trzydzieści trzy


♥ Rozdział dedykuję wszystkim czytelnikom ♥



Faye ostrożnie wykręciła się z uścisku Harry'ego i cofnęła się. Stała w ciszy i patrzyła na Harry'ego, jej oddech co jakiś czas przerywany był przez szloch. Chłopak również się nie ruszał, jedynie patrzył się na nią swoimi zielonymi oczami.

Faye nie wiedziała, co myśleć. Próbował sprawić, by Harry się przed nią otworzył przez wieczność, a kiedy to on przejął inicjatywę, całe jej ciało zaprotestowało. Gdy po raz pierwszy ujrzała jego zielone oczy, przepełnił ją triumf i zapomniała o tym, co wydarzyło się wcześniej tego dnia. Wspomnienie tego, jak w ciągu kilku sekund Harry przeszedł od rozmowy o wzajemnej i tak wielkiej miłości Romea i Julii, że woleli umrzeć niż nie być razem do próby zabicia jej dowodziła, jak naprawdę był niestabilny. O wiele bardziej niż Faye przypuszczała na początku. Jednak, jak stabilna była ona sama?

Odgłos drapania dotarł do uszu Faye w tym samym momencie, w którym zimna fala powietrza zamieniła jej krew w żyłach w lód. Jej uwaga została natychmiastowo odwrócona od Harry'ego. Przechyliła głowę na bok, jej oczy rozszerzyły się, a jej serce zaczęło mocniej bić. Ciemna sylwetka człowieka bez twarzy pokonała ostatni stopień schodów. Tym razem jednak coś się w nim zmieniło, coś, co czyniło go bardziej przerażającym. Nie byłą to otaczająca go ciemność, ale nieprzyjemny uśmiech na jego twarzy. Faye nie była pewna, ale wydawało jej się, że już wcześniej widziała i obawiała się jego uśmiechu.

- Faye - powiedział jakiś głos, ale był tak odległy, że Faye czuła, jakby ktoś wypchał jej głowę bawełną. Każda komórka w jej ciele była przyciągana do ciemnej postaci, która uśmiechała się wówczas z drugiej strony holu, mimo że jej ciemność przepełniała ciało Faye, wywołując ból. Czuła  wewnątrz siebie uczucie szarpania, jakby coś się skradało i rozrywało jej żyły i kończyny.

Zanim się spostrzegła, stała w odległości mniejszej niż dwie stopy od człowieka bez twarzy i gapiła się w ciemność, tam gdzie powinny być jego oczy i, nawet jeśli ich nie miał, Faye czuła, jak ten człowiek patrzył się na nią. W tamtym momencie wnętrze jej ciała tak bardzo cierpiało, ze musiała przygryźć wargę, żeby powstrzyma krzyk, a ręką podeprzeć się i uratować od upadku. Koniec końców, ciemność wewnątrz niej ważyła więcej niż ołów i sprawiła, że Faye gwałtownie upadła na podłogę, jej górna część ciała opierała się o ścianę.

Faye wróciła spojrzeniem do ciemnej postaci, która już się nie uśmiechała. Zamiast tego jej śmiech wypełnił przestrzeń wokół. Był okrutny i przeniknął przez czaszkę Faye, odbijając się w środku echem. Faye zakryła rękami uszy i zacisnęła oczy, ale śmiech tego człowieka wciąż powracała do jej głowy.  W pewnym momencie Faye nie mogła już tego znieść i krzyknęła. Krzyczała aż zaczęły boleć ją płuca, lecz nie przestała. Krzyczała aż straciła oddech, ale nie przestała. Krzyczała aż poczuła, że każda część jej ciała została pochłonięta przez ciemność, ale też nie przestała.

Nie wiedziała, ile to trwało; kiedy ktoś ją podniósł, wydawało jej się że nieskończoność wieczności. Czułą się słaba, gotowa, by znowu upaść, a jej całe ciało się trzęsło.

- Faye - powiedział ktoś - spójrz na mnie.

Faye powoli odsunęła ręce od uszu i otworzyła. Ze zbolałym wyrazem twarzy stał przed nią Harry.

- To wszystko moja wina - wyszeptał i odwrócił wzrok - Wszystko moja wina. Przepraszam.

- Czy... widziałeś go? Tego człowieka? - odezwała się cicho Faye.

- Człowieka? - spytał Harry.

- Mhm - mruknęła Faye i otaksowała wzrokiem hol, jednak nikogo w nim nie było poza nią i Harry'm. Osłabiona minęła Harry'ego, i podpierając się ściany ruszyła powoli wzdłuż holu. Serce biło jej w piersi nadzwyczaj wolno, niemalże za wolno.

Wtoczyła się do swojej sypialni; jej nogi było wystarczjąco silne, aby doprowadzić ją do łóżka, na którym usiadła. Ledwie mogła złapać oddech, a zobaczyła coś w lustrze. Początkowo myślała, że sobie coś wyobraża, ale nieważne, ile razy mrugała lustrzane odbicie nie chciało się zmienić. Wciąż pozostawało takie samo.

Zmusiła swoje ciało do przejścia przez pokój, po czym pozwoliła opaść mu na podłogę przed lustrem. Przez chwilę gapiła się na swoje odbicie, zanim uniosła dłoń do policzka, dotykając gęstej, karmazynowej cieczy, która torowała sobie drogę z jej oczu wzdłuż policzków. Potem ujrzała coś jeszcze i odsunęła włosy od uszu. To samo, co działo się z jej oczami, obejmowało również jej uszy, pozostawiając po obu stronach jej szyi krwawe ślady.

Faye puściła włosy, które zakryły krew z jej uszu i po prostu siedziała, patrząc na swoje odbicie. Krew na policzkach sprawiła, że jej skóra zaczęła wyglądać bladziej i po raz pierwszy Faye pomyślała, że wygląda jak potwór.

- Co się ze mną dzieje? - wyszeptała i ukryła twarz w dłoniach.


-------------------------------------------------

No właśnie, co się dzieje z Faye? :(

Cześć, kochani :)

Spięłam tyłek i przetłumaczyłam ten rozdział (w końcu). By the way, też u Was taka piękna pogoda? Jestem zachwycona, zwłaszcza, że kończę dzisiaj 18 lat (ehh taka stara) i bałam się, że będzie brzydko. A tu niespodzianka!

Życzę Wam miłego dnia, jeszcze więcej pięknej pogody i częstszych rozdziałów, bo jestem okropnie niesystematyczną tłumaczką (przepraszam).

Pozdrawiam,

Nina xoxo


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top

Tags: #fanfiction