Rozdział 13
Moje całe życie jest ciągle pod górkę, kiedy nadejdzie moment, gdy będę mogła odetchnąć? Nie proszę o tak dużo. Chwilę wytchnienia.
Długo czekałam na czas, aż będę mogła zerwać ze światem przestępczym, a jak już to nadeszło... Po prostu załamanie. Czemu nie może zginąć ktoś inny? Czemu on? Te pytania nie dawały mi spokoju, a ja nic nie mogłam na to poradzić, że czuję coraz większy smutek ogarniający moją psychikę.
Jak ktoś normalny mógłby znieść myśl, że zabił rodzica swojego dziecka. Gabriela by mnie znienawidziła, ja zresztą sama siebie również. Tyler kochałam i chyba kocham, jednak nie mogę tak po prostu zostawić cel, który obrałam sobie w życiu. A tym celem było zdobycie świetlanej przyszłości dla Gabi. Moja córeczka tak bardzo uwielbia ojca. Muszę zrezygnować. Nie ma innego wyjścia, jednak z tym wiążą się konsekwencje, których mogę nie przetrwać.
- Czemu ja? - jęknęłam.
- Bo nie ja. - odparł głos za mną.
Zamaszystym ruchem odwróciłam się i rzuciłam pierwszą rzeczą jaką miałam pod ręką. Niechcący trafiłam Willa zszywaczem prosto w czoło. Prędko podbiegłam do niego, aby upewnić się, że nic mu nie jest.
- Boże... Co ty do cholery robisz? Chcesz mnie przyprawić o zawał serca?! Jak tu wszedłeś idioto? - zapytałam prędko i uderzyłam go w ramię.
- Kurwa... Nie bij mnie już. Zrozumiałem... Oknem.
- Czemu oknem do diabła?
- Bo nie drzwiami... Głupie pytanie.
Spojrzałam na niego z byka i nie wiedziałam czy się śmiać czy płakać, gdy widziałam jak rozciera czoło.
- Co ty tu robisz? - zapytałam.
- Chodzi o zadanie... Widziałaś...
Nie dane mu było dokończyć, bo nakazałam ręką milczenie.
- Tak, widziałam. Nic z tym nie robię. - odparłam spokojnie.
- Jak to, ale Evan kazał to zrobić.
- Wiem, ale nie mogę. Chyba nie sądzisz, że go zabiję? - spojrzałam na niego oburzona.
- Nie, ale myślałaś o konsekwencjach?
- Tak i się ich podejmę.
- Haven nie wiem czy to jest dobre.
- Jest dobre. Nie martw się. Pomożesz Tylerowi zająć się Gabrielą, prawda?
- Haven... - westchnął.
- Pomożesz?
- Tak.
- Dziękuję. Do samego końca będziesz moim przyjacielem. - powiedziałam.
- Czy tylko mnie to brzmi jak pożegnanie? - zaśmiał się niewesoło Will.
Posłałam mu podnoszący na duchu uśmiech i zaczęłam się zbierać. Evan nienawidził jak, któryś z jego ludzi nie wypełniał zadania mu powierzonego. Zazwyczaj ta osoba zostawała zdjęta tego samego dnia co odmówiła. Nie ważne było czy był rodzina, przyjacielem, znajomym czy obcym musiał zginąć, albo cierpieć katusze. Zabicie Tylera było oznaczone pięcioma orłami, czyli największą ważnością. Kara była wymierzana odpowiednio co do przydziału.
Jeden orzeł - kara zamiany.
Dwa orły - kara pieniężna.
Trzy orły - kara zamknięcia.
Cztery orły - kara cielesna.
Pięć orłów - kara śmierci.
Jako, że to zadanie było oznaczone, aż piątką wiem czego mogę się spodziewać. Zazwyczaj to ja wykonywałam te kary, lecz tym razem ktoś będzie musiał mnie zastąpić.
- Bo to jest prawdopodobnie pożegnanie. - szepnęłam w przestrzeń.
Poszłam w kierunku mojej sypialni, gdzie aktualnie spała Gabi z ojcem. Był to wspaniały widok, jeden z tych, których ludzie zapamiętują do końca swych dni. Mój kres niestety niedługo nadejdzie. Najlepiej i tak pójść samemu do Evana to śmierć będzie szybka i bezbolesna. Zbliżyłam się cichutko do dwóch najważniejszych osób w moim życiu.
- Mimo, że nie powiedziałam ci, że ci wybaczam. Wiedz, że to zrobiłam. Dalej cię kocham i będę kochała nawet jak mnie już tu nie będzie. Zajmij się proszę naszą córką. Musi być bezpieczna. Robię to dla was. Tak bardzo mi zależy, aby wam nic się nie stało. Nie pozwól, aby ktoś zniweczył moje poświęcenie. Będę na was patrzeć i was strzec jak tylko mogę. - szepnęłam.
Schyliłam się nad ich głowami i każdego pocałowałam w czoło. Przyglądałam się im jeszcze przez moment i odeszłam. Gdybym stała tam chodź przez sekundę dłużej nie odeszłabym.
- Żegnajcie. Kocham was.
*************************************************************
No i oto kolejny rozdział Haven !
Liczę, że ktoś jeszcze to czyta :D
Pozostawcie po sb ślady :D
Pozdrawiam,
Klaudia :*
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top