Rozdział 47

– Będę się już zbierać – powiedziałam, kiedy zdążyłam zjeść już wszystkie frytki. 

– Właśnie, Luna... – zaczął Max, a ja spojrzałam na niego – Czy ty nie powinnaś być w szkole?

– No wiesz... w sumie to powinnam, no ale nie jestem. Tak wyszło.

– Tak wyszło? Czy ty sobie zrobiłaś wagary w ten oto piękny dzień? – wskazał za szybę, za którą wciąż była ulewa.

– No... to nie tak. Znaczy, bo... tak naprawdę to...

– Tak naprawdę to co? – zapytał, patrząc się na mnie z zaciekawieniem, jednocześnie przecierając filiżankę jakąś szmatką.

– Długa historia – wyjaśniłam, wzdychając. – Kiedyś ci wyjaśnię, ale teraz muszę już iść. – Powiedziałam i zabrałam swój plecak, po czym zeskoczyłam z krzesła.

Zapłaciłam jeszcze należną sumę, pożegnałam się z Maxem oraz z Kylie, która właśnie wyszła, żeby obsłużyć nowych klientów i wyszłam z knajpy, kierując się do swojego domu.

Byłam bardzo ciekawa, co się stało z Niną i Mattem, ale pomyślałam, że jak nie będę o tym myśleć, to ta sprawa jakby sama się rozwiąże. Wcale nie. Teraz było jedynie gorzej. 

Z jednej strony chciałam, żeby Chris wyszedł z tego cały, a Brian poniósł konsekwencje, bo tak by było najlepiej, ale z drugiej strony wiedziałam, że to nie takie proste. Po przemyśleniu tego wszystkiego, spostrzegłam, że Chris też nie był bez winy i pomimo że ja nie chciałam, żeby dostawał jakąkolwiek karę za to, że mi groził przez ten czas, to jednak tamci ludzie na pewno wezmą to pod uwagę. Bo jakby nie patrzeć to...

Nie wiedziałam, dlaczego Chris potrzebował te narkotyki, ani co to były za narkotyki. Ja podejrzewałam, że on nie chciał ich kupić, żeby sobie po prostu nimi handlować, a tym bardziej, żeby samemu je brać. Jednak nie widziałam żadnej innej opcji, no bo na co innego byłyby mu potrzebne?

Doszłam do domu cała przemoczona, dosłownie się ze mnie lało. Gdy próbowałam otworzyć drzwi wejściowe, usłyszałam silnik samochodu, który po chwili zgasł. Spojrzałam do tyłu i mogłam zobaczyć nowe, czarne, polakierowane, prześliczne auto, jednak nie wiedziałam, co to za marka. Ktoś zaparkował na parkingu obok domu Matteo.

Dla mnie takie rzeczy były czymś... wow. Po prostu rzadko coś takiego widziałam i nie potrafiłam się napatrzeć. Ja po prostu byłam biedna i może nie było tego widać, ale taka była prawda. Po śmierci mojego taty, załamałyśmy się wraz z mamą i było nam ciężko się utrzymać. 

Z auta po chwili wyszedł Matteo, a ja spojrzałam na niego zaskoczona. Jego włosy opadały mu na czoło, a on tak po prostu zamknął samochód i zaczął kierować się do drzwi swojego domu. 

Patrzyłam na niego z otwartą buzią, bo nigdy nie widziałam, żeby miał swoje własne auto! Tamto było zupełnie inne, a to... jakieś nowoczesne! Czy to jest jego?!

Nawet na mnie nie zerknął, chociaż zauważył moją obecność. Po prostu zlekceważył mnie, otworzył drzwi do mieszkania, jednak zatrzymał się we framudze, jakby się nad czymś zastanawiał i mogłam usłyszeć jego głębokie westchnienie pomimo tego, że na dworze padał deszcz.

Przełknęłam ślinę, patrząc się na niego, kiedy odwrócił się i też na mnie spojrzał z obojętnym wyrazem twarzy. Nie, to nie był obojętny wyraz twarzy. To był wyraz twarzy Matteo, który jest ciągle na mnie zły. Chodził już taki od kilku dni, a jego zachowanie było identyczne jak to, kiedy po raz pierwszy się spotkaliśmy. 

– Czy nie usłyszałaś, kiedy mówiłem, żebyś zostawiła mnie w spokoju? 

– Nie przypominam sobie, żebyś tak do mnie mówił – odpowiedziałam cicho, ale wystarczająco głośno, żeby mnie usłyszał.

– A więc mówię teraz. – powiedział donośnym i głębokim głosem, a ja niemal wciągnęłam powietrze. Tak bardzo chciałam tamtego Matteo. – Daj mi spokój. 

Już chciał zamknąć drzwi, ale odezwałam się.

– Nie zrobię tego. Czemu taki jesteś?

– Pytasz się mnie, czemu jestem sobą? – Zapytał, patrząc na mnie. 

– Nie, ale czemu jesteś kimś zupełnie innym. Nie jesteś sobą, Matteo. Widziałam nieraz jak się uśmiechasz, jak mi pomagasz i jak ci się świecą oczy... ale teraz jesteś kompletnie inny. Wiem, że wtedy byłeś sobą, a teraz udajesz zimnego chłopaka bez żadnych uczuć i myślisz, że nie zostaniesz zraniony? 

Popatrzył się w bok, ale nie powiedział nic.

Westchnęłam, odwracając się i próbując otworzyć drzwi, a kiedy udało mi się, już chciałam wejść do środka.

– Bo może zostałem przez osobę, którą kochałem... – wyznał, a po chwili usłyszałam trzask drzwi. 

Moje ciało aż się spięło, ale szybko weszłam do środka.

Co miał na myśli? Przez osobę, którą kochał... Tylko przez kogo? Ponoć ta cała Kate... w niej już nie jest zakochany, a więc w kim? Dlaczego ja nic z tego nie rozumiem?

Rzuciłam się na kanapę, zapominając, że mój strój był cały zalany i zamknęłam oczy. 

Kiedy usłyszałam chrząknięcie, o mało nie spadłam z sofy. 

– Mama?! – pisnęłam, kiedy zauważyłam, że stoi i się na mnie patrzy. – A... ty nie w pracy?!

– Może najpierw to ty mi wszystko wytłumaczysz, a nie ja tobie, co? – Zapytała z założonymi rękami, patrząc się na mnie poważnie. 

– Ale ja nie wiem, o czym ty mówisz... – wyjaśniłam, patrząc się na nią z politowaniem.

– Nie wiesz, o czym mówię? – zapytała, a ja pokręciłam przecząco głową. – Dostałam dzisiaj telefon ze szkoły, że nauczycielka widziała cię dzisiaj rano z Niną i jeszcze jakimś chłopakiem przed lekcjami, a później już cię nie było. A do tego słyszałam, że ktoś ci groził. Dziecko Boskie, na litość boską! Czy ty się dobrze czujesz? Dlaczego nic mi wcześniej o niczym nie powiedziałaś? Przecież wiesz, że zawsze bym ci pomogła! Dlaczego dzisiaj uciekłaś ze szkoły? Pamiętasz przecież jak ci mówiłam, żebyś tego nie robiła, bo ja później muszę świecić za to oczami! To nie jest fair ani wobec mnie, ani wobec szkoły, a więc nigdy więcej tego nie rób. Poza tym... kto ci groził?! Czy coś się stało, o czym ja nie wiem? Pamiętam, że wtedy w szpitalu byłaś bardzo pobita, jednak nic mi nikt wtedy nie powiedział!

– Bo nikt nic nie wiedział, mamo! – Denerwowało mnie to, że musiałyśmy się przekrzykiwać.

Co prawda, nie mówiłam większości mamie, ale to tylko z powodu tego, że ona była zapracowana i na pewno nie chciałaby o tym słuchać.

– To nic wielkiego! Był jeden facet, ale... – westchnęłam – Już go zamknęli, więc powinnyśmy się cieszyć. 

Już wstałam, żeby odejść na górę, kiedy usłyszałam jej głos.

– O nie, nie. Co to, to nie. Teraz zostaniesz tutaj i wysłuchasz mnie. – Odwróciłam się i spojrzałam na moją matkę. – Dali mi dzisiaj wolne ze względu na problemy.

– Ze względu na problemy? – Zapytałam zaskoczona, że ta sprawa była tak bardzo wyolbrzymiana. – Ale to nie są żadne wielkie problemy! Nie mówiłam ci nic, bo stwierdziłam, że tak będzie najlepiej! 

– Żadne wielkie problemy? – powtórzyła, patrząc się na mnie. – Ty naprawdę twierdzisz, że grożenie komuś i bicie kogoś to żadne problemy? Czyli może powinnam przejść obojętnie przez fakt, że coś takiego przydarzyło się niedawno mojej własnej córce, a ja nie miałam o tym żadnego pojęcia?

– Ale to nie tak. Nic mi się nie stało, przysięgam.

– Nie przysięgaj, nie możesz mówić, że nic ci się nie stało, kiedy tak naprawdę wylądowałaś przez to w szpitalu! 

Puściła ręce swobodnie w dół i zaczęła kręcić się wokół pokoju, tak jak ja, kiedy rozmawiałam z Matteo. 

O tak, dokładnie tak.

– Dobra, mamo. Nie mówiłam ci, bo stwierdziłam, że tak będzie najlepiej.

– Czy twierdzisz, że gdy będziesz miała swoje własne dzieci, a one nie będą ci mówiły, że ktoś im grozi śmiercią, to ty się nie będziesz tym przejmowała i nie będzie cię to obchodziło? 

– Ale... mamo...

– Idź do swojego pokoju, muszę się położyć i to przemyśleć, bo, jak widzę, nie masz we mnie żadnego zaufania!

– Ale kiedy miałam ci to powiedzieć? – zapytałam racjonalnie. – Mamo, bardzo często siedzisz w swojej pracy i już nawet przyzwyczaiłam cię, że siedzę tu sama albo z Niną. Doceniam to, że chcesz zrobić wszystko, żeby nas jakoś utrzymać, dlatego nie chcę dodatkowo zawracać ci głowy swoimi sprawami, kiedy sama masz już dużo swoich.

– To z twojej strony bardzo szlachetna rzecz. – Uśmiechnęłam się na te słowa. – Ale to nie znaczy, że masz rację. Ja się o ciebie martwię, Luna.

– Nie masz czym, mam pomoc u swoich przyjaciół.

– I nie chcesz mieć u swojej matki?

Westchnęłam.

– Ja pójdę się już położyć... – powiedziałam cicho i weszłam po schodach do góry. 

Zamknęłam się w swoim pokoju, rzucając na bok plecak. Wyszłam na balkon i kiedy przez chwilę tam posiedziałam, zdecydowałam się wrócić do środka i przebrać w jakieś rzeczy po domu. Później położyłam się i zasnęłam.

NINA

– Nie odpisuje. – westchnęłam sama do siebie, widząc, że Luna nie odpowiada już na dziesiątą wiadomość.

Rzuciłam telefon na łóżko i położyłam się. Po chwili usłyszałam pukanie do mojego pokoju i odpowiedziałam tylko ciche "proszę", bo na więcej nie było mnie już stać. Byłam wyczerpana.

Wiedziałam, że to mama, albo tata, dlatego nawet nie wstałam z łóżka. Zdziwiłam się i to bardzo, kiedy w drzwiach stanął Gaston. 

Prawie pisnęłam, kiedy go zobaczyłam.

– Co tu tu robisz?! – krzyknęłam cicho ze względu na to, że rodzice byli w domu. – Zwariowałeś?! Czy nie mówiłam ci, żebyś już więcej tu nie przychodził?!

– Nie. – wyszczerzył się w uśmiechu i cicho domknął drzwi, po czym usiadł przy mnie i spojrzał na mnie z góry. 

– Błagam, idź sobie stąd. Jak ty tu w ogóle wszedłeś? Czy moi rodzice cię wpuścili? – zapytałam zaskoczona.

Chciałam, żeby mi uświadomił zmianę swojej osoby, ale na pewno nie w sposób, w którym będzie musiał przychodzić po to do mojego domu.

– Nie, sam sobie wszedłem.

Spojrzałam na niego z otwartymi szeroko oczami i podniosłam się do siadu, nie mogąc w to uwierzyć.

– Żartujesz, prawda?

– Ani trochę – oblizał swoje usta i spojrzał na mnie.

– Masz stąd wyjść, teraz. 

– Nie zrobię tego.

– Dlaczego musisz być taki uparty? Wiesz jacy są moi rodzice, Gaston. Chcesz, żebym miała teraz jeszcze gorzej?

– Dobra, daj sobie na luz.

– Daj sobie na luz? Czy ty się dobrze czujesz? Ja nie jestem tobą, że mogę sobie robić, co mi się żywnie podoba i nic za to nie dostanę. A więc, proszę cię, żebyś teraz stąd wyszedł i...

Nagle złapał mnie za ręce i przyciągnął do siebie, a moje nogi oplótł sobie wokół swojego ciała. Trzymał mnie bardzo blisko siebie i patrzył mi się prosto w oczy. O nie, zdecydowanie mi się to nie podobało. 

– Posłuchaj mnie... – szepnął cicho, a ja zadarłam głowę w górę, żebym mogła bliżej się mu przyjrzeć, co niestety spowodowało, że byłam jeszcze bliżej niego. – Chyba wiesz, że ze mną się nie zadziera, hm? 

Przełknęłam ślinę, próbując się wydostać z tej pułapki.

– I też że się stąd nie wydostaniesz, prawda?

Spojrzałam mu w oczy.

– Proszę, puść mnie – powiedziałam cicho.

– Nie – powiedział i zbliżył się do mnie jeszcze bardziej, kiedy ja byłam dosłownie oszołomiona. 

Próbowałam się odsunąć, ale trzymał mnie w silnym uścisku. Już prawie stałoby się coś, do czego nigdy nie pozwoliłabym doprowadzić, kiedy usłyszałam otwierane się drzwi. Szybko się wydostałam z jego uścisku i popchnęłam Gastona na ziemię, przez co on spadł i spojrzał na mnie gniewnie. Przesłałam mu spojrzenie, które miało znaczyć "Schowaj się pod łóżkiem!" i ułożyłam się zwyczajnie na łóżku, ignorując uczucie czerwonych policzków. 

Do pokoju weszła mama i mogłam dziękować Bogu, za to, że Gaston zdążył schować się pod łóżkiem.

– Słyszałam jakieś głosy z tego pokoju, a wazon z salonu prawie spadł na podłogę. Tata mówił, że widział kogoś, co tu się dzieje?! – Krzyknęła, a ja podskoczyłam. 

– Nic... ja jestem sama i nie widziałam nikogo nigdzie, ani nic z tych rzeczy... nie dotykałam żadnego wazonu, żeby mógł spaść... – powiedziałam cicho. 

– Czemu jesteś taka czerwona?

– A, to pewnie dlatego, że jest tu strasznie gorąco. Muszę otworzyć okno – przyznałam i odeszłam do okna, żeby móc go otworzyć. Odwróciłam się jeszcze i uśmiechnęłam się lekko, na co ona tylko wyszła z pokoju. 

Westchnęłam głęboko, kiedy Gaston wyszedł spod łóżka.

– Jutro wieczorem przyjdę tu po ciebie. – oznajmił, jak gdyby nigdy nic i już chciał wychodzić.

– Co? Czekaj!

– Tak... i nie masz nic do gadania – powiedział, odwracając się w moją stronę. 

– Prawie rozbiłeś wazon w salonie?! – pisnęłam, patrząc na niego z powagą.

– No... sorry, to był przypadek.

Zamknęłam oczy, wzdychając. 

– A więc bądź jutro gotowa. Wieczorem. – powiedział i kiedy puścił do mnie oko, wyszedł z pokoju. 

Złapałam się za głowę, modląc się, żeby nikt z rodziców go nie zauważył. 

W końcu pozwoliłam mojemu ciele swobodnie upaść na łóżko i... zasnąć. 





Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top