dziewiętnaście
Rozdział dedykuję @marta106 @soakinginit @juleczqaaa_
Groźne słowa chłopaka i diabelski uśmiech sprawiły, że po ciele Faye przebiegły dreszcze wraz ze strachem płynącym w jej żyłach. W próbie uwolnienia się od chłopaka przed nią, pociągnęła ręką w tył, lecz jego uścisk wokół jej nadgarstka był za mocny.
- Co powiedziałaś o tym, że nie chcę cię zabić? - spytał łagodnie, acz groźnie Harry.
- Jeśli... Jeśli naprawdę chciałeś mnie zabić, już byś to zrobił - odpowiedziała Faye, starając się unikać patrzenia w jego ciemne, puste oczodoły.
- Ale stoję tutaj z nożem - powiedział Harry i przycisnął czubek noża do policzka Faye - Gotowy, by cię zabić, dokładnie tak jak chciałaś.
- Nie - zaczęła, ostry ból pojawił się w jej gardle, gdy łzy wypełniły oczy - Już nie chcę umierać.
- Niedobrze, bo nie wyjdziesz z tego domu żywa - powiedział Harry i przycisnął ją do ściany w korytarzu,
jego ręka zacisnęła się wokół jej gardła, utrudniając jej oddychanie.
Harry pochylił przysunął się bliżej i zjechał nożem w dół na jej klatkę piersiową. Nóż był całkowicie pokryty jego krwią, a świeża krew była widziana na jego koszuli, jednak cios w ogóle na niego nie wpłynął. Ale skrzywdziłoby to Faye.
- Więc - zaczął Harry, taksując ją wzrokiem z góry do dołu - Powinniśmy zrobić to szybko? A może powinniśmy to przeciągać? - dodał i przejechał nożem po gołej skórze pod obojczykiem Faye, zimne ostrze pozostawiało gęsią skórkę, gdziekolwiek, gdzie dotknął Faye.
- Zróbmy to powoli, dobrze? - powiedział Harry, nagle brzmiąc niczym dżentelmen proszący dziewczynę o taniec, niemalże jakby postrzegał to jako przysługę.
Krzyk opuścił usta Faye, gdy chłopak przycisnął nóż do jej brzucha, dokładnie powyżej jej prawego biodra. Żeby nie płakać, przygryzła dolną wargę i zacisnęła oczy, lecz łzy i tak wydostały się i spłynęły po jej policzkach.
- Spójrz na mnie! - syknął wściekłe Harry, umieszczając nóż pod jej podbródkiem i uniósł nim jej głowę - Otwórz oczy. Chcę zobaczyć życie uciekające z twoich oczu. Chcę zobaczyć jak stajesz się niczym.
Faye krzyknęła z bólu, otwierając oczy, a Harry przeciągnął nożem po jej klatce piersiowej, pozostawiając długie i paskudnie wyglądające rozcięcie.
- Jesteś gotowa, by umrzeć? - wyszeptał Harry, przesuwając nóż w miejsce nad jej sercem - Bo wiesz, po śmierci nie ma już odwrotu.
Szloch powstrzymał Faye od odpowiedzi, a ten wbił nóż w jej serce. Nie mogła krzyknąć, sapnęła tylko, jej usta drżały, kiedy gapiła się w oczodoły chłopaka i czuła, jak życia zaczyna z niej znikać, wypłynęło razem z jej krwią i łzami.
Faye poczuła, jak jej ciało zaczęło robić się odrętwiałe, pierw w klatce piersiowej, a następnie uczucie przeszło na resztę jej ciała, a jej powieki stały się cięższe niż tysiąc ton cementu. Nie zamknęła jednak oczu, za bardzo obawiała się, że chłopak przed nią zrobiłby wówczas coś okropnego.
Wzrok Faye zaczął się rozmazywać, łzy sprawiły, że trudno było jej zobaczyć, co się dzieje, uniosła rękę i umieściła ją na wierzchu dłoni chłopaka, która wciąż trzymała nóż zanurzony w jej ciele.
- D-dlaczego? - wyjąkała, lecz zanim chłopak mógł odpowiedzieć, ciemność zapadła wokół niej i Faye poczuła się całkowicie nieważka.
Śmierć.
Scenariusz w umyśle Faye sprawił, że się wzdrygnęła, a jej głowa gwałtownie uniosła się do góry i oczy spotkały się z oczami chłopaka. Nie mogła umrzeć, nie pozwoliłaby mu. Nie dzisiaj, nie w ten sposób. Jednym szybkim ruchem udało jej się wyrwać dłoń z uścisku chłopaka i pobiec do kuchni, chwycić nowy nóż i schować się za wyspą kuchenną na środku pomieszczenia.
Wkrótce śmiech i odgłos kroków dotarły do uszu Faye, sprawiając, że jeszcze bardziej docisnęła plecy do szafki za nią.
- Nie możesz ukrywać się wiecznie, kochanie - powiedział spokojnie chłopak - Zabiję ciebie, a potem resztę twojej rodziny.
Może coś się dzieje, gdy ludzie umierają i stają się duchami, coś, czego nie potrafią kontrolować i przez to stają się źli. Głos Chaise'a rozbrzmiał echem w umyśle Faye, jego słowa były tak wyraźne, jakby siedział tuż obok niej za szafką. W pewnym momencie były one normalnymi ludźmi i prawdopodobnie większość była również dobra. Na dźwięk głosu Chase'a serce Faye zaczęło mocniej galopować w jej piersi, unosząc lekko włosy na jej ramionach.
Po chwili namysłu, Faye wstała, uwidaczniając Harry'emu górną partię jej ciała. Może jeśli zachowa spokój i nie okaże żadnego strachu, łatwiej jej pójdzie.
Oddychała powoli. Wdech, wydech, wdech, wydech. Zrobiła krok w bok, już całkowicie widoczna, i upuściła nóż, odgłos uderzenia o podłogę przez krótką chwilę odbił się echem po pomieszczeniu. Następnie podeszła do chłopaka, ani on ani ona się nie odezwali, i zatrzymała kilka stóp przed nim. Faye wzięła głęboki oddech, próbując przygotować się na to, co planowała zrobić. To było straszne. Strach odnalazł drogę do jej żył i zatruł krew, ale być może było to konieczne, żeby jednocześnie uratować ją i jej rodzinę. Musiała być dzielna i pokonać swoje własne lęki.
Wzięła głęboki oddech i zrobiła krok do przodu. Kolejny głęboki wdech i kolejny krok naprzód. Chłopak wciąż nie poruszył się ani o cal. Stał tam, z twarzą bez wyrazu i czekał, podczas gdy Faye dalej brała głębokie oddechy, pokonując dystans między nimi.
- Ty- ty nie musisz tego robić - powiedziała miękko, po czym powoli umieściła drżącą dłoń na jego policzku. Był zimny. Nie tak bardzo, jak zapamiętała, nie taki zimny, gdy dotknęła jego policzek tamtego ranka, kiedy była chora. Ale był wystarczająca zimny, by dreszcze rozprzestrzeniły się po jej ciele, sprawiając, że krew była niczym lód, gdy powróciła do jej serca.
Faye była trochę zaskoczony, że chłopak jeszcze nic nie zrobił, nie zmienił nawet wyrazu twarzy. Ani odrobinkę. Ale patrzał, patrzał na nią poprzez ciemność jego twarzy bez oczu.
- Nie, - zaczęła Faye, przełykając ciężko ślinę - nie wierzę, że to ty. Nie prawdziwy ty. - przesunęła kciukiem w przód i w tył po jednej z wielu blizn na jego policzkach, jej serce mocno biło w klatce piersiowej, gdy tak tam stała. - Chcesz wiedzieć, w co wierzę? - zamilkła na chwilę, ale chłopak nie odpowiedział - Wierzę, że kiedy żyłeś, w początkowych latach dwudziestego wieku, byłeś młodym, dobrze wychowanym i dobrym człowiekiem, który miał pełno marzeń. Myślę, że przynosiłeś mieszkańcom Westbrook radość i wydaje mi się, że byłeś kochany, nie tylko przez rodzinę, ale przez wszystkich dookoła. - Faye uniosła drugą dłoń do drugiego policzka chłopaka, obdarowując go małym uśmiechem, i nawet jeśli jego oczy zostały zastąpione przez ciemność, nie patrzyła nigdzie indziej.
- Potem przydarzyło ci się coś okropnego - powiedziała. - Coś, przez co nikt nie powinien przechodzić. A co dopiero żyć z tym przez dziewięćdziesiąt lat. Myślę, że to cię zmieniło. Było w tobie zbyt wiele bólu do zniesienia, więc zamieniło się to w coś gorszego. Nienawiść. Wydaje mi się, że nienawiść jest tym, co cię stworzyło, ale ból wciąż tam jest i może, nie wiem, może myślisz, że on odejdzie, jeśli będziesz krzywdził innych ludzi. Ale nie tak pozbywamy się bólu. Potrzebujesz pomocy.
W kuchni nastała długa przerwa. Jedynym słyszalnym dźwiękiem były ciężkie oddechy i, gdybyś posłuchał bardzo, bardzo blisko, słaby dźwięk bijącego serca.
- Harry - powiedziała Faye, sprawiając, że chłopak wzdrygnął się na dźwięk własnego imienia - Mogę ci pomóc. Nie musisz być sam. - to powiedziawszy, wydawało się, jakby blizny na policzkach chłopaka zaczęły znikać, a w ciemności jego oczu coś zielonego stało się się lekko widoczne. Lecz Faye nie miała czasu odkryć, co to było lub, czy działo się to naprawdę, ponieważ chłopak zniknął.
----------------------------------------------
Długo mnie tu nie było :(
Przepraszam, że trzeba było tyle czekać. Nie miałam za dużo wolnego czasu, więc tłumaczyłam małymi kawałkami, przez co wszystko ciągnęło się przez tyle czasu...
Tak czy siak, mam nadzieję, że rozdział Wam się podoba :)
Dziękuję za tyle wspaniałych komentarzy, naprawdę bardzo mi miło, że tak polubiłyście to tłumaczenie.
Do następnego!
Pozdrawiam,
Nina xx
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top