czterdzieści siedem


Pierwszą rzeczą, jaką ujrzała Faye, kiedy otworzyła oczy było światło słońca wpadające przez okno i błękitne niebo, które trzymało słońce. Mały uśmiech pojawił się na jej twarzy, po czym przekręciła się na drugą stronę łóżka. T-shirt luźno otulał górną część jej ciała.

Faye sięgnęła po telefon leżący na stoliku nocnym i uniosła nad twarz. Ekran podświetlił się i białe litery uformowały słowa; 10:17, niedziela 9 sierpień. Faye westchnęła. Minęły prawie dwa miesiące odkąd wprowadziła się do tego domu. Tak wiele się zmieniło. Już nie umiała wyobrazić sobie Harry'ego jako kogoś złego, było to praktycznie niemożliwe od ich pierwszego pocałunku w zeszłym tygodniu. Wydawało się, jakby pierwsze tygodnie, te pełne horroru i strachu, były jedynie koszmarami albo snem na jawie, albo snem we śnie.

Faye spojrzała na bok, gdzie łóżko było puste. Chciałaby zobaczyć po tamtej stronie Harry'ego, ale wiedziała już, że tam nie był. Zawsze potrafiła wyczuć wewnątrz siebie, czy Harry był obecny czy nie. Kilka tygodni temu było to spowodowane uczuciem zimna, a teraz wiedziała to, ponieważ mdłości ustępowały kiedykolwiek był blisko. Czuła się bez niego chora, czego jednak nigdy by nie przyznała.

Położyła dłoń na prześcieradle obok. Było zimne, co oznaczało, że minęło trochę czasu, odkąd Harry ją opuścił. Lecz czy na pewno był tam kilka godzin temu, czy może zaledwie kilka minut temu?

Faye wstała z łóżka, zakładając parę szarych dresowych spodni, po czym wyszła z pokoju. Ziewnęła, schodząc po schodach i chowając ręce do kieszeni. Tak jak każdego innego nastolatka, jej ciało czuło się ociężałe ze zmęczenia, zaburzając jej jasność myślenia. Wszystko wydawało się trochę dziwne, jakby rzeczywistość, w której żyła byłaby dzisiaj bardziej wyimaginowana, wyśniona.

- Dzień dobry, kochanie - zachichotał Harry, kiedy weszła do kuchni, przecierając oczy ze zmęczenia.

- Nie ma czegoś takiego jak "dzień dobry" - odparła i podeszła do lodówki, by wyjąć coś do jedzenia.

- Czyż nie jesteś po prostu urocza, kiedy jesteś zmęczona i zrzędliwa? - zaśmiał się Harry i pomachała ręką, by Faye do niego podeszła.

Faye westchnęła i zamknęła lodówkę, powoli kierując się do Harry'ego, który siedział przy wyspie kuchennej z książką przed sobą. Delikatnie owinął ramię wokół talii Faye i przysunął ją do bliżej, po czym przycisnął usta do jej ramienia, gdzie koszulka się osunęła.

- Aha, a ty jesteś naprawdę irytujący, gdy jestem zmęczona i zrzędliwa - powiedziała i szybko cmoknęła go w usta - Nadal jednak trochę słodki.

- Więc... Jakieś plany a dziś? - zapytał Harry, rysując palcem wskazującym kółka na skórze Faye.

- Myślałam o spacerze w parku, zanim wsiądziemy w samochód i pojedziemy na plażę, a potem może kolacja w jakiejś drogiej restauracji? - odrzekła swobodnie Faye i wzruszyła ramionami.

- Przezabawne - powiedział Harry, rozśmieszając tym Faye.

- Ale chciałabym, żebyśmy mogli robić takie rzeczy - powiedziała, a jej śmiech ucichł.

- Wiem, skarbie, wiem - powiedział Hary - Naprawdę chciałbym zabrać cię na ekstrawagancką randkę, tak jak to się robiło w latach dwudziestych. Na pewno by ci się to spodobało.

Faye westchnęła i usiadła na stołku obok Harry'ego, wzięła jego dłonie w swoje i oparła czoło o jego ramię.

- Nie masz pojęcia, jak bardzo to wszystko mnie smuci. Nieważne, jak bardzo chcę, byś tu ze mną był, to niewłaściwe. Powinieneś mieć długie i szczęśliwe życia w tamtym czasie, znalazłbyś ładną dziewczynę i ożenił się, a później miałbyś jedno lub dwoje dzieci. Tak powinno wyglądać twoje życie, bez utknięcia tutaj - wyszeptała Faye. W jej gardle pojawił się ostry ból, a jej serce cierpiało. Próbowała nie zaczynać tego tematu, ale za bardzo jej on ciążył. Kochała wszystko w chłopaku przed nią, ale nic nie mogła poradzić na to, że mu współczuła. Jego życie mogło być o wiele lepsze, wypełnione radością, i Faye wiedziała, że nie mogła dać mu niczego, na co według niej zasługiwał.

Harry puścił rękę Faye i objął jej twarz swoimi dłońmi.

- Faye - odezwał się. Jego głos był delikatny i gładki, i wypłynął z jego ust jak szybki potok. Faye spojrzała na Harry'ego, ich oczy się spotkały. - Nie wiesz, jak wyglądałoby moje życie, gdybym nie umarł w 1924. Nikt  nie wie. Może spotkałbym jakąś dziewczynę, a może nie. Może walczyłbym w wojnie, a może nie. Może zginąłbym, biorąc w niej udział, a może nie. Nie wiesz, ani ja nie wiem. Wolę mieć to - Harry wskazał na nich dwoje - niż jakieś wymyślone życie, którego pewności nie jestem nawet pewien. Cieszę się tym, co mamy, nawet jeśli jesteśmy ograniczeni w pewnym kwestiach. Nie zamieniłbym tego na nic innego.

Harry przycisnął swoje usta do ust Faye na kilka sekund, zanim przerwał pocałunek.

- I przez to, co mi się stało, mogę teraz zostać z tobą na zawsze, bez względu na to, co stanie się później - wyszeptał, opierając swoje czoło o jej.

- Na zawsze? - szepnęła Faye.

- Na zawsze.


------------------------------------------------------------------------------

Awww ♥♥♥

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top

Tags: #fanfiction