12. misunderstanding

— Czy ciebie do końca pogrzało?!

Oficjalnie odpuściła sobie wszystkie uprzejmości.

Może i była u niego w gościach i powinna odnosić się do niego z należytym szacunkiem, ale w tamtej chwili to nie miało żadnego znaczenia. Była z natury spokojną i opanowaną osobą, ale w tamtym momencie miała ogromną ochotę na niego wrzasnąć i zwyzywać. 

Opuścili jadalnię po tym, jak Wanda przeprosiła Odyna i wyszła, tłumacząc się złym samopoczuciem. Cóż, nie skłamała. Słysząc coś o zaręczynach naprawdę przewróciło jej się w żołądku.

— Odpowiesz mi wreszcie? — niecierpliwiła się. Loki szedł przed siebie i ignorował jej pokrzykiwania. Teraz dopiero przystanął, zerkając gdzieś w dal.

Całkiem dobrze znosił skierowane w swoim kierunku wyzwiska. Jakaś część jego duszy rozumiała złość Wandy i nie sprzeciwiała się jej.

— Loki, do jasnej cholery. Wytłumacz mi o co tutaj chodzi. Jaka narzeczona? Co ty nagadałeś swojemu ojcu?

Obserwowała go spod zmarszczonych brwi, lekko tupając nogą ze zniecierpliwienia. Naprawdę miała dosyć tych dziecinnych zabaw.

Z kamienną miną i założonymi na piersi rękami wyglądała naprawdę poważnie. Może dlatego Laufeyson się na nią nie patrzył.

— Mój ojciec trochę źle mnie zrozumiał.

Czekała, nie spuszczając z niego wzroku. Jego postawa świadczyła o tym, że w przeciwieństwie do Wandy, jego niezbyt przejęło to nieporozumienie.

— I tyle? Nie masz nic więcej do powiedzenia?

Wreszcie uniósł głowę i spojrzał na nią ze spokojem.

— Odyn zawsze miał nadzieję, że któryś z nas pewnego dnia sprowadzi tu kobietę. Uznał to za dowód na istnienie jakiejś głębszej relacji między nami.

— To może łaskawie wyprowadziłbyś go z błędu? — zaproponowała z przekąsem Maximoff. Sama nie wiedziała kiedy jej głos zabrzmiał stanowczo i nieprzyjemnie.

On musiał wiedzieć, że nie może tak sobie z nią pogrywać, o nie. Nie pozwoli mu na to.

— Liczę, że do wieczora wszystko będzie już wyjaśnione — dodała.

Pragnęła nieco go postraszyć, ale nie posiadała tak doskonałych zdolności manipulacyjnych jak on. W końcu był bogiem kłamstw, trudno było na niego wpłynąć.

Mimo wszystko liczyła, że te słowa wystarczą, by wyjaśnić zaistniałą sytuację i Loki szybko naprostuje tę niedogodność.

Ale w głębi serca słyszała głosik, który przypomniał jej z kim miała do czynienia. Loki Laufeyson nie należał do typów gotowych iść na ustępstwa i kompromisy. On lubiał mieć wszystko po swojemu, i właśnie to ją obawiało.

Że i tym razem uknuł jakiś niecny plan i chce ją w jakiś sposób wykorzystać do swoich celów.

Ale Wanda przysięgła sobie, że mu na to nie pozwoli.

— Do zobaczenia — rzuciła szybko, po czym odwróciła się na pięcie i ruszyła do pokoju.

Drzwi balkonowe ponownie zostały otwarte, przez co w jej komnacie było dosyć zimno. Szybko zamknęła drzwi i zaciągnęła zasłony.

Nie było jeszcze nawet południa, a ona miała już tego dnia po dziurki w nosie.

Ściągnęła buty i położyła się na łóżku, wtulając się w aksamitną poduszkę. Niebiańsko miękka pościel nieco polepszyła jej nastrój.

Chciała uciąć sobie drzemkę, ale jej umysł jej na to nie pozwalał. Głowa pękała jej od mnóstwa myśli, które się w niej kłębiły. Męczyły ją i nie dawały spokoju.

Na przykład: czy było warto tutaj pofatygować i znosić tortury zaserwowane przez nordyckiego bożka dla jednego głupiego listu?

Nie potrafiła odpowiedzieć na to pytanie. Jeszcze nie teraz.

🐍

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top