Rozdział 6
W tym momencie nie znajdowałam się w sytuacji, w której mogę wydawać rozkazy. Moje ciało było obolałe, poranione i krwawiące. Powinnam już nie żyć, ale nie poddaję się. Milczę przez cały czas, z moich ust nie wydostaje się nawet najcichsze pisknięcie kiedy nóż przebija moją skórę. Ból rozpościera się po moich nerwach, aż do głowy. Podświadomość nakazuje mi wrzeszczeć i błagać o pomoc, ale rozsądek zakazuje. W duchu modlę się tylko o to, aby Gabriela była bezpieczna. Po tym jak powiedziałam Carlosowi jakie przezwisko nosił mój dawny ukochany, mężczyzna postanowił pokazać mi gdzie jest moje miejsce. Na szczęście rozkazał zabrać małą. Jednak musiałam mieć pecha i oczywiście moje dziecko zabrał jej ojciec. Tyler wydawał się zahipnotyzowany Gabi. Nie odrywał od niej spojrzenia. Mała próbowała się wyrywać i znowu podbiec do mnie, ale jego uścisk nie pozwolił jej na to. Za to jedno mu dziękuję.
Ona gdzieś tam jest. On z nią. Oni razem. Jak rodzina.
Moje rozmyślania przerywa Carlos, który najwyraźniej nie jest usatysfakcjonowany moim zachowaniem. A na co liczył? Że będę od razu wszystko mówić i błagać o życie? Jeśli tak to się przeliczył.
- Mów do cholery ! - wrzeszczał.
Moje milczenie zostało nagrodzone solidnym policzkiem i wbiciem noża w rękę. Zagryzłam jedynie wargę i zacisnęłam mocniej oczy.
- Skoro jesteś taka pomocna. To może spodoba ci się to, że moi pracownicy bardzo dawno nie mieli kobiety, co? Co o tym myślisz? Będziesz taka uczynna i im ulżysz? - pytał z ohydnym uśmieszkiem.
Od razu chciałam zetrzeć mu go z twarzy. Jednak nie miałam na to szans.
Wiedziałam, że spełni swoje groźby.
- A więc dobrze kochanie. Skoro tak chcesz się bawić. - zapowiedział i wyszedł.
Wzięłam głęboki wdech i od razu się skrzywiłam. Spojrzałam na moje ciało, a to co tam ujrzałam przechodziło ludzkie pojęcie. Krew. Wszędzie krew, siniaki, brud i zaczerwienienia.
Muszę przyznać, że Carlos dużo myślał nad swoimi torturami, albo po prostu wymyśla to na poczekaniu. To co robił mi przez ostatnie godziny, było cholernie bolesne, ale to, że bolało oznaczało, że żyję. Czyli zawsze jakiś plus. Jego ulubioną techniką było zadawanie ran nożem, albo ogniem. Nie wiem, które było gorsze. Można by pomyśleć, że ostrze, ale jak ktoś przykłada do twojego ochłodzonego specjalnie ciała rozgrzany do czerwoności pręt, to musisz się poważnie zastanowić.
On był pojebanym sukinsynem.
Nasłuchiwałam przez kolejne minuty czy nikt się nie zbliża. Nadzieja rosła we mnie z każdą sekundą. Jednak przeliczyłam się i zrozumiałam to po dwunastej minucie. Tak dwunastej.
Drzwi po mojej prawej stronie otworzyły się i weszło pięciu osiłków z głupkowatymi wyrazami twarzy. Najwyraźniej owi mężczyźni będą moimi oprawcami.
Zaczęli do mnie podchodzić. Liczyli na to, że się ugnę, ale ja dalej leżałam cicha i spokojna. Może nie do końca zrelaksowana, ale chyba nikt się nie dziwi.
- Cześć kochanie. - powiedział jeden z nich.
Postanowiłam nazwać go Brodaczem, nie muszę chyba wyjaśniać dlaczego.
- Słyszałem, że chcesz nam pomóc. - odezwał się kolejny.
On będzie zwał się Wąż, z powodu tatuażu na szyi.
Następny był Grzywa, Fiut i Rechot.
Jak jeden maż podeszli do mnie w idealnej synchronizacji i zaczęli ściągać ze mnie ciuchy, które pozostały na mnie. Szybko się z tym uwinęli. Jakby nie mogli się doczekać. Zapewne tak było.
Wczepiali we mnie palce. Zacisnęłam mocnej usta i oczy, aby nic nie widzieć i nie mówić. Odwiązali mnie i przewrócili na brzuch. Nie czekając na nic więcej jeden z nich wepchnął się we mnie jednym mocnym ruchem. Czułam jak łzy zbierają się pod moimi powiekami, ale zamrugałam oczami w celu pozbycia się ich. Minęło kilka długich minut zanim ze mnie wyszedł, ale tylko po to, aby zastąpił go kolega.
I tak działo się przez godziny. Cała piątka rozciągała mnie w każdy możliwy sposób jakby nie mogli się nacieszyć sytuację. Ja nic nie robiłam. Czekałam na moment kiedy przestaną. Nie miałam już siły. Coraz więcej krwi ze mnie wypływało. Rany z każdym ich ruchem otwierały się coraz bardziej. Oni nie bili delikatnie, ranili mnie również. Wiedziałam, że krwawię, również przez nich. Byli brutalni, nienasyceni i zdeterminowani, aby doprowadzić mnie do krzyku. Jednak ja się nigdy nie poddaję i przetrwam, także i to. Będzie to tylko kolejna rzecz na liście.
- Dobra chłopaki spadamy. - usłyszałam głos Fiuta.
Odgłosy zakładanych ubrań rozbrzmiewały po całym pomieszczeniu.
- Suka już nie będzie stawiała oporu, przekaż szefowi. - powiedział Wąż.
Cała piątka wybuchła śmiechem i wyszli w radosnym humorze.
Po ich zniknięciu próbowałam się podnieść, ale to nie było łatwe zadanie. Zacisnęłam mocno zęby i dźwignęłam się na nogi. Podeszłam powoli do drzwi i nacisnęłam klamkę. Otworzyły się od razu. Chyba nie liczyli na to, że będę miała siłę wstać i się wydostać.
Dokładnie zaczęłam się rozglądać po korytarzu, a gdy nikogo nie zauważyłam, wezbrałam wszystkie siły jakie miałam w sobie i zaczęłam szybciej się poruszać w głąb budynku. Nasłuchiwałam, aby odnaleźć Gabrielę. Modliłam się, aby nic jej nie było. Wiedziałam na szczęście, że Tyler się nią zaopiekuje.
Gdy miałam już wyjść za zakręt zderzyłam się z kimś. Przez potęgę tego wypadku upadłam na podłogę i już nie miałam mocy, aby się podnieść.
Moja głowa wystrzeliła w górę, aby spotkać oczy Tylera. Nie wiedziałam czy zacząć się śmiać ze szczęścia czy płakać.
- Haven? - szepnął.
- Co z Gabi? - udało mi się wykrztusić.
- Boże trzeba cię stąd zabrać zanim ktoś zacznie cię szukać. - powiedział i wziął mnie na ręce.
Skrzywiłam się przy kontakcie naszych ciał, ale nic po sobie nie pokazałam.
- Nic jej nie jest. Nie martw się. Boże jakim ja jestem dupkiem. Nie mogę patrzeć na to jak cie potraktowali. Gwiazdeczko to moja wina. Moja i tylko moja. Ale to za długa historia, aby ci ją teraz opowiadać. Dowiesz się wszystkiego jak już wydobrzejesz. Wydostanę was stąd przysięgam. - słyszałam jego słowa, jednak z każdym razem były coraz bardziej oddalone.
Poddawałam się. Próbowałam walczyć, aby moje oczy były otwarte, żeby żyć. Coś czułam, ze jak teraz zasnę to już się nie obudzę.
- Przepraszam. - wydobyłam z siebie to jedno słowo. Słowo, które mówiło wszystko.
To, że się poddaję. To, że mam dość. To, że jestem zmęczona. To, że nie starałam się tak bardzo go znaleźć. To, że wkopałam go w tą sytuację. To, że zostawiam go teraz samego. To, że opuszczam naszą córkę. Oraz to, że to już tylko jego problem.
- Nie! Nie możesz... - nie dokończył.
A może jednak skończył swoją wypowiedź. Nie wiem. Zamknęłam oczy.
+++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++
HEJ LUDZIE !
Bardzo przepraszam za moją długą nieobecność.
Szkoła dała mi mocno w kość.
Musiałam obronić się :P
Wiecie kończymy semestr za miesiąc i wszyscy nauczyciele dowalają nam sprawdzianami. :(
Nie miałam czasu, aby coś wstawić, ale skoro jest weekend to macie Haven <3
Nie było jej już dawno, więc mam nadzieję, że mnie nie zabijecie za to :P
Liczę na wasze komentarze.
Im dłuższe tym więcej weny :P
Chociaż liczę nawet na króciutkie, aby wiedzieć, że jesteście :P
DLATEGO DAWAJCIE GWIAZDKI, KOMENTARZE I PISZCIE JAK CHCECIE SIĘ CZEGOŚ DOWIEDZIEĆ :*
Pozdrawiam,
Klaudia :*
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top