2.


Minął kolejny dzień, a Five-0 nie ma żadnego nowego śladu w sprawie seryjnego. To, że nie ma nowych ofiar to dobrze, ale i brak ich zwiastuje coś niedobrego. Bez kolejnego ruchu mordercy, nie ruszą dalej ze śledztwem, a najgorsze jest to wyczekiwanie. Steve i Danny prawie nie wychodzą z gabinetów, przeglądając stare sprawy i wszystkich seryjnych morderców z całej Ameryki. Może któryś z nich ma naśladowców, albo przynajmniej ten psychopata inspiruje się którymś. To było by już coś. W dobie internetu i powszechnego chwalenia się wszystkim istniała duża szansa, że gdzieś odbił się ślad po psychopacie. Rankiem, zaraz po tym jak Chin pojechał pod siedzibę Five-0, odebrał telefon od sąsiadki.

- Panie Kelly. Jakiś mężczyzna kręcił się obok Pana samochodu, a potem wszedł do domu. - mówi szeptem kobieta. Pani Holu zawsze miała na oku jego dom, kiedy wyjeżdżał. Była bardzo miłą starszą panią, chociaż trochę wścibską. Chin bez namysłu zapalił swój motocykl i ruszył z powrotem w kierunku domu.


Danny miał dość. Kolejny trop szedł w las. Przetarł zmęczoną twarz dłonią, przez szybę widzi jak Steve przegląda kolejne pliki na komputerze. Wyglądał jakby miał za chwilę zemleć. Blady, sine cienie pod oczami widać było z kilometra. Odkąd zaczęła się ta sprawa prawie nie pije, o jedzeniu w ogóle nie chce słyszeć. Danny nie mógł dłużej patrzeć jak jego przyjaciela wykańcza się. Zdeterminowany postanowił mu przemówić do rozumu. Dziś nie odpuści, nawet gdyby miał go siłą wyciągnąć do domu.

- Steve. - wszedł do gabinetu bez pukania - Wystarczy! Zbieramy się do domu. Zaraz będzie tutaj Chin i Kono, dokończą za nas. - Steve nie zareagował, dalej grzebał w komputerze, jakby Dannyego w ogóle nie było w jego gabinecie - Steven McGarrett mnie słyszy? Ziemia do Steva. - przyjaciel dalej go ignorował. To było coś, czego często doświadczał będąc partnerem komandora. Jednak bywały dni, gdy nie mógł na takie traktowanie mu pozwolić. Zdenerwowany zamyka mu laptop. - Spójrz na mnie! - krzyknął, niechętnie Steve podniósł głowę. Patrzył prosto w oczy partnera i ogarnął go wielki żal. Łzy napłynęły mu do oczu i w końcu wyrzucił z siebie uczucia.

- W życiu nie czułem się tak bezsilny. Ten typ wodzi nas za nos. Śmieje się, a ja nie mogę nic zrobić. - widok załamanego przyjaciela zmiękczył Danno. Wiedział co czuje jego partner. Czuł się podobnie.

- Wiem. - Danno podszedł do partnera i przytulił go tak mocno, jak tylko się da. Steve nie potrafi przegrywać, jest żołnierzem, który zawsze musi odnosić sukcesy. Nie może odpuścić, dopóki nie doczeka się sprawiedliwości. Natomiast Danny? Jest detektywem przyzwyczajonym do porażek i konsekwencji związanych z nimi. Nie był nadmiernie ambitny, jak jego przyjaciel - Złapiemy go, ale najpierw musisz się wyspać. Taki... - wskazał na zmęczonego McGarretta -  ...jesteś bezużyteczny. Steve skapitulował. Zebrał swoje rzeczy i wyszedł z przyjacielem. Jest jeden plus tego, że Steve jest zmęczony. Danno w końcu może poprowadzić swój samochód. Podjechał pod jego dom i dla pewności odprowadził go do środka.

- Idź wsiąść prysznic, a ja zamówię ci coś do jedzenia. - polecił Danny.

- Wszystko byle nie pizzę. - upomniał przyjaciela Steve - Coś chińskiego albo włoskiego. - dodał wchodząc pod schody.

- Pizza jest z Włoch. - zadrwił Danny.


Po pół godziny do domu dostarczone zostało jedzenie. Steve dopiero co zasnął, więc Danny nie miał zamiaru go budzić. Zostawił jedzenie i sam zamierzał pojechać do domu odpocząć. Nagle na stoliku odezwała się komórka Komandora. Williams odebrał ją szybko.

- Komandorze... 

- Z tej strony Detektyw Williams.- przedstawił się rozmówcy -  Coś się stało?

- Detektywie dostaliśmy informacje, że w domu porucznika Kelly doszło do strzelaniny. Wysłaliśmy tam już patrol. - wyznał mundurowy. Detektyw nie budząc przyjaciela wyszedł, zamykając za sobą drzwi. Wiedział że jeśli cos się stało i tak będzie musiał zawiadomić komandora. Ale na razie niech odpoczywa. Wsiadł w Camaro i ruszył, pełen obaw, w kierunku domu China. 

Na miejscu pracowali już policyjni i technicy. Czas przekonać się czy czarne myśli spełnią się. Zanim Danno zdążył wejść na ganek domu, zza pleców dobiegło go wołanie znajomego głosu. Chin właśnie opuścił karetkę i zmierzał w jego stronę. Z ulgą Danny podszedł do przyjaciela.

- Nic ci nie jest? - Chin wygadał na całego, ale na dłoniach i koszuli widać było ślady krwi.

- Jest okey! - uspokoił go - Był tutaj! -wyznał porucznik - Zaszedł mnie od tyłu, uderzył, a potem chciał związać. Przywiózł ze sobą dwa ciała, chyba chciał je tu zostawić. - bez względu na to, jak straszne wydawało się to, co mówił, Chin był bardzo spokojny.

- Dom był pusty? Gdzie Sara?

- Jest u Adama, zgodził się ją pilnować kiedy jestem w pracy. I całe szczęście, nie wiem co by było gdyby... - Danno powstrzymał China przed dalszym snuciem przypuszczeń. Wiedział, że gdyby chodziło o Grace albo Charliego czuł by się tak samo.

- Widziałeś go? 

- Nie jestem pewien. - odpowiada zmieszany - Widziałem postać, kiedy leżałem w kuchni, ale nic więcej. Na pewno był to mężczyzna. I... - wahał się czy powiedzieć o swoich domysłach - ...wydaje mi się jakbym znał skądś ten głos. - dodał.

- Skąd? - Chin tylko kiwa głową, że nie wie. Odpuścili sobie, ale Kelly wciąż w głowie starał się dopasować, głos do osoby. 

- Gdzie McGarrett? - wchodzili właśnie do domu, oglądając miejsce gdzie napadnięto porucznika. 

- Zostawiłem go w domu. Wyglądał jak żywy trup. - wyznał, martwił się wciąż stanem McGarretta i wszyscy to widzieli.

- Ty też nie wyglądasz za dobrze. - Chin czuł, że ta sprawa będzie ich kosztować więcej niż mogą sobie wyobrazić - Jedz do domu, zadzwoń do dzieci. Ja w tym czasie spróbuję przypomnieć sobie skąd znam ten głos. - Danno nie dyskutując, przystał na propozycje i zebrał się do wyjścia. 


Wszędzie krew. Kolor czerwony króluje ostatnio w życiu Steva. Na środku wielkiego pokoju leży kilka ciał. Wchodzi głębiej. Dopiero po chwili, gdy dobrze się przyjrzeć, widać kim są ofiary. Każde z nich to jedna wielka kula w sercu komandora. Jerry, Lou, Kono, Chin, Lynn, Grace, Catherine i ten którego widok boli najbardziej - Danny. Wizja martwego ciała przyjaciela powala go na kolana. Bezsilność, smutek, strach to się wtedy czuje. I choć wydaje się to nierealistyczne to niedługo może stać się prawdą...


Next :)


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top