💀Zakupy💀

Maraton 2/3

- Cholera no! - krzyknął zrezygnowany Leo - Czemu nie możesz mi powiedzieć gdzie jedziesz? Bo będę zazdrosny!

- Boże, Leo - spojrzałem na czarnowłosego zrezygnowany - Mówię toć, że jadę z twoją mamą na zakupy.

- Ta jasne.. I dla tego nie mogę jechać z wami? - odparł, zakładając ręce na klatce piersiowej. 

- Leo no jejku.. - jęknąłem przeciągle - Nie możesz, bo twoja mama powiedziała, że nie.. No weź..

- Mhm..

- Wynagrodzę ci to - powiedziałem bez namysłu.

- Jak? - spytał cwanie się do mnie uśmiechając.

- Nie wiem.. Zrobię wszystko co będziesz chciał - kolejne słowa bez namysłu.

- Wszystko? - uśmiechnął się od ucha do ucha, podchodząc do mnie coraz bliżej.

Skinąłem głową. Potem pewnie tego pożałuje.. Chłopak przyciągnął mnie do siebie, łapiąc mnie za biodra. Spojrzałem na niego pytająco. Ten tylko się słodko uśmiechnął i złożył na moich ustach pocałunek, by za chwilę przenieść się na moją szyję, na której zrobił malinkę. Uniosłem jedną brew, patrząc na niego pytająco.

- Aby wiedzieli, że jesteś zajęty - puścił mi oczko.

- Nie chcielibyśmy wam przerywać.. - odchrząknął męski głos. Gwałtownie odwróciłem się z Leonardem w stronę głosu. Przy drzwiach stali rodzice Leo.

- Leo, musimy iść na dalsze szkolenia.. A Kairo i Alexy idą na zakupy - po tych zdaniach, nastała cisza, którą postanowiłem przerwać.

- Do zobaczenia Leo. Widzimy się wieczorem - złapałem chłopaka za policzek aby się zniżył - gdyż jestem od niego niższy - po czym pocałowałem go w drugi policzek.

Zdjąłem jego dłonie z bioder i podszedłem do rodziców Lea, by się kulturalnie przywitać.

*^*^*^*

Chodziłem wraz z matką Leo po różnych sklepach, krawcowych czy też po różnych szwaczkach.. Nogi mnie cholernie bolały.. W końcu mieliśmy iść do jeszcze ostatniej.

Gdy wchodziliśmy, od razu moją uwagę przyciągnął znajomy głos.

- Dzień dobry wasza wysokość, w czym mogę pomóc? - i wtedy nasze spojrzenia się skrzyżowały. I zobaczyłem osobę której nigdy w życiu bym się nie spodziewał..

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top