r. xvi
DYLAN POV
- No ja mam... - uciął i upadł.. Czekaj, co?!
Momentalnie obrociłem się, zauważając jakiś dwóch chłopaków. Co to ma kurwa być?! Nie wyglądali na jakiś mega silnych, może jedynie co to mieli krzywe mordy. Cholera, o co im chodzi?!
- Co, już spedalił kolejnego? - prychnął wyższy ze śmiechem.
Kto. To. Kurwa. Jest.?
- Hej, kolego, nie powinieneś byś w szkole? - warknąłem popychając go do tyłu tak że potknął się o kamień za nim i upadł na betonowy chodnik. - A ty? Ty też?
Ten drugi.. Znacznie... Znacznie masywiejszy (Nie obrażam otyłych ok?xD D.a), zaśmiał się podchodząc do mnie z zamiarem wymierzenia mi sierpowego. Szybko złapałem jego nadgarstek, wykręcając jego rękę tak, że się obrocil do mnie tyłem i zawył z bólu. Cóż. Refleks. Popchnąłem go ku jego przyjacielowi.
- Spierdalać stąd małolaty, nim zadzwonię po policję. - warknąłem jeszcze spluwając na chodnik przed nimi, by jeszcze bardziej ich upokorzyć.
- Ty.. - syknął wyższy, chwytając moją kostkę z zamiarem wywrócenia mnie na chodnik. Zareagowałem szybkim przytarzśnięcia drugim butem jego ręki, na co szybko zabrał ją.
- Aron.. - powiedział cicho tamten drugi.
- Zamknij się! Nie widzisz co tamta szmata robi?! - krzyknął, jednoznacznie patrząc na Adriena.. Kurwa, dlaczego oni mi kojarzą się z tamtymi, którzy maltretowali go? Dlaczego? Bo może to są oni?!
Mocnym kopniakiem w twarz dostał ten nadal leżący. - Nie waż się tak o nim wyrażać. - warknąłem kiedy ten otarł stróżkę krwi wypływające z jego ust. - Powiedziałem, spierdalać stąd, zamiast to dla was może się źle skończyć.
Drugi, najwyraźniej zrozumiał co mówię gdyż pociągnął za sobą siłą wyższego na co tamten zaczął się wyrywać. - Jeszcze się policzymy! Ta suka zginie! - krzyknął.
Zacisnąłem dłonie nie chcąc wybuchnąć. Gdyż miałem ochotę rozszarpać wszystko. Jak tam można wyzywać kogoś? Prychnąłem cicho, kucając obok szatyna i sprawdzając jego tętno. Jest. Okej.. Czyli, stracił przytomność. Westchnąłem głośno kiedy zaczęło padać. Okryłem szybko Adriena swoją bluzą, sam, zostając w podkoszulku. Wziąłem go na ręce i zacząłem szybko iść w stronę mojego domu, by jak najszybciej się tam znaleźć.
Dosłownie po kilku minutach już tam byliśmy, gdyż to było bardzo blisko. Jedną ręką jakoś wyjąłem klucze które leżały na parapecie pod doniczką - wiem świetne miejsce na kryjówkę. Otworzyłem kluczem drzwi i wszedłem wraz z chłopakiem do mojego domu zakluczyłem drzwi i zdjąłem pochopnie buty, by jak najszybciej zanieść Adriena do mojej sypialni. Położyłem go na dużym łóżku, ściągając z niego moją i jego bluzę. Cholera, podkoszulek też ma mokry.. Okej... Czy, czy to będzie bardzo złe jak go przebiorę? Nie... Przecież to nic.. Wyciągnąłem z szafy swoją białą bluzę i jakieś dresy, w miarę dobre na szatyna. Zdjąłem jego koszulkę i nałożyłem bluzę na niego, podobnie zrobiłem też z dresami. Okryłem go mocno kołdrą, by było mu ciepło.. Westchnąłem całując jego skroń..
Okej, teraz ja jeszcze muszę się przebrać. Wyciągnąłem z szafy, jakiś sweter i dresy. Spojrzałem na chłopaka by zobaczyć jak jest w transie. Wybudzi się za jakieś dziesięć minut.. Nie było to mocne uderzenie, więc... To nic nie może być poważnego.
***
Jak tam można robić? Boże, ja chyba nie wiem na jakim świecie żyje.. Prawda... Znam przypadki w których osoby są prześladowane, na ale halo kto tak po prostu podchodzi na ulicy i kogoś uderza, tak że traci przytomność? To jest nienormalne.. - westchnąłem opierając się łokciami o ścianę prysznicu, dając się odprężyć gorącej wodzie która spływała po moich plecach. Cholera... Dzisiaj wieczorem mam na 16 wizytę.. Mam nadzieję że Adrien wytrzyma jakoś godzinę sam. Pokręciłem głową z uśmiechem przypominając sobie naszą pierwsza wizytę. Cholera. Niby tak mało czasu, a tyle mogło się zmienić... Jak i z mojej strony, tak i że strony szatyna. Czy jest to niemoralne że podoba mi się mój opiekun? Chyba w cholerę...
ADRIEN POV
Uchyliłem powoli oczy, czując jakby coś chciało mi zmiażdżyć czaszkę. Co się stało.. Pamiętam tylko że upadłem na chodnik... Teraz jestem w jakimś łóżku.. Dlaczego mi się to ani trochę nie podoba..? Chciałem wstać, ale uniemożliwił mi to ból w czaszce. Czyżbym dostał od kogoś? Taki ból, kojarzę już ze.. - Zacisnąłem powieki, biorąc głęboki wdech. Okej... Jest.. Jest dobrze, nic mi nie jest.. Ich już nie ma tak? Obiecał Ci tak? Tak.
Przytuliłem twarz do pościeli i momoentalnie poczułem bardzo intensywne perfumy.. Perfumy które znam. Z lekkim uśmiechem na twarzy, przypomniałem sobie blondyna, którego jest ten zapach. Po tym, jak uświadomiłem sobie, że jestem w bezpiecznym miejscu. Przymknąłem powieki, przytulając się do poduszki i z uśmiechem ciesząc się zapachem które przypominały mi o psychologu... Cholera, czekaj... Co? Czy ja przypadkiem nie myślę jak jakaś zakochana tandetnie nastolatka? To chyba retoryczne pytanie..
Usłyszałem ciche otwieranie drzwi na co szybko zebrałem się do siadu, ale od razu tego pożałowałem, czując pulsowanie w dolnej części głowy.
- Ugh, leż. - powiedział łagodnie blondyn podchodząc do mnie i układając mnie spowrotem na łóżku, tak bym leżał. - przyniosę, jakieś tabletki i coś do ochłodzenia... - dodał, patrząc jeszcze przez chwilę, ale kiedy dostał ode mnie lekkie skinienie głowy, wstał z klęczków i wyszedł za drzwi.
Słodki jest kiedy się chcę mną opiekować... Zachichotałem cicho w myślach na to - gdyż na prawdę było to słodkie.
Po kilku minutach, blondyn siedział obok mnie na łóżku. Podał mi jakąś tabletkę i wodę, bym popił pastylkę. Obok leżało.. Chyba coś do chłodzenia, najprawdopodobnie do jakiś ran, czy czegoś..
- Robię Ci kłopot, prawda? - spytałem cicho, zaczynając kręcić szklanką tak że jej zawartość się tylko obijała o jej ścianki. - Przepraszam.. - dodałem mrugnięciem, nawet nie dając mu nic odpowiedzieć ciągnąłem dalej. - pewnie masz teraz pracę.. A ja Zabieram Ci twój cenny czas, pewnie masz pęłno innych rzeczy które mógłbyś zrobić niż siedzenie z jakimś..
- Hej! - przerwał mi, opierają dłonie na moich ugiętych kolanach, chcąc bym zwrócił na niego uwagę, co oczywiście zrobiłem. Uniosłem wzrok, zaczynając się przypatrować jemu, co dalej chce powiedzieć. - Nie waż się tak mówić, okej? Po pierwsze, nie mam żadnej pracy teraz, ponieważ, w weekend przeważnie mam wolne, okej? Przecież też jestem człowiekiem. - zaśmiał się cicho. - Poza tym, wolałbym z Tobą spędzić czas, a nie gdzie indziej.. - powiedział z lekkim uśmiechem.
Okej.. To było głębokie i mocne.. Może nie aż tak, ale halo, on tym mi chciał uświadomić że jestem dla niego... Ważny? Co? Nie, no ja musiałem to jakoś źle zrozumieć.. Napewno.. Spojrzałem prosto w oczy blondyna, które lekko błyszczały... Takie przeszywające spojrzenie.. Cholera. Ale mimo tego, ten uśmiech.
- Ale to nie oznacza że Ci nie przeszkadzam.. - spuściłem ponownie głowę, chcąc jeszcze trzymać moją rację. Bo to że mówi o mnie dobrze... Nie. To po prostu nie jest prawda.
- Adrien, posłuchaj. - powiedział, przenosząc swoje ręce z moich nóg na moje ramiona, co mimowolnie uniosłem głowę a on moją szczękę podparł kciukiem. - Czy jeśli byś mi przeszkadzał, zaniósł bym Cię do mnie do domu? Czy bym został z Tobą wczoraj? - uniósł brew, patrząc ciągle w moje oczy. Trochę.. Trochę dziwne uczucie.. - Chyba odpowiedź jest prosta. Więc, słuchaj mnie i zapamiętaj sobie, że jesteś dla mnie ważny, nie przeszkadzasz mi w żadnym sropniu i nie robiłeś mi żadnego kłopotu. Nigdy w naszej znajomości, okej?
Przez wsłuchanie się w jego słowa, poczułem jak one docierając gdzieś głęboko we mnie.. Tak, gdzie jeszcze nikt nie był. Tak jakby się zwiedziło nowy kontynent. Zamrugałem dwa razy szybko, by chociaż jeszcze trochę widzieć, bo przez zaszklone oczy, nie widziałem totalnie nic..
Otarłem oczy, ale to nic nie dało. Zauważyłem tylko lekki uśmiech Dylana i wtedy już.. Sam nie wiem czy nie wytrzymałem, ale coś podpowiadało mi że muszę go przytulić.. Teraz.. Już.. Sapnąłem, zarzucając ręce na jego barki i mocno obejmując w okół szyi. Zacząłem cicho łkać, gdyż to wsyztsko mną tak cholernie poruszyło.. Nikt mi nic takiego nie powiedział.. To było coś takiego jakby ktoś coś otworzył, coś cholernie dobrego...
- No już.. - powiedział cicho blondyn, siadając na środku łóżka i wciągając mnie na swoje kolana, mimo tego że cały czas obejmowałem go wokół karku. - Csiii.. - szepnął całując moją skroń, na co ja zacisnąłem dłonie na jego swetrze, gdyż chwilowo mogłem poczuć się jak w niebie..
To jest co raz nienormalne...
Ale mi się do podoba..
***
Hii! ;3
W kilka dni wbiliście tu +100 wyświetleń...
;-;
Xd
Ogólnie trochę happy rozdział, ale za niedługo.. Huh ;3 no bo hej, ta książka nie ma się opierać na tylko szczęsciu ;)
Okej mam nadzieję że może być - ponad 1300 słów haha
Do napisania xx
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top