16. honest talk

Ciężko było określić, co czuła w tamtym momencie.

Złość i rozczarowanie zniknęły, na ich miejscu pojawiło się coś bardziej na kształt niepewności wymieszanego z ekscytacją.

Loki wywoływał u niej wybuch emocji, o których istnieniu nawet nie miała pojęcia.

Tak zamyślona schodziła powoli po schodach. Nie zauważyła nawet idącej z naprzeciwka osoby, przez co niemal na nią wpadła.

— Wybacz — przeprosiła krótko. 

— Nic się nie stało — uśmiechnęła się przyjaźnie Sif.

Miała na sobie szary kombinezon, a włosy spięła na czubku głowy. Aż biło od niej pewnością siebie.

— Chcesz się przejść? — zaproponowała, zakładając ręce na biodrach.

— Pewnie — przytaknęła nieco zdziwiona Wanda. Nie spodziewała się spotkania tutaj wojowniczki, a tym bardziej takiej propozycji z jej strony.

Zeszły całkiem na dół, po czym skręciły w lewo, do bocznego wejścia. Wanda była bardzo ciekawa, gdzie prowadził ją nowa znajoma.

Gdy znalazły się na zewnątrz, uderzył w nie lekki, chłodnawy wietrzyk. Na niebie kłębiły się ciemne chmury, więc chyba zbierało się na deszcz.

Poza samym budynkiem do zamku podlegał także masywny kawał ziemi, który zagospodarowano na kilka sposobów. Część terytorium przerobiono w ogród, część w sad owocowy. Pozostały kawałek nie był nawet widoczny, bo ciągnął się aż za linią horyzontu.

— Pokłóciłaś się z Lokim?

Sif nie lubiła owijać w bawełnę.

— Coś w tym rodzaju. — odpowiedziała czarodziejka, sięgając wzrokiem w dal.

— Uwierz mi, rozumiem cię doskonale. Znam Lokiego od jakichś kilkuset lat, wychowaliśmy się razem. Ciężko jest go zrozumieć i odgadnąć co ma na myśli, jest skomplikowany. — westchnęła wojowniczka. — O co poszło?

Wanda wahała się. Nie znała Sif od dawna, ale mimo to w głębi duszy czuła, że może jej zaufać. Musiała się komuś zwierzyć.

— Loki powiedział swojemu ojcu, że jesteśmy zaręczeni.

Nie patrząc na swoją towarzyszkę odwróciła się w przeciwnym kierunku. Z tego miejsca miała idealny widok na rozpoczynające się o tej godzinie Dożynki. Budki się otwierały, a mieszkańcy Asgardu powoli wychodzili z domów i zbierali się na placu, by rozpocząć zabawę od nowa.

— To do niego niepodobne.

Właśnie takiej odpowiedzi bała się Wanda.

— Jak masz zamiar to rozwiązać? Chcesz to wszystko odwołać... czy może nie?

Maximoff chciała mieć pewność. Chciała odpowiedzieć jednoznacznie, ale nie potrafiła.

Choć było to zupełnie głupie, jakaś część jej nie pozwalała odpowiedzieć twierdząco. Czy więc tym samym dawała do zrozumienia, że nie chce tego odwoływać?

— Naprawdę nie musisz odpowiadać. Może zmienimy temat? — uratowała ją Sif. — Opowiesz mi coś o swojej przeszłości? Co robiłaś na Ziemi?

Normalnie chyba nie byłaby w stanie o tym opowiadać. Teraz jednak miała wielką ochotę to z siebie wyrzucić.

— Należałam do Avengersów,  zbawiałam świat, wykorzystywałam swoje moce w dobrym interesie. Gdy przy jednej z misji zginął mój brat, nie potrafiłam się pozbierać. Wyjechałam i zamknęłam się w czterech ścianach.

Przerwała na chwilę, dając sobie chwilę na odetchnięcie.

— I któregoś dnia w moim mieszkaniu zjawił się Loki, deklarując, że ma list pożegnalny, który napisał Pietro przed śmiercią. Sądziłam, że przeczytanie go pozwoli mi odczuć ulgę, której nie potrafiłam zaznać przez kilka miesięcy.

— Ale? — dopytywała wojowniczka.

— Ale... chyba odnalazłam ją tutaj. — przyznała Wanda, wzdychając ciężko.

🐍

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top