trzydzieści sześć
Rozdział zadedykowany @Singerella17 i @nataliaxyz0
Przez kilka następnych dni Faye żyła w oparach zmęczenia i niewyraźne ciemności. Mimo że jej rodzice nie byli w domu, a Harry się nie pokazywał, nigdy nie czuła się całkiem sama. Ani w dzień, ani w nocy. Za każdym razem, kiedy udawało jej się zasnąć, co mogło się zdarzyć w najdziwniejszych miejscach, takich jak kuchnia, mężczyzna prześladował ją w jej snach, a gdy się budziła, często oblana zimny potem i z mokrymi od łez policzkach, uczucie bycia ciągle obserwowaną nigdy jej nie opuściło.
Po kilku dniach rodzice Faye wrócili do domu; wzięli kilka dni wolnego, żeby spędzić czas ze swoją córką. Faye dawno nie czuła takiej ulgi. Od razu pomyślała, że kiedy Harry odszedł, a jej rodzice są w domu wszystko by się zmieniło. Tak się jednak nie stało. Faye miała nadzieję, że ciemność zniknie, ale w jakiś sposób stało się tylko gorzej. Nie było dnia, żeby Faye nie załamywała się z powodu bolącego uczucia w jej ciele. Nie było dnia, żeby ciało Faye nie trzęsło się ze strachu albo na myśl o tym mężczyźnie, obserwującym ją z daleka, śledzącym jej każdy ruch i czekającym cierpliwie na to, aż popełni błąd.
Po kilku dnia nieustającego cierpienia z powodu ciemności, która po raz kolejny opanowała jej ciało, doszła do wniosku, że nie mogło być już gorzej, z jej rodzicami w domu lub bez nich. Lecz, znowu, myliła się.
Stało się to po południu, dwa dni przed powrotem jej rodziców do pracy. Mama wysłała ją do łóżka, aby się zdrzemnęła po tym, jak niemalże zasnęła w trakcie obiadu. Niechętnie, wiedząc, że i tak by nie zasnęła, Faye poszła do swojego pokoju i położyła się do łóżka. Nie było to nawet wygodne; było jej albo za ciepło albo za zimno, a materac wydawał się nierówny, jakby ktoś wypełnił go tuzinem kamieni. Jednak jak tylko Faye znalazła się w łóżku, jej ciało stało się zbyt ciężkie, aby mogła się ruszyć. Nie miała innego wyboru, jak tylko zostać w łóżku.
Co przytrafiło się Faye nie zdarzyło się w mgnieniu oka, ale nadeszło niespodziewanie. Była to wolna i bolesna tortura. Nie na tyle bolesna, by wywołać u człowieka krzyk, ale na tyle bolesna, by się wiercił i zaciskał zęby.
U Faye wszystko zaczęło się w jej prawym ramieniu i na początku wydawało jej się, że jeden z jej mięśni drgał i zaciskał się. Ale ból wkrótce stał się bardziej intensywny i rozprzestrzenił się dalej. Faye próbowała go ignorować, myśląc, że może tylko to sobie wyobraża. Być może nie było żadnego bólu, tylko w jej umyśle. Naprawdę chciała, aby okazało się to prawdą, ale ból, który rozprzestrzenił się już po większości jej ciała był zbyt silny, aby mogła go zignorować. Zaczęła się wiercić i skręcać pod kocem. Pragnęła wyczołgać się z własnej skóry i zwinąć w kłębek w jakimś kącie.
Po chwili Faye nie mogła już dłużej tego znieść i łzy zaczęły spływać po jej policzkach, a jej ciało zaczęło się trząść. Zdołała przekręcić się na bok i przysunąć dłonie do twarzy, i wtedy to zobaczyła. Na jej nadgarstkach, zamiast szarawych i purpurowych żył, które powinny być widoczne, widniały już tylko wypłowiałe czarne żyły, skręcające się pod jej skórą niczym korzenie drzewa.
Faye gapiła się na czerń pod jej skórą. Niczego bardziej nie chciała, jak krzyknąć, ale nie była w stanie tego zrobić. Nie potrafiła wydać z siebie dźwięku. Po prostu leżała, patrząc dużymi, brązowymi oczami na swoje czarne żyły. Poczuła w sobie strach. Była przerażona tym, co się z nią działo, bała się tego, czym może się stać. Jednocześnie zastanawiała się, co złego zrobiła, by zasłużyć na wszystko, co się stało odkąd z rodziną wprowadziła się do tego domu. Dlaczego cierpiała tylko ona? Dlaczego to jej zawsze działa się krzywda?
Kiedy Faye zeszła z powrotem do rodziców, nie zmrużywszy oka, martwiąc się tym, czym się stawała, skórę miała zakrytą koszulą z długim rękawem. Stała przed lustrem całą wieczność zanim zeszła na dół, na razie wyglądało na to, że ciemność w jej skórze uwidoczniła się tylko na jej ramionach.
- Czujesz się lepiej, kochanie? Mam nadzieję, że trochę odpoczęłaś - powiedziała mama Faye, gdy ta weszła do salonu i usiadła na kanapie.
- Mhm, tak - skłamała i spojrzała w dół na ukryte ramiona. Nie była pewna, dlaczego nie powiedziała rodzicom o niczym, co stało się w domu. Może pomyśleliby tylko, że była to słaba wymówka, żeby wrócić do starego domu, ponieważ duchy nie istnieją, są tylko wytworem naszej wyobraźni. Cień i dźwięk mogą zamienić się w kilka potworów czających się w ciemności.
Faye spojrzała na swoich rodziców, jej tata oglądał w ciszy telewizję, zaś mama czytała książkę. Wiedziała, że za nimi tęskniła, ale kiedy na nich patrzyła wciąż czuła, że kogoś jej brakuje. Kogoś, kogo chciała podświadomość Faye nie był tam obecny, co oznaczało, że wciąż pozostawała luka do wypełnienia.
Nie zdając sobie nawet z tego sprawy, ręka Faye uniosła się do miejsca tuż pod zgięciem jej ramienia. Powoli przesunęła wzrok na swoją dłoń, spoczywającą na delikatnym materiale koszuli. Dobrze wiedziała, co pod nią było. Blizna, w kształcie litery H. Czy to za nim tęskniła? Faye jednak nie musiała nawet zadawać sobie takiego pytania, bo już znała odpowiedź. Czuła ją głęboko w sobie. Z jakiegoś dziwnego powodu, którego prawdopodobnie nigdy by nie zrozumiała, tęskniła za obecnością Harry'ego. Chłopaka, który obiecał, że już więcej jej nie skrzywdzi.
----------------------------------------------
Cześć, kochani :)
Przepraszam, że dodaję rozdział o tak późnej porze, ale przynajmniej zmieściłam się w czasie i jest dzisiaj... :D
Dziękuję bardzo za komentarze pod ostatnim rozdziałem!
Pozdrawiam gorąco,
Nina ♥
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top