Rozdział 14
Jechałam już od dwudziestu minut i coraz bliżej byłam bazy głównej. Moje ciało było całe spięte, myśli rozbiegane, a usta zaciśnięte w wąską linię. Nie uspokajało mnie nawet auto. W pracy jeździłam Lamborghini Concept S, był to wspaniały, szybki samochód, który idealnie się prowadził. Możliwe, że miałam na jego punkcie lekkiego bzika, ale na moją obronę zapytam, kto by nie miał. Od celu mojej podróży dzieliła mnie jedna przecznica. Po chwili na horyzoncie ukazał się wielki budynek z ogrodzeniem pod napięciem i z dziesiątkami strażników na zewnątrz i przy wjeździe. Zwolniłam przy bramie i czekałam, aż mnie zidentyfikują wartownicy i przepuszczą dalej. Cała inspekcja nie trwała długo, najwyżej minutę. Jak dla mnie o wiele za krótko. Kiwnęłam mężczyźnie, który pokazał, abym jechała i nacisnęłam gaz.
- To już teraz. - powiedziałam do siebie.
Z pod siedzenia wydobyłam pistolet, a dokładniej Bajkał MP 654K Makarov. Nie był co prawda jednym z najlżejszych z jakimi miałam styczność, ale najszybciej nim oddawałam strzały. Może mi się przydać. Mimo, że idę z własnej woli do Evana, nie poddam się bez walki. Nie z tego słynie Haven Evil. Jestem bezwzględna. Jestem twoim koszmarem. Jestem sobą.
Szybko zaparkowałam, a broń ukryłam za paskiem. Na wszelki wypadek wzięłam też nóż. Spojrzałam po raz ostatni w lusterko i posłałam sobie pokrzepiający uśmiech. Następnie wzięłam jeszcze jeden głęboki wdech, możliwe, że mój ostatni i wysiadałam. Od razu uderzyła we mnie fala zimna. Co nie jest dziwne, mieliśmy połowę grudnia. Za tydzień gwiazdka. Nie spędzę już jej z moją córką. Uważałam, że powrót Tylera to jedna z najgorszych rzeczy jaka może się stać. Jednak teraz zauważam, że może to była najlepsza sytuacja, jaka mi się dotychczas przydarzyła, oprócz narodzin Gabrieli.
Stawiałam krok za krokiem i nachodziły mnie dziwne myśli. Może każdy człowiek takie ma, gdy zbliża się do kresu swojego życia. Zastanawiałam się jakie to uczucie umierać. Czy czuje się zwalniające bicie serca. Jako zabójca wiele razy obserwowałam gasnące światło w oczach oraz zatrzymanie ruchu serca. Jednak nigdy nie obchodziło mnie, czy moja ofiara też ma tą świadomość. Jednak za kilka chwil się dowiem. Nie ma możliwości, abym wyszła z tego cało. Niestety nie zdołałam zrobić tak wielu rzeczy. Nigdy nie byłam nad morzem. Nigdy nie zabrałam Gabrieli w góry. Miałam długą listę tego co chcę zrobić przed śmiercią. Nigdy nie sądziłam, że ona nadejdzie tak szybko.
Nie wiadomo kiedy znalazłam się przed wejściem. Wzięłam wdech i popchnęłam drzwi. Cisza jaka panowała w środku, doprowadzała człowieka do szaleństwa. Udałam się prosto korytarzem i skręciłam na końcu w lewo. Przede mną rozciągał się hol i cztery pary wrót. Weszłam do trzecich i spojrzałam na dwunastu mężczyzn pilnujących biura Evana. Na ich twarzach widniały wszechwiedzące uśmiechy. Byłam najlepsza. Nie będę kłamała. Załatwiałam cel w nie więcej niż dzień. Moje wizyty tutaj ograniczały się do potwierdzenia zakończenia zadania i odebrania nagrody, oraz do wykonania wyroków. Żaden z wcześniej wspomnianych osobników nie spodziewa się, jak bardzo wszystko się zmieni w przeciągu kilku minut.
- Haven ! Jak miło cię widzieć. Szybka jesteś. - powiedział do mnie jeden z nich.
- No nie wiem czy dla mnie tak miło, ale niech będzie. Szef w środku? - zapytałam.
- Już została powiadomiony, że jesteś. Oczekuje ciebie. Właź. Może wyjdziemy gdzieś jak wrócisz?
- Nie sądzę Ryan. Ale dzięki za propozycje. Może gdybyś zadał to pytanie jeszcze z dwa tygodnie temu, to bym się zgodziła.
- No nie gadaj ! Masz kogoś ? - zapytał.
Dwanaście par oczy skierowały się prosto na mnie.
- Można tak powiedzieć. - wyrzuciłam z siebie.
- No nie trzymaj nas w niepewności. Kto cię usidlił? Will?
- No co ty. To przyjaciel. Powiedzmy, że mój były wrócił i sytuacja się skomplikowała.
- Oho... Powodzenia Aven...
- Dzięki, przyda się teraz.
Ryan otworzył dla mnie drzwi i mnie przepuścił, następnie on i kilku strażników weszło kilka kroków za mną i ustawiło się pod ścianą.
- Haven... Jaka miła niespodzianka. Tak szybko? - zapytał Evan.
Siedział dokładnie naprzeciwko mnie przy biurku.
- Nie. - odparłam po krótkiej chwili milczenia.
- To czemu tu jesteś? Potrzebujesz broni?
-Nie.
- No to słucham.
Wzięłam głęboki wdech i zaczęłam mówić. Poważnie i bez strachu.
- Odmawiam zdezintegrowania celu.
Cisza jaka nastała po moim oświadczeniu była przerażająca. Wszyscy w pomieszczeniu wiedzieli co oznacza zdanie, które wypowiedziałam. Znali konsekwencje, ja również.
- Wiesz na co się piszesz? - zapytał spokojnie Evan po chwili.
Spojrzałam mu w oczy bez wahania.
- Tak.
- Jesteś pewna?
- Tak.
- Dlaczego?
- Nie musisz znać powodu. Nigdy jakoś wcześniej o nie, nie pytałeś. A ja nie mam obowiązku na to pytanie odpowiadać. Po prostu nie. I znasz zasady. Ja podejmuję się kary, a cel nie będzie już ścigany. Nikt nie ma prawa go zdjąć, ani zaatakować i nic podobnego. - odparłam.
Byłam dobrze przygotowana. Znałam swoje przywileje. Można mnie nazwać samobójczynią. Przyszłam na własną egzekucję.
- Czemu tu jesteś? - zapytał.
- Aby zgłosić ci, że nie podejmuję się wykonania zadania i poniosę wszelkie konsekwencje. W zamian nic się nie stanie pierwszemu celowi. - mówiłam.
- To zrozumiałem. I odnotowałem. Poniesiesz karę jaka odpowiada wysokości zadania, czyli piąty stopień. A co z Gabrielą? Zostawisz ją samą?
Śmierć, pomyślałam.
- Tak, rozumiem. I Gabi nigdy nie będzie sama.
- Dobrze. Jednak chcę wiedzieć czemu go oszczędzasz. Jest prawą ręką Carlosa. Teraz możesz już chyba powiedzieć, nic mu nie zrobimy. Oddajesz się za niego.
Pomyślałam przez chwilę, czy w ogóle powinnam wyjawić swój sekret. Jednak nic mnie już nie zatrzymuje przed trzymaniem tego w tajemnicy. On i Gabriela są bezpieczni. Na zawsze.
- Znam go. - odparłam.
- Zwróciłaś się przeciwko mnie? Dokonałaś zdrady?
- Nie. Tyler jest... - zacięłam się. - Tyler jest ojcem Gabrieli.
Powiedziałam to. Udało się. Mina Evana była bezcenna. Zapamiętam ją sobie. Szok widniejący na jego twarzy przyprawił mnie o uśmiech. Prawdopodobnie ostatni w moim życiu.
- Czy ty mi właśnie powiedziałaś, że Tyler Black, prawa ręka Carlosa, naszego największego wroga, jest ojcem małej Gabrieli?
- Tak. - odpowiedziałam.
- A więc dobrze. Ryan zabierz Haven do piwnicy. Za dwie godziny odbędzie się jej egzekucja. - warknął Evan.
Ryan wziął mnie pod rękę i wyprowadził z pomieszczenia.
- Jak mówiłaś, ze sprawa jest skomplikowana, to nie sądziłem, że aż tak bardzo. Przykro mi. - przemówił po chwili mężczyzna.
- A mnie nie. Teraz już wszystko się ułoży. - szepnęłam.
****************************************************************
No to macie kolejny rozdział :D
KOMENTUJCIE !
GWIAZDKUJCIE !
Pozdrawiam,
Klaudia :*
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top