jedenaście
Serce Faye biło w jej piersi, a jej całe ciało trzęsło się niekontrolowanie. Łzy spływające po jej twarzy kreśliły małe, czyste ścieżki przez krew, którą chłopak na niej rozsmarował. Ciało Faye zwinięte było w kłębek na zimnej cementowej podłodze, a mała kałuża krwi zaczęła się formować pod jej ramieniem. Część jej sądziła, iż umiera, ale inna wiedziała, że tak nie jest. Tak oczywiście było, chyba, że chłopak faktycznie przeciął jej tętnicę. Ale szczerze, nie miała nic przeciwko żadnej z tych opcji. Jeśli była martwa, przynajmniej nie musiałaby po raz kolejny spotkać tego chłopaka.
Nagle odgłos mamrotania dotarł do uszu Faye, sprawiając, że znieruchomiała. Była tak sztywna jak to możliwe, gdy próbowała zlokalizować dźwięk. Potem drzwi do piwnicy otworzyły się z trzaskiem. Myśląc, iż był to chłopak, który zbiegał po schodach, Faye zaczęła krzyczeć. Uniosła ręce i zakryła nimi twarz w obronnym geście. Nie przestała wrzeszczeć nawet wtedy, gdy ktoś pociągnął ją do pozycji siedzącej, wyszeptał jej imię i zapewnił, że wszystko było dobrze.
- Faye! - powiedział ktoś i oplótł ją ramionami - Przestań krzyczeć, nikt nie zamierza cię skrzywdzić. - słyszała każde słowo wypowiedziane przez ten głos, ale nie rozumiała ich znaczenia, ramiona wokół niej dusiły ją. W kolejnej sekundzie poczuły ostry ból w ramieniu, przez który wzdrygnęła się i przestała krzyczeć. Urosło w niej uczucie nieważkości i była niemalże pewna, iż uniosłaby się nad ziemią w każdej sekundzie. Lecz zamiast tego poczuła się śpiąca.
- Co mamy robić, Jonathan? - powiedziała Catherine, stojąc przy szpitalnym łóżku swojej córki - Jak coś takiego mogło się wydarzyć?
- Uspokój się, wyjdzie z tego - odparł Jonathan i podszedł do żony, owijając wokół niej ramię - Jest silna, wyzdrowieje. Powinniśmy się cieszyć, że nie stało się jej nic poważniejszego.
- Nie martwię się o to, czy jej rany się zagoją, martwię się, jak to wpłynie na nią psychologicznie - powiedziała Catherine i przejechała dłonią po policzku córki - Rzadko kiedy jesteśmy w domu, a ona będzie musiała tam wrócić.
- Nie martw się - powiedział Jonathan - Ma Evana. - wzrok Evana uniósł się, gdy usłyszał swoje imię, po czym spotkał spojrzenie ojca Faye. Pokiwał lekko zanim ponownie skupił się na telefonie, wysyłając wiadomość. Nagle Faye obudziła się z gwałtownym szarpnięciem, ciężko oddychając.
- Faye! - wykrzyknęła Catherine i zajęła miejsca na łóżku obok swojej córki - Już dobrze, jesteś bezpieczna. - Faye wielkimi oczami popatrzyła na swoich rodziców.
- Już dobrze - powtórzyła jej matka i chwyciła Faye za rękę.
- Gdzie ja jestem? - zapytała Faye, lecz po krótkich oględzinach, dokładnie wiedziała, gdzie się znajdowała. W szpitalu - Co ja tu robię? - poprawiła się.
- Evan zadzwonił do nas i poinformował, że coś się stało. Gdy dotarliśmy do domu usłyszeliśmy, jak krzyczysz i uznaliśmy, że najlepszym rozwiązaniem było wezwać policję i karetkę, skoro nie mieliśmy pojęcia, co się działo - wyjaśnił Jonathan i usiadł obok żony na łóżku, oboje patrzyli na córkę - Kiedy wreszcie przedostaliśmy się przez drzwi i znaleźliśmy cię, nie chciałaś przestać krzyczeć, nawet jeśli Evan próbował cię uspokoić. Więc ratownicy medyczni podali ci środek uspokajający - zajęło to kilka sekund, by wszystko, co wydarzyło się kilka godzin wcześniej powróciło do Faye. Krew, chłopak, piwnica. Chciała ponownie zacząć krzyczeć. Chciała krzyczeć i chciała płakać. Było tak, jakby ciemność z piwnicy zaczęła wypełniać pokój, w którym się teraz znajdowała oraz, jakby ktoś obserwował ją z dystansu.
- Policja prawdopodobnie będzie chciała z tobą porozmawiać o tym, co się stało - powiedziała Catherine - Jeśli chcesz, możemy zostać.
- Nie, możecie iść - odparła Faye i posłała rodzicom małe kiwnięcie, próbując zachowywać się tak normalnie jak to możliwe, mimo, że jej umysł był niczym huragan z obrazami migającymi przed jej oczami - Dam sobie radę - matka obdarowała ją małym uśmiechem, zanim wraz z mężem opuścili pokój. Gdy już ich nie było, a Evan prawie dotarł do drzwi, Faye ponownie się odezwała:
- Evan - powiedziała niskim tonem. Evan popatrzył przez ramię i spotkał spojrzenie Faye - Przepraszam - posłał jej niewielki uśmiech, po czym również opuścił pokój.
Zajęło to chwilę zanim dwójka oficerów policji weszło do pokoju, mężczyzna i kobieta. Mężczyzna miał surowy wyraz twarzy, sprawiając, że Faye poczuła się trochę zaniepokojona. W jakiś sposób policja zawsze wzbudzała u niej zdenerwowany i nie miała pojęcia, dlaczego.
- Witaj, Faye - powiedziała policjantka - Mam na imię Eve, a to mój współpracownik Henry. Czy możemy zadać ci kilka pytań - Faye przytaknęła powoli.
- Świetnie - powiedziała Eve i uśmiechnęła się, sprawiając, że Faye poczuła się trochę spokojniejsza w sprawie przebywania w pokoju z dwoma oficerami policji - Czy pamiętasz, co się stało? - Faye przytaknęła - Możesz nam opowiedzieć? - kolejne skinięcie.
- Byłam na mieście - zaczęła Faye - Z Evanem. Kiedy wróciliśmy, mój kot - głos jej się urwał. Zmarszczyła brwi, próbując przywołać to, co się wydarzło - Napis "Witaj w piekle" był na ścianie. Powiedziałam, powiedziałam Evanowi, żeby poszedł po sąsiadów. I wtedy drzwi się za mną zamknęły.
- Samoczynnie? - spytał Henry, brzmiąc sceptycznie.
- Tak - odparła Faye i posłała mu krótkie spojrzenie, zanim utkwiła wzrok w swoich rękach - Nie mogłam otworzyć drzwi, nie mógł również Evan. I potem był tam chłopak.
- Chłopak? - spytał Henry - Czy możesz nam o nim opowiedzieć? Jak wyglądał? Znasz go? Spotkałaś go już wcześniej? - Faye milczała przez chwilę, myśląc nad tym, co powinna powiedzieć. Czy naprawdę mogła wyznać, że zmarły chłopak bez oczu nawiedzał dom, w którym mieszkała. Co, jeśli pomyśleliby, że jest szalona i zamknęli ją gdzieś? Myśl o tym chłopaku sprawiła, że jej oczy się zaszkliły, a ona zrobiła wszystko, próbując mrugnięciami odgonić łzy.
- Był to chłopak z brązowymi, kręconymi włosami. Jego skóra była blada, jakby był zamknięty w pokoju bez okien. Był może rok albo dwa lata starszy ode mnie, i wysoki.
- A co z jego oczami? - powiedział Henry - Widziałaś jego oczy?
- T-tak - powiedziała Faye, myśląc o tych pustych oczodołach - One... One były ciemne.
Tak naprawdę to nie myślała, kiedy to mówiła, ale część jej musiała zdecydować, by utrzymać kwestię tego, że nie żył w sekrecie.
- Czegoś nam nie mówi - powiedział Henry i skrzyżował spojrzenie z oczami Faye.
- Daj jej przerwy, dużo przeszła - powiedziała Eve i posłała Faye mały uśmiech - Moższ powiedzieć nam, co stało się potem?
- Próbowałam się uwolnić od chłopaka, więc pobiegłam wzdłuż korytarza i znalazłam się na szczycie schodów prowadzących do piwnicy - obraz mignął przed jej oczami, sprawiając, że jej ciało zaczęło się trząść.
- Spokojnie, nie spiesz się - powiedziała Eve spokojnym głosem.
- Poszłam na dół i ukryłam się w jednym z kątów. Chłopak zszedł i pociągnął mnie na środek pomieszczenia. - Faye mogła słyszeć w głowie swoje własne krzyki, kiedy była wyciągana z kąta - Była tam krew, pokazał mi krew. Jego krew, na podłodze. Potem spytałam, czy zamierza mnie zabić - Faye nie mogła już dłużej się powstrzymywać i łzy zaczęły spływać po jej policzkach - J-a spytałam, czy zamierza mnie zabić, ale on powiedział, że chciał, aby widziała, jak najpierw zabije moich rodziców i Evana. - Faye zamknęła oczy, obrazy z wydarzenia odtwarzały się w jej umyśle - Miał przy sobie nóż i przejechał nim... - Faye przesunęła dłoń na przedramię, gdzie rozcięcie było zaszyte i zakryte - ...po moim ramieniu. Potem zniknął.
- Mhm - powiedział Henry i dwoje oficerów policji stało przez chwilę w milczeniu, zanim Eve się odezwała.
- Mamy jeszcze jedno pytanie. Czy znasz kogoś, kogo imię zaczyna się na "H"? - powiedziała. Co miała przez to na myśli? Faye zapytała samą siebie, jak to mogło im pomóc?
- Nie, nie znam - odparła - Dlaczego?
- Bo widzisz - zaczęła Eve, rzucając szybkie spojrzenie swojemu koledze, po czym kontynuowała - Powiedziałaś, że chłopak pociął twoje ramię. Cóż, to nie było tylko rozcięcie. On zrobił "H". - oczy Faye rozszerzyły się, jak powtarzała słowa Eve w swoim umyśle. Zrobił "H"? Nic więcej nie powiedziała, a zamiast tego po prostu siedziała w ciszy i gapiła się w rzadkie powietrze, gdy oficerowie policji podziękowali i wyszli.
Jak tylko drzwi zamknęły się za Eve i Henry'm, Faye oderwała kwadratowy plaster ze swojego ramienia. Sapnęła. Eve miała rację. "H" było wyryte w jej skórze. Patrzyła się na literę. Jakby ją oznaczył, jak jakiś rodzaj zabawki. Skóra wokół rany była zaczerwieniona i spuchnięta. Wyglądało to okropnie i nienawidziła tego. Więcej łez uciekło z jej oczu, nie tylko z powodu smutku, ale również z powodu frustracji. Ten chłopak ją oznaczył.
------------------------------------------------
Witajcie! :)
W tym rozdziale nie ma Harry'ego, ale Faye już niedługo pozna jego imię, co, szczerze mówiąc, jest jednym z moich ulubionych momentów w całym tym opowiadaniu.
Pozdrawiam i miłego dnia, mam nadzieję, że w Waszych miastach jest ładniejsza pogoda niż u mnie :(
Nina xoxo
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top