dziewięć


Było tak, jakby jakiś ciężar naciskał na Faye tam, gdzie stała w łazience z wciąż zamkniętymi oczami. Ciężar znajdował się na jej ramionach, na jej klatce piersiowej, naciskając na nią z obu stron. Ciężar nad nią sprawił, że trudno było jej oddychać, niemalże jakby ktoś próbował wepchnąć jej oddechy z powrotem do jej płuc. Jakby nie miała wystarczająco dużo tlenu. Ten ciężar ją dusił. Serce Faye biło mocno, ale wolno w jej piersi, a jej głowa pulsowała. Poczuła ostry ból w gardle, jak kilka łez opuściło jej zamknięte oczy, a jej ciało trzęsło się ze strachu.

Faye zamierzała zrobić to, co kazał jej chłopak, kiedy ciężar na jej ramionach zniknął i znów mogła wziąć głęboki oddech. Potem powoli otworzyła oczy tylko po to, żeby ujrzeć pustą łazienkę. Cóż, nie do końca pustą. Śmiech chłopaka odbijał się echem w ciasnej łazience. Był pełen ciemności otaczał Faye niczym uścisk. Ten śmiech był tak rzeczywisty, że wydawało się jakby chłopak wciąż przed nią stał.

Faye wyleciała z łazienki, zatrzaskując za sobą drzwi. Stała przed nią przez kilka sekund, gapiąc się na drzwi. Potem zaczęła powoli się cofać, nigdy nie spuszczając wzroku z drzwi. Jej oczy spoczywały na łazience dopóki nie minęła swojej sypialni, wtedy odwróciła się i zbiegła na dół. Nie zatrzymała się aż do kuchni, gdzie siedziała jej matka i jadła śniadanie.

- Spieszymy się gdzieś? - powiedziała Catherine i spojrzała na swoją córkę, która stała w drzwiach, ciężko oddychając.

- T-tak - odparła Faye między oddechami - Idę do biblioteki.

- Cóż, za dziesięć minut wychodzę do pracy, więc nie zapomnij zamknąć za sobą drzwi - powiedziała Catherine i ponownie spojrzała na gazetę.

- Szczerze to i tak nie sądzę, żeby ktokolwiek choćby pomyślał o włamaniu się do tego domu - wymamrotała pod nosem Faye.

- Przepraszam? Mówiłaś coś? - spytała Catherine i przyłożyła kubek kawy do ust.

- Tylko, że będę pamiętać - odparła Faye i podeszła do lodówki, po czym wyjęła jogurt i sok zanim zdjęła płatki z jednej z szafek w kuchni.

Milo przywędrował do kuchni i miauknął głośno. Kot przeszedł przez pomieszczenie i wskoczył na krzesło obok Faye.

- Cześć, Milo - powiedziała i przejechała ręką po delikatnym futerku Mila - Zdecydowałeś, że teraz mnie kochasz? - zaśmiała się łagodnie, a Milo miauknął w odpowiedzi.

- Wiedziałam, że mnie kochasz. I ja też cię kocham, ty mały słodziaku.

Kiedy Faye skończyła swoje śniadanie było właśnie około dziesięciu minut odkąd jej matka opuściła dom, a Faye już mogła poczuć wpełzający w nią* strach. Pominęła mycie zębów, odmówiła pójścia do łazienki jeszcze jeden raz. Zamiast tego wyjęła paczkę gum i wzięła jedną. Zerknęła na siebie w lustrze i wstrzymała powietrze, gdy zdała sobie sprawę, że zaczerwienienie wokół jej szyi wciąż było widoczne. Była tak przerażona w łazience, że zapomniała się zakryć, gdy biegła na dół do kuchni. Czy jej matka to widziała? Zastanawiała się, inny rodzaj paniki, która odczuwała przy chłopaku rozbudził się w środku niej. Ale przecież by coś powiedziała? Faye wzięła szalik i owinęła go wokół swojej szyi, chcąc ukryć siniaki tak dobrze, jak to możliwe. Stała przed lustrem jeszcze kilka kolejnych sekund, zanim pospieszyła na parter, wzięła klucz od domu i otworzyła drzwi. Zaskoczony krzyk wyrwał jej się z ust, gdy zobaczyła Evana stojącego na zewnątrz. Jego ręka była uniesiona, jakby właśnie miał zapukać do drzwi.

- Evan? - zawołała Faye - Co ty tu robisz?

- Powiedziałem, że przyjadę cię odwiedzić, prawda? - odparł i zrobił krok do przodu, owijając swoje ramiona wokół Faye. Uśmiech pojawił się na jej ustach i schowała twarz w szyi Evana, wdychając jego znajomy zapach.

- Tęskniłam za tobą - wyszeptała Faye i przysunęła się bliżej do ciała swojego chłopaka.

- Ja za tobą też, skarbie - powiedział Evan i odsunął się. Przejechał tyłem swoich palców po policzku Faye i posłał jej uśmiech, zanim pochylił się i przyłożył swoje usta do jej ust. Było tak, jakby wszystko wokół zniknęło, gdy stali w progu drzwi. Każdy strach i każda mała część ciemności chowająca się w Faye po prostu się rozmyły, uleciało to z niej tak jak woda wypływająca z rozbitego wazonu. Po raz pierwszy odkąd tu przyjechała nie czuła niczego innego poza szczęściem. Zamiast strachu, było teraz szczęście płynące z krwią w jej żyłach.

Harry z dystansu obserwował tę dziewczynę, przytulającą i całującą chłopaka w drzwiach. Więc był również chłopak? pomyślał. Nienawidził widzieć, jak bardzo ten chłopak czynił ją radosną. Odwalił taką dobrą robotę, strasząc ją, i teraz wyglądało na to, że cała jego praca poszła na marne, z powodu jednego gościa. Harry nie był pewien, kogo nienawidził bardziej, tego chłopaka czy tej dziewczyny? Ale pozbędzie się go stamtąd i wtedy sprawi, że życie dziewczyny stanie się jeszcze gorsze. Jej życie zamieni się w prawdziwe piekło, z którego niemożliwym będzie się wydostać.

- Gdzie się wybierałaś? - spytał chłopak.

- Do biblioteki - odpowiedziała dziewczyna z uśmiechem na twarzy. Harry miał ochotę puścić pawia. Nie cierpiał szczęścia - Ale zgaduję, że to może poczekać. Jednak nie zostawajmy tutaj w środku. Jest w końcu ciepło na zewnątrz.

- Brzmi spoko - odparł chłopak i obdarował dziewczynę kolejnym krótkim pocałunkiem. Potem zamknęli za sobą drzwi a dźwięk przekręcanego w zamku klucza dotarł do uszu Harry'ego. Chociaż raz został sam w domu, w którym dorósł.

Wkrótce Harry ponownie znalazł się w salonie i ponownie siedział w dokładnie tym samym miejscu, w którym został zamordowany. Tylko tym razem ogląda on miejsce, gdzie jeden z mężczyzn brutalnie rozwalił bronią czaszkę jego ojca. Harry poczuł ból w piersi, jak żałobne protesty ojca rozbrzmiały echem w jego umyśle. Powoli położył rękę na podłodze i przejechał palcami po zimnych, drewnianych deskach podłogowych. Harry wciąż mógł widzieć szare i martwe oczy swojego ojca spoglądające na niego z miejsca, w którym leżał.

Niskie miauknięcie wyrwało Harry'ego z jego okropnych wspomnień i jego wzrok powędrował w górę. Po drugiej stronie pokoju stał kot rodziny i gapił się na niego lodowato-niebieskimi oczami, i w ciągu kilku sekund jego ciało przepełniła wściekłość.

Palce Faye były splątane z palcami Evana, gdy szli w dół ulicy w małej wsi, w której Faye teraz żyła. Był to pierwszy raz, kiedy widziała wieś, poza tym w samochodzie, gdy przyjechali tu kilka dni temu.

- Czemu nie powiedziałeś mi, że przyjedziesz? - powiedziała Faye i posłała swojemu chłopakowi mały uśmiech.

- Cóż, wtedy nie byłaby to niespodzianka, prawda? - odparł - No i musiałem wyrwać się od pewnej osoby - jego wzrok przesunął się na bok, unikając spojrzenia Faye. I wtedy przypomniała sobie ich rozmowę telefoniczną i ten chichot w tle, czy była to osoba, od której musiał uciec? Chciała spytać, ale szczęście wewnątrz niej powstrzymało ją przed tym. Zamiast tego dalej się uśmiechała i powiedziała:

- To była dobra niespodzianka.

Faye i Evan skończyli w prawdopodobnie jedynej kawiarni w miasteczku. Podczas gdy siedzieli tam i rozmawiali, Faye zdała sobie sprawę, jaki niezainteresowany i zdystansowany był Evan od czasu do czasu. Szczerze, zdenerwowało ja to trochę i wszystko, o czym mogła myśleć to ten dziewczęcy chichot z rozmowy telefonicznej, ale wciąż nie zapytała go o to. Nie opuścili małej kawiarenki aż do czternastej trzydzieści. Kiedy tam byli Faye zauważyła, jak wielu ludzi na nich patrzyło. Czy wiedzieli, gdzie mieszkała? Czy było tak dlatego, że była nowa w mieście?

Zajęło im to dziesięć - piętnaście minut, żeby wrócić do domu. Faye wcale nie chciała wracać do środka, gdy miała dobry powód do pozostania poza domem, ale wydawało się, że Evan chciał.

- Definitywnie wybieram film, który obejrzymy - wykrzyknął nagle Evan , kiedy Faye wyłowiła klucz ze swojej kieszeni. Faye zaśmiała się, wkładając klucz do dziurki. Potem otworzyła drzwi.

Obraz w środku sprawił, że krzyknęła. Na przeciwko nich był Milo przygwożdżony do drzwi pod schodami. Jego brzuch był rozpruty, a jego jasne futro pokryte krwią. Faye stała sparaliżowana w drzwiach. Poniżej kota widniał napis: "Witaj w piekle" nabazgrany dużymi, krwawymi literami.

- Co do cholery? - Evan wymamrotał zza Faye.

- Evan, biegnij do sąsiadów - powiedziała powoli Faye - Powiedzieli mi, że mogę do nich przyjść, jeśli coś się stanie. - mogła słyszeć kroki Evana, jak zbiegał ze schodów. Zrobiła kilka kroków, wchodząc do domu. Kiedy dotarła do połowy korytarza, drzwi zatrzasnęły się za nią i lampa powyżej zaczęła migać. Faye spojrzała na nią i od razu wiedziała, że to nie skończy się dobrze. Lampa zaczęła migotać jeszcze bardziej i nagle żarówka wybuchła, wywołując u niej krzyk. Skuliła się i zakryła twarz rękami, kiedy szkło z żarówki spadło wokół niej. Siedziała tam przez chwilę dopóki miała wystarczająco odwagi, by wstać i opuścić ramiona.

- Witaj w piekle, kochanie. Miłego pobytu - głos powiedział, sprawiając, że Faye gwałtownie się obróciła. W drzwiach do salonu stał ten chłopak. Jego ręce były zakrwawione, a jego koszulka pokryta krwią nawet bardziej niż zapamiętała. Wciągnęła gwałtownie powietrze i odsunęła się w tył o kilka kroków. Potem usłyszała kogoś próbującego otworzyć drzwi, ale na marne.

- Faye! - krzyczał Evan po drugiej stronie, waląc w drzwi - Nie mogę wejść! - oczy Faye rozszerzyły się, gdy pobiegła do drzwi, ale nieważne jak bardzo naciskała i szarpała klamką, nie chciały się otworzyć.

- Evan! - wrzeszczała, spoglądając za swoje ramię. Chłopak przeszedł na środek korytarza - Wyciągnij mnie stąd! - waliła w drzwi tak mocno, że odłamki ze starych drewnianych drzwi wbijały jej się w skórę, sprawiając, że krew spływała w dół jej rąk i nadgarstków. Nagle została przyciśnięta do drzwi, zanim jej ciało zostało odwrócone. Przed nią, z rękami na jej ramionach stał chłopak. Przeniósł jedną dłoń w górę i przejechał swoimi krwawymi palcami po jej skórze, sprawiając, że Faye kręciła się z dyskomfortu. Próbowała wyrwać się z jego uścisku, lecz gdy to nie zadziałało, sięgnęła po plan B i kopnęła go z kolana. Faye nie trafiła w miejsce, w które celowała, ale chłopak mimo to odsunął się w tył, dając Faye szansę na ucieczkę. Pchnęła chłopaka w bok najmocniej, jak potrafiła i pobiegła do salonu, a potem wybiegła innymi drzwiami, docierając na krótki korytarz. W panice, że chłopak mógłby ją złapać, pobiegła na koniec korytarza i postarała się otworzyć drzwi najciszej jak to możliwe. Ze wzrokiem wciąż utkwionym w drzwiach, zamknęła je, nim się odwróciła. Pierwszą rzeczą, jaką zobaczyła była ciemność, a potem zauważyła schody. Schody, które prowadziły na dół do jeszcze większej ciemności.


----------------------------------------------------

Mamuniu, w końcu dodaję rozdział...

Przepraszam, że tyle czekałyście. Przez kilka dni tłumaczyłam ten rozdział i z naprawdę niewiadomych dla mnie powodów nie mogłam go skończyć o.O

Ale jednak, 34 minuty po północy, udało mi się!

Cóż, pozostaje mi tylko życzyć miłego czytania po przebudzeniu, udanej niedzieli i do następnego!

Pozdrawiam,

Nina xoxo

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top

Tags: #fanfiction