dwanaście


Palce Faye splotły się z palcami Evana, który siedział na przeciw niej na łóżku w szpitalu. Po raz pierwszy naprawdę poczuła się bezpiecznie tam, gdzie siedziała, z kocem owiniętym wokół jej ciała i przez moment zapomniała o chłopaku i jego śmierci. Słońce zaczęło zachodzić na zewnątrz, barwiąc niebo mieszanką pomarańczu, różu i fioletu.

Nagle jeden z telefonów leżących na łóżku zaczął wibrować, a imię "Lauren" pojawiło się na kranie, sprawiając, że Eva chwycił go szybko, jakby Faye nie miała tego widzieć. Ale Faye to zobaczyła.

- Sekunda - powiedział Evan, unosząc do góry palec i odsunął się od łóżka, posyłając swojej dziewczynie krótkie spojrzenie - Dlaczego do mnie do mie dzwonisz? - wyszeptał do telefonu.

- Tęsknię za tobą, skarbie - powiedział głos, Lauren - Kiedy wracasz do domu?

- Niedługo, obiecuję - Evan wyszeptał w odpowiedzi - Nie mogę teraz wyjechać.

- Dlaczego szepczesz? - spytała Lauren - Czy, czy Faye tam jest?

- Tak - odpowiedział Evan - Muszę kończyć - potem się rozłączył, jego policzki były lekko zaczerwienione. Jedyne, na co miał nadzieję to to, że Faye nie widziała, kto to był.

- Lauren? - wtedy Faye odezwała się, sprawiając, że Evan znieruchomiał - Lauren, moja przyjaciółka z dzieciństwa?

- Tak - odpowiedział wolno Evan i ponownie zajął miejsce na łóżku. Faye spojrzała się na niego z głową lekko przechyloną w bok. Siedziała cicho przez chwilę, z dolną wargą pomiędzy zębami i zmarszczonymi brwiami.

- Jak to możliwe, że dzwoni do ciebie, podczas gdy ja nie rozmawiałam z nią odkąd się przeprowadziłam? - powiedziała Faye, spuszczając wzrok z Evana.

- Może powinnaś do niej zadzwonić? - powiedział Evan i wzruszył ramionami.

- Dzwoniłam, ale nie odbiera - warknęła Faye, od razu czując się źle - Przepraszam.

- W porządku. Może jest po prostu zajęta - powiedział Evan i pochylił się do przodu, pozwalając swoim wargom spotkać się z ustami Faye. Ale Faye nie mogła pozbyć się uczucia, że coś było nie tak. Przed jej przeprowadzką, Evan i Lauren nigdy wcześniej się do siebie nie odezwali, więc dlaczego nagle teraz rozmawiają. Faye nie była nawet pewna, czy Lauren kiedykolwiek naprawdę lubiła Evana.

- Przestać wyglądać na taką zmartwioną - wykrzyknął niespodziewanie Evan i przyciągnął Faye do siebie - Chodź tutaj - wyszeptał jej do ucha i przycisnął jej cało do swojego - Jestem tutaj - Faye nie była pewna, dlaczego to powiedział, ale uspokoiło ją to i już nigdy nie chciała opuszczać uścisku Evana. Nucenie Evana dotarło do jej uszu, sprawiając, że się uśmiechnęła.

- Rozpoznaję tę piosenkę - powiedziała Faye i posłała Evanowi szybkie spojrzenie.

- No, lepiej, żebyś rozpoznawała, to "Please don't go" Barcelony - odparł Evan - Grali to...

- ... na naszej pierwszej randce - dokończyła Faye.

- When you fell, you fell towards me - wyrecytował Evan - When you crashed in the clouds.

- You found me - powiedziała cicho Faye.

- Tak, znalazłaś mnie - odpowiedział Evan i ponownie umieścił swoje usta na wargach Faye.


Faye nie była pewna, jak długo ona i Evan siedzieli tam z ich ciałami przyciśniętymi do siebie, kiedy jej rodzice weszli do pokoju, by zabrać ją do domu. Na początku pomyślała, że to dobrze móc wrócić do domu niż zostawać w szpitalu na noc i na początku nie dotarło do niej, co miała zrobić. Lecz, gdy zbliżali się do domu coraz bardziej, wszystko zaczęło do niej docierać. Nie wracała do czegoś bezpiecznego, jak myśleli jej rodzice. Faye wracała do jej najgorszego koszmaru. Wracała z powrotem do ciemności i strachu, a tego nie chciała.

Oddech Faye był ciężki i niekontrolowany. W momencie, w którym miała zamiar krzyknąć do ojca, by zatrzymał samochód, żeby mogła uciec daleko od tego domu, auto nagle stanęło. Faye powoli wyjrzała za okno i był tam, ukryty w ciemności, która już zapadła. Dom.

- Chodźmy się porządnie wyspać - powiedział Jonathan i posłał swojej przerażonej córce szybkie spojrzenie - Hej - dodał, kiedy zobaczył wyraz twarzy Faye i poklepał ją po kolanie.  - Już w porządku, jest bezpiecznie. Nikt nie zamierza cię skrzywdzić - Faye posłała ojcu małe kiwnięcie, zanim ten wysiadł z auta. Faye pozostała w nim chwilę dłużej, nim również otworzyła drzwi i stanęła na podjeździe, nie spuszczając wzroku z domu. W jej oczach wyglądał teraz jak opuszczony, nawiedzony dom ze strasznego filmu, dreszcze przebiegły jej po plecach w tym samym momencie, w którym Evan podszedł i chwycił ją za rękę, jakoś ciągnąc w kierunku domu. Sparaliżowana strachem, Faye nie mogła zrobić nic, niż tylko za nim podążyć.

Niespodziewany ruch w jednym z okien sprawił, że Faye wyjęła dłoń z uścisku Evana i odsunęła się do tyłu. Jej oczy były skupione na ciemnym oknie, czekające na kolejny ruch. Właśnie wtedy, gdy pomyślała, że wszystko sobie wyobraziła, chłopak pojawił się w oknie. Patrzył na nią przez głębię swoich oczodołów, a złowrogi uśmieszek był przyklejony na jego twarzy. Łzy zaczęły niekontrolowanie płynąć w dół bladych i zimnych policzków Faye, a jej ciało zaczęło się trząść.

- Nie - powiedziała Faye, jej głos był niczym innym jak szeptem. Ale potem przerodził się w krzyk - Nie! Nie! Zostaw mnie w spokoju! - Faye dalej oddalała się od domu, jej rodzice i Evan byli zdezorientowani tym, co się działo. - Zostaw mnie! - gdy to wykrzyczała, Faye potknęła się o własne stopy i upadła na ziemię. Nie zawracała sobie głowy wstaniem, owinęła tylko ramiona wokół swoich kolan i bujała się lekko w przód i w tył.

- Proszę - głos Faye ponownie stał się szeptem - Nie chcę się już więcej bać- schowała twarz w ramieniu, próbując zablokować obraz tego chłopaka. Ale nieważne, co zrobiła, bardzo wyraźny i realistyczny obraz chłopaka pozostawał w jej umyśle.

- Faye - zawołał głos i nowa para ramion otoczyła jej ciało - Już dobrze, nikt nie zamierza cię skrzywdzić - głos był łagodny i spokojny, zbyt spokojny według Faye. Jak mogli tego nie widzieć? Jak mogli nie widzieć tego chłopaka? Ze szlochem Faye uniosła wzrok i jej załzawione oczy spotkały niebieskie Evana.

- Faye - powiedział Evan i cmoknął ją w policzek - Nikt cię nie skrzywdzi, obiecuję - Faye zagryzła wargę, gdy Evan pomagał jej wstać - Jestem tutaj - wyszeptał Faye do ucha, jak zaczęli iść w kierunku frontowych drzwi. Ale gdy tylko dotarli na ganek, zrobiła kilka kroków w tył, próbując wyszarpać się z uścisku Evana.

- Faye - warknął Evan i przyciągnął ją bliżej do siebie - Uspokój się. Nie musisz się bać. Nie pozwolę, by znowu coś ci się stało.

Wolnymi krokami Faye weszła do domu, rozszerzonymi oczami taksując otoczenie, by znaleźć jakikolwiek możliwe zagrożenie. Po drugiej stronie pokoju, w którym znajdowała się Faye stały drzwi, na których wisiał Milo kilka godzin wcześniej, wyczyszczone, ale tapeta została zakryta. Faye zadrżała, gdy pomyślała o słowach, które prawdopodobnie wciąż widniały na ścianie za pokryciem, i wciąż mogła widzieć, jak ta świeża i gęsta krew wyznaczała sobie drogę w dół ściany. "Witaj w piekle" to były te słowa.


Dziesięć minut później Faye była w łóżku z Evanem leżącym obok niej. On już spał, ale Faye nie mogła. Nie potrafiła pozbyć się uczucia bycia przez kogoś obserwowaną. Gdyby nie wiedziała lepiej, prawdopodobnie pomyślałaby, że to tylko jej wyobraźnia, ale wiedziała lepiej i zdawała sobie sprawę, iż to nie była jej wyobraźnia. Był to on, bo któż by inny?

Faye patrzyła się na okno i na blask księżyca świecący przez nie, gdy mróz wypełnił jej pokój, i od razu wiedziała, że nie był to dobry znak. Faye z trudem złapała powietrze, gdy chłopak znikąd pojawił się obok jej łóżka. Mogła już czuć napływające łzy i otworzyła buzię, by krzyknąć, ale chłopak był szybszy i przycisnął dłoń do jej ust.

- Zero krzyczenia, kochanie - wysyczał chłopak i przybliżył się - Nie chcemy przecież obudzić twojego chłopaka i rodziców, prawda? - Faye pokręciła lekko głową, łza spływała po jej policzku.


- Powiedziałem, że cię przywitam, gdy wrócisz do domu, czyż nie? - rzekł chłopak, pochylając się coraz bliżej - I właśnie to robię. Teraz, nie krzycz. Nie chcemy, żeby znaleźli cię w krwawych tarapatach. - jego słowa były silne i ostre, gdy powoli zdjął rękę z jej ust. Przez krótki moment Faye myślała o krzyknięciu, ale odsunęła od siebie tę myśl. Nie skończyłoby się to dobrze. Chłopak był teraz tak blisko, że Faye mogła poczuć jego zimny oddech na swojej skórze. Próbowała nie patrzeć w jego puste oczodoły i zamiast tego gapiła się na jego usta. Były lekko rozchylony i miały bladoróżowy kolor, i wciąż się do niej zbliżały. Potem chłopak polizał swoją dolną wargę, nim jego usta uformowały się w mały uśmiech. Chłopak był teraz tak blisko, że Faye mogła czuć zimno bijące od jego ust muskające jej wargi. Lecz w następnej sekundzie chłopak wzdrygnął się do tyłu i znikł, pozostawiając Faye skonsternowaną i przestraszoną.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top

Tags: #fanfiction