osiemnaście
Rozdział dedykuję @HikigayaYukino @Wszastka14 @szalonagazela i @-
Wydawało się Faye, że minęła wieczność, zanim karetka się zatrzymała. Drzwi zostały otwarte, Faye przesunęła się na bok, a Chase'a szybko zabrano do szpitala. Kilka minut później Faye wbiegła do środka, potykając się przez drzwi i powiedziano jej, że nie mogła wejść dalej, a stara, zrzędliwa kobieta wysłała ją do poczekalni.
Nie było tam wielu ludzi, ale i tak wszyscy odwrócili głowy, żeby spojrzeć na dziewczynę w zakrwawionych ubraniach i z krwią rozsmarowaną na policzku, gdy weszła do pomieszczenia.
Faye usiadła na krześle, co umożliwiło jej ujrzenie początków wszystkich korytarzy rozchodzących się z od poczekalni. Wędrowała wzrokiem od korytarza do korytarza, zanim po chwili skupiła swój wzrok na swoich rękach i powoli je obróciła tak, że jej dłonie były zwrócone ku jej twarzy. Drżały, a pokrywająca je krew zaschła, sprawiając, że były sztywne i twarde. W drodze do szpitala próbowała zetrzeć krew ze spódnicy sukienki, ale ta nie zamierzała zejść.
Faye przesunęła drżącymi palcami po delikatnym materiale swojej sukienki, nerwowo próbując wyprostować nieistniejące na nim marszczenia. Starała się utrzymać oczy z dala od kolan, również pokrytych krwią, która prowadziła w dół jej gołych nóg i poplamiła na czerwono czubki jej butów.
- Chcesz się wyczyścić? - odezwał się głos za nią, strasząc ją. Obok niej stała młoda pielęgniarka i uśmiechała się w jej stronę.
- Przepraszam?
- Chciałabyś się trochę oczyścić? - powiedziała pielęgniarka - Z krwi.
- Uh. - Faye spojrzała w dół na swoje zakrwawione ręce, po czym ponownie uniosła wzrok na pielęgniarkę i kiwnęła lekko.
- Podejdź, zaprowadzę cię do pokoju prysznicowego - powiedziała pielęgniarka i gestem kazała Faye udać się za nią.
Po zmyciu krwi z nóg i kolan, rąk i twarzy, Faye wróciła do poczekalni, gdzie czekała kto-wie-jak-długo, zanim nowa pielęgniarka wyszła do niej i usiadła obok. Pielęgniarka siedziała tak przez chwilę w ciszy, po czym się odezwała.
- Jak się czujesz? - brązowe oczy Faye przylepiły się do podłogi, jej ciało było zimne aż do kości.
- Ja... - urwała Fay. Uniosła drżące dłonie i ukryła w nich twarz - On nie może umrzeć - wyszeptała i ostrożnie bujała się w przód i w tył. - Nie może umrzeć.
- Kto? - spytała pielęgniarka i umieściła dłoń na ramieniu Faye - Ten chłopak, z którym przyjechałaś?
Nie, moja babcia.
- Tak, Chase - powiedziała cicho.
- Widzisz, to dlatego tutaj jestem - powiedziała pielęgniarka - Mam złe wieści.
Faye uniosła gwałtownie głowę do góry, patrząc na pielęgniarkę obok. Pielęgniarka siedząca obok niej nie uśmiechała się tak jak poprzednia. Ta pielęgniarka miała pusty wyraz twarzy, który trudno było odczytać.
- Czy on... - wydyszała Faye.
- Nie żyje? O nie - wykrzyknęła pielęgniarka, śmiejąc się krótko, po czym jej twarz wróciła do swojego pustego wyrazu. - Przeszedł operację i lekarze zrobili wszystko, co w ich mocy, by go uratować, jednak wciąż jest nieprzytomny i właśnie podłączono go do respiratora, który pomoże mu oddychać.
- Więc, jest w śpiączce? - spytała niepewnie Faye.
- Cóż, śpiączka to stan nieprzytomności, który trwa dłużej niż sześć godzin, a on jeszcze nie jest przez tyle nieprzytomny - wyjaśniła pielęgniarka i posłała Faye mały uśmiech - Muszę spytać, czy wiesz może, czy możemy skontaktować się z jakimś krewnym Chase'a?
- Nie, przykro mi. Sama poznałam go dopiero dzisiaj. Czy mogę pójść go zobaczyć?
- Przepraszam, ale nie możesz. Musisz wrócić jutro, w trakcie odwiedzin.
- Oh - mruknęła Faye i wstała. Uśmiechnęła się do pielęgniarki, próbując ukryć złość płynącą w jej ciele. Miała gdzieś, że Chase nie był nieprzytomny przez 6 godzin; był w śpiączce i to przez Harry'ego, a ona nie mogła nawet przy nim posiedzieć.
Wściekłość płonęła w Faye, gdy wyleciała ze szpitala, ale szybko zdała sobie sprawę, że nie ma pojęcia, gdzie jest. Otaksowała otoczenie i po chwili znalazła przystanek autobusowy na końcu ulicy i zaczęła biec w jego stronę, kiedy nadjechał autobus.
- Dzień dobry, czy dojadę tym autobusem do Westbrook? - spytała Faye kierowcę, który obdarzył ją pustym spojrzeniem, po czym skinął głową. Faye ogarnęła z twarzy kosmyk włosów, skierowała się w stronę siedzenia i zajęła miejsce w pustym autobusie. Otoczenie szybko przyciągnęło jej uwagę, Faye zorientowała się, że słońce schodzi powoli z nieba, co oznaczało, że nie pozostało wiele godzin zanim zapadnie ciemność.
Gdy jakiś czas później Faye wysiadła z autobusu i ponownie dotarła do Westbrook, jej przypływ gniewu trochę opadł. Jednak wiedziała, że musiała coś zrobić, gdyż jej nienawiść do Harry'ego była tak samo silna jak wcześniej. Wiedziała, że musi działać i powstrzymać tego psychopatycznego ducha w swoim domu, ale zdawała sobie również sprawę z tego, że nigdy w całym swoim życiu nie posiadała takiej strony siebie, która mogłaby kogoś zabić. Nagle dotarło do niej, że on już nie żył. Co mogła w takim razie zrobić? Ale Faye dalej szła i jej stopu poruszały się szybko po szarej ziemi, aż w końcu zatrzymała się przed domem.
Faye oddychała ciężko, kiedy wchodziła po schodach na werandę, cały czas patrząc, czy on tam był. Dreszcze przebiegły jej po plecach, kiedy umieściła dłoń na klamce i pociągnęła ją w dół, a drzwi się otworzyły. Jakoś nie była pewna, jak się czuła; była i zła, i przerażona.
Gdy Faye weszła do środka, jej stopy zaprowadziły ją bezpośrednio do kuchni, gdzie ręka zmusiła ją do wzięcia jednego z noży. Ledwo wiedziała, co robi, coś innego kontrolowało jej ruchy. Być może każda emocja przepływająca przez jej ciało.
Potem stopy zaniosły ją ponownie na korytarz, gdzie jej głos zawołał imię ducha, który wkrótce po tym pojawił się w drzwiach prowadzących do salonu.
- Zobaczcie, kto wrócił - odezwał się Harry i krzywy uśmiech zagościł na jego twarzy - Tak bardzo za mną tęskniłaś, kochanie? Czy zamierzasz znowu mnie poprosić, bym cię zabił? Mogę zrobić dla ciebie tę przysługę - zakpił i podszedł kilka kroków do przodu.
- Nie sądzę, byś chciał mnie zabić - powiedziała Faye i uniosła dłoń tak, że nóż skierowany był w jego stronę, w nadziei, iż wyglądał groźnie. - Gdybyś naprawdę chciał mnie zabić, już dawno byś to zrobił. - gadanie o sobie nie było jej planem, a teraz ciężko było jej z tego wyjść, jej umysł zaczął wymyślać nowe rzeczy do powiedzenia o tej sytuacji. Nienawidziła siebie za to, chciała stawić mu czoła w sprawie Chase'a, ale nie znalazła żadnych słów.
- Oh, a więc to tak myślisz? - powiedział Harry i pokonał dzielący ich dystans. Był tak blisko, że czubek noża dotykał jego klatki piersiowej tam, gdzie znajdował się mostek. - Lecz to nie o tym chciałaś rozmawiać, prawda? Chodziło o coś innego. Hm... Pozwól mi pomyśleć - dodał Harry - Oh, chodzi o tego chłopaka, którego zabiłem.
- Ty... - zaczęła Faye, jej dłoń trzęsła się z powodu obecności Harry'ego. W jej głowie szalał huragan, każda mała jej część próbowała znaleźć słowa, starała się stworzyć zdanie.
- Dlaczego tego nie zrobisz? Dlaczego nie zrobisz tego, co naprawdę chcesz zrobić? - powiedział Harry i zamknął dłoń Faye w uścisku, i powoli przesunął nóż tak, że dotykał okolic jego serca. - Zrób to. Nie pierwszy raz zostanę zadźgany. - na chwilę jego głos stał się łagodny i niemal brzmiał na pełen bólu, gdy wypowiedział ostatnią część. Lecz gdy Faye nic nie zrobiła, łagodność została zastąpiona złością i w mgnieniu oka uścisk wokół dłoni Faye się wzmocnił, a Harry wjechał nożem w swoją pierś.
Faye z trudem złapała powietrze i gapiła się na nóż wielkimi oczami, po czym puściła go, ale uścisk Harry'ego powstrzymał ją od odsunięcia się. Zamiast tego pochylił się, jego wargi muskały jej policzek, po czym wyszeptały:
- Moja kolej. - i wyjął nóż z piersi.
-----------------------------------
Witajcie :)
Wybaczcie, że dedykuję w taki sposób, ale mój wattpad jest trochę upośledzony i gdy chcę zadedykować normalnie w opcji "Dedykacja", to w ogóle nie wychodzi, a jesteście takie kochane, że muszę zacząć Wam w końcu dedykować te rozdziały ;)
Do następnego!
Pozdrawiam,
Nina xx
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top