chapter fifteen
Memoriał w Sokovii prezentował się naprawdę wyjątkowo.
Pomnik przedstawiał czteroosobową rodzinę, która miała być odzwierciedleniem wszystkich poległych, którzy zginęli nie tylko w trakcie ataku Ultrona, ale również przez całą wojnę w kraju. Na kamieniu wykuto orła z rozwartymi skrzydłami i koroną, a na samym dole umieszczono napis po sokoviańsku.
— Chwała poległym — przeczytała z goryczą. Nie mogła pojąć, że za tymi dwoma słowami kryło się dziesiątki tysięcy istnień, które straciły życie. — W śmierci nie ma nic chwalebnego.
— To zależy od jej sposobu — odpowiedział Zemo, który stał obok niej.
Aura nigdy nie sądziła, że wróci do Sokovii, ale w gruncie rzeczy nie wierzyła w nic, czego w ostatnim czasie była świadkiem. Kiedy zgodnie z prośbą udała się z powrotem do mieszkania, nie musiała długo czekać na powrót Bucky'ego, Sama i Zemo. Jednak ci nie byli zadowoleni, a przy tym nieźle pokiereszowani, więc niemal od razu zaproponowała swoją pomóc. W tej sytuacji przynajmniej to mogła zrobić. Później jednak do pomieszczenia wpadł John i Lemar, a zaraz po nich Dora Milaje i rozpoczęła się bijatyka. Koniec końców skończyło się to tak, że kiedy pozostali walczyli między sobą, ona poczuła jak Zemo pociągnął ją do łazienki i razem uciekli przez przejście w podłodze.
Kilkanaście godzin później znajdywali się w Sokovii i sama nie wiedziała, co miała czuć. Z jednej strony czuła się tak, jakby wróciła do domu. Tęskniła za tym uczuciem przez lata i po raz pierwszy od dawna faktycznie czuła się stuprocentową sokovianką, czego nie musiała ukrywać. W Londynie nigdy nie ukrywała tego, kim była, zresztą jej akcent na to wskazywał, ale nie zawsze mówiła otwarcie o tym, że pochodziła z Sokovii. Teraz gdy stała przed pomnikiem czuła wyrzuty sumienia, bo mimo tego, że była dumna ze swojego pochodzenia, tak nie potrafiła dokładnie się z tego cieszyć. Jednak to, co najbardziej ją dotykało z powrotu do tego miejsca, to że wszystko się zmieniło. Nie było żadnych bloków, czy targów, które tak dobrze pamiętała. Była tylko kamienna płyta, pomnik, odnowione ruiny murów, a przy tym sztuczne jezioro i las, który był jedyną rzeczą, która wyglądała, tak jak pamiętała.
— Czy mogę o coś zapytać? — Odezwała się niepewnie, spoglądając na Zemo. Mężczyzna skinął głową, a ona uznała to za wystarczającą odpowiedź. — Jest dzień, w którym nie myślisz o tym, co się tutaj stało? Myślisz o tym, jak to miejsce wyglądałoby teraz, gdyby wszystko potoczyło się zupełnie inaczej?
Zemo westchnął bezgłośnie i na krótką chwilę opuścił swój wzrok. Później uniósł głowę z powrotem do góry, ale utkwił swoje spojrzenie w pomniku. Mogła tylko się domyślać, co w tym momencie chodziło mu po głowie. Miała swoje podejrzenia. Myślał o swoich bliskich, których stracił, tak jak robiła to ona sama.
— Zastanawianie się nad tym, co by było, gdyby jest wyjątkowo niebezpieczne. Jednak nawet najsilniejsi bardzo często temu ulegają, więc tak. Nie ma dnia, w którym nie myślałbym o tym miejscu i tym, co przeszło. Nawet jeśli uważam, że Sokovia była skazana na porażkę na długo przed Ultronem.
— Czasami żałuję, że nigdy nie miałam okazji do tego, by zobaczyć, jak ten kraj wyglądał, zanim nastała wojna.
— Był piękny. Pełen życia i spokoju. Nikt nie obawiał się tego, czy za godzinę nie umrze — odpowiedział i w końcu na nią spojrzał. Posłał jej krótki uśmiech, a później wyciągnął z kieszeni swojego płaszcza białą kopertę i podał ją blondynce. — Jest coś, co chciałbym ci dać. Wiem, że w ostatnim czasie zmagałaś się z wieloma problemami. Zniknęłaś na pięć lat, a kiedy wróciłaś, wszystko w twoim życiu wyglądało zupełnie inaczej, niż to pamiętałaś. Chcę ci pomóc ze względu na pamięć twojego ojca i to, że zawsze sam traktowałem cię jak córkę.
Zaniemówiła na krótką chwilę. Rozmawianie z Zemo nigdy nie stanowiło dla niej problemu, tak jednak była zaskoczona całą sytuacją.
— Co to jest? — Zapytała, otwierając kopertę, ale zanim zdążyła zajrzeć do środka, Zemo odezwał się ponownie.
— Dane do konta założone na twoje nazwisko. Znajdziesz na nim dwieście tysięcy euro, co pozwoli ci odnaleźć się na nowo. Możesz z tym zrobić, co tylko chcesz. Pieniądze są twoje.
Jeśli wcześniej nie wiedziała, co powiedzieć, tak teraz kompletnie znieruchomiała w kompletnym szoku.
— Nie mogę tego przyjąć — wydukała z trudem, kręcąc głową. — Po prostu... Nie mogę. Pomijam fakt, że to naprawdę sporo pieniędzy i zdecydowanie za dużo. I zdecydowanie się o to nie prosiłam ani nie myślałam, że... Cała ta podróż do Madripoor, Łotwy, teraz do Sokovii... Ani przez chwilę nie miałam na myśli, że...
— Aura — przerwał jej Zemo z uśmiechem. Dziewczyna widocznie się zapowietrzyła, a natłok słów, który z siebie zaczęła wyrzucać, był czymś niespotykanym w jej przypadku. Zacisnęła mocniej palce na kopercie i wyczuła w środku mały, plastikowy prostokąt, który musiał być kartą do konta. To wszystko jeszcze bardziej wydawało jej się wyjątkowo surrealne. — Chcę, żebyś to wzięła. Nazwijmy to moją ostatnią wolą, przed tym jakkolwiek skończy się mój los. Jesteś jedną z dwóch ciągle żyjących osób, na których mi zależy. Twój dziadek jest drugą. Zawsze traktowałem was jak rodzinę i teraz też tak jest. Po prostu to weź i zrób z tym, co uważasz.
Była gotowa zaprzeć się i nie przyjąć tego prezentu. Poza tym uważała, że cokolwiek, by nie zrobiła, to nie byłoby dobre rozwiązanie. Nie chciała wychodzić na materialistkę, ale dokładnie wiedziała, że w życiu nic samo nie przychodziło. Albo trzeba było na to ciężko zapracować, albo miało się pieniądze. A ona wiedziała, że ostatnie dni sprawiły, że zaczęła swoje życie dostrzegać w inny sposób. Miała dosyć Londynu i ciągłego zawieszenia. Nico, który co chwilę był dumą dla ich matki za swoje kolejne osiągnięcia. Szczęścia swojej przyjaciółki i byłego chłopaka. Czuła, że się dusiła. Pragnęła przygody i adrenaliny (ale zdecydowanie nie w takim stopniu jak w Madripoor). Potrzebowała coś zmienić. Zawsze chciała podróżować i może to właśnie był na to odpowiedni moment? Na świecie było tyle pięknych miejsc, które chciała zobaczyć na własne oczy.
Może właśnie od tego powinna zacząć?
— Dziękuję — powiedziała w końcu, akceptując prezent.
Uśmiechnęła się, a później zbliżyła się do Zemo i objęła go ramionami. Ich uścisk był krótki i zdecydowanie niepewny, ale czuła, że to była właściwa rzecz, którą zrobiła. Przez chwilę miała wrażenie, że znów jest tak samo bezpieczna, jak zawsze, gdy znajdywała się w ramionach swojego ojca. Tęskniła za tym uczuciem i to sprawiło, że tylko mocniej wtuliła się w mężczyznę.
— Bucky będzie cię szukać, prawda? — Zapytała po chwili, gdy się od siebie odsunęli. Zemo skinął głową.
— Już to zrobił — odezwał się i pocałował ją w czoło. — Cokolwiek się stanie i jakiekolwiek zamiary będzie miał Barnes, nie reaguj
Odsunął się od niczego nierozumiejącej dziewczyny i odwrócił w bok. Gdy Aura zrobiła to samo, zauważyła Bucky'ego, który stał zaledwie kilka kroków od nich. Jednak to co najbardziej zwracało na siebie uwagę, to broń, którą trzymał w swojej dłoni. I fakt, że wydawał jej się jeszcze przystojniejszy niż wcześniej, a przecież widziała go zaledwie kilka dni temu.
— Myślałem, że zjawisz się szybciej — nonszalancko zwrócił się do niego Zemo. — Spokojnie, postanowiłem, że cię nie zabiję.
— Cóż za ulga.
— Dziewczyna przekroczyła granicę i nie da się jej ocalić. Ostrzegałem Sama, ale nie posłuchał. Jest równie uparty, jak kiedyś Steve Rogers. Ale ty... Dosłownie zaprogramowali cię na zabójcę. Zrób to, co należy, James. Karli ma ludzi wszędzie i jest tylko jeden sposób, by zatrzymać jej krucjatę.
Aura całkowicie się zgadzała, że Karli zapomniała się w tym, co tak naprawdę jej zależało, by osiągnąć. Jakiekolwiek emocje czuła do niej i jeszcze w Łotwie dała się przekonać w jakimś stopniu, że Sam może mieć rację, tak po ostatnich rewelacjach trudno ciągle było obstawiać to samo stanowisko. Zaledwie kilka godzin po wylocie z Łotwy cały świat oszalał, gdy do sieci trafiło nagranie z brutalnego ataku Kapitana Ameryki na jednego z członków Flag Smasher. Dopiero później, gdy wczytywała się dokładnie, zrozumiała cały kontekst sytuacji – Karli zabiła partnera Walkera, a on oszalał ze wściekłości. Jak bardzo nie przepadała za nim, tak potrafiła zrozumieć jego rozgoryczenie. Współczuła mu i naprawdę żałowała, że mężczyzna zmarł, chociaż nawet go nie znała.
— Dzięki za twoje rady, ale zrobimy to po swojemu.
— Obawiałem się, że to powiesz.
Zemo westchnął ciężko. Dźwięk odbezpieczanego pistoletu odbił się od jej uszu, a ona spojrzała na broń, którą trzymał Bucky. Brunet zerknął na Aurę przelotnie, ale szybko odwrócił swój wzrok na drugiego mężczyznę i uniósł do góry pistolet. Zamknęła oczy, tak mocno, jak tylko potrafiła i zgięła palce, tak że poczuła, jak paznokcie wbijają się pod jej skórę. Chwilę wcześniej prosił ją, by nie reagowała i zamierzała spełnić jego prośbę. Zresztą nie miała żadnych szans przeciwko Jamesowi. Jednak strzał, którego się spodziewała, w ogóle nie nadszedł. Gdy otworzyła oczy, zobaczyła, jak Barnes wypuszcza z dłoni cały zestaw nabojów, a z drugiej strony nadeszła trójka wojowniczek Dora Milaje w tym jedna z tych, którą Aura zapamiętała z Łotwy. Wiedziała, dlaczego się tutaj znalazły. Baron uciekł z więzienia, więc i też miał do niego wrócić. Nikt kto odpowiadał za zamach na siedzibę ONZ, nie mógł zostać oczyszczony ze swoich win.
— Drogie panie — przywitał wojowniczki Zemo, a później poprawił swoje rękawiczki i spojrzał na Bucky'ego. — Pozwoliłem sobie wykreślić się z twojego notesu. Nie żywię urazy za to, co chciałeś zrobić. Trzymaj się, James — baron odwrócił się w stronę Aury, a ona podeszła do niego bliżej, jednak czuła na sobie uważne spojrzenia Dora Milaje. — Uważaj na siebie, Aura.
Skinęła głową i zanim zdążyła cokolwiek odpowiedzieć, Zemo był już prowadzony w stronę samolotu, który dopiero teraz potrafiła dostrzec. Odprowadziła go wzrokiem i tylko przelotnie widziała, jak Bucky rozmawiał z jedną z wojowniczek. Nie skupiała się na tym, aż tak bardzo, a jej spojrzenie było skupione na powoli znikającym baronie. Gdy wszedł do samolotu, czuła pustkę, która była porównywalna do tej, kiedy dowiedziała się o śmierci swojego ojca. Wiedziała, że te ostatnie dni coś zmieniły w jej życiu. Nie umiała wprost powiedzieć, co to było, tak czuła jakąś zmianę. Dystans, wydarzenia, w których normalnie nigdy nie wzięłaby udziału, sprawiły, że potrafiła spojrzeć na ostatnie pół roku z zupełnie innej perspektywy. Nie mogła resztę swojego życia spędzić na ukrywaniu się przed światem i tym, co na nią czekało na zewnątrz.
— Hej — odezwał się niepewnie Bucky. Brunet stał obok niej na tyle blisko, że potrafiła poczuć zapach jego perfum. — Wszystko w porządku?
— Właściwie, to — przerwała na krótką chwilę. Chciała jak zawsze powiedzieć, że było okej, ale okłamywałaby samą siebie. Jednak nie mogła też powiedzieć, że było źle, bo w końcu miała wrażenie, że wiedziała, co chce zrobić. — Właściwie, to sama nie wiem. Te ostatnie dni były na swój sposób wyjątkowe.
— Nigdy nie powinnaś widzieć tego wszystkiego na własne oczy — oznajmił i coś w jego głosie sprawiło, że Aura spojrzała na niego zupełnie inaczej, niż wcześniej. W tym momencie nawet nie potrafiła być na niego wkurzona za to wszystko, co się wydarzyło. Ciągle nie miała pojęcia, co dla niego to wszystko znaczyło, czy w ogóle tak było, ale teraz wydawało jej się, że nie była to jedna z najważniejszych rzeczy.
— Ponieważ jestem delikatna jak kwiat? — Zironizowała krótko.
Nigdy nienawidziła tego stwierdzenia, ale z jakiegoś powodu wszyscy jej bliscy uwielbiali się do niej tak zwracać. Podejrzewała, że miało to związek, z tym że mogła wyglądać na niepozorną i wyjątkową wrażliwą blondynkę, która nie potrafiłaby poradzić sobie z najmniejszym problemem. Tymczasem przeżyła o wiele więcej, niż ktokolwiek mógł przypuszczać i nie raz miała wrażenie, że to wszystko tylko ją niszczyło. Ale może właśnie na tym polegał cały proces. By z załamanej dziewczyny w końcu stać się silną kobietą, którą zawsze chciała być.
— Jesteś wrażliwa jak bomba.
— Co? — Wyjąkała z zaskoczeniem, próbując zignorować mocno bijące serce.
Bucky przetarł oczy swoimi palcami i spojrzał na nią, a ona nie potrafiła oderwać swojego wzroku od jego niebieskich tęczówek.
— Miałem na myśli to, że nigdy wcześniej nie spotkałem kogoś takiego, jak ty — wyznał szczerze. — Jesteś kompletnie nieprzewidywalna i chociaż twoje zachowanie częściej mnie irytuje — zachichotała krótko — tak jest w tobie coś, o czym nie można zapomnieć. W tak młodym wieku przeszłaś naprawdę wiele i nie jedna osoba mogłaby brać z ciebie przykład.
— To brzmi prawie, jak komplement — zażartowała i normalnym byłoby, gdyby usłyszała jakiś kąśliwy komentarz, ale tym razem nie spodziewała się czegoś takiego. Rozmowa z Buckym po raz pierwszy wydawała jej się naprawdę prawdziwa. Dostrzegała to, że wcześniej, jak ze sobą rozmawiali, nie potrafili tego zrobić w odpowiedni sposób. Emocje i adrenalina całkowicie nimi zawładnęły, sprawiając, że wszystko, co się wydarzyło, nie miało swojego odpowiedniego biegu.
— Naprawdę mam to na myśli.
— Wiem — uśmiechnęła się do niego. — Wydaje mi się, że powinnam cię przeprosić. Cokolwiek się między nami stało, to zachowałam się...
— Jesteś ostatnia, która mogłaby mnie za coś przepraszać — przerwał jej. — Jedyną osobą, która powinna to zrobić, to ja. Nic nie usprawiedliwia mojego zachowania i nie powinienem traktować cię w ten sposób. Zwłaszcza że cię okłamałem.
— Bucky...
— Proszę, daj mi dokończyć — poprosił. Coś w jego głosie sprawiło, że Aura od razu skinęła głową. — Kłamałem, kiedy mówiłem, że to nic nie znaczyło. Znaczyło, ale nie mogę pozwolić, byś w ten sposób zmarnowała swoje życie. Nie chcesz pakować się w znajomość ze mną, wierz mi.
Przez krótką chwilę miała wrażenie, że może to był ten moment, gdy usłyszy, że wszystko, co się wydarzyło nie było tylko nic nieznaczącą przygodą. Jej serce biło jak oszalałe, a myśli podsyłały jej jedynie obraz tego, co mogłaby zrobić, gdyby zaraz usłyszała, że nie była obojętna Barnesowi. Jednak jej oczekiwania szybko zostały zapomniane. Nie wiedziała, co było gorsze. To, czy by dostała kosza, gdyby Bucky powiedział jej szczerze, że to dla niego nic nie znaczyło. Czy fakt, że jednak nie była mu obojętna, ale dla jej własnego dobra nie chciał nic z tym zrobić.
Cholerny romantyczny motyw, który znała z tysiąca historii. Nie sądziła, że sama będzie musiała go przeżywać.
— Wiesz — westchnęła ciężko, opuszczając na chwilę swój wzrok na podłoże. Na chodniku mogła dostrzec zapomniane naboje i to na nich utkwiła swoje spojrzenie. — Kiedyś słyszałam, że wszystko, co ktoś powiedział przed słowem „ale" nie ma żadnego znaczenia. Szczerze? Nie wiem, czy ktoś miał rację, czy nie. Wiem tylko tyle, że kompletnie nie potrafię cię zrozumieć — niespodziewanie znalazła w sobie dodatkową pewność i uniosła swoją głowę do góry. Zrobiła krok w jego stronę, tak że niemal dotykali się sylwetkami. Mogła czuć jego ciepły oddech na swojej skórze, a niebieskie oczy obserwowały ją z wyjątkową intensywnością. — Z jednej strony mówisz, że to coś dla ciebie znaczyło, ale z drugiej, że dla własnego spokoju powinnam się trzymać od ciebie z daleka. Nie sądzisz, że sama mogę podejmować decyzje? Może nie chcę się trzymać od ciebie z daleka, a wręcz przeciwnie?
Bucky wyszeptał cicho jej imię, a później jeszcze bardziej się do niej zbliżył. Uniósł do góry swoje ręce i delikatnie ułożył je na jej głowie. Poczuła, jak po całym jej ciele przechodzą dreszcze, gdy przez ułamek sekund jego palce od protezy zetknęły się z jej rozgrzaną skórą. Już wcześniej czuła jego dotyk na sobie, co było czymś wyjątkowym i chciała, by nigdy nie zdejmował z niej swoich dłoni. Jednak teraz było to coś intymniejszego, a przede wszystkim kryły się za tym większe uczucia, niż wcześniej.
— Nie chcę być twoim problemem. Nie mogę nim być. Musisz to zrozumieć. Prędzej, czy później poznasz kogoś, kto kompletnie zawiruje twoim światem i zapewni ci wszystko to, co najlepsze.
— Chcesz całe życie spędzić sam? — Ułożyła dłoń na jego policzku i przejechała kciukiem po linii żuchwy, dokładnie wyczuwając brodę na jego twarzy. — Ty też zasługujesz na szczęście, Bucky. Jak bardzo w to nie wierzysz, tak to jest prawda. Możesz być szczęśliwy, nawet po tym wszystkim, co się wydarzyło w twoim życiu.
Uśmiechnął się smutno. Złożył krótki pocałunek na jej policzku, prawie tuż przy kąciku jej ust, a później odsunął się od niej. Aura czuła, że traci szansę na to, by przekonać go, że jego sposób myślenia był błędny i cokolwiek mogłoby się między nimi wydarzyć, tak warto było spróbować. Jednak zanim zdążyła się odezwać, Bucky zniknął.
Tym razem zostawiając ją z całkowicie złamanym sercem.
⸻
oni to się chyba nigdy nie dogadają XD
albo może kiedyś w końcu nastanie ten cudowny moment
kto to wie
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top