r. x

ADRIEN POV

Czyżby przytulanie się było naszym rytuałem? Po prostu, na każdym naszym spotkaniu, tak się działo. Nie było i inaczej tym razem. Teraz już blondyn się zbierał, gdyż no cóż, było już grubo po ósmej. Właśnie ubierał buty w przed pokoju, gdzie i ja stałem, patrząc w podłogę pod siebie. Dylan, jeszcze wcześniej musiał porozmawiać z moim rodzicami o tym... Jak to usłyszałem, znęcaniu się. Byli.. Byli bardzo, bardzo zaskoczeni tym, może nawet mój ojciec wkurzony, ale nie mieli do mnie wątów że im nie powiedziałem. Nawet mnie to ucieszyło. Ale dalej. Postanowili, że jutro niezwłocznie pójdą do dyrekcji. Że nawet jeśli będę chciał, mogą mnie przepisać do innej szkoły, co mnie mega, ale to cholernie ucieszyło. To dla mnie jak zbawienie. Ale teraz już po wszystkim. Tak jak mówiłem, stałem z blondynem w przedpokoju w którym on się zbierał. Właściwie to skończył. Podniosłem głowę, a ujrzałem niebieskie tęczówki wpatrujące się we mnie, tak jak wtedy. Byłem od niego trochę niższy, przez co, musiałem delikatnie unieść wzrok.

- Dylan..?

Blondyn tylko uśmiechnął się, całując mnie w czoło. Przy okazji kładąc jedną z dłoni na moim ramieniu i kciukiem przejeżdżając po odsłoniętym kawałku ciała. Zagryzłem wargę od środka czując przyjemne mrowienie w obu tych miejscach.

- Do zobaczenia. - uśmiechnął się szerzej odsuwając się ode mnie o krok. Odpowiedziałem mu tym samym, po czym ten wyszedł z domu.

Kiedy wyszedł, mimowolnie pisnąłem ze.. Szczęścia? Na prawdę? A moja rodzicielka spytała się czy wszystko okej. No jasne. Nawet więcej.. Czekaj.. Wróć.. Czy ja to mówię na serio? Czy ja jestem po raz pierwszy od kilku lat szczęśliwy? Boże, tak! Przebiegłem przez korytarz do pokoju, szybko rzucając się w poduszki, cały czas się szczerząc. Coś typu zakochana nastolatka. Co? Zakochana? Tak, jasne. Od razu.

Przez cały dalszy wieczór, miałem uśmiech wymalowany na ustach.

***

Obudziłem się stanowczo później niż zwykle. Tak. 12-sta to stanowczo inna godzina. Znaczy.. W weekend to norma, ale w środku tygodnia? Chyba oczywiste.

Kiedy zwlokłem się z łóżka, skorzystałem z toalety, na stoliku w jadalni leżała karteczka od rodziców;

Hej skarbie, z tatą wrócimy wieczorem, nie rozwal domu :*

Uśmiechnąłem się mimowolnie odstawiając kartkę spowrotem na miejsce. Zrobiłem sobie jakieś małe śniadanie, a następnie z ciepłą herbatką, skierowałem się do swojego pokoju. Położyłem się w łóżku biorąc przed tym laptopa, którego położyłem sobie na kolanach. Otworzyłem go, a w tym czasie odblokowałem telefon. Z nudów zacząłem przeglądać kontakty w telefonie. Natknąłem się na numer Dylana.. Moim pierwszym pomysłem było napisanie do niego. Ale po co? No właśnie. Nie mam żadnego powodu. Chociaż.. Korci.  Napisać? Nie na pisać? Kilknąłem obok jego numeru zieloną a'la skrzynkę.

Nowa wiadomość

Wpisz wiadomość

Pisać? A co jak się spyta po co pisałem? Mówił gdyby coś się działo mam pisać, tak? Tak. Ale mi się nudzi, więc co mi zależy? Znaczy.. A dobra! Tylko co napisać?

Hej, wiesz, tu Ad c;        Nie wysłano

Dobra, nie, może jednak ma podopiecznego jakiegoś teraz. Nie chce mu przeszkadzać.. Odstawiłem telefon na bok, próbując zapomnieć o tym co przed chwilą chciałem zrobić.

Z westchnieniem wpisałem jakiś jeden z filmów który kiedyś nie skończyłem oglądać. Okej. To Czeka mnie długi czas.

***

Czwartek

Nie byłem w szkole. Ani wczoraj, ani dzisiaj. Rodzice załatwiają mi wypis ze szkoły i przejście do jakieś normalnej. Prawdopodobnie nie będę chodził przez kolejne dwa tygodnie do szkoły, gdyż za nie są ferie, a później kolejne półrocze, więc bardziej opłaca mi się zacząć wszystko od nowego połrocza. Na szczęscie mam mniej więcej wszystko pozdawane, nawet gdzieniegdzie jestem do przodu, więc myślę że nie będzie tak trudno.

Ogólnie, jest już dziesięc po tej pieprzonej osiemnastej, a nadal go nie ma.. Dlaczego mi tak zależy? Boże, ja chce żeby psycholog do mnie przyszedł! Trzeba to zapisać w kalendarzu! Chociaż... Wróć.. Może mi nie chodzi o jego zwód? Może mi chodzi o jego osobę? Dobrze. Nie wgłębiajmy się w te tematy. Może lepiej nie. A więc, jest już trochę po tej osiemnastej, jego nie ma. Rodziców tez, ale oni znowu mnie informowali że ich nie będzie tym razem, grubo w nocy wrócą, a jutro? Jutro jadą gdzieś do przyjaciół i wrócą pewnie w niedzielę. Cóż za pięknie zapowiadający się weekend.

Oho! Dzwonek do drzwi!

Wstałem z kanapy stojącej w salonie, kierując się do drzwi, które prowadzą na zewnątrzą. Otwarłem je i znowu zobaczyłem tego, oczarowywującego, blondyna. 

- Hej.. - mruknąłem otwierając szerzej drzwi, spuszczając wzrok, ponieważ gdy widzi się taki obrazek przed sobą.. WAIT. Mnie przypadkiem coś nie pojebało?

- Dobry wieczór? - zaśmiał się cicho blondyn, wchodząc do środka, zdejmując kurtkę i buty.

- Rodziców dzisiaj nie ma. - zacząłem idąc w stronę salonu, na co dostałem zdziwione spojrzenie. No co? Czyżby się zdziwił że wychodzę poza swoje terytoria?

- Okej. - skinął głową. - gdzie idziemy? - spytał nadal mając zdziwione spojrzenie.

- salon. - wzruszyłem ramionami, siadając na jasnej kanapie i od razu się na niej kładąc.

- A ja mam siedzieć na podłodze? - zaśmiał się opierając się z tyłu sofy i lekko pochylając się nade mną.

- Ja myślałem że kanapa jest wygodniejsza. - prychnąłem a na moje usta wpłyną nie mały uśmieszek.

Blondyn również prychnął, obchodząc kanape i podnosząc moją głowę na co momentalnie otworzyłem zamknięte oczy, które przymnknąłem w momencie położenia się. Usiadł w tym miejscu, kładąc sobie moją głowę na swoich udach. Momentalnie moje policzki oblały się rumieńcem, na co usłyszałem chichot że strony starszego. Cholera! Zagryzłem kawałek wargi obracając się bokiem w strone włączonego telewizora, na którym aktualnie leciała powtórka jakiejś telenoweli. Położył dłoń na moim prawym policzku, gładząc go. Na to, poczułem mocniejsze pieczenie na twarzy. Nad sobą usłyszałem ponownie cichy chichot. Wtuliłem drugi policzek w jego udo, czując jak ten przeczesuje palcami moje włosy.

Siedzieliśmy tak, przez kilka kolejnych minut, dopóki nie usłyszelismy grzmotu burzy. Na to, momentalnie się spiąłem, siadając obok blondyna. Czy to aż takie złe że boję się burzy? Chłopak się boi burzy, coś nowego.

- Co jest? - spytał starszy odwracając głowę w moją stronę.

- Umm... Wiesz.. Burza.. Grzmot.. - co słowo to zniżałem ton. No cóż, trochę niezręczny temat..

- Boisz się burzy?

- Mhm..

Chłopak delikatnie uniósł kącik ust. Co on sie szczerzy?! Czy to jest takie śmieszne? To nie jest śmieszne! To jest wstydliwe..
Kiedy nastał kolejny głośny grzmot, pisnąłem, przytulając do siebie kolana. Boże, czemu zawsze musi mi się przypominać to związane z burzą? Skuliłem głowę kładąc ją na kolanach.

- Ej, jest okej, nic się nie dzieje tak? - powiedział chłopak, obracając mnie przodem do siebie i obejmując ramionami.
Skinąłem prawie niezauwazalnie głową.
- Nie chciałbym Cię niepokoić ale ma tak być przez najbliższe dni.. - dokończył praktycznie mówiąc szeptem.

- J.. Jak to?! - pisnąłem odsuwając się na drugi koniec sofy.
Blondyn zaśmiał się cicho widząc moją reakcje. Boże, czy to musi takie być? Dlaczego muszę się bać tej pieprzonej pogody!
Pokręcił głową z niedowierzaniem z nadal wymalowanym na twarz uśmieszkiem.

- Jeśli się aż tak boisz to mogę z Tobą zostać, aż to się nie uspokoi.. - mruknął nadal z wyraźnym zacieszem na twarzy.

Spojrzałem na niego, a na moje policzki wpłynął rumieniec.

Ohayo!

Dzisiaj 1150 słów! Jestem dumna z siebie ♠

Okay, mam nadzieję że oky, więc sayonara! ✅

See you to next level! ♥

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top