raz i później kolejny, by wyostrzyć swój wzrok. Uśmiechnęła się krótko, gdy udało jej się dostrzec znajomą sylwetkę i błyszczące oczy, które teraz spoglądały na nią ze strachem. — To była Karli... Wydaje mi się, że coś mi wstrzyknęła. Mówiła, że to jakaś trucizna.

— Nic nie mów i tylko oddychaj. Zaraz zabiorę cię do szpitala i wszystko będzie dobrze.

— Obiecujesz?

— Oczywiście, że tak — zapewnił ją natychmiast. Nawet mimo tego jego uchwyt na jej ciele się wzmocnił, tak jakby ciało samo przeczuwało, że było już za późno i nie dało się jej uratować. — O ile ty obiecasz mi, że będziesz walczyć.

— Tobie mogłabym złożyć każdą obietnicę na ziemi — odezwała się cicho. Poruszyła się w jego ramionach, a później jęknęła głośno, łapiąc się za brzuch. — Ale nie wiem... Dałeś mi coś, co w ostatnim czasie potrzebowałam. Nadzieję.

— Aura... — głos Bucky'ego załamał się, gdy zrozumiał, do czego to wszystko zmierzało. Słabła na jego oczach, a on nie wiedział, co miał zrobić. Sam nawet nie zorientował się, jak w jego oczach pojawiły się łzy, które zaczęły powoli płynąć po jego policzkach. — Nie mów tak, Bryant. Zabraniam ci, rozumiesz? Jest jeszcze tyle czasu i rzeczy, które musisz zrobić... Proszę cię.

Bucky wiedział, że ją tracił, gdy uśmiechnęła się do niego, a później poczuł, jak uniosła swoją rękę do góry, położyła ją na jego szyi i przyciągnęła jego twarz do swojej. Właściwie to on oparł ich czoła o siebie, bo ona sama nie miała już na tyle siły, by to zrobić. W jej niebieskich tęczówkach, które zawsze radośnie błyszczały i spoglądały na niego z miłością, teraz widział zdecydowanie i akceptację tego, co miało się wydarzyć.

Załkała cicho i na jej twarzy pojawiły się łzy. Nie płakała ze swojego powodu. Płakała, bo przeczuwała, jak złamany może być Bucky, gdy tylko jej zabraknie. Nie chciała tego dla niego. Pragnęła jego szczęścia i myślała, że może wspólnie będą w stanie jeszcze mocniej je odnaleźć. Miała plany, marzenia i widziała ich przyszłość razem.

Nie podejrzewałaby, że skończy się ona szybciej, niż się zaczęła.

— Kocham cię, Bucky — wyszeptała, czując niespodziewane ciepło na sercu, Tak, jakby to właśnie był ten moment, w którym miała wyznać mu wprost swoje uczucia. Wiedziała, że inny nigdy nie nastąpi. — Sprawiłeś, że chociaż przez krótki okres miałam wrażenie, że jestem najszczęśliwszą kobietą na ziemi. Tylko ty, zapamiętaj to, proszę.

— Nie mów tego — pokręcił głową. — Nie możesz wyznawać mi miłości w takiej chwili. To ja miałem powiedzieć ci to dzisiaj jako pierwszy.

— Powiedz to.

Bucky spojrzał na jej twarz, tak jakby próbował zapamiętać każdy jej fragment na pamięć. Nie mógł uwierzyć, że jeszcze kilka godzin wcześniej podziwiał to, jaka była piękna. Kreślił palcami różne wzory na całym jej ciele i składał delikatne pocałunki. Chciał wrócić do tego momentu i zatrzymać czas na zawsze, by wieczór jak ten nigdy nie nastąpił.

— Proszę. Chcę to usłyszeć, chociaż jeden raz.

Brunet zacisnął mocno powieki, a łzy spływały po jego policzkach, kończąc na jej twarzy. Odsunął swoją głowę, by lepiej na nią spojrzeć. Odgarnął zakrwawiony kosmyk jej włosów na bok i przejechał opuszkami palców po jej policzku. Chciał krzyczeć, warczeć i wołać o pomoc. Był w stanie oddać swoje własne życie, tylko by mieć pewność, że ona przeżyje.

Jednak nawet w świecie, gdzie magia i superbohaterowie nie były niczym nowym, tak trudno było znaleźć sposób na powstrzymanie śmierci.

Bucky złapał jej twarz w swoje ręce i uśmiechnął się z trudem.

— Kocham cię, Auro Bryant — wyznał zachrypniętym głosem z emocji. — Jesteś najlepszym, co spotkało mnie w życiu. Nikt inny nie był w stanie wkraść się do mojego serca z taką łatwością, jak ty to zrobiłaś. Jesteś moim aniołem stróżem. Moje serce, umysł i dusza należą tylko do ciebie.

Aura nie mogła się ruszyć, nie miała na to siły. Jedyne, co ciągle mogła wyróżnić w swoim prawie nieprzytomnym stanie był głos Bucky'ego. Chciała z nim dalej rozmawiać, powiedzieć, że wszystko będzie dobrze i zapewnić, że była tylko pewnym rozdziałem w jego życiu, który miał mu pokazać, że jeszcze mógł być szczęśliwy. Chciała dać mu jakikolwiek znak, ale miała wrażenie, jakby coś ciągnęło ją w dół. Jakby powstrzymywało przed powrotem do tego, co było, co znała i kochała całym sercem.

W jakiś sposób była pogodzona ze swoją śmiercią, ale nie chciała jeszcze odchodzić. Przecież ciągle miała tyle do zrobienia. Była zbyt młoda i miała tyle planów. Chciała naprawić niektóre decyzje, których żałowała. Usłyszeć głos mamy, czy nawet porozumieć się z Nico. Po raz ostatni doświadczyć ciepłego uścisku dziadka.

Jednak było już za późno.

— Aura? — Bucky odezwał się, dławiąc z łzami.

Oczekiwał, że wyda z siebie, chociaż najcichszy dźwięk, ale nic takiego się nie stało. Pochylił się nad nią i złączył ich usta w delikatnym, ledwo wyczuwalnym pocałunku. Smakował jej usta, tak jakby robił to jednocześnie po raz pierwszy i ostatni w życiu.

Jego wargi, te, w których tak była zakochana, były ostatnią rzeczą, jaką zapamiętała, zanim ciemność całkowicie ją ogarnęła.

Nic nie widziała.

Było ciemno i zimno.

To był koniec. 



chyba przydałoby się coś napisać, ale szczerze to nie mam bladego pojęcia co, 

ta historia miała wyglądać nieco inaczej, ale w ostatnim momencie postanowiłam zmienić zdanie, 

Aura była cudowną postacią, naprawdę,

do końca został tylko epilog, który obiecuję, pojawi się za tydzień

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top