01. endless pain
Siedziała na balkonie, ciesząc się panującą głęboką ciszą. Żaden najmniejszy odgłos jej nie rozpraszał, co przyjęła z wielkim zadowoleniem. Napawała się tą chwilą dla siebie, mrużąc oczy. Rozklekotane krzesło ani śmiało skrzypnąć, ptaki zamilkły, a sąsiedzi zdawali się w ogóle nie istnieć.
W duchu podziękowała sobie za wybór tego mieszkania. Było idealne dla jednej osoby i mieściło się w spokojnej dzielnicy. Dokładnie tego oczekiwała. W gratisie dostała nawet telewizor i ekspres do kawy, co podchodziło pod luksus.
Uwielbiała przesiadywać na powietrzu. Delikatny wietrzyk rozwiewał jej włosy, a przez chmury nieśmiało przebijało się słońce. Miała widok na zagajnik, co nie zdarzało się często u znanych jej osób.
No tak, znajomi. Od pół roku mieszkała sama, z dala od Avengers i związanym z nimi chaosem. Po walce z Ultronem i śmierci brata postanowiła odciąć się od pozostałych i wyjechać. Momentalnie spakowała walizkę, gotowa wyruszyć w nieznane. Nie zastanawiała się długo. Musiała uciec.
Jako cel obrała Paryż, piękne, romantyczne miasto, może trochę przereklamowane, ale przynajmniej daleko od Mścicieli. Udało jej się znaleźć dobre lokum w przyzwiotej cenie, co uznała za wielki sukces. Równie dobrze mogła przenieść się na drugi koniec kraju, ale uznała, że inny kontynent zapewni jej większą swobodę. Miała tylko nadzieję, że nie zaczną jej szukać i pozwolą jej zacząć życie od nowa. Ku jej uciesze póki co nikt nie starał się do niej dobić.
Jedyną osobą, z którą utrzymywała jako taki kontakt, był Stephen Strange, którego poznała stosunkowo niedawno. Mężczyzna również posiadał moce, przez co rozumiał ją lepiej niż ktokolwiek inny. Czasem wpadał z wizytą, przez portal wchodząc do jej domu, ale zwykle był zajęty. Mimo to znajdował czas zawsze, gdy ona tego potrzebowała. Bardzo ceniła sobie jego towarzystwo. Zawsze mogła mu się wygadać, a on zachęcał ją do tego, lecz w większości tłumiła w sobie emocje, nie dając im upustu. Spodziewała się, że któregoś dnia wybuchnie z ich nadmiaru, ale póki co pozostawała przy udawaniu w miarę szczęśliwej.
Choć od śmierci Pietro minęło już kilka miesięcy, wciąż było jej trudno. Miała wrażenie, że wraz z bratem umarła część jej duszy. Niekiedy spędzała godziny na balkonie, patrząc w martwy punkt i rozmyślając o przeszłości. Mało jadła, a z domu wychodziła tylko wtedy, gdy było to konieczne. Nie śmiała się już, zresztą nie miała z czego, nie rozmawiała już tyle z ludźmi. Nigdy nie była zbyt towarzyska, ale teraz jej kontakty ograniczyły się do wymienienia uprzejmości czy krótkiego przywitania.
Większość tygodnia siedziała w mieszkaniu, czytając, popijając herbatę lub oglądając jakieś telewizyjne bzdety. Jeśli chodzi o to ostatnie, bardzo szybko porzucała to zajęcie. Czasami z braku laku włączała ten koszmarny sprzęt, ale wystarczało pięć minut patrzenia na sport czy gotowanie, by poczuła znudzenie. Jedynym, co lubiła oglądać, były programy przyrodnicze. Za to wiadomości omijała szerokim łukiem.
Wiodła nieco rutynowe, lecz skromne życie, wypełnione muzyką klasyczną i medytacją. Nadal trwała w żałobie i nie wiedziała, co ją zakończy. Może jakiś znak od Pietro? On jednak nie nadchodził, a ona nie potrafiła znaleźć spokoju.
Myślała o nim codziennie. Wspominała jego uśmiech, jego głos. Choćby bardzo pragnęła, to bolesne wspomnienie przeszłości dręczyło ją bez końca.
Sądziła, że resztę jej dni strawi smutek i gorycz przeszywające na wskroś jej serce. Nie wiedziała jeszcze, że bardzo się myli. Nie wiedziała także, jak wiele w jej życiu zmieni jeden list. Ani że obserwuje ją pewien intruz o przenikliwym, zielonym spojrzeniu.
🐍
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top