Epilog


W końcu po takim długim czasie jestem szczęśliwa. Mam przy sobie mężczyznę, który mnie kocha i córeczkę, a za kilka chwil nasza rodzina powiększy się o kolejną dwójkę. Spoglądam przez okno i obserwuję jak mój mąż bawi się z dziesięcioletnią Gabrielą. Dwa lata temu, gdy stałam w tej kuchni i oczekiwałam na przyjście mojego Skarbka, nie denerwowałam się tak jak teraz. Delikatnie gładzę swój brzuch, aby przeciągnąć ten moment jak najdłużej.

- Maluszki, proszę poczekajcie jeszcze trochę, dobrze? - szeptałam.

Nagle jedno z dzieci mocno mnie kopnęło. Wypuściłam krótkie westchnienie i złapałam się blatu.  Od rana ta dwójka nie dawała mi spokoju. Dzień rozpoczął się od natarczywych ruchów i wierzgań, a do tego wszystkiego Gabriela ma dziś występ w szkole z okazji dnia matki. Chciałam tak bardzo na nim być, że nie pokazywałam po sobie, mojego złego samopoczucia. Każdy skurcz doskonale maskowałam, uśmiechałam się i robiłam wszystko, aby tylko wytrzymać do końca dnia. Termin porodu miałam dopiero na koniec czerwca. Więc bardzo denerwowałam się tymi drobnymi niedogodnościami. Nie chciałam, żeby moje dzieci urodziły się przedwcześnie. Bałam się, że jeśli tak będzie, to będą miały problemy zdrowotne.

- Haven ! Popatrz! - usłyszałam krzyk Tylera.


Zerknęłam na ogródek, aby zobaczyć, jak mój mąż macha do mnie z domku na drzewie. Od dwóch miesięcy męczył się nad tym budynkiem, aby uszczęśliwić naszą córkę. Widać, że się postarał. Każda minuta wolna, gdy wręcz odganiałam go od siebie była zajęta dokonywaniem poprawek i szczegółów. Gabi zażyczyła sobie, aby domek był uniwersalny. Dla chłopczyka i dziewczynki.

Trzy miesiące temu na badaniach USG odmówiliśmy dowiedzenia się płci dzieci. Chcieliśmy mieć niespodziankę, ale Gabrieli się to niezbyt spodobało. Bardzo chciał wiedzieć, czy będzie miała swoje wymarzone siostrzyczki, albo chociaż jedną.  Tak bardzo nas tamtym stwierdzeniem rozbawiła, że Tyler przez tydzień to wypominał, a ja zawsze się z tego śmiałam. Teraz mówi, że chciałaby mieć siostrę, ale za kilka lat, błagałaby o możliwość jej zniknięcia. A wtedy będzie już za późno.

A zmieniając temat. Wszystko tylko, żeby nie myśleć o porodzie. Moja mama jest dla mnie wielkim wsparciem. Mimo cienia leżącego na naszej przeszłości, bardzo dobrze się dogadaliśmy. Jest dla mnie opoką, której nigdy  w niej nie miałam. Z drugiej strony, dalej mam jej za złe to co się stało, tylko tego nie okazuję. Wcieliła się w idealną babcię i za to jestem jej wdzięczna.

- Kurwa. - warknęłam cicho i złapałam się mocno za brzuch. - Nie teraz, proszę.

Jednak mój najgorszy scenariusz właśnie się spełnił. Odeszły mi wody. Próbowałam uspokoić oddech, aby za bardzo nie denerwować Tylera.

- Kochanie ?! - zawołałam spokojnie.

Mężczyzna odwrócił się w moją stronę z uśmiechem na ustach. Akurat siedział pod drzewem i bawił się z Gabi.

- Tak? - zapytał patrząc mi w oczy.

- Um... Mógłbyś coś dla mnie zrobić? Ale nie panikuj, dobrze?

Tyler zmarszczył brwi ze zdenerwowania i pomału zaczął się podnosić.

- Oczywiście, ale co?

- Zadzwoń po karetkę, wody mi odeszły. - powiedziałam jednym tchem.

Przyglądałam się jak wszelkie kolory  i cały uśmiech odpływają mu z twarzy, a zamiast tego  pojawia się wyraz przerażenia i szoku.

- Już?! Teraz?! - krzyczał.

Pokiwałam mu głową i wzięłam kolejny głęboki wdech, gdy naszedł mnie kolejny skurcz.

- Mógłbyś się pośpieszyć?

- O Boże. Dzieci się rodzą... DZIECI SIĘ RODZĄ!

Wbiegł szybko do domu i złapał za komórkę. Nie minęło dziesięć minut, a mnie zabrała karetką i pojechaliśmy na porodówkę.

Wszystko trwało, jakby wieczność, mimo, że to było tylko jedenaście godzin. Przez ten cały czas wrzeszczałam na przemian na Tylera, wyzywałam go od najgorszych i wyrzucałam z siebie przekleństwa z prędkością karabinu maszynowego. A mówię wam to cholerstwo jest szybkie. Po wszystkim opadłam z wyczerpania. Moje całe ciało krzyczało ze zmęczenia, a ja tylko czekałam, aż lekarz powie, że z dziećmi wszystko dobrze.

- Państwo River. Macie idealne i zdrowe bliźnięta. Mają wszystkie paluszki, krzyczą w niebo głosy i domagają się waszej uwagi. I życzę powodzenia. Tacy chłopcy będą sprawiać problemy.

- Chłopcy. - szepnął Tyler i mnie przytulił.

W oczach wezbrały mi się łzy i chciałam się ich pozbyć, ale zrezygnowałam. To była za piękna chwila, aby hamować uczucia.

- Leo i Noah. - powiedziałam.

- Tak. - odparł z uśmiechem mój mąż.

Była to najszczęśliwsza chwila w moim życiu. Miałam już całą rodzinę. Mojego męża i wspaniałą trójkę dzieci.


****************************************************************************

Hejka kochani <3

To już koniec historii Haven <3

Bardzo Wam wszystkim dziękuję, że byliście przy mnie przez te tygodnie, podczas pisania tej książki. Jest to jedno z moich dzieci i oczywiście trudno mi si z nią rozstać, ale nie można wszystkiego ciągnąć w nieskończoność.

Dziękuję za każdą gwiazdkę, którą nagrodziliście rozdział :*

Za każdy komentarz, który był dla mnie motywacją.

I po prostu za wspaniałe słowa.

Najbardziej dziękuję osobą, które były ze mną od samego początku, do końca.

Wiecie ile się namęczyła, ale praca chyba nie poszła na marne.

Chciałabym również, abyście napisali kilka słów po epilogiem <3

Do zobaczenia w kolejnej części i innych moich książkach <3

Pozdrawiam,

Klaudia :*


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top