|Rozdział 7|

Przetarłam zakurzone grzbiety starych oraz poniszczonych książek i stanęłam na palcach aby ułożyć je półkę wyżej niż dotychczas. Właściwie nie robiłam nic innego od dwóch dni, a mimo to regały wydawały się świecić pustkami. Odwinęłam rękawy białej koszuli i powoli zeszłam z chwiejącej się drabiny, a następnie z głośnym westchnieniem opadłam na głęboki fotel. Jakoś po kilku minutach trwania w bezruchu lekko uchyliłam powieki, i spojrzeniem powędrowałam do wciąż śpiącego Piotra na łóżku, w ciemnym kącie pokoju. Zuza tłumaczyła Łucji że jej brat potrzebuje odpoczynku przez co chyba obie były spokojne, Edmund zabijał myśli pojedynkami a ja babrałam się w tonach kurzu mając go na wyciągnięcie ręki. Kaspiana nie widywałam już często, czasem kiedy nachodziła godzina kolacji lub w pobliżu najstarszej Pevensie. Nie dziwiłam się, otrzymał kruche zaufanie Narnijczyków dlatego dawał z siebie wszystko.

- Nasz zegar tyka aż do momentu, gdy stłucze się szkło... - Zanuciłam układając się wygodniej. 

 Bo ty jesteś częścią mnie

Której wolałabym nie potrzebować

Nieustannie goniąc, 

Ciągle walczę, choć nie wiem dlaczego...


- To od twojego fałszu tak strasznie boli mnie głowa? - Zachrypnięty męski głos, niosący się echem po mojej głowie, postawił mnie do pionu szybciej, niż angielska kawa. Gdy odepchnęłam się od blatu stołu, łokciem strąciłam gliniany kubek którego zawartość rozlała się na podłodze. Drżącymi dłońmi zapaliłam pochodnię tuż nad profilaktycznym posłaniem chłopaka, i zdyszana spojrzałam w jego rozbawione, jasne oczy. Odsunąwszy się od ciepłego płomienia moja twarz przybrała wyraz długo wyczekiwanej ulgi, po raz pierwszy od czasu przybycia do Narnii wyobraźnia nie płatała mi figli. 

- Piotruś...


POV Piotr


Przez to w jaki sposób wypowiedziała i zdrobniła moje imię, plecami jeszcze bardziej wbiłem się w niewygodną poduszkę. Wyglądała na szczęśliwą, a jej czerwone policzki przypominały wypieki na twarzy Łucji, kiedy ta miewała wysoką gorączkę. Jęknąłem z bólu, który nagle rozszedł mi się po nodze a następnie drgnąłem, gdy jej chłodne dłonie dotknęły mojego ramienia. 

- Pójdę po Zuzę. - Zadeklarowała i szybko wybiegła zostawiając za sobą uchylone drzwi. Dopiero teraz pomyślałem o rodzeństwie, a potem o wilkach. Zmarszczyłem brwi na wspomnienie Edmunda i mężczyzny na koniu, wydawało mi się jak by niewyraźne. 

Pokój był ciemny i niewielki, za to robiła wrażenie wielka biblioteczka, właściwie zakrywała prawie całą główną ścianę. Obok niej stał niebieski fotel z wysokimi oparciami, na którym ówcześnie siedziała Ber. Reszta była po prostu pusta, niczym nie zagospodarowana, a światło rzucane przez jedną z dwóch pochodni, ledwo docierało do tamtego rogu. 

Pisk obu sióstr wyrwał mnie z zamyślenia, uśmiechnąłem się szeroko kiedy najmłodsza rzuciła mi się na szyję i wycałowałem jej pulchne policzki. 

- Cieszę się że nic wam nie jest, ale gdzie Edmund? - Byłem nie tyle co zdziwiony, a zaniepokojony nieobecnością brata. 

- Zastępuje cię na zebraniu z Kaspianem. 

- Kaspianem? 

- Podobno to Berenice go odnalazła a on doprowadził ich aż tutaj i zyskał spore uznanie Narnijczyków. - Wytłumaczyła Zuza, skrzywiłem się na jej podejrzany błysk w oku. Teraz skojarzyłem fakty, chłopak na koniu, to musiał być ten książę. Powoli zrzuciłem nogi na podłogę i podpierając się ściany oraz ramy, wstałem. Z grymasem bólu na twarzy dokuśtykałem do progu gdzie wpadłem na drobne ciało Ber. W ostatniej chwili złapałem się framugi a dziewczyna uderzyła głową o mój tors z rąk, wypuszczając kubek zaparzonych ziół. Przez jej słodki zapach spuściłem głowę i bardzo delikatnie zanurzyłem nos w roztrzepanych włosach, wydawało mi się wtedy że znów jestem w naszym ogrodzie w Anglii wraz z mamą i tak jak kiedyś razem podziwiamy kwitnące piwonie. 


POV Berenice


Chciałam chociaż spytać go dokąd idzie, ale wciąż jeszcze w szoku po prostu odprowadzałam go wzrokiem do końca długiego, i ledwie oświetlonego korytarza. Przez myśl przeszło mi, że przecież jeszcze kilkanaście dni temu za oblanie go herbatą, mocno by mnie skrzyczał. Wtedy odwróciłam się z dziwnym wyrazem twarzy do równie zszokowanej Zuzy i zapytałam cicho.

- A on to... to mocno się w tę głowę uderzył wtedy? 

Całą trójką szybko go dogoniłyśmy tuż przed główną salą, tam gdzie znajdował się kamienny stół. Rzadko tu bywałam, chyba tylko raz, wtedy kiedy Kaspian postanowił nas oprowadzić. Nie czułam takiego przywiązania z tym miejscem, jak reszta Narnijczyków, dlatego uważałam że nie powinno mnie tu być, nawet teraz. Mimo wszystko stanęłam obok Zuchona pod ścianą tuż przy wejściu i bacznie obserwowałam twarz Piotra. Była inna, łagodniejsza, jakby odświeżona, weselsza, wyglądała tak nawet gdy wściekły groźnie marszczył czoło i zaciskał szczękę. W całym tym tłumie przeróżnych stworzeń odnalazłam czarną czuprynę Edmunda a zaraz też parę innych znajomych sylwetek. Nagle podskoczyłam kiedy Piotrek z całej siły uderzył pięścią w drewniany blat, coś tak przeczuwałam że ta dwójka się nie polubi, ich charaktery i temperament był zbyt podobny. 

- Zaatakujemy zamek Miraza dziś w nocy, czy to jest jasne? - Wycedził przez zęby, dając brunetowi do zrozumienia że nie znosi już jego sprzeciwów. Rozejrzał się po twarzach Narnijczyków jak by szukając w nich poparcia i uznania a następnie odwrócił się i jak najszybciej mógł, wyszedł nawet nie obdarzając mnie spojrzeniem. Wypuściłam z płuc długo wstrzymywane powietrze i po krótkich rozważaniach tych za i przeciw, wyrwałam się do biegu za nim. Nie chciałam słuchać o tym co niosą ze sobą szepty, które stawały się co raz głośniejsze. 


*******************************

W następnym rozdziale pojawi się między innymi scena z opisu książki. Ale spokojnie, na nich jeszcze za wcześnie ;)  Dziękuję za ponad 3k wyświetleń :*

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top