Rozdział 19

Po wizycie tego Tylera zaczęłam się intensywnie zastanawiać. Skoro mnie zna, to czemu go nie pamiętam. Niby mamy razem dziecko, ale pustka dalej była w głowie. Mniej, więcej rozmyślanie na ten temat zajęło mi z piętnaście minut, a potem zrezygnowałam. Nie warto poświęcać więcej czasu wariatowi. Nie mogłam przecież zapomnieć własnego dziecka. Jego tak, ale córki, to nie możliwe.

- Świr. - powiedziałam na głos.

Postanowiłam odegnać negatywne myśli i powspominać szczęśliwe chwile. Lecz znowu stało się coś dziwnego. Nie miałam żadnych wspomnień. Co prawda mogłam odpowiedzieć kto jest prezydentem, albo jak nazywała się piosenkarka lat sześćdziesiątych. Lecz obojętnie co związane z moim życiem było czarną dziurą. Przeraziło mnie to, ale wzięłam głęboki wdech i się uspokoiłam.

Na pewno jest racjonalne wytłumaczenie tego zjawiska. Po prostu pijany jednorożec przypadkiem walnął mnie swoim tęczowym rogiem i tym sposobem powstały problemy z moją pamięcią. Tak to na pewno to. Boże co ja gadam.


- Muszę wstać. - powiedziała do siebie.

Już po chwili chwiałam się na nogach, ale jakimś sposobem udało mi się dobrnąć do drzwi. Gdy byłam już na korytarzy zaczęłam się rozglądać. Wszystko wyglądało tak sam, jak w innych szpitalach. Nudne kolory, plastikowe krzesła, automaty i oczywiście pacjenci. Jednak ja szukałam czegoś innego. Oczyma skanowałam przestrzeń.

Jest, pomyślałam.

Na końcu korytarza znajdowały się wielkie, szklane drzwi z napisem "Rzeczy". Oczywiście chodziło o osobiste przedmioty pacjentów. Udałam się w tamtym kierunku. Kiedy znajdowałam się już u wrót odwróciłam się w każdą stronę, aby upewnić się, że nikt mnie nie śledzi. Nie wiem czemu, ale sądziłam, że tak trzeba oraz, że to normalne. Powoli weszłam do środka i poszukałam jakichkolwiek ciuchów pasujących na mnie. Nie przejmowałam się modą, ani tym do kogo one należą.

Muszę wydostać się z tego miejsca jak najprędzej. Nienawidzę szpitali.

Ubrałam się i wyszłam z pomieszczenia jakby nigdy nic. Postanowiłam nie wyróżniać się, lecz ledwo stawiałam kolejne kroki, więc to nie było proste.

Ale w końcu mi się udało. Pierwsze co zrobiłam to poszłam do parku. Siedziałam tam przez długie godziny nie wykonując żadnych ruchów, tylko patrząc. Miałam zamknięte oczy i dlatego nie zauważyłam piłki lecącej w moją stronę. Oberwałam dość mocno w brzuch. Aż się zgięłam. Co prawda nie było to z całej siły, ale miałam tak delikatne ciało w tym momencie, że najlżejszy podmuch wiatru sprawiał mi ból.

Podniosłam jedną ręką piłkę, a drugą masowałam obolałe miejsce. Spojrzałam w górę i zauważyłam blond czuprynę zmierzającą w moją stronę.

Dziewczynka stanęła gwałtownie kilka metrów ode mnie i przyglądała mi się z szokiem malującym się na twarzy. Nagle w jej oczach wezbrały się łzy. Z jej ust wyszło jedno pojedyncze słowo.

- Mamusia? - szepnęła ledwo dosłyszalnie.

Przyglądałam się dziecku tak intensywnie, że aż rozbolały mnie oczy. Chciałabym być osobą, za którą mnie uważa, ale to nie możliwe.

Biedne dziecko, pewnie ją przypominam, pomyślałam.

- Nie Skarbie. To pomyłka. Masz piłeczkę. - odparłam delikatnie i podałam jej zabawkę.

Jednak mała nie wykonała żadnego ruchu w kierunku rzeczy. Tylko wybuchła donośnym płaczem. Szybko się pochyliłam i przytuliłam dziewczynkę.

- Cichutko Skarbie. Wszystko będzie dobrze. - powtarzałam. - Czyżbym powiedziała coś co cię zraniło? Jeśli tak, to przepraszam.

- Moja mamusia zawsze do mnie mówiła Skarbie. A ty ją bardzo przypominasz. Ona... Ona... - szlochało dziecko.

- Ćśśś... Spokojnie. Powiedz mi Skar... maleńka jak masz na imię? - zapytałam ścierając jej łzy z policzków.

- Gabriela.

Gabriela, pomyślałam. Skądś znałam to imię, ale nie mogłam sobie przypomnieć skąd.

- Dobrze Gabrielo. Jesteś tu sama?


Dziecko potaknęło głową, a ja westchnęłam.

- Okey. Posiedzę chwile z tobą i poczekam, aż się uspokoisz, dobrze? - paplałam.

- Tak. - szepnęła dziewczynka i mocniej się we mnie wtuliła.

Minęło z ł godziny, a my nie zmieniliśmy pozycji.

- Powinnam już iść. Tatuś będzie na mnie czekać. - usłyszałam.

- Och... No tak. To idź mała kobietko. Może cię odprowadzę, co?

- Nie trzeba i tak panią zatrzymałam. Przepraszam.

- Nic się nie stało Ska... kochanie. - wydusiłam.

- Może pani mówić do mnie Skarbie. Kiedy tak pani robi to wydaje mi się, że mamusia wróciła.

Łzy napłynęły mi do oczu. Ta mała dziewczynka przeszła ta wiele i dalej ma siłę walczyć. Wezmę z niej przykład.

- Dziękuję za ten zaszczyt. Pa.

- Do widzenia. - powiedziała i odbiegła.

Mała była już bardzo daleko ode mnie i postanowiłam udać się w dalszą drogę. Jeszcze nie wiedziałam dokąd, ale niedługo się dowiem.

- Jak się pani nazywa ! - usłyszałam krzyk z oddali.

Gabriela najwidoczniej zatrzymała się, ale ja już ledwo ją dostrzegałam.

- Haven ! - odkrzyknęłam.

Nie widziałam jednak szoku malującego się na pięknej twarzyczce dziecka. Poszłam dalej.



******************************************************

Hejka wszystkim :D

Oto kolejny rozdział :D

Hahaha Wiki łap dedyka za jednorożca :D

Na zdj u góry możecie zobaczyć Gabrielę :D

Trochę się zmieniła :D

Pozdrawiam,

Klaudia :*



Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top