trzydzieści dziewięć


Rozdział zadedykowany  @Hopla-Lalala


Słowa Harry'ego zawisły w powietrzu. Potrzebuję cię. Nie mogła się nie uśmiechnąć, coś w jej wnętrzu wydało się spełnione. On potrzebował jej, a Faye chciała odpłynąć do krainy snów, gdzie mogłaby słuchać, jak Harry w kółko to powtarza.  Lecz nieważne, jak bardzo pragnęła śnić o wyznaniach Harry'ego o [potrzebowaniu jej, musiała się zmierzyć z kolejnym problemem; oczami Harry'ego i widocznymi bliznami na jego policzkach.

Faye zamknęła dystans pomiędzy nią a Harrym, zauważając coś, czego nie dostrzegła wcześniej. Ból, który słyszała w głosie Harry'ego przybrał formę czystych łez moczących jego policzki, lekko błyszczących w słabym świetle słońca wpływającym przez okno.

- Harry - powiedziała Faye i przyłożyła rękę do jego policzka - Co ci się stało?

- Nie wiem. - jego głos był słaby - Po kilku dniach bez ciebie zacząłem powracać do tego - dodał Harry i wskazał na swoją twarz - Chciałem... - spuścił wzrok, sprawiając, że Faye zdjęła dłoń z jego policzka.

- Co chciałeś, Harry? - spytała miękko.

- Chciałem z tobą być - odparł Harry, jego oczy wciąż wpatrzone były w podłogę - Naprawiłaś mnie za pierwszym razem. Pomyślałem więc, że może mogłabyś naprawić mnie również po raz drugi.

Bolało wiedzieć, że Harry myślał, iż potrzebował pomocy Faye, aby zostać naprawionym, kiedy on, według Faye, sam siebie naprawił. Wciąż dobrze pamiętała ten dzień. Wybiegła z domu, ze złym i pełnym ciemności Harrym podążającym za nią. Lecz wróciła do domu do zmienionego chłopaka, z oczami i wybielonymi bliznami. Faye nic nie zrobiła, to on dokonał tego wszystkiego. Harry sam zwalczył własne demony, nie ona.

- Ja... - zaczęła Faye, czując, jakby słowa utknęły jej w gardle - Nie. To nie ja cię naprawiłam, sam to zrobiłeś.

- Faye - powiedział Harry i spojrzał na nią, obejmując jej twarz swoimi delikatnymi dłońmi - Gdyby nie ty, wciąż byłbym uwięziony w ciemności - dodał - A ja tylko nie chcę do niej wracać.

- Nie wrócisz, obiecuję - odparła Faye - Nie pozwolę na to.

Ręce Harry'ego opuściły twarz Faye i zaczęły nerwowo skubać rąbek jego koszuli, jego wzrok skierował się na podłogę.

- Na tak długo aż mnie nie opuścisz.

Bez chwili namysłu Faye zarzuciła Harry'emu ręce za szyję i przycisnęła się bliżej do jego ciała. Poczuła, jak drgnął z zaskoczenia, ale szybko położył ręce na dole jej pleców.

- Nie zostawię cię, obiecuję - wyszeptała Faye i uśmiechnęła się lekko.

Stojące tam, ich ciała połączone w jedno, było najlepszym, co Faye czuła od długiego czasu. Jeden prosty uścisk był bardziej niezwykły niż jakiekolwiek dobre wspomnienie, jakie Faye miała o Evanie. To było tak właściwe, jakby nie powinna robić nic innego poza byciem tam z Harrym.

Harry czuł się tak samo jak Faye. W ciągu dziewięćdziesięciu lat nigdy nie był tak szczęśliwy z powodu obecności innej osoby, jej ciepła.


Harry przycisnął Faye bliżej do siebie, bojąc się, że mogłaby zniknąć w każdej sekundzie i ujawnić, iż nie było to prawdziwe. Ale ona została, jej serce bijące naprzeciw jego piersi pokazało jak prawdziwa była. Jakby Faye była malutkim, bijącym sercem w jego uścisku, symbolizując życie, podczas gdy on symbolizował śmierć. Stanowili kompletne przeciwieństwa. Różnili się tak bardzo, jak noc i dzień. Ale tak jak biegun ujemny i dodatni, byli do siebie w jakiś sposób przyciągani. Dwoje chcących stać się jednością. 


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top

Tags: #fanfiction