1 He lives


Nie wiem czy jeszcze kiedyś i ile będzie części, nie wiem co będzie i kiedy będzie. Sama wiesz jak to u mnie z pisaniem, ale to dla Ciebie Kochana 💙

Milusia712
Wszystkiego najlepszego słońce😘
Kocham bardziej!

28 stycznia 2010 r.

Ryuk otworzył swój notatnik i z błyskiem w oku wpisał starannie imię i nazwisko mężczyzny:











Light Yagami.











Nie żałował.
Ani krzty.
Nawet delikatnie się uśmiechnął.

-Niektórzy ludzie, to jednak chciwe i głupie stworzenia-mruknął pod nosem i pocierając jabłkiem o ubranie, by skórka bardziej się błyszczała, rozpostarł skrzydła i gryząc owoc poderwał się do lotu.

Nie czekał czterdziestu sekund.

Wrócił do siebie.

Musiał.

Taki dostał rozkaz.








Kilka godzin później.

- I to już? Musisz wrócić? Nie chcę znowu zapomnieć.

Czarnowłosy mężczyzna w białej bluzce, niebieskich jeansach, stojąc boso w kałuży na dachu wieżowca, wtulał się w futrzaną kamizelkę jednej z najbliższych sobie osób, mocząc materiał swoimi łzami.

-Powiedz, że się jeszcze spotkamy-poprosił cicho.











5 listopada 2004 r.

Light odsunął się od ciała "L" z triumfem w oczach. Mógł działać dalej. Bez obawy, że zostanie powstrzymany. Dalsza działalność Kiry była już czymś naturalnym. Owszem, już wcześniej doszły go słuchy o możliwości istnienia ludzi pokroju "L", ale wątpił, by ktoś inny dorównał Lawlietowi inteligencją i potrafił odkryć kim Kira jest naprawdę.

Nie miał jednak pojęcia jak wielka czekała go niespodzianka.



Kilkanaście dni wcześniej.

Cóż. Light Yagami był zbyt pewny siebie. I to go zgubiło.

Wierzył, że trzymanie w komitywie z Ryukiem daje mu przewagę.

Myślał, że jest jak Shinigami, Bóg Śmierci.

Shinigami...

Och, jakże łatwo spłycić ich rolę przypisując im za zadanie, tylko uśmiercanie ludzi za pomocą notatnika.

Owszem, Ryuk, Rem i pozostali mogli tylko tyle...


Ale nie on...

Nie Pierwszy Shinigami.

On mógł dużo więcej.

On był ponad resztą.

Głównie dlatego, że nawet nie był legendą.

On po prostu nie istniał.

Inaczej. Nikt nie miał pojęcia, że istnieje, a to był właśnie jego główny atut. Shinigami do dzisiejszego dnia, byli święcie przekonani, że są równi. Że nie ma wśród nich najwyższego rangą. Że nie ma wśród nich posiadającego największe moce.
Że nie ma pośród nich hierarchii.

I do dnia dzisiejszego nie musieli zdawać sobie z tego sprawy.

Co się zmieniło?

Może od początku...

Bycie Pierwszym, najważniejszym i najmocniejszym Shinigami, nie zmieniało faktu, że Yuki, jak każdy, miał swoje słabości.

Tak naprawdę, miał tylko jedną, najwiekszą słabość.

Był nim czarnowłosy chłopczyk. Dziś już mężczyzna. Ale gdy ich drogi skrzyżowały się dwadzieścia pięć lat temu, Pierwszy Shinigami wiedział, że to już na zawsze. Choć spędził z nim tylko kilka lat, pierwsze spojrzenie w maleńkie czarne oczka patrzące bez lęku, w jego własne, czerwone, poskutkowało obietnicą, że nigdy nie pozwoli, by ktoś zrobił mu krzywdę.

Ani żaden człowiek, ani żaden Shinigami, ani inny byt. Dlatego, gdy tylko dotarły do niego informacje o tym co się właśnie dzieje w ludzkim świecie pomiędzy Lightem i mężczyzną zwanym "L", Yuki postanowił zaryzykować swoje ujawnienie.

Gdy 27 maja, Rem zgodził się zabić L'a, nic już nie mogło powstrzymać Pierwszego Shinigami.

Dzierżąc w dłoni czerwony, jak jego oczy, notatnik, rozłożył swoje skrzydła i z najdalszych i nieodwiedzanych przez inne shinigami, zakamarków mrocznego świata udał się na ziemię.

Na granatowym niebie, usianym gwiazdami, księżyc rozpoczął swoją wędrówkę.

Yuki pojawił się w siedzibie w prawie pustym pokoju.

Młody mężczyzna kucając boso na krześle obrotowym przed komputerem, analizował dane otrzymane od pracowników. Oczywiście nie spał. Chcąc sięgnąć po ciastko leżące nieopodal w opakowaniu na stoliku, odepchnął się od biurka i podjechał jak najbliżej. Wyciągnął rękę po ciastko, ale opakowanie nagle się przesuneło. Zamrugał zdziwiony. Tyle wystarczyło, by w miejscu ciastek, pojawił się czerwony notatnik. Zaintrygowany L, wyciągnął dłoń. Gdy tylko wziął delikatnie w czubki palców czerwony zeszyt, poczuł się jak gdyby wielkie pudełko ze wspomnieniami wybuchło w jego umyśle, a siła wybuchu rozrzuciła obrazy i głosy po całej głowie. Z niepokojem zaczął przewracać kartki zeszytu napotykając z przodu nazwiska i ciągi cyfr, ale niektóre strony były porysowane kolorowymi kredkami, jakby bazgrało po nich dziecko. L otworzył notatnik na chybił trafił, a jego oczom ukazał się dziecięcy rysunek przedstawiający babeczke z kremem i truskawką.







I wtedy sobie przypomniał.


20 lat wcześniej...

-Chce takie żółte kółeczko z kremem i frustkafką - pięcioletni chłopczyk wskazywał palcem na to co narysował postukując w środek kartki w czerwonym zeszycie.

- To jest ciastko z TRUSKAWKĄ- poprawił chłopca Yuki sciągając go sobie z kolan. Nie było sensu przypominać małemu, że zajmie to trochę czasu, nim uda się je sprowadzić ze świata ludzi. Pewnym było przecież, że i tak musi to zrobić. Gdy mały L'uś się na coś uparł, nie było szans, by tego nie otrzymał. Zapewne dlatego, że został do tego przyzwyczajony przez szalejącego na jego punkcie Boga śmierci i czasu, Pierwszego Shinigami.

- Frustrawką- próbował poprawić się chłopczyk, ale wyszło mu jeszcze śmieszniej. Yuki roześmiał się tylko czochrając czuprynę chłopczyka.

- Możesz narysować coś jeszcze, ale nigdzie się nie ruszaj- rzucił Yuki wkładając futrzaną kamizelkę na srebrny płaszcz-wrócę za dwie godziny.

Rozwinął swoje czerwone skrzydła i skacząc w dół poszybował do świata ludzi.





L na krótką chwilę zastygł bez ruchu oniemiały, starając się uporządkować wspomnienie, a potem zerwał się na równe nogi.

Rozejrzał się wokół siebie, ale nikogo nie było. Przeczesał dłonią roztrzepane czarne włosy tworząc na głowie, jeszcze większy bałagan, a czując zbierające się pod powiekami łzy, poprosił cicho:

-Yuki, proszę...

I wtedy usłyszał go za plecami.

-Mały...

Błyskawiczne odwrócił się i rzucił się w stronę wysokiej srebrnowłosej postaci stojącej w mroku pokoju. Yuki wyciągnął ramiona, a L wpadł w nie z rozmachem.

Pamiętał.

Pamiętał wszystko.

Każdą chwilę spedzoną z Yukim.

Wtulił nos w futrzaną kamizelkę i wciągnął zapach, o którym nie pamiętał przez wszystkie lata, a który teraz sprawił, że znowu poczuł się jak w domu.

Wcześniej był pewien, że nigdy go nie miał.


28 stycznia 2010

- I to już? Musisz wrócić? Nie chcę znowu zapomnieć.

Czarnowłosy mężczyzna w białej bluzce, niebieskich jeansach, stojąc boso w kałuży na dachu wieżowca, wtulał się w futrzaną kamizelkę jednej z najbliższych sobie osób, mocząc materiał swoimi łzami.

-Powiedz, że się jeszcze spotkamy-poprosił cicho.

-Obiecuję, że się spotkamy i obiecuję, że tym razem nie zapomnisz.

Bóg śmierci nieznacznie się odsunął, chcąc ukryć wzruszenie. Wyrwał z czerwonego notatnika rysunek narysowany dziecięca rączką i wcisnął mężczyźnie do ręki.

-Na pamiątkę - rzucił mimo wszystko z rozbawieniem. A potem pocałował w czoło mężczyznę, który pomimo, że był człowiekiem, był mu jak syn. Rozpostarł czerwone skrzydła i wzbił się ku górze.

- Do zobaczenia- zawołał jeszcze i zniknął wśród deszczowych chmur.

Najlepszy detektyw świata uśmiechnął się pomimo tego, co się działo przez ten czas, od chwili, gdy Ryuk upuścił swój notatnik śmierci do ludzkiego świata.

Wiedział, że zło jeszcze nie zniknęło z ziemi i na bezrobocie raczej nie może liczyć. Ale miał świadomość, że pomimo śmierci Watari'ego nie jest sam.

Odwrócił się, by wrocić do budynku i uśmiechnął się widząc białą czuprynę chłopaka stojącego za szklanymi drzwiami. Ruszył szybko w jego stronę, a gdy wszedł do środka, widząc co chłopak robi, mruknął niby pod nosem.

-Kupię ci pod choinkę lokówkę.

- Schowam ci ciastka- usłyszał w odpowiedzi, a potem rozległ się tupot bosych stóp zbiegających po schodach.

L ruszył biegiem, chcąc złapać Neara, a głośny śmiech niósł się echem po schodach do samego parteru.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top