dziesięć


Oczy Faye wytrzeszczyły się, kiedy patrzyła w głębię tej ciemności. Nie tak planowała uciec od chłopaka. Gdy wybrała te drzwi, zrobiła to, ponieważ myślała, że zajmie to chłopakowi długo, by je sprawdzić oraz, iż byłby to  prawdziwy pokój z oknami, przez które mogłaby się wydostać, ale jak bardzo się myliła. Zamiast tego utknęła i, albo musiała zostać przy drzwiach aż chłopak ich nie otworzy albo zejść na dół.

Faye powoli przyłożyła ucho do drzwi, serce biło w jej piersi tak mocno, że myślała, iż chłopak mógłby je usłyszeć. Próbowała zachować spokój, ale wiedziała, że to koniec. Utknęła, a chłopak nadchodził, mogła słyszeć jego kroki. Chłopak dotarł do korytarza i Faye mogła słyszeć, jak otwierał i zamykał drzwi. Znalazłby ją bez pytania. Bardzo niechętnie Faye pobłądziła w dół schodów i w ciemność. Nieważne, jak bardzo pragnęła zapalić światła, znalezienie włącznika było niemożliwe i Faye nie potrafiła zmusić się do szukania. Jedyną rzeczą, jakiej chciała to uciec od drzwi najdalej jak to możliwe. 

Faye przedzierała się przez ciemność w zimnej piwnicy, dreszcze przeszywały jej plecy, gdy szła. Miała wystawione ramiona na wypadek, gdyby uderzyła w ścianę lub inny obiekt. Ale jej ręka nie mogła  zapobiec przewróceniu się, co się zresztą stało, i wyślizgnięciu się jej telefonu z kieszeni, gdy upadła.

- Cholera, cholera, cholera, cholera - Faye wydyszała w panice, przejeżdżając rękę po zimnej, betonowej podłodze. Spojrzała się za ramię tylko po to, by zdać sobie sprawę, że nie mogła już dłużej widzieć schodów. Pomyślała. Co, jeśli chłopak już tam był, w piwnicy, z nią? Wiedziała tylko, że chłopak nigdy przedtem nie wydał z siebie żadnego dźwięku, kiedy się do niej zakradał. Więc, jak wielka była możliwość obecności chłopaka w piwnicy bez jej wiedzy? Te myśli wzbudziły u niej dreszcze i, pozostawiając telefon za sobą, zaczęła czołgać się po podłodze. Kolana Faye bolały lekko, kiedy szurała nimi po nierównej powierzchni. Próbowała usłyszeć jakiś dźwięk, który wskazywałby na to, że nie była sama, ale jedyne, co słyszała, to jej własne szlochy.

Nagle Faye wpadła na coś, co blokowało jej drogę dostania się gdziekolwiek dalej. Jej ręce uniosły się do góry i przejechały po czymkolwiek, co było przed nią. Zdawało się, że było to kartonowe pudło, a kiedy Faye przesunęła się lekko w bok zdała sobie sprawę, że prawdopodobnie było tam mnóstwo kartonów ustawionych przy ścianie. Kiedy znalazła kąt za ostatnim pudłem nie wiedziała, czy ma czuć ulgę czy jeszcze większy strach. Ale skuliła się pomiędzy dwoma pudłami i przycisnęła się do ściany najbliżej, jak umiała. Faye zamknęła oczy, nie miała pojęcia, jak blisko schodów się znajdowała albo czy chłopak siedział kilka metrów dalej, gapiąc się na nią. Wymamrotała kilka slow, niezrozumiałych dla nikogo poza nią, no i może dla Boga, jeśli istniał.

Nagle głośne walnięcie dotarło do uszu Faye, sprawiając, że wciągnęła mocno powietrze, a fala łez napłynęła jej do oczu. Faye zakryła usta dłonią, starając się powstrzymać swoje szlochy, gdy skrzypiący odgłos kogoś schodzącego w dół starych schodów wypełnił piwnicę. Ponownie otworzyła oczy, wpatrując się w gęstą ciemność, która ją otaczała. Jej serce biło mocno i bolało w jej piersi, czuła ciepłą łzę płynącą po jej zimnym, bladym policzku dopóki jej ręce nie powstrzymały łzy od dalszych ruchów. Odgłos skrzypienia na schodach ucichł do teraz, co oznaczało, że chłopak mógłby być wszędzie, a Faye nie wiedziałaby o tym. Próbowała powstrzymać łzy od spływania po jej twarzy, ale nie potrafiła. Nie chciała umrzeć. Faye nie chciała, żeby chłopak ją zabił. Proszę... powiedział niski głos w jej głowie. Myśl o umarciu zajęła każdą małą przestrzeń jej umysłu, rozprzestrzeniła się w jej ciele niczym infekcja. Ta myśl napełniła jej ciało przerażeniem i ciemnością, była tak dominująca, że Faye niemalże wstała by mieć ją już z głowy. Ale tego nie zrobiła.

Faye poczuła muśnięcie zimnego wietrzyku, a w następnej sekundzie ktoś złapał ją za kostkę. Krzyknęła, gdy ktoś wyciągnął ją z jej małego bezpiecznego kąta, jej paznokcie drapały zimną podłogę.

- Nie! - krzyczała, próbując kopnąć rękę - Proszę! Proszę, nie! - Faye próbowała znaleźć coś, za co mogłaby złapać, ale została zaciągnięta na środek pomieszczenia.Wciąż nikogo nie widziała, ale ktoś chwycił jej ramię i pociągnął ją na stopy. Potem lampa zamigotała kilka razy zanim jej przyćmione światło wypełniło pomieszczenie.

Kilka metrów dalej stał chłopak, światło z lampy wiszącej na suficie oświetlało coś w jego dłoni. Był to mały nóż, w połowie wyeksponowany i w połowie schowany w jego koszuli.

- Czy ty.. - zaczęła Faye, próbując znaleźć słowa, które chciała powiedzieć - Zamierzasz mnie zabić?

- Zależy - odparł chłopak, robiąc w jej stronę kilka kroków - Boisz się śmierci? - Faye gapiła się na chłopaka, przygryzając dolną wargę. Pokiwała powoli głową, gdy więcej łez spłynęło po jej policzku.

- Chcę, żebyś to powiedziała, skarbie - rzekł chłopak i pokonał dzielący ich dystans - Czy boisz się śmierci?

- T-tak - wyjąkała Faye - Tak, boję się śmierci.

- Dobrze, powinnaś - powiedział chłopak i pochylił się, przykładając swoje usta do jej ucha - Bo nigdy nie wiesz, kiedy ona znowu uderzy, i kogo. Może twoją matkę. Albo twojego ojca. Ale tego twojego słodkiego chłopaka. A może będziesz to ty. - zimne oddechy chłopaka łaskocząc szyję Faye przemieniły jej krew w lód - Ale wolałbym, żebyś widziała swoich ukochanych umierających na twoich oczach, tak ja widziałem, i poczuła prawdziwy ból - jego mocne słowa sprawiły, że Faye miała ochotę opaść na ziemię i się poddać. Po prostu odpuścić, ale część niej nie pozwoliłaby jej na to. Zamiast tego błagała:

- Proszę. - jej głos nie był głośniejszy od szeptu - Proszę, nie krzywdź ich. Skrzywdź mnie, ale nie ich. Proszę, błagam cię - przerwała, próbując powstrzymać kilka łez od ucieczki z jej oczu - A-Ale, jeśli zamierzasz mnie zabić. P-po prostu to zrób i skończ.

- Decyzja nie należy do ciebie - powiedział chłopak i odsunął się od Faye, taksując ją od stóp do głów - Widzisz... ja jestem Śmiercią, ja decyduję, czy żyjesz, czy umierasz. - potem położył swoje ręce na ramionach Faye i przysunął ją lekko do schodów.

- Spójrz, gdzie stoisz - odezwał się. Zbyt przerażona, by zrobić coś innego, niż to co powiedział chłopak, Faye spojrzała w dół. Stała w okręgu, ciemniejszym od reszty podłogi. Dla niej wyglądało to tak, jakby ktoś rozlał kolor i roztarł, kiedy próbowano go sprzątnąć.

- Mnóstwo krwi przelano w tym domu - powiedział chłopak i wskazał na okrąg, w którym stali - Więcej niż wiesz. Większości już nie ma, ale część... została pozostawiona. - zajęło jej kilka sekund, by przetworzyć to, co chłopak właśnie powiedział, ale potem zrozumiała. Przygryzła wargę, próbując powstrzymać ją od drżenia.

- Czym ty jesteś? - powiedziała i odeszła w tył. Chłopak uśmiechnął się głupawo, zrobił kilka wzbudzających przerażenie kroków w jej stronę i chwycił jej nadgarstek. Następnie uniósł nóż do jej ramienia. W panice Faye próbowała wyrwać się z uścisku chłopaka, ale był zbyt silny.

- Pamiętaj... Ja jestem tym, kto decyduje, kiedy umierasz - odezwał się, spoglądając w dół na nóż. Kolejny uśmieszek wpełzł na jego twarz, kiedy przejechał ostrzem po skórze Faye. Wrzask wypełnił piwnicę, należał do Faye.

- Puść mnie! Puść mnie! - krzyczała, próbując odepchnąć chłopaka, lecz było to niemożliwe. Nagle chłopak odsunął nóż od jej ramienia i spojrzał się na to, co zrobił.

- Pamiętaj - odezwał się i popatrzył na Faye - Śmierć dotyka cię, kiedy najmniej się tego spodziewasz. - potem już go nie było.

Krzyk Faye wciąż pobrzmiewał echem w ciemnej piwnicy, kiedy jej jej ciało poddało się, a ona opadła na zimną ziemię z dłonią umieszczoną na nowo-zrobionej ranie na jej ramieniu. Echa jej krzyku zostały po chwili zastąpione odgłosem jej delikatnych, aczkolwiek niekontrolowanych szlochów.  


----------------------------------------------

Oto 10 rozdział! 
Akcja się już rozwija, ale w kolejnych rozdziałach będzie jeszcze lepiej ;)

Ale najważniejsze: JEST JUŻ 1100 WYŚWIETLEŃ I, MAMUNIU, CHOLERNIE SIĘ CIESZĘ!

Bardzo Wam wszystkim dziękuję; i tym, którzy komentują oraz głosują i tym, którzy tylko czytają. Każdy komentarz, każdy głos i każde kolejne wyświetlenie są dla mnie przyspieszonym biciem serca, motywacją i tym przyjemnym ciepłem rozchodzącym się w ciele... 

Chcę jednak szczególnie podziękować @Hiersche za te wszystkie długie, przemiłe komentarze pod wszystkimi rozdziałami. Dziękuję Ci za nie, a także za te zapewnienia o moim dobrym tłumaczeniu.

Oczywiście, już zajrzałam na twój profil i przeczytałam wszystkie części "Demenatrium" i po prostu *-*

Twoje opowiadanie jest tak ciekawe, tak poprawne językowo i tak bardzo kojarzy mi się z jednym z moich ulubionych filmów psychologicznych "Przerwana lekcja muzyki" (nie sugeruję jakiegoś plagiatu, bo, broń Boże, nic tam nie ma skopiowanego), że już je uwielbiam i czekam niecierpliwie na nowe rozdziały i dalszy rozwój relacji głównych bohaterów.

Pozdrawiam,

Nina xo

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top

Tags: #fanfiction