07. greetings from asgard
— Oto twoja komnata — oznajmił Loki, otwierając wielkie, ciężkie drzwi.
Jej oczom ukazało się sporych rozmiarów pomieszczenie, utrzymane w odcieniach brązu i szarości. Ogromne łoże z czarną narzutą zajmowało połowę pokoju, a przez małe okno wpadał pojedyńczy snop światła.
Niezbyt podobała jej się ta sypialnia, ale wolała nic nie mówić. Pokiwała tylko głową, po czym weszła do środka i postawiła przy łóżku swoją torbę.
— Chciałam o coś zapytać — rzuciła zanim zdążyła pomyśleć, co robi. Przysiadła na materacu, dotykając opuszkami palców miękkiej pościeli.
Bożek posłał jej zaciekawione spojrzenie.
— Słucham zatem.
Utkwiła wzrok w ciemnej komodzie. Nie potrafiła na niego patrzeć, tym bardziej teraz, gdy przyszło jej zadać pytanie, na które odpowiedź może być zaskakująca. Chciała jednak poznać prawdę.
— Dlaczego chciałeś, żebym tutaj przybyła? Do Asgardu?
Czuła, że powinna była zapytać się o to już dawno temu, lecz wtedy brakowało jej odwagi. Niesamowicie ją ciekawiło jaki był prawdziwy powód złożenia takiej właśnie propozycji w zamian za list Pietra.
Powoli uniosła głowę, by przenieść wzrok na Laufeysona opierającego się o framugę. Jego intensywne zielone oczy wręcz wypalały w niej dziurę. Powstrzymała się i nie odwróciła wzroku. Musiała mu pokazać, że jest silna.
— Naprawdę chcesz wiedzieć? — dopytywał, nie poruszając się ani o centymetr.
Po chwili wahania lekko skinęła głową.
— Zainteresowałaś mnie. Nie jesteś jak pozostali Avengersi, wielcy zbawcy świata.
Wanda nie wiedziała zbytnio co ma przez to rozumieć. Jednak po kilku spotkaniach wiedziała już, że chyba nigdy nie uzyska od niego jasnej, jednoznacznej odpowiedzi.
Zapadła cisza. Maximoff westchnęła cicho, ponownie wracając do podziwiania komody. Zastanawiała się, jak powinna się teraz zachować, na szczęście z opresji wyratował ją czyiś wesoły krzyk. Nie trwało długo, nim do komnaty jak na skrzydłach wleciał rozpromieniony władca piorunów.
— Tutaj jesteście! — ucieszył się. Klepnął przyrodniego brata po ramieniu, po czym bez zapowiedzi usiadł obok kobiety. — Wanda. Kopę lat! Jak ci się podoba Asgard?
Nieco zaskoczona tym pytaniem czarodziejka wzruszyła ramionami. Chcąc nie chcąc jej wzrok znów powędrował w stronę Lokiego, który nadal stał w drzwiach i chyba nigdzie się nie wybierał. Wyglądał za to na zaintrygowanego.
— Jest... bardzo ładnie — odrzekła Wanda, przełykając ślinę. Nie wiedząc czemu, nagle zrobiło jej się gorąco.
— Jest fajnie, co nie? A widziałaś zaledwie ułamek. Oprowadzę cię. Tutaj jest mnóstwo świetnych miejsc. No i teraz mamy Dożynki, które potrwają kilka dni. Przyjechałaś w najlepszym możliwym terminie! — wygłosił zadowolony z siebie. Widać było, że rozpiera go duma. — A tak właściwie... co ty tutaj robisz? Avengersi cię przysłali?
Poczuła, że jej ciało się spina. Każda najmniejsza wzmianka o Avengers przywoływała jej na myśl ów felerny dzień, Sokowię i Pietra. Jej stosunkowo dobry humor zniknął momentalnie.
— Avengers to przeszłość — wyjaśniła szybko.
Naprawdę nie miała zamiaru się teraz zwierzać ani niczego wspominać. Chciała jak najprędzej zakończyć ten temat.
— Rozumiem — powiedział sucho Thor. Jego entuzjazm wyparował tylko na chwilę, bo zaraz wrócił z powrotem. — To jak? Chcesz pozwiedzać trochę?
Nie miała na to zbytnio ochoty, ale postanowiła dać za wygraną. Thor próbował być dla niej miły, tak miły jak nikt od dłuższego czasu. Chciała więc dać mu szansę i pokazać, że docenia jego starania.
Odinson wstał i w zawrotnym tempie wymaszerował z pokoju, zostawiając ją z tyłu. Moment później i ona się podniosła, kierując się do drzwi. Zauważyła, że wciąż stoi w nich Loki, co nieco ją zestresowało.
Zacisnęła zęby i przeszła bokiem, by go wyminąć. On jednak w ostatniej chwili złapał ją za ramię i przyciągnął do siebie. Poczuła na swoim karku jego zimny oddech.
— Lepiej uważaj. W Asgardzie czeka wiele niespodzianek. — wyszeptał jej do ucha.
🐍
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top