jeden
Wściekłość zapłonęła w nim, gdy czarny samochód wjechał na odświeżony podjazd. Widział go wcześniej, kiedy mężczyzna i kobieta kupili dom oraz, kiedy dostarczono ich meble. Złość, jaką do nich czuł płynęła w jego żyłach, płynęła z jego serca do każdego cala jego ciała. Każda komórka w jego ciele nienawidziła ich. Zabrali jego dom, wymienili stare rzeczy na nowe i przemienili to w coś kompletnie innego. Nie czuł niczego poza czystą nienawiścią do tych ludzi i zamierzał ich wypędzić tak samo jak wszystkich pozostałych.
Faye, 18-letnia córka państwa Langford, wyszła z samochodu tylko po to, by fala wilgotnego powietrza dmuchnęła jej w twarz. Wydała z siebie głośne westchnięcie i posłała swojej zbyt podekscytowanej matce zmęczone spojrzenie, nim jej oczy spoczęły na domie przed nią. Był stary, naprawdę stary. Obecnie nie było w nim nic specjalnego, ale wiele dekad temu prawdopodobnie był jednym z najpiękniejszych domów w całej wsi. Nie dlatego, że był największym domem albo dlatego, że mieszkała w nim najbogatsza rodzina. Było tak z powodu jego prostoty połączonej z wyszukanymi detalami, co sprawiało, że dom wyróżniał się na tle innych posiadłości. Był to jeden z kilku domów w miasteczku, które nie przeszły większej renowacji. Faye nie widziała żadnej z tych rzeczy, jedynie stary dom, w którym została zmuszona mieszkać.
- Rozchmurz się, zrzędo – powiedział jej ojciec, poklepał ją po ramieniu i zaczął iść w stronę frontowych drzwi – Pokochasz to miejsce, wiem to.
- Pewnie – Faye krzyknęła za swoim ojcem – Spędzę lato sama w domu, w którym nie chcę mieszkać, podczas gdy ty pracujesz, a ja nie mam tu żadnych znajomych – dodała Faye i wyciągnęła swoją walizkę z samochodu, który zawierał jej ostatnie rzeczy.
- Zapowiada się niezwykłe lato – wymamrotała sama do siebie. Mocno zatrzasnęła drzwi od auta i pozwoliła sowim oczom powędrować do drugiego piętra domu. Zauważyła ruch w jednym z okien, który przypominał jej cień albo czyjąś sylwetkę. Jednakże, gdy ruch zniknął w tym samym momencie, w których go spostrzegła, wzruszyła ramionami, myśląc że najprawdopodobniej była to tylko zasłona. Dziewczyna zaczęła iść w stronę frontowych drzwi, patrząc na ścieżkę wykonaną przez kogoś lata temu. Droga była tak stara, że kamienie były pogrzebane głębiej w miękkiej i wilgotnej ziemi, sprawiając, że wyglądały jak część natury, powstałe w trakcie jej tworzenia.
Faye dotarła do drzwi szybciej, niż by tego chciała, a z jej rodzicami zostawiającymi otwarte drzwi, nie miała wystarczająco dużo czasu, by przygotować się na zobaczenie jej nowego domu. Pierwszą rzeczą, jaką zauważyła był hol. Było to kwadratowe pomieszczenie z dwiema framugami, prowadzącymi do innych pokoi, po obu stronach holu. Naprzeciwko drzwi wejściowych znajdowały się schody, pod którymi mieściły się mniejsze drzwi, prawdopodobnie od szafy albo czegoś w tym stylu. Z sufity zwisała staro wyglądająca lampa, która oświetlała hol delikatnym i zachęcającym światłem.
Faye weszła do środka, zdjęła buty i pozostawiła swoją torbę obok drzwi. Ciemna drewniana podłoga zaskrzypiała pod jej stopami, gdy przeszła do jednej z framug, trafiając do kuchni.
- Wow, hybrydowa kuchnia – powiedziała Faye niezainteresowanym głosem, pozwalając swoim oczom krążyć po pomieszczeniu. Było jednocześnie staromodne i nowoczesne. To musiała być sprawka jej matki, która chciała, aby kuchnia pozostała jak najbardziej staromodna, jak to możliwe, jednocześnie chcąc, by to miejsce przypominało bardziej nowoczesny dom, z którego się przeprowadzili, pomyślała Faye, nim przeszła hol.
Faye znalazła swoich rodziców w salonie. Stali przy jednej ze ścian, gdzie przywiesili ostatni rodzinne zdjęcie. Ruszyła prosto w ich kierunku, nie myśląc za wiele o wyglądzie pokoju. Dla niej był to zwyczajny salon, ale nie była świadoma tego, co stało się z ostatnią rodziną, jaka mieszkała w tym domu ani tego, że ta sama podłoga, na której stała, była pokryta ich krwią 90 lat temu.
- Nie jest źle, prawda? – ojciec Faye spytał i objął swoją córkę. Odwrócił się, wraz z Faye, i wszyscy zwrócili swoją uwagę na salon.
- Wiesz, że nie chciałam się przeprowadzać – powiedziała Faye.
- Wiem, wiem – odparł jej ojciec – Ale jestem pewien, że pokochasz to miejsce.
- Tak – przyznała jej matka i uśmiechnęła się – To uroczy dom, założę się, że w końcu ci się spodoba.
- Ta – powiedziała Faye i wzruszyła ramionami – mój pokój jest na górze, tak?
- Oczywiście, kochanie – odrzekła jej matka z kolejnym uśmiechem. Faye wyślizgnęła się z uścisku jej ojca i opuściła salon. Stopy zabrały ją na schody. Stopnie skrzypiały pod jej stopami, gdy wchodziła na drugie piętro.
- Ta, racja. Spodoba mi się – wymamrotała.
Znalazła swój pokój po kilku minutach. Z białymi ścianami i akcentami złota i czerni bardzo przypominał jej starą sypialnię. Chociaż, wyglądał na mniejszy. Westchnęła i skierowała się prosto do łóżka, stojącego pod jedną ze ścian, i położyła się.
- Nie wierzę, że tu utknęłam – powiedziała Faye i spojrzała w sufit z na wpół zamkniętymi oczami – Do bani – chciała krzyczeć z całych swoich sił i rzucać przedmiotami po pokoju, ale nie zrobiła tego. Zdawała sobie sprawę, że była już zbyt ostra dla swoich rodziców, gdy przyszła kolej przeprowadzki. Dlatego zamiast tego chwyciła jedną z poduszek i zakryła nią sobie twarz, blokując każdy dopływ światła. Bez żadnego światła, jej umysł skupił się jedynie na dźwięku jej oddechu oraz na deszczu, który zaczął padać za oknem. Krople uderzały w szybę, a wiatr wył na zewnątrz. Poczucie ulgi przepłynęło przez ciało Faye, gdy coraz więcej deszczu obijało się o jej okno, by nagle stać się niczym łzy, ciągnięte w dół na ziemię poprzez grwawitację.
Faye nie wiedziała dokładnie, jak długo leżała, kiedy zsunęła poduszkę ze swojej twarzy. Lecz gdy to zrobiła, ciemność zapadła za oknem. Stało się również chłodniej w jej pokoju, sprawiając, że włosy na ramieniu Faye stanęły dęba. Wstała i podeszła do swojej szafy i otworzyła ją, próbując znaleźć jakiś sweter. To był jej pierwszy raz bycia w tym domu; to jej rodzice wybrali wszystkie meble i rozpakowali bagaże, kiedy ona wciąż była w szkole. Dlatego znalezienie miejsca, w którym jej matka umieściła jej swetry było prawie jak „Mission impossible 2.0".
- Naprawdę? – wymamrotała Faye, otwierając już czwartą szufladę bez znalezienia tego, czego by chciała. Nagle światło w jej pokoju zaczęło migotać. Faye zerknęła na nie przez ramię. Lampa zwisająca z sufitu oszalała. Gapiła się na nią przez chwilę, czekając, aż przestanie. Ale nie przestała.
- Tato! – krzyknęła i zamknęła szufladę – Coś nie tak z moją lampą! – jej stopy ruszyły przez drewnianą podłogę i opuściły jej pokój.
W jednym z ciemnych kątów sypialni, z której dziewczyna przed chwilą wyszła, stała postać. Postać była ciemna - nie bardziej niż cień – ale blask księżyca, świecący przez chmury, umożliwił zobaczenie ciemnych oczodołów postaci i policzków pokrytych bliznami. To był on. Syn poprzednich właścicieli. Zamordowany syn. Harry Styles. Chociaż nie miał oczu, jasne było, że patrzył na drzwi. Nie przypominał sobie, by widział przedtem w domu tę dziewczynę. Teraz miał jeszcze jedną osobę do wykurzenia. Ale ona była łatwym celem, pomyślał i mały uśmieszek pojawił się na jego twarzy. Wyszedł z ciemności na kilka kroków, przyćmione światło lampy świeciło na jego bladą skórę i głębię jego oczodołów. Ciemność pokrywała jego krwawą koszulę, ale światło umożliwiło zobaczenie każdego ciosu, jaki został mu zadany oraz czerwony znak wokół jego szyi, pochodzący od liny, na której wisiał, gdy mordercy zostawili go w piwnicy tej nocy 90 lat temu. Śmiało mógłby być postacią z horroru albo kimś w koszmarze. I właśnie koszmar był dokładnie tym, czym zamierzał się stać dla rodziny Langford. Okropnym, okropnym koszmarem.
------------------------------
Witam po dłuuuugiej przerwie. Przybywam z pierwszym ( wszyscy buczą) rozdziałem i mam nadzieję, że przetłumaczyłam go w miarę okej.
Miłego czytania :)
Pozdrawiam
- Nina x
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top