siedem
Harry mógł czuć puls dziewczyny w jej nadgarstku, gdy dalej przykładała rękę do jego policzka. Mógł czuć jej krew płynącą z serca, poprzez żyły i do opuszek palców. Nie był równy, jej puls. On pędził. Panika. Strach. Mógł to czuć. Mógł czuć uczucia dziewczyny, kiedy jej krew poruszała się pod jej skórą.
Harry przesunął spojrzenie na bladą, źle wyglądającą twarz dziewczyny. Z oczami czy bez nich, nie było żadnej różnicy w jego wzroku. Wciąż mógł widzieć każde małe detale jej twarzy. Kropelki potu pojawiające się na jej skórze, jej lekko spierzchniętą dolną wargę i łzy spływające po jej już mokrych policzkach.
- Nie płacz, skarbie - powiedział Harry i przejechał kciukiem po jednym z policzków dziewczyny - Wiesz, co się stało ostatnim razem, gdy płakałem? - dziewczyna nie chciała wiedzieć, ale jego to nie obchodziło. Uniósł wolną rękę do jej dłoni i wskazał na swój zakrwawiony policzek - To! - niemal wywrzeszczał to słowo z tak wielką złością, że dziewczyna odepchnęła się od chłopaka. Zaśmiał się i obniżył rękę, układając ją na jej gardle. Z uśmieszkiem zacieśnił uścisk, sprawiając, że dziewczyna z trudem złapała powietrze.
- Proszę - Faye udało się to powiedzieć, nie głośniej niż szeptem. Przesunęła wolną rękę do swojego gardła, próbując poluzować jego uścisk, ale było to bezsensowne. Więcej łez opuściło jej oczy, paląc jej policzki. Cała klatka piersiowa Faye już bolała, czuła jakby wszystkie jej wnętrzności chciały eksplodować.
- Co powiedziałem o płaczu? - spytał Harry i puścił drugą dłoń dziewczyny tylko po to, by otrzeć łzy z jej policzków - Spójrz na to wszystko, jak na grę, kochanie - jego głos był łagodniejszy, ale wciąż pełen ciemności. Przysunął swoją twarz do jej twarzy - Jak na grę, w której tylko ja wygrywam - uśmiech na jego twarzy był tak potwornie zły, że Faye zacisnęła swoje oczy.
- Zamknięcie oczu nic ci nie da. Myślałem, że już doszliśmy do konkluzji, iż jestem prawdziwy. Nie zniknę. Nie ważne, co zrobisz. Zawsze tutaj będę - pochylił się bliżej, szepcząc - Kiedy śpisz, będę stał przy oknie i rzucał przez pokój przeraźliwy cień. Kiedy jesz, będę stał z ręką spoczywającą na nożach. Kiedy się kąpiesz, przemienię wodę w krew. A jeśli wyjdziesz z domu, powitam cię, gdy wrócisz. - potem zniknął, pozostawiając Faye w oszołomieniu. Oddychała ciężko i szybko, próbując wypełnić tlenem swoje płuca. Jej palce prześledziły skórę gardła, na którym kilka sekund temu spoczywała jego ręka, a serce waliło mocno w jej piersi, jak gdyby sprawdzało, że wciąż mogło bić i nie było martwe. Ciało Faye przechodziły dreszcze, ale nie wiedziała, czy to przez gorączkę, czy strach przed śmiercią obecny w jej ciele.
Opuściła ręce i skrzyżowała na klatce piersiowej zanim ponownie zwinęła się w kłębek, trochę sobie współczując*. Zanurzyła twarz w swoją miękką i lekko wilgotną poduszkę. Faye otworzyła usta, żeby krzyknąć i wyrzucić wszystko z siebie. Ale jedyną rzeczą opuszczającą jej ciało był kolejny szloch. Chciała odejść, uciec i zniknąć. Pragnęła z powrotem się przeprowadzić, gdzie nikt nie próbował jej zabić w jej własnym domu.
Poleżawszy z twarzą wciśniętą w poduszkę, Faye usiadła i zawołała swoją. matkę. Catherine weszła do pokoju swojej córki po kilku minutach z zatroskanym wyrazem twarzy, ale szybko poczuła się trochę lepiej, kiedy zobaczyła siedzącą Faye.
- Co mogę dla ciebie zrobić, skarbie? Czujesz się jakoś lepiej? - spytała Catherine i usiadła obok Faye.
- Kręci mi się w głowie - powiedziała Faye i spojrzała na swoją matkę spod półprzymkniętych powiek - Zastanawiałam się, czy mogłabyś pójść do biblioteki, skoro ja nie mogę i sprawdziła, czy nie mają tam czegoś o tym domu.
- Nie wydaje mi się, żeby coś mieli. To tylko dom, Faye - powiedziała Catherine i uśmiechnęła się lekko - Nie piszą powieści o normalnych domach.
- Proszę, mamo - zabłagała Faye i posłała swojej matce wielki uśmiech - Nie możesz chociaż spytać?
- No dobrze, skarbie - odparła Catherine i pocałowała córkę w czoło - Wrócę za trzydzieści minut.
Faye w ciszy spoglądała na sufit zmęczonymi oczami, kiedy drzwi zatrzasnęły się na dole. W jakimś podekscytowaniu Faye błyskawicznie podniosła się do pozycji siedzącej, jednocześnie tego żałując. Pokój wirował, sprawiając, że zalała ją fala mdłości. Chciała wymiotować, ale postarała się skupić na czymś innym gdy czekała na matkę, żeby przyszłą do jej pokoju. Co zresztą ta zrobiła chwilę później. W dłoni jej matki znajdowała się ciemnoniebieska teczka, a ciało Faye zostało wypełnione ulgą. W końcu mogła dowiedzieć się, co działo się w tym domu.
- To niewiele - powiedziała Catherine i uniosła dokument, patrząc na niego - Bibliotekarz powiedział, że niemalże wszystko, co możesz znaleźć o domu jest w nowych papierach, a ja nie mogłam przynieść ich do domu, więc kiedy poczujesz się lepiej musisz tam po prostu pójść, jeśli chcesz je przeczytać. Ale dostałam kilka kopii, które miał. Jednak jak powiedziałam, to niewiele - przekazała córce dokument, która natychmiastowo go otworzyła.
- Dzięki, mamo - powiedziała Faye i posłała matce wdzięczne spojrzenie.
- Myślę, że polubisz bibliotekarza - rzekła Catherine, wychodząc - Młody, atrakcyjny mężczyzna.
Faye potrząsnęła głową, gdy jej matka zniknęła w korytarzu. Oczy Faye przeniosły się na dokument w jej rękach, którym znajdowało się kilka białym kartek, część z większą, a część z mniejszą ilością tekstu. Czuła mrowienie w palcach, ciekawość. Tak bardzo chciała wiedzieć, co wydarzyło się tym domu, ale jednocześnie przerażało ją to, że to był ten moment, w którym miała odkryć prawdę. Jej lewa ręka trzęsła się lekko, kiedy podniosła pierwszy papier z teczki.
Jedyne, co zdążyła przeczytać nim kartka została wyrwana z jej ręki i rzucona na koniec pokoju, było "Morderstwo Stylesów". Faye wciągnęła gwałtownie powietrze i spojrzała w dół na krew cieknącą z rozcięcia na jej palcu. Potem spojrzała na lewo tylko po to, by zobaczyć teczkę leżącą na drugiej stronie pokoju.
- Jak... - zaczęła i odsunęła koc na bok, żeby wyjść z łóżka i wziąć dokumenty, ale coś, czego nie potrafiła zobaczyć przytrzymywało ja za ramiona.
- To nie ma znaczenia - dźwięk czyjegoś głosu przeszedł przez pokój niczym szept, ale nikogo tam nie było. Ale to jasne, że był to ten chłopak - Wiedza niczego nie zmieni.
- W takim razie pozwól mi to przeczytać. - powiedziała do nikogo Faye - Jeśli to niczego nie zmienia, nie ważne, czy to przeczytam czy nie. - nie było żadnej odpowiedzi, zamiast tego Harry mignął przed nią, po czym znikł wraz z teczką i wszystkimi dokumentami, która krótką chwilę wcześniej było porozrzucane na podłodze. Faye rzuciła swoją głowę z powrotem na poduszkę, nie zważając na zawroty głowy i wypuściła głośne westchnięcie. Każde uczucie w jej ciele zostało zastąpione frustracją. Była tak blisko.
------------------------------------------------
* - wiem, jak bardzo głupio to brzmi, ale niestety nie mogłam wpaść na jakieś sensowne tłumaczenie... :/
-------------------------------------------------
Witajcie po dość długaśnej przerwie.
Po pierwsze, chcę Wam powiedzieć, że cholernie się cieszę, że w końcu są wakacje!! Po drugie, mam nadzieję, że spędzicie je cudownie ♥ A po trzecie: DZIĘKUJĘ ZA TE WSZYSTKIE KOMENTARZE! Bardzo cieszę się, że to genialne opowiadanie i moje tłumaczenie przypadły Wam do gustu :D
Przepraszam, że tyle trzeba było czekać na ten rozdział. Szukałam pracy na sezon, znalazłam ją i miałam kilkudniowe szkolenie, bo to robota w hotelu....... No i z tego powodu nie miałam głowy do tłumaczenia, ale teraz już wszystko jest dobrze, normalnie pracuję, wiem, co mam robić i mam też grafik, więc wiem, kiedy mam wolne itd.
A co za tym idzie? Więcej rozdziałów! Fajnie by było przetłumaczyć to opowiadanie do końca wakacji albo chociaż września, co nie? Kto wie... ;)
Miłego czytania i do następnego!
Pozdrawiam,
Nina xx
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top