cztery


Bardzo Was przepraszam za niedotrzymanie danego słowa. Ten rozdział miał być już dawno, ale niestety mi się to nie udało. Nie zamierzam podawać powodu, bo on mnie nie usprawiedliwia. Wybaczcie, że tyle było czekania. 


Już była przerażona, Harry mógł zobaczyć to na jej twarzy oraz poprzez język jej ciała. Kochał to, kochał widzieć u innych strach. Z doświadczenia wiedział, że strach były jednym z najsilniejszym uczuć, jakie ludzie mogli czuć. Strach jest jak wąż owijający się wokół twojego ciała. Trzyma się ciebie kurczowo i powoli dusi, aż nie będziesz mógł go więcej znieść. Wtedy cię niszczy. Tego chciał Harry. Chciał, żeby strach urósł tak silnie, by dziewczyna nie mogła z nim żyć. A wygląda na to, że nie potrwa to długo.

Harry uśmiechnął się nieprzyjemnie, patrząc na dziewczynę na sofie. Siedziała nieruchomo*. Z powodu strachu. Kochał to. W tym, w czym ona znalazła strach, on znalazł przyjemność. Naprawdę zamierzał dobrze się z nią bawić.

Faye spojrzała na dół na swoje, teraz już rozmokłe płatki w misce, którą trzymała w ręce. Nie mogła przekonać się do jedzenia, to było niemożliwe. Uniosła swoją drugą, trzęsącą się rękę do głowy i przeczesała powoli swoje włosy. Wypuściła głęboki oddech, oparła głowę do tyłu i zamknęła oczy.

- Zamierzam dobrze się z tobą bawić – wyszeptała – Zamierzam dobrze się z tobą bawić – powtórzyła. Co to mogło oznaczać? I dlaczego wszędzie to widziała? Chciała uwierzyć, że to wszystko działo się w jej głowie, ale jak siedziała i myślała o tym, tym bardziej zdawało się to prawdziwe.

Nagle dźwięk biegnących kroków sprawił, że odwróciła się na kanapie, w trakcie czego prawie upuszczając miskę. Jej wzrok powędrował do jednego z okien i jej oczy rozszerzyły się, kiedy cień przemknął obok niego.

- Nie – krzyknęła i powoli się podniosła. Odstawiła miskę na stół przed nią. Jej serce już biło mocniej w jej piersi niż normalnie, co z trudem przełknęła**. Stopy powoli zaprowadziły ją w stronę okna, sprawiając, że z każdym krokiem odczuwała coraz większe mdłości. Kiedy dotarła do okna, dotknęła prawą ręką zimnej szyby. Oczy Faye szukały tego cienia, ale jedyne, co zobaczyła to werandę i ogród, z jego mokrą, zieloną trawą i starymi drzewami. Jej oddech pozostawił na oknie rozmazaną mgłę, która powoli zanikła, kiedy Faye cofnęła się do tyłu. Jej stopy skierowały ją na korytarz, a gdy się obejrzała dookoła zdawało jej się, że zobaczyła chłopaka z łazienki w jednym z kątów. Jednak, gdy znów się rozglądnęła, jego nie było. W jakimś stopniu poczuła ulgę, ale nadal nie wiedziała, co było na zewnątrz.

Faye ostrożnie umieściła swoją dłoń na klamce, patrząc przez chwilę na drewniane drzwi, nim powoli je otworzyła. Fala wilgotnego, brytyjskiego powietrza otuliła jej ciało, a odgłos deszczu dotarł do jej uszu. Poczuła zimną, drewnianą podłogę werandy pod swoimi bosymi stopami. Skrzyżowała ramiona na klatce piersiowej, na zewnątrz było zimniej, niż tego oczekiwała. Niedaleko mogła usłyszeć śmiech i odgłos kroków zbliżających się do niej. Gdy dźwięki zbliżały się coraz bardziej, jej serce zaczęło bić coraz mocniej w jej klatce piersiowej, a ona zamarła tam, gdzie stała na zewnątrz domu. Oddychała ciężko. Mogła poczuć każdy ruch w jej ciele; bicie jej serca, krew płynącą w jej zimnych żyłach i dreszcze przechodzące ją po plecach. Potem dźwięki ustały, na chwilęzrobiło się całkowicie cicho i Faye była niemalże pewna, że umarła, nawet jeśli wciąż patrzyła na ogród. Ale po krótkiej chwili dźwięk kogoś idącego w jej kierunku dotarł do jej uszu i w mgnieniu oka młody chłopiec stał przed nią. Faye wyrwała się ze swojego transu.

- Witaaaaj – powiedział chłopiec i pomachała dłonią przed twarzą Faye – Jesteś tutaj?

- Co? – wychrypiała*** Faye. Spojrzała w dół na blondyna przed nią i odchrząknęła – Ta. Czekaj... co tak w ogóle tutaj robisz? – Faye poczuła ulgę, a jej serce zwolniło. On był tylko dzieckiem, nie ma w tym nic dziwnego.

- Um... tylko spacerowaliśmy – zaczął chłopiec i zerknął w swoje prawo. Faye podążyła za jego wzrokiem i zdała sobie sprawę, że nie był sam. Zaledwie kilka metrów dalej stało czterech innych chłopców – Czemu mieszkasz w tym nawiedzonym domu. Nikt tutaj nie mieszkał przez 90 lat.

- I jest dla tego powód! – wyrzucił z siebie jeden z pozostałych chłopców, a gdy tylko wypowiedział ostatnie słowo, drzwi zatrzasnęły się za Faye. Chłopcy przestraszyli się i spojrzeli na drzwi wielkimi oczami.

- To był tylko wiatr, nie martwcie się – powiedziała Faye, czując, że spoczywa na niej pewna odpowiedzialność, by nie przestraszyć tych chłopców jeszcze bardziej, pomimo tego, co wydarzyło się w ciągu ostatnich kilku godzin.

- Nie – rzekł jeden z chłopców, a po czym wszyscy zaczęli kierować się w stronę schodków werandy – Jest nawiedzony.

- Wszyscy to wiedzą – odezwał się kolejny chłopiec, ale wszyscy się zatrzymali i spojrzeli na drzwi za Faye.

- Dajcie spokój, chłopcy – odparła Faye i uśmiechnęła się lekko – Wszyscy wiemy, że duchy nie istnieją.
W kolejnej sekundzie drzwi otworzyły się cicho i powoli, a w progu stał chłopak. Dzieci patrzyły się na niego wielkimi oczami. Poplamione na czerwono policzki i koszula, złowieszczy uśmieszek na twarzy.

- Ależ istnieją, skarbie – powiedział chłopak długo nieużywanym głosem, co sprawiło, że dzieci wrzasnęły i zaczęły uciekać z dala od tamtego domu. Faye zamarła na sekundę zanim się odwróciła i stanęła twarzą w twarz z chłopakiem, którego widziała wcześniej rano w łazienkowym lustrze. Wciągnęła gwałtownie powietrze. Rozpoznała ten głos, to był on. On był tym, który próbował zabić ją we śnie, on był tym, który powiedział: Zamierzam dobrze się z tobą bawić. Było to prawie niepokojące nie móc patrzeć mu w oczy, ponieważ żadnych nie miał. Faye miała ochotę krzyknąć, ale zamiast tego po prostu stała i patrzyła się na niego. Za tą pokrytą bliznami twarzą i pustymi oczodołami znajdowało się piękno, jakiego jeszcze nigdy nie widziała w człowieku. Mała część jej była nim oszołomiona i zafascynowana, podczas gdy inna część była całkowicie przerażona.

- Cześć – powiedział chłopak, wciąż mając na ustach zły uśmiech – Chcesz zagrać? – usta Faye otworzyły się, by coś powiedzieć, ale chłopak już zniknął. Opadła na ziemię i gapiła się w pusty próg drzwi. Serce mocno biło jej w piersi.

Leżała na wilgotnej werandzie i zamknęła oczy. Przez cienkie ubrania mogła poczuć zimno powodujące, że włosy na jej ramionach stanęły dęba. Faye wzięła głęboki oddech, próbując zapanować nad myślami o tym chłopaku. Większość z nich to były pytania. Kim on był? Czym? Czy jest prawdziwy? Czy naprawdę go zobaczyłam? Kilka myśli pojawiło się jako obrazy, w nieskończoność pokazywały jego przerażający wygląd.

- Przepraszam, panienko – miły głos powiedział nagle, sprawiając, że Faye usiadła – Czy dobrze się czujesz? – Tuż poniżej schodów stał mężczyzna. Jego siwe włosy, ale wciąż czujne oczy wskazywały na to, że nie mógł mieć więcej niż 60 lat.

- Och – powiedziała i rozejrzała się – Tak, wszystko w porządku.

- Przepraszam, jeśli przeszkodziłem. Ale właśnie przechodziłem obok i zobaczyłem, jak tutaj leżysz. Chciałem tylko upewnić się, że nic ci się nie stało w – głos mężczyzny ucichł, a ten spojrzał się na dom przed nim – w tym domu – dodał i znów skierował swój wzrok na Faye. Znowu ta sama sytuacja, ktoś mówiący tak, jakby coś było z tym domem nie tak. Oczywiście, mężczyzna wiedział, co wydarzyło się w tym domu 90 lat temu. Słyszał tę historię tak wiele razy, że wydawało mu się, iż żył, kiedy to się stało. Ta historia była niemalże częścią jego dzieciństwa. Dzieci często wyzywały się, by wejść do domu, ale żadne nie miało odwagi. Nie dlatego, że naprawdę wierzyły w duchy, ale dlatego, że coś ciemnego i przerażającego było związane z tym domem. Jakby cień ciemności ciągle na nim spoczywał.

- W porządku – powiedziała Faye i przesiadła się na schodki – Czuję się dobrze.

- Och, to świetnie – odparł mężczyzna, a jego wzrok ponownie powędrował w stronę domu – Wiesz, w całym moim życiu nigdy nie byłem tak blisko tego domu – westchnął i zmarszczył brwi. Potem cofnął się o kilka kroków i spojrzał na Faye – Uważaj na siebie, dobrze? I jeśli cokolwiek się stanie, moja żona i ja mieszkamy obok. – mężczyzna odwrócił się, pospieszył do bramy i znowu na chodnik. Faye obejrzała się przez ramię, przez otwarte drzwi jej oczy spoczęły na schodach. Co się tutaj stało?


-----------------------

1) nieruchomo* = oryg. She was so still.
„Still" oznacza spokojny, cichy oraz nie wiercić się, nie ruszać się.

Dosłownie tłumaczy się, że była taka spokojna, ale z kontekstu wynika, że Faye była taka z powodu strachu, więc połączyłam dwa tłumaczenia w to, że siedziała nieruchomo. Bo przecież brzmi to lepiej, że siedziała nieruchomo z przerażenia niż, że była taka spokojna i cicha lub, że nie ruszała się, nie wierciła się.

2) co z trudem przełknęła** - jest dosłownie jak z angielskiego przetłumaczone i jakby może ktoś nie załapał, to chodzi tutaj o to, że z trudem poradziła sobie z czymś. Z reszty zdania wynika z czym.

3) – Co? – wychrypiała*** = oryg. Faye croaked with a hoarse voice.
„croaked" – wychrypieć
„hoarse" – ochrypły.
Nie użyłam już przymiotnika „ochrypły", bo to byłoby powtórzenie w zdaniu: „wychrypiała ochrypłym głosem".

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top

Tags: #fanfiction