💀Prawda Cz.2💀
MARATON Rozdział 1/4
***
- Gdy cię zobaczyłem, stwierdziłem, że się nadasz na to aby.. Jakby to ująć..
- Przepraszam, ale co pan ma na myśli? - mój głos zmienił się lekko w szept. Bałem się, tego co może nastąpić.
Bałem się tego, co powie mężczyzna o krwistych oczach.
***
- Nadawałbyś się do tego aby.. - mężczyzna zrobił przerwę, jakby rozmyślał nad dokończeniem zdania - .. Aby wyjść za mąż za mojego jedynego syna oraz wraz z nim zasiąść na tronie.
- Słucham?
Poczułem się dziwnie.. Przełknąłem głośno ślinę z myślą, że to sen i zaraz się obudzę..
To nie jest prawdziwe.
Nie może!
Zaraz się obudzę z tego..
Zbyt pięknego..
Snu..
- Oczywiście, jeśli się nie zgadzasz to do niczego cię nie zmuszamy chłopcze.. - wtrąciła się kobieta ze zmartwionym wzrokiem się we mnie wpatrując.
- Ja.. Nie wiem co mam o tym myśleć - szepnąłem, łapiąc się za głowę - To sen, tak? - spytałem patrząc w zielone tęczówki czarnowłosego, siedzącego tuż obok. Widziałem jego wyczekujący, zmartwiony wzrok.
To nie sen?
- Dobrze.. Zgadzam się.. - szepnąłem niesłyszalnie.
- Słucham? - spytał mężczyzna siedzący przede mną.
- Zgadzam się - powiedziałem pewnie, nie wierząc w swoje własne słowa..
- Cudownie! - odparła z ulgą dziewczyna która była zapewne siostrą Leonarda.
- Ślub odbędzie się wraz z koronacją! - rozmarzyła się rodzicielka Lea.
*Time Skip*
Po śniadaniu..
Chodziłem po królewskim ogrodzie by się przewietrzyć.. Gdybym trafił tu wcześniej, już by TO nastąpiło.. Po wszystkich nieszczęściach.. Teraz jestem w prawdziwym raju. Nawet niebo nie było takim rajem jak to piekło..
Królewski ogród był wielkim łonem natury, były tu najróżniejsze kwiaty. Takie jak na ziemi i inne jeszcze nie znane żadnemu człowiekowi żyjącemu nad piekłem jak i pod niebem.. Każdy rodzaj posiadał tutaj każdy istniejący kolor... Róże były o kolorach różu, błękitu, czerni, czerwieni, fioletu, zieleni, bieli.. Mógłbym wymieniać w nieskończoność!
Z zafascynowaniem stwierdziłem, że to najpiękniejsze miejsce które w życiu zobaczyłem. Było niczym piękne skupisko wspaniałej magii..
Nie jeden chciałby podziwiać te widoki. Po kilku minutach spacerowania, zauważyłem altankę a w niej siedział Leo z ojcem.. Rozmawiali o czymś. Widać było, że Leo nie jest zbytnio zainteresowany tym, co mówił jego rodziciel.
Po przemyśleniu za i przeciw.. Powoli zacząłem się kierować w ich stronę. Gdy byłem metr od altanki, zauważył mnie zielonooki.
- Cześć, Kar! - od razu przybył na jego przystojną twarz wielki uśmiech a w policzkach zrobiły mu się słodkie dołeczki.
- Ohayo. Nie przeszkadzam? - spytałem, podchodząc bliżej.
Altanka wykonana była z jasnego drewna, osadzona była na sporej sadzawce wodnej. Aby wejść do niej, trzeba było przejść przez mostek na którym teraz jeszcze stałem, dzielił mnie krok od wejścia. W altance był stolik oraz siedzenia, również z jasnego drewna.
- Nie przeszkadzasz. I tak nie mogę nic wbić Leonardowi do głowy - odparł mężczyzna, uśmiechając się do mnie przyjaźnie, co odwzajemniłem.
- Bo to jest nudne.. - stwierdził chłopak na co jego ojciec przewrócił oczami.
- Co jest niby nudne? - spytałem, dosiadając się do nich.
- Nudne jest to, że muszę się uczyć, jak być dobrym władcą. Przecież sobie poradzę! - prychnął z miną jak obrażone dziecko na co się zaśmiałem.
- To nie zmienia faktu, że i tak musisz się podszkolić.. I tak już ci tłumaczyłem czemu musisz - wtrącił mężczyzna. Widoczne było, że tracił do syna cierpliwość. Czy nauka jak być władcą może być nudna?
- Ja chętnie posłucham o tym jak się powinno władać - stwierdziłem.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top